Tak byłoby najprościej. Wyliczyć liczbę lajków, komentarzy i udostępnień postu na poziomie optymalnym dla naszego wymarzonego zasięgu. Zamiast ślęczeć nad contentem, wymyślać infografiki, szukać zdjęć – po prostu policzyć, ile kliknięć Ci potrzeba.
W tej matematycznej wizji social media do sukcesu potrzeba jedynie wysokiej liczby kont, do których mamy dostęp (bezpośrednio lub pośrednio). Do tego – dla wzmocnienia wyników – parę transakcji kupna lajków (wpisz słowo „lajki” na Allegro, nawet nie są drogie). I już. Piszesz post (w zasadzie bez znaczenia, z jaką treścią), lajkujesz ze wszystkich kont, do których masz dostęp. Komentujesz (sam ze sobą), udostępniasz – na obsługiwanych przez siebie kontach. Liczba zaangażowania pod postem rośnie lawinowo, jedno wielkie WOW wyrywa się wszystkim dookoła, klient łka ze szczęścia, notowania Twojego fanpage`a w statystykach lecą niepohamowanie w górę, a Ty rośniesz! „Tak się rozwala system” – myślisz w przekonaniu, że znalazłeś klucz do sukcesu w social media.
Wizja pociągająca i nawet czasami realizowana. Ma jednak fundamentalną wadę – jest nieskuteczna.
Otóż – nie rozwalasz systemu. System ma się całkiem nieźle – zwłaszcza, że Twoich postów w zasadzie w nim nie widać, a raczej z każdym postem widać je coraz mniej. Niespodzianka! 😉
Piszę o tym, ponieważ ostatnio kilkakrotnie na ten temat dyskutowałam. Facebook to nie jest prosta matematyka. To stwierdzenie dotyczy wszystkich mediów społecznościowych, ale dziś skupię się Facebooku.
Po pierwsze – nieuczciwość
Opisane wyżej sposoby działania zdarzają się wszędzie. Fejkowe konta, dokupowanie lajków – to zwyczajna nieuczciwość wobec klienta. Chyba że klientowi zależy tylko na liczbie lajków pod postem – wtedy ok. Ale zazwyczaj klient – niezależnie od tego, czy jest to firma, instytucja, fundacja, osoba prywatna – nie chce lajków, tylko jak najszerszego dotarcia do realnych osób, związania ich z marką oraz podjęcia przez nich konkretnych działań. Właśnie dlatego w przypadku ofert zakupowych konwersję z FB mierzy się np. kliknięciami w post, przejściem na stronę internetową firmy, często pod specjalną subdomeną (by łatwiej zbadać, czy ruch na stronie rzeczywiście generują posty w social media), liczbą osób zarejestrowanych etc. – a nie liczbą lajków. One są oczywiście pewną wskazówką świadczącą o zaangażowaniu, ale by ją właściwie odczytać, trzeba sprawdzić, kto lajkuje, kiedy, czy nie są to wciąż te same osoby, jaka jest ich lokalizacja etc. Dopiero wtedy można ocenić, czy zaangażowanie ma jakąkolwiek wartość, czy też jest zwyczajnym oszustwem.
Po drugie – nieskuteczność
Nieuczciwość lub uczciwość to kwestia etyczna. Opisana „matematyczna wizja” ma jednak także wadę merytoryczną – i to podstawową. Mechanizm lajkowania postów przez samego siebie – lub tę samą grupę ludzi czy te same fanpage – prowadzi do znaczącego zawężenia grona odbiorców. W algorytm Facebooka wpisano bowiem – oprócz zliczania poziomu zaangażowania pod postem – także zmienną, którą na język polski tłumaczy się jako Koligacja (Affinity). Jest to wskaźnik, który opisuje, jak często dawaliśmy lajka pod postami z danego fanpage`a, jak często udostępnialiśmy jego posty etc.
(A`propos – algorytm FB działa na podstawie 10 000 zmiennych! Na dodatek jest dość często aktualizowany. Wiara w to, że matematycznie budując zaangażowanie trafimy w najwyżej „punktowane” miejsce i FB zacznie nasz post udostępniać masowo, to utopia.)
Wracając do Koligacji – mówiąc najprościej: im częściej angażujesz się pod postami na danym fapage`u, tym częściej będziesz miał wyświetlane nowe posty z tego fanpage`a. Proste, prawda? To teraz wróćmy do naszej matematycznej wizji FB. Kiedy posty lajkuje stale to samo grono osób, każdy kolejny post na tym profilu będzie widoczny głównie dla tej samej grupy osób. Bo to one wchodziły w relację z wpisami z danego FB.
Kiedy więc lajkujesz post przez inne prowadzone przez siebie profile, kolejny post widzą głównie Twoje profile – czyli Ty sam. Kiedy posty lajkuje ta sama grupa ludzi, to oni widzą nowe wpisy. Można się długo tak miło bawić we własnym gronie – ale to w żaden sposób nie prowadzi do zwiększania dotarcia, pozyskiwania nowych fanów, podejmowania oczekiwanych działań przez odbiorców. Wpływ Twojego profilu nie rośnie, tylko stoi w miejscu. Nie rozwijasz się. Po pewnym czasie zasięgi spadają w bardzo widoczny sposób. Dobrze jeszcze, jeśli post lajkuje grupa naprawdę aktywnych osób na FB, bo wtedy zobaczą go ich znajomi. Gorzej, gdy masz fejkowe konta, dokupujesz lajki albo używasz do lajkowania fanpage`y z małą liczbą fanów – wtedy realnie Twój post widzą pojedyncze osoby (średni organiczny zasięg postu to zaledwie 5 proc. fanów danej strony).
Nie wierzysz? Sprawdź!
Nierzeczywistość matematycznej wizji można sprawdzić jeszcze w jeden sposób. Wizja wyliczania zasięgu zależnie od liczby lajków i komentarzy wali się w chwili, gdy Twój post (warunek – ciekawy post!) udostępni jakiś silnie influencerowy fanpage lub po prostu użytkownik z bardzo dużą liczbą znajomych i wysokim poziomem zaangażowania. U Ciebie pod postem tzw. punkty Interactivity nie rosną wcale (wszak to tylko jedno udostępnienie i jeden lajk), natomiast zasięg postu rośnie w tempie przyprawiającym o zawrót głowy – o kilkanaście, czasem kilkadziesiąt tysięcy!
I tego właśnie Ci życzę –żebyś miał takie posty, aby najlepsi i najwięksi udostępniali je u siebie! Wtedy poczujesz magię social media. I może zapomnisz o marzeniach matematyka. 😉
Ps. O tym, co naprawdę „lubi” algorytm FB – w moim wpisie: https://mierzynskamarketing.wordpress.com/2016/12/09/posty-ktore-lubi-facebook-jak-zwiekszac-zasieg/