Dezinformacja z 10 sekund milczenia Schetyny. Manipulacje w sieci

Widziałeś/-aś w sieci filmik o tym, jak to niby Schetynę „zatkało” i podobno nie umiał podać ani jednego sukcesu swojego rządu? To była jedna z bardziej cynicznych akcji świadomego rozpowszechniania dezinformacji w polskiej przestrzeni publicznej w ostatnich miesiącach. Manipulacja jakby żywcem wyjęta ze słownikowej definicji tego pojęcia. W rolach głównych: Grzegorz Schetyna jako przedmiot manipulacji; oraz manipulatorzy – Paweł Kukiz i TVP Info. Do dezinformacji wystarczyło 10 sekund milczenia Schetyny podczas konferencji.

19 kwietnia lider Platformy Grzegorz Schetyna ma konferencję prasową w Szczecinie. W którymś momencie pytanie zadaje mu dziennikarz lokalnej telewizji internetowej TV Goleniów.  Chce, by Schetyna wymienił kilka sukcesów rządu PO/PSL. Schetyna się zastanawia – przez 10 sekund. Potem odpowiada, dość długo. TV Goleniów montuje fragment nagrania z pytaniem dziennikarza i 10 sekundami milczenia Schetyny, kończąc całość planszą z napisem:” Chcesz poznać odpowiedź? Zapraszamy na www.goleniow.net.pl”. Wrzuca to do Internetu (https://www.youtube.com/watch?v=o6Cf7g-UVuk), jednocześnie zamieszczając też całość nagrania z konferencji (https://www.youtube.com/watch?v=0OYt5YJN0Ag).

 

Pierwszy śmieje się Paweł Kukiz

Nikt, kto obejrzy do końca krótką zajawkę, nie może sądzić, że odpowiedzi nie było – była, tylko żeby ją obejrzeć, trzeba wejść na inną stronę. Potem jednak ktoś przemontowuje filmik: usuwa końcowe plansze i domontowuje fragment z polskiego filmu „Rejs”. Ostatnia zamieszczona w nagraniu fraza z „Rejsu” brzmi: „Pytania są tendencyjne!”. Nagranie w tej wersji zamieszcza na swoim profilu internetowym Paweł Kukiz – robi to 20 kwietnia o godz. 7.57 rano.

dezinfo_schetyna_kukiz1

Nagranie chwyta, ma setki tysięcy wyświetleń i tysiące udostępnień. Wszyscy padają ze śmiechu, że „Schetynę zatkało” i nie potrafił wymienić ani jednego sukcesu rządu PO/PSL.  Tego samego dnia film pojawia się w sieci w jeszcze jednej wersji – 20 sekund nagrania, bez planszy TV Goleniów i bez fragmentów z „Rejsu”. Tę wersję oraz wersję Pawła Kukiza zaczynają rozpowszechniać w sieci nie tylko zwykli użytkownicy, ale też prawicowe portale: Niezależna.pl, Wprawo.pl, Wmeritum.pl, TelewizjaRepublika.pl, Dorzeczy.pl. Informują co prawda, że Schetyna ostatecznie „powiedział parę zdań”, ale „w pamięci pozostaje pierwsza reakcja Schetyny” (Dorzeczy.pl).

Do portali dołączają kolejni politycy, np. w piątek o godz. 9.21 nagranie publikuje na swoim profilu poseł Patryk Jaki. Pisze przy tym o znokautowaniu opozycji przez dziennikarza TV Goleniów.

dezinfo_schetyna_jaki

Żadne z mediów nie zamieszcza linku do pełnego nagrania konferencji, które cały czas jest dostępne na stronie internetowej lokalnej telewizji – ba, nikt nawet o nim nie wspomina! Bańki informacyjne (czyli ograniczenie kontaktów w mediach społecznościowych do własnego środowiska) sprawiają, że przez długi czas nikt z opozycji nie odnosi się do nagrania, może więc ono funkcjonować w sieci bez żadnego dementi.

