Dezinformacja z 10 sekund milczenia Schetyny. Manipulacje w sieci

Widziałeś/-aś w sieci filmik o tym, jak to niby Schetynę „zatkało” i podobno nie umiał podać ani jednego sukcesu swojego rządu? To była jedna z bardziej cynicznych akcji świadomego rozpowszechniania dezinformacji w polskiej przestrzeni publicznej w ostatnich miesiącach. Manipulacja jakby żywcem wyjęta ze słownikowej definicji tego pojęcia. W rolach głównych: Grzegorz Schetyna jako przedmiot manipulacji; oraz manipulatorzy – Paweł Kukiz i TVP Info. Do dezinformacji wystarczyło 10 sekund milczenia Schetyny podczas konferencji.

19 kwietnia lider Platformy Grzegorz Schetyna ma konferencję prasową w Szczecinie. W którymś momencie pytanie zadaje mu dziennikarz lokalnej telewizji internetowej TV Goleniów.  Chce, by Schetyna wymienił kilka sukcesów rządu PO/PSL. Schetyna się zastanawia – przez 10 sekund. Potem odpowiada, dość długo. TV Goleniów montuje fragment nagrania z pytaniem dziennikarza i 10 sekundami milczenia Schetyny, kończąc całość planszą z napisem:” Chcesz poznać odpowiedź? Zapraszamy na www.goleniow.net.pl”. Wrzuca to do Internetu (https://www.youtube.com/watch?v=o6Cf7g-UVuk), jednocześnie zamieszczając też całość nagrania z konferencji (https://www.youtube.com/watch?v=0OYt5YJN0Ag).

 

Pierwszy śmieje się Paweł Kukiz

Nikt, kto obejrzy do końca krótką zajawkę, nie może sądzić, że odpowiedzi nie było – była, tylko żeby ją obejrzeć, trzeba wejść na inną stronę. Potem jednak ktoś przemontowuje filmik: usuwa końcowe plansze i domontowuje fragment z polskiego filmu „Rejs”. Ostatnia zamieszczona w nagraniu fraza z „Rejsu” brzmi: „Pytania są tendencyjne!”. Nagranie w tej wersji zamieszcza na swoim profilu internetowym Paweł Kukiz – robi to 20 kwietnia o godz. 7.57 rano.

dezinfo_schetyna_kukiz1

Nagranie chwyta, ma setki tysięcy wyświetleń i tysiące udostępnień. Wszyscy padają ze śmiechu, że „Schetynę zatkało” i nie potrafił wymienić ani jednego sukcesu rządu PO/PSL.  Tego samego dnia film pojawia się w sieci w jeszcze jednej wersji – 20 sekund nagrania, bez planszy TV Goleniów i bez fragmentów z „Rejsu”. Tę wersję oraz wersję Pawła Kukiza zaczynają rozpowszechniać w sieci nie tylko zwykli użytkownicy, ale też prawicowe portale: Niezależna.pl, Wprawo.pl, Wmeritum.pl, TelewizjaRepublika.pl, Dorzeczy.pl. Informują co prawda, że Schetyna ostatecznie „powiedział parę zdań”, ale „w pamięci pozostaje pierwsza reakcja Schetyny” (Dorzeczy.pl).

Do portali dołączają kolejni politycy, np. w piątek o godz. 9.21 nagranie publikuje na swoim profilu poseł Patryk Jaki. Pisze przy tym o znokautowaniu opozycji przez dziennikarza TV Goleniów.

dezinfo_schetyna_jaki

Żadne z mediów nie zamieszcza linku do pełnego nagrania konferencji, które cały czas jest dostępne na stronie internetowej lokalnej telewizji – ba, nikt nawet o nim nie wspomina! Bańki informacyjne (czyli ograniczenie kontaktów w mediach społecznościowych do własnego środowiska) sprawiają, że przez długi czas nikt z opozycji nie odnosi się do nagrania, może więc ono funkcjonować w sieci bez żadnego dementi.

 

TVP Info: Grzegorz Schetyna zaniemówił

W sobotę, 21 kwietnia 2018 r. ok. godz. 14.30 20-sekundowy film udostępnia na Twitterze TVP Info. To moment, w którym nagranie wychodzi z prawicowej bańki informacyjnej i dociera do obozu antyPiS. Dwie godziny później jako pierwsze z antyPiS-owskiej przestrzeni konto @Polskawruinie1 upublicznia pod tweetem TVP link do pełnego nagrania z konferencji.

dezinfo_schetyna1

To przełom. Zaczyna się dementowanie, zestawiane są dwa nagrania – opublikowane przez TVP Info oraz całościowe. W komentarzach pojawiają się stwierdzenia, że to manipulacja. Jednak TVP Info jeszcze przez wiele godzin ma tę wiadomość na pierwszym miejscu swojego timeline`a – tweet został przypięty, tzn. oznaczono go tak, by był widoczny jako pierwszy dla każdego, kto wejdzie na konto TVP. To skuteczny sposób promowania treści.

Czy TVP Info albo Paweł Kukiz mogli manipulować przekazem w sposób nieświadomy? Trudno uwierzyć, by osoby doświadczone medialnie nie miały świadomości, że nagranie jest tylko fragmentem większej całości. A jeśli miały, to dezinformację zamieszczono celowo i świadomie ją rozpowszechniano, wiedząc, że prawda o konferencji jest zupełnie inna: Schetyna odpowiedział na pytanie.

 

Dezinformacje? To będzie ich czas w Polsce. Niestety.

Obserwowanie mediów społecznościowych w Polsce każe przypuszczać, że dezinformacje będą coraz częściej wykorzystywane do walki politycznej. Są skuteczne i trudne do zdementowania. Niestety, powstają już aplikacje, dzięki którym w prosty sposób można będzie nie tylko wycinać fragmenty nagrań, ale też podkładać głos pod nagranie tak, by odbiorcy nie wiedzieli o zmianie ścieżki dźwiękowej. W sieci popularny jest film obrazujący to zjawisko: jeden z amerykańskich aktorów podkłada głos pod nagranie wypowiedzi prezydenta Obamy. Robi to w taki sposób, że odbiorca nie ma szans, by zorientować się w manipulacji.

Kiedy tego typu aplikacje upowszechnią się i staną się jeszcze prostsze w obsłudze, możemy spodziewać się ich wykorzystania w polskiej polityce. Niestety, dziś nie ma narzędzia, które pozwoliłoby w prosty sposób ujawnić, iż tego typu nagranie jest fałszywe. Wydaje się, że w przestrzeni publicznej jedyną możliwą obroną będzie prezentowanie prawdziwego nagrania oraz wytaczanie procesów sądowych. Chyba nic poza nieuchronnością kary nie ochroni nas przed tego typu oszustwami.

 

Fragment tekstu opublikowanego także na portalu OKO Press.

Co wie o Tobie Facebook? Przekonaj się!

Co wie o Tobie Facebook? Więcej niż byś chciał, to akurat jest pewne. Za chwilę podam Ci prosty sposób, jak się tego dowiedzieć. Ale najpierw chcę, żebyś wiedział, z czym przyjdzie Ci się zmierzyć.

Wyobraź sobie, że Twoja placówka pocztowa przechowuje kopię każdego Twojego listu i przesyłki. Pracownicy poczty czytają listy (!) i katalogują je w odpowiednich przegródkach wielkiej szafy z setkami szufladek –  wszystkie są przeznaczone na informacje o Tobie. Są tam nie tylko listy, ale i informacje o przesyłkach, adresy odbiorców, miejsca, z których słałeś wakacyjne widokówki (razem z datami), spis przedmiotów, które wysłałeś babci czy przyjacielowi.  Jednym słowem – możesz tam znaleźć informacje o całej swojej nadawczo-odbiorczej aktywności, łącznie z treścią zaklejonych listów.  Dostęp do tej szafy masz nie Ty, lecz pracownicy placówki. System katalogowania jest przemyślnie urządzony, doskonały do prowadzenia analiz, oceniania, co lubisz, a czego nie, z którym politykiem Ci po drodze, z kim lubisz rozmawiać, z kim się pokłóciłeś, kto do Ciebie napisał, że Cię nienawidzi, a kto, że kocha….

Czujesz dreszczyk emocji? To opowieść prawdziwa, tyle że nie o poczcie (która, w co wierzę, chroni prywatność swoich klientów), ale o Facebooku. Jedyna różnica jest taka, że nikt tego nie robi ręcznie, bo dane gromadzi i analizuje komputer, nie pracownicy. Możesz bardzo szybko przekonać się o prawdziwości tej historii. Wystarczy, że pobierzesz z Facebooka kopię swoich danych. Jest już taka możliwość. Trzeba zalogować się na swoje konto, wejść w  „Uustawienia” i na podstronie „Ogólne” kliknąć w opcję „Pobierz kopię swoich danych”. Po jakimś czasie na maila dostaniesz całe swoje archiwum. Warto to zrobić, warto tę kopię dokładnie obejrzeć. Robi wrażenie. Powiedziałabym – piorunujące.

 

Myślisz, że na Messengerze wysyłasz naprawdę prywatne wiadomości?

Zajmuję się mediami społecznościowymi zawodowo i od dawna mam świadomość, że te usługi są bezpłatne dla użytkowników tylko pozornie. Bo płacimy za nie jedną z najdroższych dziś na świecie walut – swoimi danymi. Znam regulamin FB i wiem, jakie dane pobiera. Ale zobaczenie ich wszystkich razem, skonfrontowanie faktów z moją własną Facebookową rzeczywistością… Uff.

Na początku wygląda to tak:

fb1

Już sam rozmiar pliku robi wrażenie – u mnie 1,4 GB. Po otwarciu okazuje się, że jest tam naprawdę wszystko. Nie wzrusza mnie archiwum wszystkich moich wpisów na FB, a stare zdjęcia sprawiają, że czuję się nieco sentymentalnie.  Ale gdy otwieram pełną listę (ze wszystkich lat użytkowania konta) moich znajomych i widzę, że przy każdym nazwisku widnieje data przyjęcia go do grona znajomych, a przy niektórych – także usunięcia, zablokowania czy wyciszenia, robi mi się nieco mniej sympatycznie. Bo co prawda ja to wszystko wiem, ale – przecież poza mną wie też ktoś jeszcze.  Gdy wchodzę do katalogu „Messenger”, są tam wszystkie wiadomości, jakie kiedykolwiek dostałam i kiedykolwiek napisałam. Każdy emotikon. Każde wyznanie. Każde przekleństwo. Z datą, godziną, czasem też – z lokalizacją. Odkrywam także te wiadomości, które trafiają do katalogu „Inne” i z tego powodu części z nich nigdy nie widziałam. W sumie – pewnie tysiące postów. Tak, wiem, wszyscy w branży social media wiedzą – Messenger przechowuje historię rozmów, więc nic dziwnego, że można je wszystkie zobaczyć w kopii swoich danych. Ale zobaczenie ich wszystkich razem daje natychmiastowy pogląd na to, jak dużo jest tych danych. Jak wiele informacji na swój własny temat przekazujemy Facebookowi. (Ps. Jeśli do tej pory nie zastanawiałeś się nad tym, że FB archiwizuje treść Twoich wiadomości z Meesengera – nie martw się, nie świadczy to źle o poziomie Twojej ogólnej wiedzy Po prostu nie musiałeś się nad tym zastanawiać, a FB – umówmy się – niespecjalnie zależało, byś miał tego głęboką świadomość.)

 

Google i nagrania rozmów telefonicznych

Podobne uczucie towarzyszyło mi, gdy sprawdziłam, co zapisuje na mój temat Google, wykorzystując fakt, że mam konto na Gmailu, na które jestem zalogowana w swoim smartfonie. Wiecie doskonale, że do uruchomienia części funkcjonalności w systemie Android trzeba mieć konto na Gmailu. Google ułatwia nam życie, ale też zbiera dane. Chociażby historię wszystkich odwiedzonych przez nas stron internetowych – doskonałe informacje do targetowania reklam. Warto wiedzieć, że jeśli choć raz wykorzystaliśmy funkcję głosowego wybierania  w swoim telefonie, Google nagrywa również fragmenty naszych rozmów telefonicznych. I gromadzi, gromadzi, gromadzi… Chcesz sam to sprawdzić? Nic prostszego. Wystarczy wejść na stronę history.google.com i zalogować się na swoją pocztę Gmail.  

