Żółta pani premier – czyli u kobiet wciąż liczy się wygląd

Co powiedziała pani premier Beata Szydło na temat podpisania Deklaracji Rzymskiej podczas ostatniego unijnego szczytu? Nie wiadomo. A jak była ubrana? O, to wie cała Polska! Żółta marynarka i żółta bluzka, w intensywnym, kanarkowym kolorze, oczywiście z broszką w klapie – ten strój zelektryzował rzesze zainteresowanych polityką w Polsce. Liczba komentarzy i memów, jaki pojawiły się w sobotę w polskich mediach społecznościowych, budzi podziw.

Czy premier Szydło popełniła błąd, ubierając się w ten sposób? Hm. To nie jest wcale oczywiste.  Skąd więc tyle nieprzychylnych komentarzy na ten temat?

Po pierwsze – u kobiet nadal w pierwszym rzędzie ocenie podlega wygląd.  Tak jest w przypadku nauczycielki w szkole, sekretarki w gabinecie prezesa, i w przypadku kobiet polityków (polityczek). W tym zakresie mamy pełną demokrację – u kobiety zawsze najważniejszy jest wygląd, a kompetencje  schodzą na dalszy plan – i każda kobieta powinna mieć tego świadomość. Dlatego, jeśli w przestrzeni zawodowej kobieta chce być oceniana na podstawie tego, co robi i mówi, jest strój powinien być w miarę neutralny. Oczywiście, można sobie pozwolić na bardziej wyraziste dodatki, buty, torebki – ale in wyższe stanowisko zajmuje kobieta, tym niestety bardziej powinna wytonować swój wygląd – bo stojąc wysoko jest oceniana przez wiele osób, a jej wygląd jest pierwszym, co zauważamy.  Chyba że ma już bardzo wysoką wypracowaną pozycję – wtedy może sobie pozwolić na pewne odstępstwa od reguł, ale tylko wtedy.

Dlaczego tak? Bo kiedy wygląd kobiety aktywnej zawodowo zdominuje jej wizerunek, nikt nie zwraca uwagi ani na jej słowa, ani na umiejętności, ani na działania. I dokładnie tak się stało w przypadku premier Beaty Szydło podczas unijnego szczytu w Rzymie.

Intensywny żółty to nie jest kolor oficjalny, kolor dyplomatów czy polityków.  Mężczyźni nie pojawiają się na oficjalnych spotkaniach w żółtych garniturach. Ani w czerwonych, fioletowych czy zielonych. Standardem jest granat, ciemny szary, grafit, a na wieczór – czerń. Kobiety, chcąc nie chcąc, w tej wciąż zdominowanej przez mężczyzn przestrzeni politycznej, dopasowują się do narzucanych reguł. Jeśli tego nie zrobią, ich ubranie stanie się głównym tematem komentarzy i skutecznie utrudni udział w merytorycznej dyskusji.

Czy kobiety muszą się dopasowywać do męskich reguł? Kiedy mają mocna pozycję, mogą pozwolić sobie na granie kolorem – pod warunkiem, że zrobią to w przestrzeni, w której są silne, a nie tam, gdzie jadą na gościnne występy. Kiedy uważana za jedną z najbardziej wpływowych polityków dzisiejszej Europy Angela Merkel nakłada czerwony żakiet, podkreśla swoją dominującą pozycję. Jednocześnie daje do zrozumienia: uważaj, nie podchodź za blisko, nie zawaham się zareagować. Kiedy Merkel nakłada marynarkę w innym kolorze (a nosi również żółte 😉 ), jej wysoka pozycja w świecie polityki sprawia, że kolor żakietu nie ma znaczenia. Dodatkowo przy tak intensywnych barwach marynarek Merkel tonuje zestawienie białą lub ciemną bluzką/koszulą, kolor nie rzuca się więc tak w oczy.