 

TVP Info: Grzegorz Schetyna zaniemówił

W sobotę, 21 kwietnia 2018 r. ok. godz. 14.30 20-sekundowy film udostępnia na Twitterze TVP Info. To moment, w którym nagranie wychodzi z prawicowej bańki informacyjnej i dociera do obozu antyPiS. Dwie godziny później jako pierwsze z antyPiS-owskiej przestrzeni konto @Polskawruinie1 upublicznia pod tweetem TVP link do pełnego nagrania z konferencji.

dezinfo_schetyna1

To przełom. Zaczyna się dementowanie, zestawiane są dwa nagrania – opublikowane przez TVP Info oraz całościowe. W komentarzach pojawiają się stwierdzenia, że to manipulacja. Jednak TVP Info jeszcze przez wiele godzin ma tę wiadomość na pierwszym miejscu swojego timeline`a – tweet został przypięty, tzn. oznaczono go tak, by był widoczny jako pierwszy dla każdego, kto wejdzie na konto TVP. To skuteczny sposób promowania treści.

Czy TVP Info albo Paweł Kukiz mogli manipulować przekazem w sposób nieświadomy? Trudno uwierzyć, by osoby doświadczone medialnie nie miały świadomości, że nagranie jest tylko fragmentem większej całości. A jeśli miały, to dezinformację zamieszczono celowo i świadomie ją rozpowszechniano, wiedząc, że prawda o konferencji jest zupełnie inna: Schetyna odpowiedział na pytanie.

 

Dezinformacje? To będzie ich czas w Polsce. Niestety.

Obserwowanie mediów społecznościowych w Polsce każe przypuszczać, że dezinformacje będą coraz częściej wykorzystywane do walki politycznej. Są skuteczne i trudne do zdementowania. Niestety, powstają już aplikacje, dzięki którym w prosty sposób można będzie nie tylko wycinać fragmenty nagrań, ale też podkładać głos pod nagranie tak, by odbiorcy nie wiedzieli o zmianie ścieżki dźwiękowej. W sieci popularny jest film obrazujący to zjawisko: jeden z amerykańskich aktorów podkłada głos pod nagranie wypowiedzi prezydenta Obamy. Robi to w taki sposób, że odbiorca nie ma szans, by zorientować się w manipulacji.

Kiedy tego typu aplikacje upowszechnią się i staną się jeszcze prostsze w obsłudze, możemy spodziewać się ich wykorzystania w polskiej polityce. Niestety, dziś nie ma narzędzia, które pozwoliłoby w prosty sposób ujawnić, iż tego typu nagranie jest fałszywe. Wydaje się, że w przestrzeni publicznej jedyną możliwą obroną będzie prezentowanie prawdziwego nagrania oraz wytaczanie procesów sądowych. Chyba nic poza nieuchronnością kary nie ochroni nas przed tego typu oszustwami.

 

Fragment tekstu opublikowanego także na portalu OKO Press.

Czy rosyjskie boty obserwowały polskich polityków?

Czy rosyjskie boty obserwowały polskich polityków i dziennikarzy? Czy właśnie ze względu na rosyjskie powiązania tysiące kont w ciągu dwóch dni lutego zniknęły z Twittera? To bardzo prawdopodobne. Wszystko wydarzyło się w weekend, między 2 a 4 lutego.

19 stycznia. Twitter informuje, że zidentyfikował ponad 50 tysięcy zautomatyzowanych kont (botów), które w okresie wyborów prezydenckich w USA działały w powiązaniu z Rosją.

29 i 31 stycznia Twitter aktualizuje swoją informację, dodając szczegóły.  Zapewnia, że zidentyfikowane konta już nie istnieją.  Z informacji można wnioskować, że operacja związana z usuwaniem botów na Twitterze trwała przez wiele dni i być może trwa nadal.

Weekend między 2 a 4 lutego. Niektórzy polscy politycy i dziennikarze mogą zaobserwować nagły, duży spadek liczby swoich followersów. To samo dzieje się na kontach ukraińskich polityków. Zaledwie w ciągu dwóch dnia znika od kilku do kilkunastu tysięcy obserwujących. Radosław Sikorski 5 lutego ma o 13 tysięcy followersów mniej niż 2 lutego. Prezydent Andrzej Duda – 3 tysiące mniej. Donald Tusk – 10 tysięcy mniej. 