 

System ochrony danych – niezbędny!

Uważam, że każdy powinien sprawdzić, jakie dane gromadzą o nas ci internetowi giganci. Zwłaszcza powinny to zrobić osoby odpowiadające za stanowienie prawa – na poziomie polskim i europejskim. Bo chyba dopiero zobaczenie na własne oczy ogromu zgromadzonych danych na swój temat pozwoli wielu osobom zrozumieć, jak istotne jest zbudowanie perfekcyjnie działającego systemu ochrony tych danych. Bo problem tak naprawdę nie leży w tym, że Facebook i Google zbierają nasze dane – w sumie wszyscy o tym doskonale wiemy. Problem leży w tym, komu te dane udostępniają i na jakich zasadach. Po rewelacjach dotyczących Cambridge Analytica, która zgromadziła 50 milionów wyników dotyczących setek tysięcy Amerykanów wiadomo, że te dane wychodzą poza FB i jego pracowników. Że analizują je nie tylko Facebookowe czy Googlowskie algorytmy, ale też – właśnie, czyje jeszcze? Kto jeszcze może odczytać nasze niby prywatne wiadomości na Messengerze? Kto ma dostęp do plików z fragmentami naszych telefonicznych rozmów? Mamy prawo to wiedzieć!

Żeby skutecznie domagać się egzekwowanie tego prawa, zrób dziś pierwszy krok. Ściągnij kopię swoich danych z Facebooka. I przeczytaj, co wie o Tobie Facebook. Zajrzyj na stronę Google – i sprawdź, jakie fragmenty Twoich rozmów przechowuje. Świadomość całego mechanizmu to podstawa do tego, by go zmienić.

Ps. Szanowni czytający to eksperci od social media – to nie jest tekst adresowany do Was. Wy oczywiście wiecie wszystko na temat gromadzenia danych przez Facebooka, Google i innych. Wiecie o tym także dlatego, że z tych danych korzystacie – targetując reklamy, personalizując przekazy, tworząc podobne grupy odbiorców do importowanych list klientów, zbierając dane przez reklamy kontaktowe etc. Wiecie więc – i doskonale. Ale zapewniam – nie wszyscy użytkownicy FB o tym wiedzą. Nie wszyscy mają świadomość, jaka jest skala gromadzonych danych oraz jakie dane są gromadzone. A ja uważam, że mają prawo wiedzieć. Nie  po to, by rezygnować z social media, tylko po to, by być ich świadomym użytkownikiem i nie ulegać manipulacji.

 

 

 

 

 

Kto bronił ministra Macierewicza? Dezinformacja na polskim Twitterze – akcja 2

Polski mistrz dezinformacji objawił się na Twitterze. Pod utworzoną przez niego, kpiąco-ironiczną z jego punktu widzenia petycją w obronie Antoniego Macierewicza podpisało się ponad 9 tysięcy osób. Autor chyba nie przewidział, że w jego apel tak gremialnie uwierzą zwolennicy polityka. Niezależnie od intencji jego petycja zamieniła się w wielką polską sieciową dezinformację – i jako taka przejdzie do klasyki polskich mediów społecznościowych.

9 stycznia premier Mateusz Morawiecki ogłasza zmiany w rządzie. Jednym z najgorętszych tematów natychmiast robi się dymisja ministra obrony narodowej Antoniego Macierewicza. Ten polityk ma tak wielu zwolenników, że decyzja premiera wyraźnie oburza część elektoratu partii rządzącej.  Popierający Macierewicza od końca listopada podpisywali petycję w jego obronie na portalu Niezalezna.pl, jest tam ponad 16 tysięcy podpisów. Ale 9 stycznia sytuacja zmienia się na gorszą – minister traci stanowisko. Prawicowy elektorat wrze. Jak wynika z danych udostępnianych przez portal Polityka w sieci, liczba  wzmianek na temat Macierewicza na Twitterze tego dnia rośnie w szalony sposób, ostatecznie osiągając prawie 16 tysięcy.

mac11

09.01.2018, 19.37: „A gdyby tak rzucić prawym kochanym petycję…”

Wieczorem tego dnia jeden z użytkowników polskiego Twittera, używający nicka @Napalony Wikary, wpada na pomysł, by na jednym z portali zbierających podpisy pod petycjami online założyć petycję w obronie Antoniego Macierewicza. Pisze o tym o godz. 19.37 jako o żarcie, kpinie.

mac9

Kilka minut po 20-tej petycja już jest. Zaczyna się od słów: „Żądamy przywrócenia Antoniego Macierewicza na stanowisko Ministra Obrony.” Autorem petycji jest anonimowy Bartosz Z.  I jak się okazuje, trafia swoim pomysłem w sam środek rozgrzanego do czerwoności kotła.

@Napalony Wikary o 20.09 tweetem informuje o założeniu petycji, używając przy tym hashtagów charakterystycznych dla użytkowników Twittera, którzy popierają partię rządzącą:  #DrugaZmiana oraz #Prawi. W następnym wpisie zawiadamia o petycji kilku prawicowych dziennikarzy i portali informacyjnych oraz prawicowych użytkowników Twittera z dużymi zasięgami postów.

mac10

 

09.01.2018 między 20.09 a 21.12: tweet zaczyna się rozchodzić

Od początku większość odbiorców w petycji nie widzi żartu ani fake`a, tylko prawdziwą obywatelską reakcję na decyzję podjętą przez premiera. Co ciekawe, w takim jej odbiorze nie przeszkadzają nawet mocne polityczne sformułowania w treści petycji, które ustawiają prawicowy elektorat przeciwko rządzącym: „Niestety, polityczne intrygi części obozu „dobrej zmiany” oraz środowisk dawnych Wojskowych Służb Informacyjnych najpierw doprowadziły do kampanii zohydzającej postać Antoniego Macierewicza, a następnie do jego odwołania z piastowanego stanowiska Ministra Obrony Narodowej. W związku z powyższym my, wyborcy Prawa i Sprawiedliwości oraz wielu innych środowisk patriotycznych, zwracamy się z apelem do Pana Prezesa Rady Ministrów Mateusza Morawieckiego, Pana Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej Andrzeja Dudy, Pana Prezesa Prawa i Sprawiedliwości Jarosława Kaczyńskiego o przerwanie antypolskiego chocholego tańca i przywrócenie Antoniego Macierewicza na zajmowane uprzednio stanowisko.”

Jak twierdzi pomysłodawca apelu, on chciał „strollować prawych kochanych, ale wyszło jak wyszło”.

mac13

 

09.01.2018, 21.12: Petycję z Twittera uwiarygadniają media

Dezinformacja od pierwszej chwili udaje się perfekcyjnie. Już o godz. 21.12 artykuł o petycji zamieszcza bardzo szacowne medium – dziennik „Rzeczpospolita”.  Petycja ma wówczas zebranych zaledwie kilkanaście podpisów, ale informacja idzie w świat.

mac12

Tuż po godz. 22-giej „Rzeczpospolita” aktualizuje tekst dodając, że petycja ma charakter prześmiewczy, jednak informację o zbiórce podpisów podają kolejne media. Najpierw Wirtualna Polska i Niezależna.pl. Następnego dnia rano – Dorzeczy.pl, Wolnosc24.pl, NaTemat.pl, Wprost.pl, Radio Zet, Kresy.pl, a nawet Radio Maryja. Niektóre informują (często na końcu tekstu) o prześmiewczym wg jej autora charakterze petycji, inne nie.

mac_media

10 stycznia od rana rusza lawina. Petycja rozchodzi się błyskawicznie w mediach społecznościowych. Do jej podpisywania zachęcają się użytkownicy Facebooka w wielu prawicowych grupach, np. „Polska zawsze niepodległa” (12 tys. członków). Na Twitterze o petycji informują znane, influencerskie prawicowe konta oraz media.

 

10.01.2018 po południu:  anonimowe konta rozpowszechniają link na Twitterze

10 stycznia po południu na TT obserwuję wysoką aktywność nowych, anonimowych kont – albo właśnie założonych, albo istniejących od niedawna, mało aktywnych – które udostępniają link do petycji. Wygląda to na czyjeś zaplanowane działanie – nowe konta powstają dziesiątkami, w ciągu kilku godzin.  Portal udostępniający petycję daje możliwość automatycznego udostępnienia linku do niej w mediach społecznościowych – jak wynika z informacji na portalu, do 14 stycznia z możliwości udostępnienia tego linku na Twitterze skorzystano 765 razy.  Można to jednak zrobić tylko posiadając konto na TT. Dziesiątki nowych – zawsze anonimowych – kont w tym medium społecznościowym powstaje więc tylko po to, by ten link rozpowszechniać.  Kto realizuję tę akcję – nie wiadomo.

mac16

Na Facebooku udostępnienie linka bezpośrednio ze strony z petycją jest znacząco większe – zrobiono tak 4074 razy. E-mailowo link przesłano 898 razy (dane z 14.01 godz. 19.00).

 

10.01.2018 późne popołudnie:  „Zorganizował ją lewak w celu wyłudzenia danych!”

Jednocześnie na Twitterze część użytkowników dementuje informację, jakoby petycja rzeczywiście miała być wysłana do premiera i w ogóle – że powstała „na poważnie”. Dementi podają najczęściej followersi @Napalony Wikary, on sam na swoim koncie pokazuje kolejne tweety osób, które uwierzyły w wiarygodność petycji. Przez większość dnia informacja, iż petycja była żartem, nie przebija się jednak do zwolenników ministra Macierewicza. Dochodzi do tego dopiero późnym po południem. Wtedy pojawia się informacja, że „Lewak @Napalony Wikary utworzył petycję po to, aby zbierać nazwiska i adresy osób z prawej strony”. Ten wątek powtarza się wielokrotnie – petycja to prowokacja stworzona po to, żeby zebrać maile osób popierających prawicę.

 

14.01.2018 wieczorem: 9150 podpisów pod petycją

Informacja o zbieraniu maili „przez lewaka” sprawia, że masowa akcja linkowania do petycji wygasa, ta jest jednak ciągle podpisywana. 10 stycznia liczba podpisów przekracza 4,5 tysiąca, 12 stycznia jest pod nią ok. 7 tysięcy podpisów, 14 stycznia wieczorem – 9150 i ciągle rośnie. Choć oczywiście w niedzielę wzrost jest dużo wolniejszy niż w poprzednich dniach. Nie do wszystkich użytkowników sieci dotarła więc informacja, że petycja jest  dezinformacją, fake`em.

petycja3

 

Podsumujmy:

Ponad 9 tysięcy osób uwierzyło w petycję do tego stopnia, że złożyło pod nią swój podpis i podało dane. Nie mam dostępu do listy, ale można założyć (oceniając np. akcję tworzenia nowych kont na TT), że część z tych podpisów jest fałszywa, nie należy do osób rzeczywiście istniejących. Jak duża – nie wiadomo. Na pewno jednak podpisało się pod nią także wielu autentycznych zwolenników Antoniego Macierewicza – mimo że petycja była sygnowana przez anonimowego autora. Jej wiarygodność zbudowały jednak przekazy medialne.

Po ujawnieniu, iż petycja była fake`em, część  mediów usunęła informacje o niej ze swoich stron (np. Radio Maryja), inne zaktualizowały artykuły.

To kolejny przykład akcji dezinformacyjnej w Polsce – moim zdaniem zupełnie niezamierzonej w tym wymiarze. Miało być dużo śmiechu.  Było dużo powagi i zaangażowania ze strony ludzi, którzy uwierzyli w petycję, oraz poczucia bycia oszukanym, gdy zdementowano „powagę” apelu.

 

Polskie media: szybkość czy prawda?

Opisywałam już w grudniu akcję dezinformacji wymierzoną przeciwko politykom PO i środowisku sędziowskiemu. Tym razem dezinformacja uderzyła w obóz zwolenników PiS-u.  Obie te sytuacje doskonale pokazują po pierwsze mechanizmy rozchodzenia się dezinformacji w sieci, a po drugie – zagrożenie, jakie fałszywe informacje sprawiają dla stabilności nastrojów społecznych. Zwłaszcza gdy rozpowszechniają je wiarygodne (z punktu widzenia odbiorców) media.