Premier Szydło postawiła na bardzo intensywny odcień żółtego i w przypadku marynarki, i bluzki. Wszystko wskazuje na to, że chciała się wyróżnić. Rzeczywiście chciała być zauważona, być może dlatego, by przeciwdziałać jakiemuś pomijaniu przez innych polityków europejskich? Być może był to świadomy zabieg z jej strony (i jej doradców). Jednak gdy na tak ważne oficjalne wydarzenie jedzie się po to, by być zauważonym – trzeba nie tylko ubrać się na żółto, ale też mieć równie intensywny plan działania, a na dodatek – trzeba ten plan zrealizować. Nie wiem, czy w tym przypadku taki plan był – znamy tylko efekty. A te są kiepskie. Opinia publiczna w Polsce uznała, że pani premier nic nie osiągnęła w Rzymie, a po to, żeby w ogóle ktoś ją zauważył, ubrała się na żółto. Komentarzom, memom, porównaniom – nie ma końca. Gdyby pani premier ubrała się na żółto na jakieś wydarzenie w Polsce, podczas którego grałaby główne skrzypce – uwag do jej wyglądu by nie było. Ale ubrała się w  ten sposób podczas spotkania na poziomie europejskim, a to akurat nie jest przestrzeń, w której premier Szydło może ostatnio pochwalić się osiągnięciami.  I w tym zakresie było to błąd wizerunkowy.

Jest też drugi aspekt całej sprawy. Wydaje się, że premier Szydło bardzo szybko, niebezpiecznie dla samej siebie i swojej formacji politycznej, zmierza w kierunku uznania przez Polaków, że jest ona politykiem przynoszącym wstyd. Taka opinia nie  jest dziś popularna wśród jej wyborców – w social media bardzo wielu internautów broniło żółtego stroju pani premier.  Ale wydaje się, że poszerza się grono Polaków, dla których prawie wszystko, co zrobi Beata Szydło, jest – mówiąc językiem sieci – obciachem.  Ten syndrom „obciachowego polityka” poznało wielu polityków przed nią, jednym z nich był prezydent Bronisław Komorowski podczas swojej drugiej kampanii prezydenckiej – przegranej. Moim zdaniem kampania była przegrana między innymi właśnie z powodu pojawienia się tego syndromu. Sprawia on bowiem, że praktycznie każde zachowanie polityka oceniane jest w kategoriach wstydu.  Obarczony syndromem polityk nie może liczyć nawet na cień życzliwości czy serdeczności, wystawiony jest non stop na wyjątkowo krytyczną ocenę. Jeśli zachowa się w sposób neutralny – krytyka na chwilę cichnie. Ale jeśli tylko zrobi coś niestandardowego – opinia publiczna natychmiast uznaje go za obciachowego. A Polacy potrafią wybaczyć politykowi wiele, ale nie to, że przynosi im obciach.

O syndromie wstydu w polityce przeczytaj szerzej tutaj: https://mierzynskamarketing.wordpress.com/2017/03/19/czego-polacy-nie-wybaczaja-politykom/

Na miejscu pani premier i jej doradców nie lekceważyłabym ani syndromu wstydu, którym Beata Szydło jest dotknięta wobec coraz szerszego grona wyborców, ani jej wyglądu. Umiar i neutralność to rada, która sprawdza się wobec każdej aktywnej zawodowo kobiety.  Na niewłaściwym sposobie ubierania się poległa już Magdalena Ogórek, kandydatka na Prezydenta RP (chodziło o jej sukienkę przypominającą koszulkę nocną),  w każdej kadencji znajdziemy w mediach materiały analizujące sposoby ubierania się posłanek (w tej kadencji za jedną z najbardziej „niedopasowanych” do Sejmu uznano posłankę Bernadettę Krynicką, wcześniej długo ten tytuł dzierżyła posłanka Joanna Seneszyn). Na złamanie zasad oficjalnego dress codu można sobie pozwalać, mając wysoką, silną pozycję – zarówno w polityce, jak i w banku, urzędzie czy korporacji. W czasie budowania tej pozycji – szokując wyglądem można sobie wyłącznie zaszkodzić.

1 thoughts on “Żółta pani premier – czyli u kobiet wciąż liczy się wygląd

Dodaj komentarz