 

Followersi Radosława Sikorskiego:

 

Followersi Donalda Tuska:

 

Followersi Andrzeja Dudy:

 

Ten nagły spadek liczby obserwujących dotyczy tych polskich polityków, o których pisałam w listopadzie 2017  informując (na przykładzie konta Radosława Sikorskiego) o znaczącym i bardzo szybkim przyroście botów na polskim TT. Liczna grupa nowo założonych zautomatyzowanych kont obserwowała tylko kilku polskich polityków: Donalda Tuska, prezydenta Andrzeja Dudę i Radosława Sikorskiego, niektóre także Beatę Szydło, poza tym także Tomasza Lisa i TVN24 oraz konta polityków ukraińskich i amerykańskich.

Obserwowana przez mnie farma „światowych” botów była uśpiona, konta nie wykazywały żadnej aktywności, natomiast ich przyrost był znaczący – u Radosława Sikorskiego pojawiało się wówczas ok. 700 nowych followersów dziennie. Prawdopodobnie ich twórcy chcieli je wykorzystać do rozpowszechniania informacji związanych z polityką światową – świadczy o tym dobór obserwowanych na TT kont. I to właśnie na tych polskich kontach – ale tylko na tych –  między 2 a 4 lutego masowo znikali followersi.

Konto TVN24 przestało obserwować 11 tysięcy followersów, prawie tyle samo – Tomasza Lisa.

Followersi TVN24:

 

Followersi Tomasza Lisa:

 

Mniejszy spadek odnotowała Beata Szydło – o 1 tys. followersów. U innych polskich polityków, który „światowe boty” z listopada nie obserwowały, np. u Grzegorza Schetyny (wykres z prawej) czy premiera Morawieckiego (wykres z lewej) w ostatnim miesiącu nie widać żadnych spadków.

 

Ogromne zmiany widać natomiast na kontach ukraińskich – czyli będących w polu zainteresowań opisywanej farmy zautomatyzowanych kont. Prezydent Ukrainy Petro Poroszenko 2 lutego miał 1 330 000 followersów, a 4 lutego – o 75 tysięcy mniej!

 

Liczba obserwujących konto parlamentu ukraińskiego (Verchovna Rada Ukrainy) w tym samym czasie spadła o 9 tysięcy.

 

Sprawdziłam w swoich materiałach, czy boty, które zaobserwowałam w listopadzie wśród followersów Radosława Sikorskiego, zniknęły z TT. Otóż nie ma tych kont, które miały zagraniczne nazwy użytkowników. Konta z polskimi nazwami pozostały.

 

Co się stało w pierwszy lutowy weekend? Możliwości są dwie: albo Twitter usunął konta, które uznał za podejrzane – a pamiętajmy, że obecnie Twitter usuwa konta zautomatyzowane, które ocenia jako powiązane z Rosją.  Albo twórca botów postanowił sam je usunąć, by nie wpadły w oko pracownikom Twittera. Co także może świadczyć (choć nie musi) o powiązaniu tych kont z Rosją – bo to właśnie te są dziś na celowniku TT. Każda z tych opcji pokazuje, że polska scena polityczna nie jest oderwana od wojny dezinformacyjnej, prowadzonej przez rosyjskie fabryki trolli na całym świecie. Nasi politycy i osoby wpływowe (influencerzy) znajdują się w tej przestrzeni oddziaływania tak samo jak politycy USA, Niemiec, Wielkiej Brytanii, Francji czy Ukrainy. Wojna w sieci trwa.

Ps. Jak widać na wykresach, po spadku liczby obserwujących na tych samych kontach bardzo szybko pojawili się nowi. Jak wynika z analizy, wiele z nich to znów zautomatyzowane konta, tym razem założone w lutym 2018 r.

 

 

Słowniczek:

 BOTY – zautomatyzowane konta, tworzone za pomocą programu komputerowego, których aktywność w social media zależy od wcześniej zaprogramowanych reguł.

Kto bronił ministra Macierewicza? Dezinformacja na polskim Twitterze – akcja 2

Polski mistrz dezinformacji objawił się na Twitterze. Pod utworzoną przez niego, kpiąco-ironiczną z jego punktu widzenia petycją w obronie Antoniego Macierewicza podpisało się ponad 9 tysięcy osób. Autor chyba nie przewidział, że w jego apel tak gremialnie uwierzą zwolennicy polityka. Niezależnie od intencji jego petycja zamieniła się w wielką polską sieciową dezinformację – i jako taka przejdzie do klasyki polskich mediów społecznościowych.