Po raz kolejny widać, jak ogromne znaczenie ma sposób sprawdzania informacji przez dziennikarzy – kluczowe jest potwierdzanie danych z różnych źródeł, opieranie się wyłącznie na wiarygodnych informatorach – i dawanie sobie czasu na sprawdzenie, czy news jest prawdziwy oraz o co w nim naprawdę chodzi. Jeśli tweet z newsem pojawia się na Twitterze o godz. 20.09, a już o godz. 21.12 artykuł na ten temat na swoim portalu ma „Rzeczpospolita” – tzn. że autor tekstu nie miał czasu na zebranie dodatkowych danych poza przeczytaniem tweeta i petycji oraz napisaniem newsa. To nie wina autora – system obiegu informacji, w którym dziś funkcjonujemy, wymusza na mediach działanie: „poinformuj o tym jak najszybciej, potem poprawimy”.  Każde medium chce być szybsze od konkurencji. To sprawia, że dezinformacja rozchodzi się w Polsce wyjątkowo szybko i w ciągu kilku godzin nabiera charakteru nawet nie kuli śnieżnej, tylko lawiny.

Dopóki balans między szybkością a prawdą w polskich mediach nie przesunie się na stronę prawdy – każda akcja dezinformacyjna będzie się miała w Polsce doskonale.

Czy te lajki mogą kłamać? Manipulacje w sieci cz. 4

Czy te lajki mogą kłamać? Mogą. I kłamią! Sprawdziłam, jak działa kupowanie lajków na Facebooku i  czy da się odróżnić kupione reakcje od prawdziwych. Efekty, przyznaję, nieco mnie zaskoczyły. Ale jedno wiem już nie na 100, lecz na 200 procent  – kupowanie lajków jest bez sensu. Poza ładnym wyglądem posta lub fanpage`a i pozorem popularności nie daje kompletnie nic. Nie idź tą drogą! Zajrzyj za to do użytkowanych aplikacji i sprawdź, czy przypadkiem któraś z nich nie używa Twego konta do lajkowania opłaconych postów.

Sama transakcja jest bardzo prosta. Wystarczy wpisać na Allegro frazę „kupowanie lajków”, by pojawiły się oferty. Ponieważ nie chcę wydawać pieniędzy, wybieram firmę, która na zachętę daje 20 lajków za darmo. Muszę tylko założyć darmowe konto i podać maila. Zakładam, niech tam. Po chwili mogę zobaczyć taki panel:

lajki1

Wybieram opcję „darmowe zlecenie”, podaję link do posta na FB (wrzucam zdjęcie profilowe, będzie najprościej)  – i obserwuję.  W ciągu trzech minut liczba lajków pod zdjęciem rośnie dokładnie o 19. Ok, prawie tyle, ile obiecali.

Teraz najważniejsze – kto polubił mój post? Sprawdzam. Wśród nowych lajków jest  Tajemniczy Chłopiec, z erotycznym zdjęciem w profilowym – ale to wyjątek. Pozostałe profile są mniej kontrowersyjne. Jest Hamid Mohamed (obserwowany przez 7 osób) i Clarissa Ferrer z 17 znajomymi. Czyli fejkowe zagraniczne konta.

lajki4

Mam też lajka od Kacpra Domdalskiego – na zdjęciu profilowym widać chłopca z gimnazjum lub podstawówki, ma 0 znajomych, za to wysoką aktywność w grupie gimnazjalistów, która pomaga zbierać lajki pod swoimi (albo nie) postami. Sara Haferbrei to podobna grupa wiekowa. Ona może się pochwalić 489 znajomymi. Konto wygląda na działające – prawdziwe albo bardzo starannie budowane fejkowe. Gdyby nie nazwisko, uznałabym, że to realny profil. Mam też lajk od Johna Johny`ego Pettersona ze 103 zagranicznymi znajomymi, ale z postami napisanymi w języku polskim. Jest też Ewelina Kubańska – na zdjęciu starsza pani, w postach – używa baaardzo młodzieżowego języka. 😉  Pewnie fejk. Ale – działający! Post za postem, komentarze, reakcje. Tak samo zresztą jak konto Pettersona.

lajki5

Żaden z lajków nie pochodzi od klasycznego bota.  Część kont  po dokładnej analizie wygląda na fejki – ale na pierwszy rzut oka robią wrażenie prawdziwych. Niektóre są prawdziwe  – ciekawe, czy ich właściciele wiedzą, co zalajkowali? Zapytacie, czy mogą nie wiedzieć? Mogą – jeśli dostęp do ich konta pozyskano przez jakąś aplikację. Tak to się robi: chcesz skorzystać z aplikacji, jakich mnóstwo jest na FB,  a do tego konieczny jest dostęp do Twego konta. Klikasz  – i aplikacja zachowuje Twoje dane i dostęp. A potem z nich korzysta. Z 20 lajków, które pojawiły się pod moim postem, dotyczy to prawdopodobnie gimnazjalistów, bo ich konta wyglądają na prawdziwe i używane.

Są też lajki pochodzące z profili, na których widać same posty konkursowe i promocyjne – prawdopodobnie to fejkowe konta, regularnie wykorzystywane przez agencje do tworzenia sztucznego ruchu. Ale to zaledwie 1/5 wszystkich kupionych lajków.

Analizując wszystkie uznaję, że podejrzenia o fałszywkę budzi zaledwie połowa sztucznych reakcji. Reszta wygląda na prawdziwe i zasadniczo jest nie do odróżnienia od prawdziwych! Można je rozpoznać jedynie znając grupy odbiorców, do których adresowany jest fanpage, i wyłapując niespójność z nimi. Np. jeśli stronę polityka ze Śląska lajkują sami gimnazjaliści oraz starsze kobiety z Lubelszczyzny i Pomorza – to znaczy, że coś tu nie gra. Na 90 proc. można wtedy stwierdzić, że reakcje zostały kupione. Ale ile ich kupiono? Nie wiadomo. Nie można przecież wykluczyć, że któryś gimnazjalista rzeczywiście polubił post polityka (bo np. jest to jego wujek), albo starszej pani z Pomorza spodobał się przystojny poseł ze Śląska.

Twarde wyliczenie kupionych lajków jest więc w zasadzie niemożliwe.

A to oznacza, że ten sposób manipulowania wizerunkiem na Facebooku jest trudny do udowodnienia i łatwy do zrealizowania.

Na szczęście – na szczęście! – tego typu manipulacja ma absolutnie zerowy wpływ na budowanie marki, czy to osobistej, czy firmowej. To naprawdę fajne doświadczenie, skorzystać raz ze sztucznych lajków, by przekonać się, jak zupełnie nic one nie wnoszą. Ot, pod postem rosną cyferki. I to wszystko. Za żadną z reakcji nie stoi jednak człowiek, który by polubił ów post świadomie. Nie wróci do nas, nie polubi sam z siebie kolejnego wpisu, nie udostępni posta swoim znajomym. Możemy oczywiście kupić kolejne reakcje, możemy nawet kupić komentarze i  udostępnienia – ale to wyłącznie nabijanie kasy firmom, które się tym zajmują, nic więcej.

Po co więc ludzie kupują lajki?

Żeby dobrze wyglądać! Choć przez chwilę, chociaż w sztuczny sposób – ale jednak. Móc pochwalić się statystykami. Móc budować pozory wpływu i popularności.

Ale kiedyś zawsze następuje tzw. „sprawdzam”. Dziś w budowaniu marki osobistej „sprawdzam” przychodzi bardzo szybko – użytkownicy sieci mają bowiem dostęp do bardzo wielu danych. I sprawdzają wiarygodność w błyskawicznym tempie. Jeśli wykryją płatne reakcje, pozory popularności rozpadną się na drobne kawałki – a to już może wywołać trudny do ogarnięcia kryzys wizerunkowy.

W Polsce lajki masowo kupują politycy – teraz mniej, w czasie kampanii będziemy mieli prawdziwą plagę sztucznego pompowania popularności. Głównie po to, by dobrze wypaść w statystykach – bo dzisiaj wpływ polityków w sieci mierzy się wyłącznie ilościowo. O to zresztą mam od dawna pretensje do portali, które się tym się zajmują. Jeśli  mierzymy wpływ polityka liczbą nowych fanów na Facebooku – to on tych fanów zwyczajnie dokupi, by wypaść lepiej. Jeśli mierzymy liczbą reakcji – podobnie. Momentem „sprawdzam” dla polityków są wybory – tam nie głosują fałszywe lajki z FB, potrzeba prawdziwych ludzi. Nie pomogą gimnazjaliści z Lublina ani starsze panie z Pomorza.

Natomiast wysoki poziom pozytywnych reakcji pod postami polityka w czasie kampanii może budować poczucie u prawdziwych wyborców, że na tego polityka warto głosować, bo dużo osób go lubi/ceni. I to już jest prawdziwa manipulacja. Nie musi być jednak udana – psychologia społeczna jasno wskazuje, że choć działa na nas tzw. zasada społecznego dowodu słuszności (czyli upraszczając „postępuję tak, jak robi większość”), równie silnie działa wpływ autorytetów oraz zasada sympatii – a to oznacza, że same wysokie wskaźniki reakcji raczej nie wystarcza do zbudowania realnego poparcia.

Aby takiej manipulacji nie ulec, koniecznie trzeba sprawdzać, kto polubił dane konto. Kim są znajomi osoby publicznej. Czy są tam moi znajomi, osoby z tego samego miasta, inne osoby publiczne, czy to oni komentują jego wpisy – czy też są to osoby, o których nie da się nic bliższego powiedzieć nawet po wejściu na ich konta. Sprawdzajmy! Tylko tak nie ulegniemy manipulacji. I dotyczy to oczywiście nie tylko polityków czy osób publicznych – dotyczy to wszystkich, którzy budują swój wizerunek dzięki masowej popularności. Nasze podejrzenia powinien wzbudzić zwłaszcza gwałtowny i nieuzasadniony przyrost reakcji czy fanów. Jeśli nie zdarza się nic wyjątkowego, tysiące nowych fanów czy setki lajków pod postami dotychczas lajkowanymi przez kilkanaście osób – to może być manipulacja!

Do której Polski mówisz, polityku?

Politycznie i przekazowo – mamy dwie różne Polski. Analiza najpopularniejszych postów na Facebooku na profilach polityków opozycji oraz Kukiz`15 i PiS nie pozostawia wątpliwości: opozycja i prawica mówią do zupełnie innych ludzi. Te dwie grupy mają skrajnie odmienne podejście do życia i świata.

Elektoratowi prawicy w sferze informacyjnej wystarcza atakowanie wszystkich, którzy myślą inaczej niż ich grupa, oraz chwalenie siebie. Elektorat opozycji ma zupełnie inne oczekiwania: chce wspólnoty, sympatycznych i ludzkich polityków oraz kulturalnego, nie agresywnego języka. Na dodatek chce też wolności w grupie – czyli m.in. możliwości krytykowania działań swoich liderów  – po to, by poprawić to, co nie jest dobre.

To właśnie dlatego kiedy opozycja próbuje budować przekaz do swoich wyborców, opierając go to jak PiS i Kukiz`15 na podziale oni-my, i na atakowaniu „onych” – przegrywa. Albo przynajmniej stoi w miejscu.

Opozycja potrzebuje własnej narracji, własnej opowieści o świecie – tym, który jest i tym, który będzie. Nie może budować jej reagując na narrację konkurentów politycznych – bo wtedy mówi jedynie do elektoratu tych konkurentów. To tak jakby mieć odbiorców mówiących po francusku, a budować przekaz po angielsku – w którym to języku mówią jedynie odbiorcy politycznego przeciwnika.

To wszystko wnioski wynikające z pogłębionej analizy fanpage`y polityków.

O analizie postów prawicy, zwłaszcza Kukiz`15, już pisałam – tutaj można ją przeczytać: https://mierzynskamarketing.wordpress.com/2017/08/28/najbardziej-agresywnego-jezyka-w-polityce-uzywa-kukiz-15/

Dziś czas na porównanie contentu prawicy z przekazem opozycji. Przeanalizowałam posty na Facebooku opozycyjnych liderów oraz tych polityków opozycji, którzy mają największą liczbę fanów na FB, czyli: Roberta Biedronia, Kamili Gasiuk-Pihowicz, Grzegorza Schetyny, Barbary Nowackiej, Agnieszki Pomaskiej, Borysa Budki, Ryszarda Petru, Sławomira Nitrasa. Wybrałam najpopularniejsze wpisy z ostatnich trzech miesięcy (czerwiec – sierpień 2017 r.) – najczęściej miały one przynajmniej 1 tys. reakcji . Oto wyniki.

 

Jakie posty polityków opozycji najbardziej interesują ich elektorat:

Po pierwsze – te, na których polityk/polityczka prezentują się jako autentyczni,  fajni i sympatyczni ludzie, których życie wygląda podobnie do życia ich odbiorców.

Po drugie – te, które w pozytywny sposób podkreślają współpracę i wspólnotę.

Po trzecie – te, które są mocnymi, ale merytorycznymi reakcjami na budzące największe emocje działania PiS-u.

Postów pierwszego typu nie ma praktycznie w ogóle na fanpage`ach polityków PiS i Kukiz`15, wspólnotę budują oni głównie przez treści negatywne, a  „walka z wrogiem”  prowadzona jest za pomocą agresywnego i obraźliwego języka.

Różnice są więc ogromne. Zwolennikom Kukiz`15 i zazwyczaj także PiS najbardziej podobają się posty agresywnie uderzające we wroga. PiS dokłada do tego jeszcze trochę wpisów chwalących swoje osiągnięcia – i koniec. Natomiast szeroko rozumianej grupie antyPiS najbardziej podobają się posty pozytywne, ludzkie, odsłaniające życie rodzinne polityka/polityczki , a  jeśli posty dotyczą polityki – to te, które mówią o współpracy, łączą ludzi ze sobą w sposób pozytywny, są merytoryczne, a użyty w nich język nikogo nie obraża (choć czasem bardzo mocno krytykuje) ani nie wywołuje pogardy.

Czy nie wygląda to jak dwie różne Polski? I czy wyjaśnia, dlaczego prawica i opozycja muszą budować przekaz w zupełnie inny sposób?

Teraz szerzej o każdym z trzech rodzajów postów:

1. Znacząca część najbardziej popularnych postów na fp polityków to te, które ukazują słynną już PR-owo „ludzką twarz” parlamentarzysty/-tki . Elektorat opozycji przede wszystkim chce kontaktu z politykiem budzącym sympatię oraz będącym „jednym z nas”, czyli mającym podobne doświadczenia co jego odbiorcy, funkcjonującym w podobny sposób (praca – weekend – święta – wakacje, zakupy, dzieci, podobne problemy codzienne etc.)

pomaska8

nitras8

Każdy, komu wydaje się, że to wizerunkowy standard i nie ma co zwracać na niego uwagi – myli się. Bo po pierwsze: na fp polityków prawicy takich postów praktycznie w ogóle nie ma. Znalazłam je jedynie u Pawła Kukiza (z wakacji), ale nie cieszyły się one najwyższą popularnością. Czyli odbiorcy prawicy nie są zainteresowani poznawaniem „ludzkiej twarzy” polityków, nie jest im to do niczego potrzebne. Natomiast u polityków opozycji to są jedne z najbardziej popularnych treści.

budka8

Fanpage`e polityków opozycji są też znacznie bardziej „uśmiechnięte” niż fanpage`e polityków prawicy. I to właśnie „uśmiechnięte” posty zbierają lawinę reakcji.  Radosna, pomazana kolorowymi farbami po biegu „Colorrun” Barbara Nowacka, uśmiechnięty Robert Biedroń udzielający ślubu, Agnieszka Pomaska na windsurfingowej desce, Borys Budka z roześmianą rodziną na Woodstocku – to tylko przykłady. Ludzie to lubią! Jednocześnie natychmiast oceniają autentyczność i spójność postów – tu nie może być żadnej ściemy ani ustawki. Najlepsze są spontaniczne przekazy, prawdziwe emocje i transmisje live – odbiorcy z grupy opozycyjnej nagradzają właśnie za autentyczność.

biedron3

nowacka

Tego typu posty kompletnie nie występują na fp posłów Kukiz`15, na fp posłów PiS również wyjątkowo.  Choć – przypomnijmy – zwłaszcza posłowie Kukiz`15 są bardzo skuteczni na FB. Brak takich postów oznacza więc po prostu brak zapotrzebowania na tego rodzaju treści.

 

2. Kolejny rodzaj postów nagradzanych przez fanów bardzo wysoką liczbą lajków – to posty, które nazwałam „budującymi wspólnotę.”

Elektoratowi opozycji podobają się wpisy podkreślające współpracę między różnymi partiami opozycji. Wspólne zdjęcia polityków różnych ugrupowań opozycyjnych biją rekordy popularności.  Jeden z najpopularniejszych postów na fp Grzegorza Schetyny to  zdjęcie jego i Donalda Tuska razem, podczas rozmowy.

schetyna5

U Kamili Gasiuk-Pihowicz – lajki zbierają zdjęcia, na których jest ona razem z posłami Platformy. Tak, wspólne działanie opozycji jest nagradzane natychmiast.

Przypuszczam, że jednym z najpopularniejszych zdjęć w grupie antyPiS byłoby wspólne zdjęcie Donalda Tuska, Bronisława Komorowskiego i Grzegorza Schetyny, razem z młodszym pokoleniem, czyli Borysem Budką, Kamilą Gasiuk-Pihowicz i Robertem Biedroniem. Ta szóstka podbiłaby internet!  😉

Ale nie samych zdjęć „łączących polityków” oczekują wyborcy w ramach wspólnoty, której – zdaje się – łakną w maksymalnym stopniu. Swoimi reakcjami nagradzają także inne sygnały świadczące o wspólnotowości, np. odwołanie się do wspólnych dla tej grupy społecznej autorytetów i symboli – zwłaszcza tych, które dziś są podważane przez prawicę. Takim symbolem jest niewątpliwie Lech Wałęsa – posty z nim związane, zwłaszcza filmy i zdjęcia ze spotkań z nim, mają bardzo dużo pozytywnych reakcji.

biedron2

Swoistym wspólnotowym autorytetem okazał się też Bono, gdy podczas koncertu opowiedział się po stronie wspólnoty antyPiS. Nie ma co się dziwić, od zawsze członkowie wspólnoty rozpoznają się między sobą właśnie na podstawie symboli, autorytetów – oraz dzięki wspólnym doświadczeniom.

pomaska3

Łączącym grupę antyPiS przeżyciem były lipcowe protesty pod sądami – na największą liczbę reakcji u każdego z analizowanych polityków mogły liczyć posty z tych protestów, ale te, w których podkreślana była jedność i współpraca.

nitras6

Ostatnio zaś elementem wspólnotowego łączenia było przeżycie śmierci Grzegorza Miecugowa, dziennikarza TVN24. Był – jak się okazało – znaczącym członkiem tej wspólnoty. Kiedy nagle zmarł, opłakiwała go cała ta część polskiego społeczeństwa. Posty polityków wyrażające żal po jego odejściu miały zazwyczaj bardzo dużo reakcji.

schetyna2

Nagradzanie postów budujących wspólnotę – czyli grupę społeczną, którą łączy coś na tyle silnego, że skłania do budowania stałych relacji – wskazuje na pozytywny sposób identyfikowania się odbiorców z grupą. To znowu potężna różnicą w zestawieniu z Kukiz`15, który buduje tożsamość swojej grupy na treściach wyłącznie negatywnych, czyli na krytykowaniu tych, którzy do grupy nie należą. W przypadku opozycji w znaczącym stopniu liczą się przekazy pozytywne – i to one pomagają odbiorcom określać swoją społeczno-polityczną tożsamość.

W tej grupie postów pojawiają się także wartości, wokół których chce się skupiać wspólnota opozycyjna. Najważniejszą z nich jest demokracja, rozumiana przede wszystkim jako: wolność/niezależność z jednej strony, a z drugiej – legalizm i instytucjonalizm. Wspólnotę antyPiS łączy bowiem potrzeba wolności oraz jednocześnie wiara w to, że w państwie wolności należy bronić za pomocą środków legalnych, wykorzystując istniejące instytucje.  M.in. dlatego do tej grupy nie trafiają oskarżenia PiS-u, że opozycja „donosi” na Polskę do Brukseli. Dla niej instytucje unijne są po prostu legalnymi narzędziami odwoławczymi wobec nieakceptowalnych (dla tej grupy) decyzji obozu rządzącego.

 

3. Krytyka PiS, czyli „walka z wrogiem”.

U polityków prawicy można znaleźć w zasadzie wyłącznie posty o tej tematyce (oraz prezentujące własne sukcesy). U opozycji są to posty trzecie w kolejności pod względem zainteresowania. Ich popularność nasila się, gdy rośnie napięcie społeczne – czyli np. w lipcu 2017 r.  Ale jeśli czas jest spokojny, a z obozu rządzącego nie płyną nowe informacje wywołujące silne emocje negatywne, posty „antyPiS’ nie budzą większego zainteresowania. Co więcej – nawet podczas narastania emocji sociamediowa „walka z wrogiem” musi wyglądać zupełnie inaczej niż np. w postach posłów Kukiz`15. Różnica tkwi przede wszystkim w języku.  Grupa opozycyjna oczekuje „kultury zachowania”, „wypowiadania się bez wulgaryzmów”, „kultury osobistej, żeby przyjemnie było i popatrzeć, i posłuchać” (to cytaty z komentarzy). To są zresztą postulaty znane z protestów pod sądami i z publicznej dyskusji tuż po nich – zwłaszcza ich młodzi uczestnicy wyrażali postulaty, by używać języka „bez pogardy”, „bez przemocy”, by „nie dzielić za pomocą haseł”. Ma być z szacunkiem dla ludzi (nawet wrogów), ale też – z szacunkiem dla instytucji państwa. Państwo, jego instytucje i obowiązujące prawa są bowiem dla grupy opozycyjnej wartością.

gasiuk1

Politycy opozycji czasem przegrywają więc we własnym elektoracie ze względu na używanie zbyt agresywnego, obrażającego języka.  Tu spełnienie oczekiwań odbiorców wymaga dużego wyczucia – grupa oczekuje bowiem jednocześnie jasnego, jednoznacznego potępiania rządzących za ich decyzje, z którymi grupa się nie zgadza. Ma być więc – także językowo – konkretnie, jednoznacznie, mocno. Ale nie wzgardliwie czy agresywnie. Różnice silnie wyczuwają najmłodsi w grupie. Pogarda i agresja są po prostu zakazane.  

Co ciekawe – zwłaszcza u kobiet wysoko cenione są merytoryczne wypowiedzi na ważne tematy polityczne i społeczne. Tak jak mężczyźni „punktują” dzięki zdjęciom z rodziną, tak kobiety – dzięki mocnym, jednoznacznym, ale bardzo merytorycznym, wręcz eksperckim wypowiedziom na tematy polityczne i państwowe. Odbiorcy cenią więc u polityków cechy, które stereotypowo przypisywane są płci przeciwnej: liczą się mądre i „mające jaja” kobiety (bardzo podkreślane w komentarzach u Kamili Gasiuk-Pihowicz, Agnieszki Pomaskiej i Barbary Nowackiej) oraz ciepli i uśmiechnięci mężczyźni (bardzo widoczne m.in. u Borysa Budki i Roberta Biedronia).

pomaska7

Wspólnota, panie polityku kochany!

budka1

Analiza popularności postów na Facebooku pokazuje, że grupa antyopozycyjna bardzo łaknie wspólnoty. Chce ją budować wokół potrzeby obrony demokracji. Ten elektorat raczej nie potrzebuje wspólnoty ściśle ze sobą powiązanej. To nie muszą być bardzo bliskie więzy, ale jednak – więzy, które pozwolą się społecznie zidentyfikować. A to oznacza realną współpracę, wspólne autorytety, symbole, ale też wzajemną troskę o członków grupy.