9 stycznia premier Mateusz Morawiecki ogłasza zmiany w rządzie. Jednym z najgorętszych tematów natychmiast robi się dymisja ministra obrony narodowej Antoniego Macierewicza. Ten polityk ma tak wielu zwolenników, że decyzja premiera wyraźnie oburza część elektoratu partii rządzącej.  Popierający Macierewicza od końca listopada podpisywali petycję w jego obronie na portalu Niezalezna.pl, jest tam ponad 16 tysięcy podpisów. Ale 9 stycznia sytuacja zmienia się na gorszą – minister traci stanowisko. Prawicowy elektorat wrze. Jak wynika z danych udostępnianych przez portal Polityka w sieci, liczba  wzmianek na temat Macierewicza na Twitterze tego dnia rośnie w szalony sposób, ostatecznie osiągając prawie 16 tysięcy.

mac11

09.01.2018, 19.37: „A gdyby tak rzucić prawym kochanym petycję…”

Wieczorem tego dnia jeden z użytkowników polskiego Twittera, używający nicka @Napalony Wikary, wpada na pomysł, by na jednym z portali zbierających podpisy pod petycjami online założyć petycję w obronie Antoniego Macierewicza. Pisze o tym o godz. 19.37 jako o żarcie, kpinie.

mac9

Kilka minut po 20-tej petycja już jest. Zaczyna się od słów: „Żądamy przywrócenia Antoniego Macierewicza na stanowisko Ministra Obrony.” Autorem petycji jest anonimowy Bartosz Z.  I jak się okazuje, trafia swoim pomysłem w sam środek rozgrzanego do czerwoności kotła.

@Napalony Wikary o 20.09 tweetem informuje o założeniu petycji, używając przy tym hashtagów charakterystycznych dla użytkowników Twittera, którzy popierają partię rządzącą:  #DrugaZmiana oraz #Prawi. W następnym wpisie zawiadamia o petycji kilku prawicowych dziennikarzy i portali informacyjnych oraz prawicowych użytkowników Twittera z dużymi zasięgami postów.

mac10

 

09.01.2018 między 20.09 a 21.12: tweet zaczyna się rozchodzić

Od początku większość odbiorców w petycji nie widzi żartu ani fake`a, tylko prawdziwą obywatelską reakcję na decyzję podjętą przez premiera. Co ciekawe, w takim jej odbiorze nie przeszkadzają nawet mocne polityczne sformułowania w treści petycji, które ustawiają prawicowy elektorat przeciwko rządzącym: „Niestety, polityczne intrygi części obozu „dobrej zmiany” oraz środowisk dawnych Wojskowych Służb Informacyjnych najpierw doprowadziły do kampanii zohydzającej postać Antoniego Macierewicza, a następnie do jego odwołania z piastowanego stanowiska Ministra Obrony Narodowej. W związku z powyższym my, wyborcy Prawa i Sprawiedliwości oraz wielu innych środowisk patriotycznych, zwracamy się z apelem do Pana Prezesa Rady Ministrów Mateusza Morawieckiego, Pana Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej Andrzeja Dudy, Pana Prezesa Prawa i Sprawiedliwości Jarosława Kaczyńskiego o przerwanie antypolskiego chocholego tańca i przywrócenie Antoniego Macierewicza na zajmowane uprzednio stanowisko.”