Kto pierwszy z opozycji zauważy potrzebę wspólnotowości w grupie antyPiS i kto pierwszy tę wspólnotę zbuduje, pamiętając o tak mocno cenionej przez członków grupy autentyczności  i spójności deklaracji i działań – ten ma szansę na silne poparcie społeczne. 

 

Kukiz` 15 – najbardziej agresywny język polityki w Polsce

Pasożyty, donosiciele, obłudnicy, zdrajcy, dzikusy, bojówkarze, cwaniacy, kłamcy, karierowicze i aferzyści. Co robią? Knują, robią chlew, marzą o korycie, dzielą Polskę, straszą, pajacują, rozkradają majątek, zawłaszczają w bolszewicki sposób i „zachowują się jakby oszalali”. To prawdziwe cytaty z oficjalnych profili facebookowych polityków ugrupowania Kukiz`15  zamieszczone tam w ciągu zaledwie dwóch miesięcy 2017 roku – czerwca i lipca. Nie ma wątpliwości – najbardziej radykalnego, oceniającego i obraźliwego języka w polskich social media wśród polityków używają właśnie posłowie Kukiz`15. Są bardzo agresywni werbalnie – znacznie bardziej niż przedstawiciele innych ugrupowań.

Jednocześnie – ci, którzy używają tak radykalnego języka, mają na Facebooku ogromne liczby fanów i mogą liczyć na ich ogromne zaangażowanie. Nawet biorąc pod uwagę,
że część reakcji jest fejkowa (tak samo jak na fanpage`ach innych polityków) – liczba tych prawdziwych i tak robi wrażenie. Analiza ich fanpage`y wyraźnie pokazuje, kto jest liderem przekazu politycznego w social media i kto wyznacza linię masowego dotarcia do Polaków o silnie prawicowym światopoglądzie. Zmusza też do postawienia pytania: co tak bardzo przyciąga użytkowników social media do postów polityków Kukiz`15?

 

Co analizowałam:

Przeanalizowałam posty prawicowych parlamentarzystów na Facebooku z dwóch miesięcy – czerwca i lipca 2017. Analizowałam oficjalne fanpage`e tych, którzy mają największą liczbę fanów – od Janusza Korwina-Mikke poczynając (784 623 fanów)
na Adamie Andruszkiewiczu (113 619 fanów) kończąc.  Trzeba tu zaznaczyć, że liczba fanów profilu nie świadczy o wysokim poziomie zainteresowania wpisami. Wyraźnie mniej reakcji na posty ma Korwin-Mikke niż Andruszkiewicz. Ostatni z wymienionych posługuje się skrajnie radykalnym językiem, który – jak wskazują reakcje – trafia jednak w zapotrzebowanie jego wyborców (głównie radykalnych narodowców, Andruszkiewicz jest bowiem jednocześnie prezesem Stowarzyszenia Endecja), dlatego może liczyć
na rzadko spotykane na polskim FB zaangażowanie swoich fanów.

andruszkiewicz

 

Dobrzy „my”, źli „oni” – czyli najważniejszy jest wróg

Sociamediowy przekaz ugrupowania Kukiz`15 jest świadomie budowany. Podstawową konstrukcją  jest twardy podział „my – oni”. Na nim „zawieszane” są wszystkie treści.  Ten podział jest potrzebny Kukiz`15 do określenia tożsamości swojego elektoratu – swoistej grupy społecznej. Im słabsze są pozytywne więzi każdej tego typu grupy (czyli im rzadziej członkowie grupy identyfikują się z nią dzięki jasno określonym zasadom, działaniom i wartościom), tym silniejsze jest zapotrzebowanie na więzi negatywne – bez nich bowiem grupa się rozpadnie. Posłowie Kukiz`15 konstruują więc monumentalnego wroga – i wokół niego budują swoją wspólnotę. Dzięki temu niewiele muszą mówić o sobie. Wystarczy opowiadać o wrogu i nakręcać nastrój zagrożenia, by utrzymać więzi w grupie.

„Oni” – wrogowie –  są (bo muszą być!) przede wszystkim bardzo źli i parlamentarzyści dają temu wyraz prawie codziennie.  Tylko w czerwcu i lipcu, poseł Andruszkiewicz mówił o „onych” używając określeń: brzydzę się Wami; jesteście pasożytami; donosiciele, obłudnicy, zdrajcy, wrogowie Polski; Wasza wina, Wasza głupota; pajacujecie, robicie cyrk w Sejmie, straszycie Polaków.

Poseł Tyszka używał innych słów, ale o równie pejoratywnym znaczeniu: ojkofobia, partiokracja, partyjniactwo, histeryczna opozycja, knują przeciw Polsce, robią chlew
w Sejmie, robią burdy, są agresywni, to szaleństwo.

tyszka

Poseł Marek Jakubiak pisał o groźnych ludziach, dzikusach, bojówkarzach, „egocentrycznych karierowiczach marzących o korycie”. Natomiast sam lider ugrupowania, Paweł Kukiz, na swoim profilu na FB używał m.in. takich określeń: trutnie, cynicy, „maderowcy u Sowy spasione”, manipulatorzy, dwa zwalczające się plemiona, cwaniaki, horror, dno, rzeźnia, „bolszewicki sposób” , „zobaczyć Was za kratkami”.

Jak wynika z treści postów, „oni” to wszyscy, którzy myślą inaczej. Najczęściej jest to opozycja, ale – gdy sytuacja wymaga – także PiS (np. w lipcu podczas sporu o sądy).

Natomiast  o „my” wiadomo niewiele. „My” – jak piszą posłowie – „idziemy swoją drogą, prosto”, „nie jesteśmy partią” (Paweł Kukiz), „jesteśmy jedynymi, którzy od początku wiedzą, co trzeba robić” (Marek Jakubiak), „idziemy odzyskać Polskę dla Obywateli” (S. Tyszka), „nie jesteśmy już Waszymi pachołkami” (Andruszkiewicz).
I jeszcze zdanie autorstwa kilku polityków: „my tu, w naszym domu, sami sobie damy radę”. Do tego parę określeń zaznaczających wspaniałe oblicze grupy: dumni, uczciwi, merytoryczni, odważni, pokojowo nastawieni. I tyle.

Widać wyraźnie, że posłowie Kukiz`15 budują wspólnotę  głównie przez pokazywanie, czym ta wspólnota nie jest. Dużo większy problem mają z określeniem, czym jest.

 

Kukiz`15 nie istnieje bez wroga

Kukiz`15 w przekazie nie istnieje bez opozycji.  Znacząca większość postów na FB (gdzie to ugrupowanie bije rekordy popularności) to reakcje na wypowiedzi
i działania polityków Platformy lub Nowoczesnej.  Wystarczyłaby milcząca opozycja – i Kukiz`15, by istnieć, musiałby natychmiast znaleźć jakiegoś krajowego wroga.  
Oczywiście do grupy „onych”, czyli złych, należą również Niemcy, Żydzi  i uchodźcy, są jednak na tyle daleko, że samo powoływanie się na nich nie wystarczyłoby do utrzymania tożsamości grupy.

Co ważne – reaktywność przekazu posłów Kukiz`15 nie przeszkadza odbiorcom. Wręcz przeciwnie, liczba lajków i serduszek pod postami pokazuje, że uderzanie
w  „onych” spełnia oczekiwania tego elektoratu.  Oto pierwszy z brzegu, tym razem sierpniowy przykład: post posła Andruszkiewicza rozpoczynający się od słów: „Islamistyczna dzicz znów morduje Europejczyków w ich własnych miastach…”  ma
w chwili, gdy to piszę, 11 tys. reakcji i prawie 4,5 tys. udostępnień. Takim poziomem zaangażowania może pochwalić się w Polsce zaledwie dwóch – trzech najwyższych polityków w kraju.

andruszk_rimini

Paweł Kukiz ma tych reakcji mniej, choć też może je liczyć w tysiącach – jego język jest jednak delikatniejszy niż Andruszkiewicza. Kukiz o złodziejach i oszustach mówi tylko raz na jakiś czas, Andruszkiewicz – regularnie.

kukiz

 

PiS (na ogół) łagodniejszy od Kukiz`15

Porównanie wpisów social media polityków PiS i Kukiz`15 pokazuje, że język PiS-u jest łagodniejszy. Na Facebooku spora część fanpage`y polityków PiS to fanpage`e oficjalne – premiera, prezydenta, ministrów. Tam używany jest język urzędowy. Tylko nieliczni politycy partii rządzącej decydują się na wpisy odbiegające od urzędowej normy. Powszechnie znana jest budząca silne kontrowersje socialmediowa aktywność posłanki Krystyny Pawłowicz. Ale jednym z  liderów tego typu przekazu jest młody PiS-owski polityk – Patryk Jaki. Wiceminister sprawiedliwości  buduje swój przekaz na bardzo twardym podziale „my – oni”, podobnie jak Kukiz`15. „My” to – jak napisał w jednym z postów – „nowa młoda polska armia”, która jest bezkompromisowa
i sprawiedliwa,
bo odzyskuje, chroni i odbija. Ta wojenna retoryka uzasadniana jest jednoznacznym określeniem przeciwników. „Oni” to mafia, przestępcy, złodzieje, którzy rozkradli majątek i skręcili sobie miliony. Post nt. gwałtu w Rimini, w którym wiceminister stwierdził, że tacy przestępcy zasłużyli sobie na karę śmierci i tortury,
nie jest więc w jego przekazie czymś zaskakującym, raczej – następstwem dotychczas używanego języka.

jaki

Na mocno radykalne określenia pozwala sobie również Beata Mazurek, rzecznik Klubu Parlamentarnego PiS (czyli, z założenia, osoba określająca oficjalny przekaz klubu). „Onych” opisuje jako oszustów, którzy powinni siedzieć w kryminale; jako tych, którzy straszą Polaków i zrujnowali Polskę.

 

„Oni” to i Wałęsa, i opozycja, i komuchy

Język konstruuje nam świat. Dlatego analizowanie języka, jakiego używają politycy, jest tak istotne – według niego tworzymy obraz politycznej i społecznej rzeczywistości.
W Polsce podział „my – oni”, tak chętnie stosowany dziś w wypowiedziach polityków, ma dodatkową wagę. Otóż nie tak dawno temu „oni” to byli po prostu komuniści. „My” – to uciskane społeczeństwo. Gdy dziś politycy prawicy wskazują na złych „onych”, automatycznie uruchamiają skojarzenia z komunistami, czyli najgorszymi z najgorszych. W ten prosty sposób dzisiejsza opozycja zostaje skojarzona z komuną. Z tej perspektywy nie powinny więc dziwić okrzyki na manifestacjach „precz z komuną”, wznoszone wobec opozycyjnych polityków.

(A`propos: podział „my – oni” wykorzystuje również opozycja, jednak jej odbiorcy mają inne oczekiwania i z tego powodu język opozycji nie służy jej zwolennikom do opisywania świata, przez co jej przekaz nie jest tak skuteczny.)

Podprogowo politycy prawicy budują w swoich zwolennikach przekonanie, że „oni” – ci źli – to zarówno dzisiejsza opozycja, jak i komuniści, zarówno Niemcy, Żydzi, jak i Lech Wałęsa czy Donald Tusk. Ten zbiór rozszerza się zależnie od sytuacji i potrzeb, ale jednocześnie tworzy historyczną ciągłość. Buduje historyczną narrację, zrozumiałą przede wszystkim dla Polaków niezadowolonych ze swego życia, którzy dzięki tej narracji mogą nie tylko odnaleźć się we wspólnocie podobnie czujących, nie tylko odnaleźć winnych swego złego samopoczucia – ale jeszcze do tego odkryć sens swoich życiowych problemów (wynikający z polskiej martyrologii).  To narracja równie nieprawdziwa, co groźna, realnie rzecz biorąc nie ma faktycznych ani symbolicznych łączników między dzisiejszą opozycją a komunistami, tak samo jak nie ma związku między historycznymi tragediami Polaków a nieudanym życiem dzisiejszego wyborcy. A jednak narracja ta, trafiając w silne zapotrzebowanie określonej grupy, wciąż się rozrasta i pozwala rozwijać językowej agresji.