Jak twierdzi pomysłodawca apelu, on chciał „strollować prawych kochanych, ale wyszło jak wyszło”.

mac13

 

09.01.2018, 21.12: Petycję z Twittera uwiarygadniają media

Dezinformacja od pierwszej chwili udaje się perfekcyjnie. Już o godz. 21.12 artykuł o petycji zamieszcza bardzo szacowne medium – dziennik „Rzeczpospolita”.  Petycja ma wówczas zebranych zaledwie kilkanaście podpisów, ale informacja idzie w świat.

mac12

Tuż po godz. 22-giej „Rzeczpospolita” aktualizuje tekst dodając, że petycja ma charakter prześmiewczy, jednak informację o zbiórce podpisów podają kolejne media. Najpierw Wirtualna Polska i Niezależna.pl. Następnego dnia rano – Dorzeczy.pl, Wolnosc24.pl, NaTemat.pl, Wprost.pl, Radio Zet, Kresy.pl, a nawet Radio Maryja. Niektóre informują (często na końcu tekstu) o prześmiewczym wg jej autora charakterze petycji, inne nie.

mac_media

10 stycznia od rana rusza lawina. Petycja rozchodzi się błyskawicznie w mediach społecznościowych. Do jej podpisywania zachęcają się użytkownicy Facebooka w wielu prawicowych grupach, np. „Polska zawsze niepodległa” (12 tys. członków). Na Twitterze o petycji informują znane, influencerskie prawicowe konta oraz media.

 

10.01.2018 po południu:  anonimowe konta rozpowszechniają link na Twitterze

10 stycznia po południu na TT obserwuję wysoką aktywność nowych, anonimowych kont – albo właśnie założonych, albo istniejących od niedawna, mało aktywnych – które udostępniają link do petycji. Wygląda to na czyjeś zaplanowane działanie – nowe konta powstają dziesiątkami, w ciągu kilku godzin.  Portal udostępniający petycję daje możliwość automatycznego udostępnienia linku do niej w mediach społecznościowych – jak wynika z informacji na portalu, do 14 stycznia z możliwości udostępnienia tego linku na Twitterze skorzystano 765 razy.  Można to jednak zrobić tylko posiadając konto na TT. Dziesiątki nowych – zawsze anonimowych – kont w tym medium społecznościowym powstaje więc tylko po to, by ten link rozpowszechniać.  Kto realizuję tę akcję – nie wiadomo.

mac16

Na Facebooku udostępnienie linka bezpośrednio ze strony z petycją jest znacząco większe – zrobiono tak 4074 razy. E-mailowo link przesłano 898 razy (dane z 14.01 godz. 19.00).

 

10.01.2018 późne popołudnie:  „Zorganizował ją lewak w celu wyłudzenia danych!”

Jednocześnie na Twitterze część użytkowników dementuje informację, jakoby petycja rzeczywiście miała być wysłana do premiera i w ogóle – że powstała „na poważnie”. Dementi podają najczęściej followersi @Napalony Wikary, on sam na swoim koncie pokazuje kolejne tweety osób, które uwierzyły w wiarygodność petycji. Przez większość dnia informacja, iż petycja była żartem, nie przebija się jednak do zwolenników ministra Macierewicza. Dochodzi do tego dopiero późnym po południem. Wtedy pojawia się informacja, że „Lewak @Napalony Wikary utworzył petycję po to, aby zbierać nazwiska i adresy osób z prawej strony”. Ten wątek powtarza się wielokrotnie – petycja to prowokacja stworzona po to, żeby zebrać maile osób popierających prawicę.

 

14.01.2018 wieczorem: 9150 podpisów pod petycją

Informacja o zbieraniu maili „przez lewaka” sprawia, że masowa akcja linkowania do petycji wygasa, ta jest jednak ciągle podpisywana. 10 stycznia liczba podpisów przekracza 4,5 tysiąca, 12 stycznia jest pod nią ok. 7 tysięcy podpisów, 14 stycznia wieczorem – 9150 i ciągle rośnie. Choć oczywiście w niedzielę wzrost jest dużo wolniejszy niż w poprzednich dniach. Nie do wszystkich użytkowników sieci dotarła więc informacja, że petycja jest  dezinformacją, fake`em.

petycja3

 

Podsumujmy:

Ponad 9 tysięcy osób uwierzyło w petycję do tego stopnia, że złożyło pod nią swój podpis i podało dane. Nie mam dostępu do listy, ale można założyć (oceniając np. akcję tworzenia nowych kont na TT), że część z tych podpisów jest fałszywa, nie należy do osób rzeczywiście istniejących. Jak duża – nie wiadomo. Na pewno jednak podpisało się pod nią także wielu autentycznych zwolenników Antoniego Macierewicza – mimo że petycja była sygnowana przez anonimowego autora. Jej wiarygodność zbudowały jednak przekazy medialne.

Po ujawnieniu, iż petycja była fake`em, część  mediów usunęła informacje o niej ze swoich stron (np. Radio Maryja), inne zaktualizowały artykuły.

To kolejny przykład akcji dezinformacyjnej w Polsce – moim zdaniem zupełnie niezamierzonej w tym wymiarze. Miało być dużo śmiechu.  Było dużo powagi i zaangażowania ze strony ludzi, którzy uwierzyli w petycję, oraz poczucia bycia oszukanym, gdy zdementowano „powagę” apelu.

 

Polskie media: szybkość czy prawda?

Opisywałam już w grudniu akcję dezinformacji wymierzoną przeciwko politykom PO i środowisku sędziowskiemu. Tym razem dezinformacja uderzyła w obóz zwolenników PiS-u.  Obie te sytuacje doskonale pokazują po pierwsze mechanizmy rozchodzenia się dezinformacji w sieci, a po drugie – zagrożenie, jakie fałszywe informacje sprawiają dla stabilności nastrojów społecznych. Zwłaszcza gdy rozpowszechniają je wiarygodne (z punktu widzenia odbiorców) media.

Po raz kolejny widać, jak ogromne znaczenie ma sposób sprawdzania informacji przez dziennikarzy – kluczowe jest potwierdzanie danych z różnych źródeł, opieranie się wyłącznie na wiarygodnych informatorach – i dawanie sobie czasu na sprawdzenie, czy news jest prawdziwy oraz o co w nim naprawdę chodzi. Jeśli tweet z newsem pojawia się na Twitterze o godz. 20.09, a już o godz. 21.12 artykuł na ten temat na swoim portalu ma „Rzeczpospolita” – tzn. że autor tekstu nie miał czasu na zebranie dodatkowych danych poza przeczytaniem tweeta i petycji oraz napisaniem newsa. To nie wina autora – system obiegu informacji, w którym dziś funkcjonujemy, wymusza na mediach działanie: „poinformuj o tym jak najszybciej, potem poprawimy”.  Każde medium chce być szybsze od konkurencji. To sprawia, że dezinformacja rozchodzi się w Polsce wyjątkowo szybko i w ciągu kilku godzin nabiera charakteru nawet nie kuli śnieżnej, tylko lawiny.

Dopóki balans między szybkością a prawdą w polskich mediach nie przesunie się na stronę prawdy – każda akcja dezinformacyjna będzie się miała w Polsce doskonale.

Zaplanowana akcja dezinformacyjna na Twitterze! „Tajny” film manipulacją

Dezinformacja w sieci objawiła się nam właśnie w pełnej okazałości! Widzieliście już 44 sekundy filmu z 17 lipca 2017 r., na którym widać sędziów Trybunału Konstytucyjnego i Sądu Najwyższego, wychodzących z budynku, w którym mieści się siedziba Platformy Obywatelskiej? To klasyczna dezinformacja –  zmanipulowany news, rozchodzący się w sieci od 5 grudnia według ściśle zaplanowanego scenariusza. Właśnie po to, by upowszechniać takie „newsy”, potrzebna jest m.in. duża liczba konta na Twitterze – niezależnie od tego, czy będą to konta trolli czy botów. Dziś już posłowie PiS na podstawie tego filmiku domagają się wyjaśnień zarówno od sędziów, jak i od PO – choć sam film nie przedstawia… niczego.

Teraz zabieram Was w podróż po sieci. Będziemy po kolei odkrywać, jak przebiegała dystrybucja filmiku. Film pojawia się 5 grudnia, najpierw na portalu Niezalezna.pl – jest dokładnie 18.28, kiedy film wraz z tekstem zostaje opublikowany.

film3

Niezalezna.pl na swoim portalu publikuje link do nagraniu na portalu YouTube – ale nie jest to jej kanał, tylko kanał użytkownika Cenzura to Bzdura. Kanał działa od kilku lat, są tam zamieszczane głównie transmisje z wystąpień sejmowych oraz telewizyjnych polityków prawicy. Wg danych You Tube (sprawdzałam je 6 grudnia o godz. 17.38 , film został dodany 23 godziny wcześniej) nagranie opublikowano również  ok. 18.30. Czyli w tym samym czasie, gdy został opublikowany na Niezalezna.pl. Nie ma żadnego wcześniejszego źródła, nikt inny nie upublicznił go wcześniej- choć film jest z lipca.

film1film2

Zaledwie 17 minut później na Twitterze film udostępnia użytkownik Prawa Strona (nick: Prawy_Populista). Nie podaje linku do Niezalezna.pl, tylko udostępnia źródłowy film, publikując go bezpośrednio na swoim koncie na Twitterze.