Parlamentarzyści Kukiz`15 są w budowaniu tej narracji skuteczni – ich zwolennicy bowiem, jak można sądzić patrząc na poziom poparcia partii w sondażach i poziom zaangażowania fanów w social media – chcą, oczekują i potrzebują takiego właśnie przekazu. Bo jeśli dzięki niemu wiedzą, że nie należą do „onych”, to znaczy,
że wreszcie należą do grupy „my”, która jest dobra i uczciwa, choć wcześniej  była uciskana przez złych. Grupa ta teraz właśnie „wstaje z kolan”, czyli wydobywa się spod ucisku „manipulatorów, cyników, cwaniaków, dzikusów, złodziei
i aferzystów”
.  I choć  sformułowanie o wstawaniu Polski z kolan dla innych grup odbiorców jest skrajną ironią, dla elektoratu prawicowego jest autentyczne, prawdziwe i dowartościowujące.

Trzeba jednak pamiętać, że skuteczność każdej narracji kończy się wtedy, gdy znikają jej odbiorcy. Nie wszyscy Polacy potrzebują wstawania z kolan, nie wszyscy oczekują od polityków dzielenia świata na dobrych i złych ani używania konfrontacyjnego, obraźliwego języka.  Dlatego gdybym miała odpowiedzieć
na pytanie, czy dobrą metodą dla opozycji na skuteczny przekaz jest budowanie równie twardego podziału „my – oni”, tyle że odwróconego wobec obrazu konstruowanego przez prawicę – odpowiedziałabym, że nie, że to fatalny pomysł.
Dlaczego?  O tym napiszę szerzej w następnym tekście.

Dla nas wszystkich najważniejsze jest jednak pytanie o konsekwencje, jakie przyniesie konstruowanie świata za pomocą tak konfrontacyjnego języka.  Co z nami jako społeczeństwem zrobi podział na „my – oni”, radykalizowany przez lata?

To, co dziś może zrobić każdy, to uczestniczyć w debacie publicznej ze  świadomością, że ten podział nie jest rzeczywistością, tylko narzędziem do realizacji interesów konkretnych grup politycznych. Nikt z nas nie musi temu narzędziu ulegać.

 

 

Nie będzie Niemiec pluł nam w twarz! Wrze na prawicowym FB

Budowanie nastrojów antyniemieckich trwa w najlepsze. Jeśli komuś się wydaje, że kwestia uzyskania reparacji wojennych od Niemiec to klasyczna wakacyjna wrzutka medialna, wykreowana przez posła PiS Arkadiusza Mularczyka, która umrze razem z wakacjami – jest w błędzie. Choć takie można mieć wrażenie, gdy obracamy się wyłącznie w kręgu tzw. mainstreamu informacyjnego. Wystarczy jednak popatrzeć na prawą stronę polskiego Facebooka, by zobaczyć, jak intensywnie temat antyniemiecki powrócił do prawicowych kanałów komunikacyjnych w ostatnich dniach lipca. Mimo że nie stało się nic w relacjach Polska – Niemcy, czym można by uzasadnić antyniemieckie wzmożenie.

Dla odbiorców, którzy swój obraz świata budują korzystając z przekazu głównych mediów, zwłaszcza niepublicznych, temat antyniemiecki funkcjonuje dziś daleko w tle. Jest sierpień, szczyt politycznych wakacji, więc główne tematy polityczne też są dość małej wagi. Nowe taśmy z „Sowy i Przyjaciele” oraz Przystanek Woodstock od kilku dni nie znikają z medialnej top listy. Wydaje się, że chwilowo zapanował spokój.

Nic bardziej mylnego. Jednak aby się o tym przekonać, trzeba wyjść poza mainstreamowe media i zajrzeć na prawicowe portale oraz do grup Facebookowych. Czym żyją ludzie, którzy na co dzień nie zajmują się polityką i nie pracują w mediach; co w nich budzi emocje – to najlepiej widać właśnie na Facebooku. Wynika z niego, mówiąc najprościej, że elektorat centrum i lewicy właśnie odpoczywa na wakacjach, za to wśród fanów prawicy wrze. Praktycznie we wszystkich większych prawicowych portalach i grupach Facebookowych  – a jest ich naprawdę dużo – trwa intensywne budowanie nastrojów antyniemieckich. Wykorzystywana jest każda okazja. Polskaracja.com sugeruje, że na korzyść Niemiec działa Grzegorz Schetyna, lider Platformy (z powodu krytycznej wypowiedzi nt. reparacji wojennych).

antyniem1

Hitem wielu portali (w tym profilu Endecja na FB) była wiadomość, że trzech Niemców zerwało polską flagę z jednego z warszawskich urzędów i ją podeptało. Znacznie trudniej się dowiedzieć z podawanych informacji, że Niemcy dobrowolnie poddali się karze. Sam incydent opisywany jest m.in. takimi słowami: „Warszawą jak i również całą Polską wstrząsnął incydent,  do którego doszło w stolicy kraju.”

antyniem2

Na profilach najbardziej zagorzałych fanów prawicy mnożą się memy uderzające w Angelę Merkel, Donalda Tuska (sługa Niemiec), TVN ( która nazywana jest niemiecka telewizją). Furorę robią teksty dotyczące reparacji wojennych, których Polska powinna się od Niemiec domagać – komentarze pod linkami do tych tekstów można liczyć w setkach, jeśli nie w tysiącach – nie wspominając o liczbie polubień. Nawet jeśli uwzględnimy, że część z tych komentarzy to komentarze fejkowe (patrz mój poprzedni tekst: https://mierzynskamarketing.wordpress.com/2017/08/04/nie-wierz-politycznym-fanom-na-fb-manipulacje-w-sieci-cz-2/), i tak wyraźnie widać, w którym kierunku budowany jest przekaz: Niemcy powinni nam zapłacić jak najwięcej. Jak to ujął na swoim fanpage`u poseł Kukiz`15 Marek Jakubiak – „Niemców musi zaboleć tak, jak nas bolało!”.

antyniem3

Ogromną liczbę udostępnień uzyskały też zdjęcia z oprawy meczu Legii 2 sierpnia (nawiązywała do rocznicy Powstania Warszawskiego, widać tam rękę hitlerowca celującego z broni palnej w głowę dziecka).  Do tego sugestie, że w podręcznikach historii trzeba zacząć wreszcie pisać prawdę, czyli zmienić słowo „naziści” na Niemcy” (w rozdziałach dotyczących II wojny św.), wyliczenia kwot reparacji wojennych, i oczywiście antyniemiecki spot emitowany przez TVP.

antyniem14

Negatywy o Niemcach (w rozmaitych wersjach tematycznych) można przeczytać/usłyszeć m.in. na: polskaracja.com, TV Republika, wdolnymslasku.com, wsedno24.pl, niewygodne,info.pl, Fronda.pl, wRealu24.pl, wmeritum.pl; na wielu grupach FB, m.in.: Stadionowi Oprawcy, Historia – daty, które nie gryzą, Patrioci, Endecja, Zamykamy Stefana Niesiołowskiego w psychiatryku.

antyniem5

Poseł Kukiz`15, przekazowo działający głównie jako szef Endecji, Adam Andruszkiewicz, przeprowadził na swoim fanpage`u sondę na temat tego, czy Polska powinna rozpocząć proces  domagania się od Niemiec wypłaty odszkodowań za zniszczenia w czasie II wojny światowej. Jak twierdzi, w sondzie wzięło udział 14 tysięcy osób, z czego 13,5 tys. opowiedziało się za rozpoczęciem takiego procesu. Antyniemieckie wypowiedzi pojawiły się też na profilu innego posła Kukiz`15 – Marka Jakubiaka. Nie ma ich natomiast ani na profilu Pawła Kukiza, ani u Korwina-Mikke, ani na profilach posłów PiS (poza wypowiedziami Arkadiusza Mularczyka). Czyli w przekazach oficjalnych ten temat nie istnieje. Analizując aktywność fanów PiS i Kukiz`15 widać jednak, że te treści budzą emocje – fani udostępniają je bowiem regularnie na swoich profilach.

Opisywana aktywność miała miejsce podczas zaledwie 8-9 wakacyjnych dni. Liczba treści i ich natężenie w tak krótkim czasie wskazują, że pojawiły się nieprzypadkowo. Wygląda to na zaplanowaną akcję przekazową, która wcale się nie skończy – do 11 sierpnia ma być gotowa odpowiedź Biura Analiz Sejmowych, czy jest możliwość podjęcia starań ws. reparacji. Temat więc znów się rozgrzeje. I być może wejdzie do mediów mainstreamowych.

W tym samym czasie zewnętrznie nie dzieje się nic, co by mogło wyjaśnić nasilenie antyniemieckich nastrojów. Skąd więc antyniemiecka akcja?

Przekazowo i PR-owo pojawiają się trzy możliwe powody jej uruchomienia:

  1. Ruch wyprzedzający

Osoby u władzy już wiedzą, że szykuje się jakiś ruch ze strony Niemiec bardzo niekorzystny dla rządzącej prawicy, stąd podważanie wiarygodności kraju, który ten ruch będzie wykonywał. Może być to również niekorzystny ruch ze strony Unii Europejskiej (UE jest na prawicy często utożsamiana z Niemcami) – choć wówczas intensyfikowano by również przekaz antyunijny, a tego akurat nie widać. Co więcej – zmniejszyło się natężenie przekazów antyuchodźczych. Dziś, sądząc z lektury artykułów na prawicowych portalach, największym wrogiem Polski są Niemcy, nie uchodźcy czy Unia.

Wyprzedzające podważanie wiarygodności to jedna z klasycznych PR-owych metod łagodzenia nadchodzącego uderzenia.

Tylko czy takie uderzenie rzeczywiście się szykuje?

2. Wspólny wróg

Druga opcja to działanie związane z sytuacją stricte wewnętrzną. Akcja antyniemiecka ruszyła kilka dni po ogłoszeniu przez prezydenta Dudę weta do dwóch ustaw „sądowych”. To był trudny moment dla PiS – moment, który otworzył  możliwość wewnętrznego podziału. Informacje o narastającym konflikcie między ministrem Zbigniewem Ziobra a prezydentem wciąż się pojawiają. Wydawało się oczywiste, że lider PiS Jarosław Kaczyński będzie musiał wykonać jakiś ruch, który spowoduje zjednoczenie zarówno partii, jak i elektoratu. Tymczasem… wszystko ucichło i zaczęły się wakacje. Ale też – zaczęła się akcja antyniemiecka. Cóż, wiadomo od wieków, że nic lepiej nie jednoczy niż wspólny wróg. To oczywiście nie jest konstrukcja kończąca konflikty wewnątrzpartyjne w PiS-e, ale na pewno – odwracająca uwagę wyborców PiS (i Kukiz`15) od podziałów i walk frakcyjnych.

Czy akcja antyniemiecka jest więc działaniem na rzecz zjednoczenia prawicowego elektoratu? Jeśli tak, oznaczałoby to, że osoby decydujące o jej uruchomieniu postanowiły nie liczyć się z jej kosztami zewnętrznymi, które w polityce zagranicznej Polska musi ponieść, budując tak intensywny przekaz przeciwko swojemu silnemu sąsiadowi.

3. Wpływ zewnętrzny

Trzecia możliwość, którą w świetle najnowszych analiz trzeba brać pod uwagę, to inspiracja zewnętrzna, istotna właśnie ze względu na koszty antyniemieckiej akcji ponoszone przez Polskę na poziomie kontaktów międzynarodowych. Jest oczywiste, że prowadzi ona w sposób bezpośredni do pogorszenia kontaktów między Polską a Niemcami. To będzie rzutować nie tylko na te dwa państwa, ale też na ich relacje w Unii Europejskiej. Narastająca wrogość, coraz częstsze (choć nieoficjalne) nawoływania do Polexitu (czyli wyjścia Polski z UE) – to elementy (mówiąc dyplomatycznie) niesprzyjające budowaniu zjednoczonej Europy.

Kto może skorzystać na zdestabilizowaniu sytuacji w Unii Europejskiej?  Oczywiście ten, kto pozostaje poza nią. W Europie jest to przede wszystkim Rosja.

Która z tych opcji jest prawdziwa? Tego nie da się wywnioskować z analizy antyniemieckiego przekazu. Warto jednak zaznaczyć, że te opcje nie muszą się wykluczać. Co więcej – mogą się skutecznie uzupełniać.

Akcja antyniemiecka trwa.

Pierwszy (subiektywny) ranking polskich instytucji publicznych na Facebooku!

Czy warto obserwować instytucje publiczne na Facebooku? Które zanudzają swoich odbiorców, a które naprawdę warto dołączyć do obserwowanych stron? Tego dowiesz się z mego tekstu! Przeanalizowałam fanpage`e 46 polskich instytucji publicznych i nie – nie umarłam z nudów. 😉 Choć czasem mało brakowało…

Do tej mrówczej pracy zmotywował mnie Sotrender – na potrzeby ich comiesięcznych raportów zrobiłam ostatnio listę instytucji publicznych obecnych na Facebooku i Twiterze. A potem pomyślałam, że warto te fanpage`e przejrzeć i ocenić pod względem sposobu ich prowadzenia. I tak powstał ranking polskich instytucji publicznych na Facebooku.

Raporty Sotrender znajdziecie tutaj: https://www.sotrender.com/resources/pl/reports/ Naprawdę warto regularnie je śledzić, są kopalnią wiedzy – napiszę niedługo o tym, jak takie analizy wykorzystywać do rozwijania swoich stron i profili.

A teraz zobacz, kto jest najlepszy na polskim FB!

 

WYRÓŻNIENIA:

– Ministerstwo Energii  (1190 followersów)

https://www.facebook.com/MinisterstwoEnergii/?fref=ts

Wyróżnienie przyznaję za potencjał, który drzemie w jego fanpage`u – potencjał niezupełnie dziś wykorzystany.  ME tym się wyróżnia na tle innych urzędów centralnych,  że choć jego posty zawierają wyłącznie bardzo oficjalne treści, to są one podawane w dość ciekawy sposób, a autorzy postów starają się wychodzić do odbiorców, nawiązywać z nimi kontakt, odnosić się do real time. To – zapewniam – rzadkość wśród ministerialnych stron w social media. Jest więc na czym budować, choć trzeba jeszcze włożyć dużo pracy w fanpage, by rzeczywiście zaczął przyciągać followersów. Na razie jest bardzo mało znany – ma tylko 1190 fanów.

 

– Rzecznik Finansowy (9872 followersów)

https://www.facebook.com/RzecznikFinansowy/?fref=ts

Założę się, że większość z Was nie słyszała w ogóle o Rzeczniku Finansowym! Ja wcześniej też nie. 😉 A szkoda, bo – jak się okazuje – to całkiem użyteczny urząd. I na tym też polega zaleta jego fanpage`a – jest użyteczny i pomocny. Prowadzący stronę na FB podają wiele ważnych informacji z branży finansowej, które warto znać i z których warto korzystać. Posty poradnicze przeplatane są informacjami o działalności pani rzecznik, ale nie ma ich na szczęście zbyt dużo, dlatego nie przeszkadzają. Przydałoby się rozbudować content graficznie – aż się prosi o ciekawe infografiki, poradnicze materiały video, nawet tutoriale robione przez biuro rzecznika.

Cenne jest natomiast silne nastawienie na odbiorcę – to rzadkość wśród profili instytucji publicznych. Urzędy wolą na FB opowiadać o tym, co same robią, niż wspierać  obywateli czy prowadzić działalność edukacyjną. Tymczasem dobre, użyteczne porady to znakomity pomysł na prowadzenie fanpage`a na FB – i za to Rzecznikowi Finansowemu przyznaję wyróżnienie.

 

– Ministerstwo Cyfryzacji (13681 followersów)

https://www.facebook.com/MinisterstwoCyfryzacji/?fref=ts

To najlepiej wypadające na FB polskie ministerstwo. Choć  sporo tam oficjałki, admini strony starają się – i to widać. Dbają o interakcję z followersami, są tam transmisje online, są dobre i ciekawe materiały video (te najlepsze wyrastają o kilka klas ponad video pozostałych instytucji publicznych). W postach da się zauważyć sporą dawkę poczucia humoru i dystansu do urzędowej rzeczywistości – a takiego dystansu w social media zawsze potrzeba.

Idźcie tą drogą, admini, tylko z większą odwagą i rozmachem!

 

A teraz czas na miejsca medalowe. 🙂

NAJLEPSZE FANPAGE`E POLSKICH INSTYTUCJI PUBLICZNYCH:

Miejsce 3: PAŃSTWOWA KOMISJA WYBORCZA  (2847 followersów)

https://www.facebook.com/PanstwowaKomisjaWyborcza/?fref=ts

Właśnie tak! To jedno z moich największych zaskoczeń. J Otóż PKW ma na FB bardzo fajny fanpage. Jeśli go nie obserwujecie, koniecznie dołączcie do obserwowanych. Chylę czoła przed ekipą adminów tej strony, bo sama miałabym poważny dylemat, o czym pisać na fanpage`u PKW, gdy nie ma wyborów.

A tu okazuje się, ze na fp PKW trwają sobie w najlepsze… konsultacje! I to nie byle jakie, bo dotyczące wyglądu nowej karty do głosowania. Książeczka czy płachta? I w ogóle jak to wszystko powinno wyglądać? Do tego dobrze zrobione infografiki, kalendarium wyborów uzupełniających, relacje (i zapowiedzi) z konsultacji w terenie – naprawdę jest co czytać. Dowiedziałam się np. że ruszył już portal internetowy dotyczący przyszłorocznych wyborów samorządowych. Jest interaktywnie, konsultacyjnie, otwarcie – a przecież o to chodzi! Dużo tu jeszcze do zrobienia, dlatego PKW ląduje na miejscu 3, ale szczerze polecam!

 

Miejsce 2: LASY PAŃSTWOWE (43950 followersów)

https://www.facebook.com/LasyPanstwowe/?fref=ts

Lasy Państwowe mają fanpage robiony jednocześnie i dobrze, i źle. Jest świetny, jeśli chodzi o część edukacyjno-promującą. Ciekawe są posty dotyczące lasów i ogólnie przyrody. Można się tu masę dowiedzieć o roślinach, zwierzętach, ciekawych inicjatywach przyrodniczych, rozmaitych konkursach. I w tym zakresie admini rzeczywiście robią to dobrze. Ba, nawet świetnie! Jest to też jeden z nielicznych (bardzo nielicznych) fp publicznej instytucji, na której admini odpowiadają na komentarze followersów, są obecni w dyskusji – to bardzo cenne, bo social media polegają na budowaniu relacji, a nie wrzucaniu postów na tablicę ogłoszeń.

Jednocześnie jednak Lasy Państwowe prowadzą fp tak, by unikać na nim trudnych tematów. Gdyby o sytuacji w lasach wnioskować na podstawie tej strony, okazałoby się, że w Polsce mamy przyrodniczą sielankę, LP nie borykają się z żadnymi problemami wizerunkowymi, nie ma konfliktów społecznych. W czasie gdy policja i Straż Leśna rozganiała aktywistów w Puszczy Białowieskiej, na fanpage`u LP można było przeczytać o puszczykach mszarnych i zaskrońcach… To zresztą typowe dla fanpage`y większości instytucji publicznych – nie ma tam udostępnianych żadnych problematycznych kwestii, są za to konkursy dla dzieci, relacje ze wspaniałych spotkań i radosne informacje o najnowszych osiągnięciach. Rozumiem potrzebę wizerunkową, ale uważam, że jest to traktowanie dorosłych followersów jak dzieci: jeśli im nie powiemy, to na pewno nie zauważą…  Fanpage`e dla większości instytucji publicznych nie są przestrzenią do poważnej debaty. Szkoda, bo to właśnie social media doskonale nadają się do bieżących konsultacji, ale też do szybkiego wyjaśniania problemów.

Na plus adminom LP liczę to, iż na trudne pytania w komentarzach jednak odpowiadają. Liczne pytania dotyczące zakazu wstępu do Puszczy Białowieskiej nie pozostają bez odpowiedzi, choć zadawane są pod postami na zupełnie inne tematy.

 

Miejsce 1: SĄD NAJWYŻSZY (11633 followersów)

https://www.facebook.com/Sad.Najwyzszy/?fref=ts

Taaak! To moje największe zaskoczenie, a nawet dwa zaskoczenia. 😉 Po pierwsze: nie spodziewałam się strony SN na Facebooku. Po drugie: nie sądziłam, ze może być tak świetnie prowadzona! Oczywiście, to profil poważny i oficjalny, ale można powiedzieć: ta powaga jest w pełni dostosowana do powagi urzędu. Bardzo pozytywnie zaskoczyło mnie to, że admini profilu SN ustrzegli się typowego błędu, o którym pisałam analizując fp Lasów Państwowych. Otóż na profilu SN nikt nie udaje, że nie ma problemów i trudnych tematów. W ostatnich tygodniach na fp Sądu Najwyższego mowa jest o samych trudnych tematach – na bieżąco przekazywane są informacje o podjętych działaniach w związku z trwającymi pracami nad ustawami, można zapoznać się z orzeczeniami SN, ze  stanowiskami sędziów SN, są relacje z wystąpień, bardzo celne skróty stanowisk sędziów w postach (z linkami do pełnych wypowiedzi).  Śledząc ten profil nie oddalamy się od problemów rzeczywistości, wręcz przeciwnie – jesteśmy w niej zanurzeni, a jednocześnie świetnie poinformowani o tym, co sądzą o tych sprawach sędziowie SN. Żadnej sielanki, żadnych tanich chwytów wizerunkowych – jasność, jednoznaczność, autentyczność. Obserwujcie koniecznie!

Wielki szacunek adminom fanpage`a Sądu Najwyższego!

 

Tyle dobrego. 😉 A jak najczęściej wyglądają profile innych instytucji publicznych? Większość trzyma oficjalny standard i nie wychodzi poza jego ramy. Ten standard to informowanie o działalności instytucji, zwłaszcza o oficjalnych spotkaniach, wizytach, umowach, konferencjach prasowych etc. Na stronach o trochę lepszym standardzie mamy ciekawsze zdjęcia (jak na stronie Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad), trochę materiałów video. Na stronach nieco gorzej prowadzonych jest po prostu nudno. Wszystkie mają niewiele wspólnego z istotą social media, czyli z budowaniem relacji z ludźmi. Nic dziwnego, że posty na takich fanpage`ach mają niewiele reakcji i bardzo niskie zaangażowanie.

Krajowa Rada Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego ma co prawda 44 378 followersów, ale pod jej postami można znaleźć zaledwie po kilka lajków. Ciekawy film (w technice 360 stopni) z Nocy Muzeów na stronie Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego polubiły… 4 osoby. Na fp Ministerstwa Rozwoju widać pomysły adminów (choćby cykl: #przyjaznefundusze), ale już trwające półtorej minuty życzenia z okazji Dnia Matki, które składa minister Morawiecki, i przez całe 90 sekund nie ma w filmie ani jednej zmiany planu, patrzymy wciąż tylko na pana ministra – to już jest naprawdę mało interesujące…

Drugi problem instytucji publicznych w social media – to traktowanie SM jak urzędowego biuletynu. Bardzo często mamy do czynienia z komunikacja jednostronną: od urzędu do obywateli, gdy tymczasem istota SM leży właśnie w komunikacji dwustronnej. Wreszcie obywatele mogą szybko i łatwo zapytać o coś urząd – i ten powinien odpowiedzieć, bo po to właśnie jesteśmy w mediach społecznościowych! Tymczasem urzędy i instytucje niewiele sobie z tego robią, wrzucają swoje posty, nie reagują na komentarze, nie zwracają uwagi na opinie, robią swoje… Szkoda. Wielka szkoda. Gdy patrzyłam na takie strony, cały czas myślałam o tym, że naprawdę nie każdy musi być w SM! Ten błąd popełnia większość fanpage`y, choćby te należące do IPN-u, Kancelarii Premiera czy większości ministerstw.

Trzeci problem to brak pomysłu na obecność w social media. Wchodząc do któregokolwiek z mediów społecznościowych trzeba wiedzieć, po co się to robi, jaką ma się strategię komunikacji, budowania wizerunku, budowania relacji z ludźmi.  Ale do tego potrzeba przede wszystkim świadomego kierownictwa, które rozumie, w jakim stopniu obecność w mediach społecznościowych buduje dziś wizerunek instytucji – albo go niszcz. Większość fp robi wrażenie zupełnie przypadkowych, założonych ze służbowego obowiązku, na zasadzie: „inni mają, my też musimy”.

Najbardziej rozbawił mnie fanpage bardzo poważnej instytucji – Rządowego Centrum Bezpieczeństwa. Otóż nie wiem, czy wiecie, ale Polsce zasadniczo zagraża jedynie… pogoda! Cały fp wypełniony jest ostrzeżeniami: hydrologicznymi, o nadchodzących burzach oraz o zagrożeniu pożarowym z powodu suszy. I koniec. W jakim bezpiecznym kraju przyszło nam żyć! 😉

 

I jeszcze jedna uwaga na koniec: zaskoczyło mnie, że fp ministerstw i Kancelarii Premiera nie wspierają się wzajemnie. Są wśród nich takie, które mają naprawdę solidną liczbę followersów (Kancelaria Premiera – 88 472, MON – 54 691), a są takie, które mają ich niewielu, bo ok. 1000-2000. Wystarczyłoby, żeby admini dużych stron zlinkowali ciekawe posty z tych mniejszych fp u siebie, zaprosili na fp danego ministerstwa, udostępnili ciekawy album. Nic z tych rzeczy! Na poziomie resortów taka współpraca się nie zdarza. Na fp Kancelarii Premiera także brak linków z ministerstw. Można tam zobaczyć panią premier podczas wszystkich odbywanych spotkań – ale w zasadzie tylko panią premier. A wydawałoby się, że to jeden rząd, który przynajmniej w jakimś stopniu pracuje wspólnie.

 

Ps. Chcesz dostać listę profili social media polskich instytucji publicznych?
Napisz do mnie: mierzynskamarketing@gmail.com

Facebook: 7 wskazówek, jak tworzyć angażujące posty

Założyłeś fanpage na Facebooku? To świetnie. Ale to dopiero początek drogi do zbudowania profilu o naprawdę szerokim zasięgu.  Od razu odpowiedz sobie na pytanie, jaki charakter i cel ma Twój fp – chcesz dzięki niemu budować społeczność, rozpowszechniać informacje, kreować swój wizerunek, pokazywać swoje produkty (i sprzedawać je)? Główny cel powinien zdeterminować to, jakie treści zamieścisz w kolejnych postach.  Dziś kilka podstawowych wskazówek, jak budować dobry content na swoim fanpage`u. Od razu uprzedzam, że to tylko wprowadzenie do tematu – ale od czegoś trzeba zacząć, prawda? 🙂

Pisz posty angażujące – to podstawowa, fundamentalna wręcz wskazówka.

„Dziś wypuściliśmy na rynek nowy jogurt – o smaku wiśnia z pomarańczą. Zapraszamy do wypróbowanie, jest już dostępny w naszych sklepach”. Do tego zdjęcie opakowania jogurtu.

Jak myślisz, ile osób  zareaguje na taki post?

Obstawiam, że będzie to kilka lajków od znajomych bądź pracowników – bo wypada.  I koniec.

A gdyby na zdjęciu było małe dziecko, uśmiechnięte, usmarowane od brody po czoło jogurtem, albo malujące jogurtem blat stołu w kolorowe wzorki, albo kot wylizujący jogurt z opakowania? Albo lśniące, soczyste owoce (wiśnia i pomarańcza), oraz ciekawe nawiązanie do tego zdjęcia w treści postu? Albo konkurs na najlepsze połączenie wiśni z pomarańczą w przepisie na ulubiony deser – z kartonem nowego jogurtu do wygrania? Pomysłów mogą być tysiące. Ważne, by zwracały uwagę, angażowały i budziły emocje.  Dopiero wtedy Twój post może liczyć na lajki, komentarze i udostępnienia.

Dziś podpowiem Wam, w jaki sposób tworzyć posty angażujące.  Jest na to kilka sprawdzonych sposobów. Co więc znajduje się w najlepszych postach?

Po pierwsze – to, co budzi uśmiech, rozśmiesza, bawi. Rozrywka zawsze sprzedaje się najlepiej w social media, byle nie przekroczyć granicy smaku i umieć ją powiązać z treścią fanpage`a. Koty to oczywista socialmediowa klasyka. 😀

Po drugie – to, co wzrusza.  Poruszające filmiki, wzruszające historie, emocjonalne zdjęcia – to wszystko także uruchomi w Twoich odbiorcach emocje, dlatego warto tego typu treści umieszczać na fp.

Po trzecie – to, co pomaga rozwiązać problem. Choć treści poradnikowych szukamy głównie za pomocą wyszukiwarki internetowej, w social media też się sprawdzą (choć mniej niż np. na blogu).  Jeśli Twój post pomoże komuś rozwiązać jego problem, czegoś potrzebnego nauczy – lajk murowany. A może i udostępnienie z dobrym komentarzem.

Po czwarte – to, co aktualne. Jeśli Twój post będzie zawierał ważne bieżące informacje (np. konkretny bank ma właśnie mega awarię w sieci, sieć komórkowa nie działa, gigantyczny korek na autostradzie; za 2 dni na rynek wchodzi nowy model smartfona firmy X, a Ty już go masz i możesz zrecenzować etc.), jeśli będzie dotyczył sprawy angażującej właśnie dużą grupę społeczną – masz ogromne szanse na znaczącą liczbę reakcji.  Twój post będzie po prostu ważny dla wielu ludzi. Tu liczy się tzw. timing – czyli trafienie  „w czas”. Post ważny dziś, jutro może nie zwrócić niczyjej uwagi. Czasem traci swoje znaczenie już po kilku godzinach – w social media wszystko dzieje się bardzo szybko. Z drugiej strony – bywa, że ten właściwy czas dokładnie wymierzyć, wycelować w moment zainteresowania tematem.

Tu przeczytasz więcej o timingu:

https://mierzynskamarketing.wordpress.com/2016/12/16/kiedy-wrzucac-posty-by-byc-widzianym-klucz-do-timingu/

https://mierzynskamarketing.wordpress.com/2016/11/30/timing-jest-wszystkim-cz-2/

Po piąte – to, co osobiste.  Tak, posty, w których mówimy o swoich osobistych przeżyciach i doświadczeniach mocno poruszają ludzi. Zawsze wywiązuje się pod nimi dyskusja, ktoś kogoś wspiera, ktoś opowiada o podobnych doświadczeniach.

Trzeba jednak uważać, by nie przesadzić z odkrywaniem swojej prywatności – zwłaszcza na fapage`u, a nie na profilu prywatnym. Fanpage jest publiczny, więc każdy może zobaczyć Twój wpis. Pomyśl, czy chcesz, by każdy wiedział o Twoich przykrych doświadczeniach z byłą szefową, o Twojej chorobie, albo znał szczegóły trudnych przeżyć Twojej córki? Czasem zdecydujesz się na to świadomie, ale czasem wystarczy, że w poście nawiążesz do doświadczeń, które nie są bardzo prywatne, za to pokazują Cię jako normalnego człowieka – takiego, któremu czasem coś się nie udaje, jest zmęczony, z czegoś się bardzo, bardzo cieszy, posadził kwiaty w ogrodzie, miał stłuczkę samochodową (tak jak ja dzisiaj – moje lusterko boczne i lusterko w drugim aucie właśnie przestały istnieć… ).

Opowiadaj o sobie w ciekawy sposób i w tę opowieść wplataj kluczowy temat postu – to najprostszy ze sposobów storytellingu (czyli, mówiąc najprościej, marketingu opartego na budowaniu historii). Bohaterem takiej opowieści jesteś Ty i codziennie dobudowujesz kolejne odcinki swojej story.

Twoi odbiorcy zaangażują się, ponieważ odczują wspólnotę doświadczeń – też są zmęczeni, nie chce im się iść do pracy, mieli stłuczkę (moje lusterko w samochodzie! L), ciesza się z osiągnięć swoich dzieci. Od razu okaże się, że należycie do jednej drużyny! A w drużynie trzeba się wspierać. 🙂

Po szóste – najbardziej zaangażowanymi odbiorcami Twojego profilu będą Ci, którzy Cię znają. Brzmi może banalnie, ale naprawdę tak jest – im więcej osób poznasz, im więcej osób zalajkuje Twój profil ze względu na Ciebie (a nie tylko Twoją ekspercką wiedzę), tym więcej będziesz mieć reakcji pod swoimi postami. Dlatego – nie siedź non stop przed komputerem. Wychodź do ludzi. Wrzucaj posty ze zdjęciami, na których oznaczysz inne osoby.  Zapraszaj nowych znajomych do polubienia Twojego fp.  Bierz udział w akcjach, konferencjach, eventach, szkoleniach, spotkaniach w grupach itp. Buduj sieć kontaktów, realnych kontaktów – to także pomoże Ci w internecie.

I wreszcie po siódme – jeśli piszesz angażujące posty na FB, a reakcji nadal mało, zerknij na ich zasięg. Miej świadomość, że FB to komercyjna firma, która od pewnego czasu świadomie ogranicza zasięg organiczny postów – po to, by właściciel fp wykupił reklamę.  Czasem warto (albo wręcz trzeba) wyłożyć pieniądze i reklamować się – także wtedy jakość Twoich postów będzie miała znaczenie. Angażujące posty, również sponsorowane, wywołają po prostu znacznie liczniejsze reakcje, a więc zwiększą zasięg, i zamiast robić reklamowe minimum, osiągniesz maksa! Tego Ci życzę.

Ps. W social media zawsze i wszystkim przydaje się jeszcze technika SOC – zobacz tutaj: https://mierzynskamarketing.wordpress.com/2017/02/05/jak-przetrwac-w-social-media-postaw-na-soc/

 

Posty, które lubi Facebook – jak zwiększać zasięg

Jeśli chcesz mieć wrażenie, że panujesz nad Facebookiem, warto wiedzieć, jakie rodzaje postów są wg algorytmu FB najbardziej atrakcyjne (a tym samym mają szanse na większy zasięg). Facebook pewne rodzaje postów lubi bardziej, a inne – mniej. Preferencje zmieniają się co pewien czas, FB jest bowiem platformą działająca komercyjnie i jeśli uruchamia nowy rodzaj aktywności (a robi to często), którym chce konkurować z innymi social media, na pewno będzie wyżej punktował użycie tej aktywności w poście. I to jest pierwsza wskazówka – śledź nowinki FB.

  • FB intensywnie promuje też filmy video – ale nie z YouTube. YouTube to konkurencja dla FB i dlatego, chcąc mieć większe zasięgi, lepiej wgrać filmik bezpośrednio na swój fanpage, a nie linkuj go z YouTube.
  • Dziś FB wysoko pozycjonuje też wszystkie transmisje live – bo chce wypromować tę aktywność u siebie, konkurując z innymi social media.
  • Długo Facebook wolał zdjęcia i grafiki od wpisów tekstowych, i promował je znacząco – dziś często zauważasz, że wpisy tekstowe w urządzeniach mobilnych są wyświetlane większą czcionką, od razu więc rzucają się w oczy – to właśnie zmiana w algorytmie FB. Co nie znaczy, że nie warto wrzucać zdjęć i grafik – warto, i tak są najlepiej widoczne.
  • Linki – tu FB ocenia jakość źródła, z którego pochodzi link. Im serwis/blog ma więcej interakcji społecznościowych, im większa jest jego popularność, tym bardziej będzie atrakcyjny wg algorytmu.

Te wszystkie techniczne wskazówki bije jednak na głowę ten element social media, nad którym nie zapanujesz nigdy – tzw. element ludzki. 😉 Przy wszystkich algorytmicznych wyliczeniach pamiętaj – to ludzie decydują, czy dany post się rozchodzi czy nie. Najbardziej liczy się więc… treść! Dobry post, wsparty przez jednego choćby influencera, potrafi zrobić na FB ogromne zasięgi. Pracuj więc nad contentem – i nad relacjami na FB. Korzystaj z płatnych promocji, zwłaszcza na początku, by przebić się ze swoją stroną do szerszej publiczności. I bądź cierpliwy. 🙂