 

Dopiero w następnym tweecie, z godz. 18.54, dodaje, że źródłem jest Niezalezna.pl i publikuje link.

Zauważcie – żadne z kont udostępniających w godzinach 18.30-18.47 film na You Tube i Twitterze nie musi go linkować. Czyli mają źródłowe nagranie na swoich twardych dyskach.

Od razu wyjaśniam – można pobrać nagranie z YT tak, by uzyskać z niego plik źródłowy. Tu wszystko dzieje się jednak bardzo szybko, nie ma żadnej przerwy między działaniami na YT, Niezalezna.pl a Twitterem, na pewno nikt nie natknął się na filmik przez przypadek, nie próbował go analizować, potem ściągać na swój dysk. Wszystko rozegrało się w ciągu 19 minut – i plik z nagraniem stał się dostępny w trzech miejscach w sieci.

UPDATE: wyjaśniam tym, którzy usiłują mnie przekonać, że plik z filmem da się zgrać i wrzucić na TT znacznie szybciej niż w ciągu 19 minut. Jasne, że się da! Ale trzeba wiedzieć, że ten film w danym miejscu w sieci właśnie został opublikowany. Bardzo mało prawdopodobny byłby przypadek, gdyby wszystkie te działania rozegrały się w tak krótkim czasie bez współpracy uczestniczących w tym osób/ adminów kont.

O godz. 19.00 5 grudnia w całej Polsce rozpoczynały się kolejne protesty przeciwko zmianom w ustawach o KRS i Sądzie Najwyższym. Następnego dnia w Sejmie miał się rozpocząć kolejny etap procedowania tych ustaw, nie do końca znane było stanowisko prezydenta Andrzeja Dudy w tej sprawie. To też tydzień rozpatrywania wniosku opozycji o wotum nieufności dla rządu. Gorący politycznie czas.

Film zostaje opublikowany na pół godziny przed kolejną falą protestów. Rozchodzi się w błyskawicznym tempie. O 19.27 – zaledwie 40 minut po opublikowaniu – ma już 311 podań dalej; o 19.48 – godzinę po opublikowaniu – 405 RT, 2 godziny po publikacji – 628 RT; o godz. 23.26, niecałe 5 godzin od publikacji – 1024 RT i 1504 polubienia. Na tym etapie post z filmem jest już zasadniczo wiralem – algorytm TT pozycjonuje go bardzo wysoko ze względu na dużą liczbę reakcji, zobaczy go więc każdy użytkownik TT, który ma wśród obserwowanych osoby związane z prawą stroną sceny politycznej.

 

Jednym z pierwszych, która podaje film dalej, jest konto @Olgalengyel – to samo konto dystrybuowało na TT film z nagraniem „niepublicznej” wypowiedzi prezydenta Andrzeja Dudy o „ubeckich metodach Antoniego Macierewicza”, , intensywnie współpracowało też z innym użytkownikiem przy rozpowszechnianiu słynnego zdjęcia Ryszarda Petru podczas lotu na Maderę w grudniu.

Ok. godz. 20-tej sprawdzałam, jakie konta podają dalej post z filmem. O tej porze wśród robiących retweeta nie ma osób znanych. Ok. połowy kont ma mniej niż 100 obserwujących, wszystkie związane są z prawicą. Część w swoich opisach podaje znany hashtag #drugazmiana – po tym hashtagu rozpoznaje się grupa tzw. trolli działająca na rzecz PiS, której działania koordynuje poseł Dominik Tarczyński.

Już o godz. 21.22 na portalu TVP Info pojawia się tekst o „ujawnionym” przez Niezależną filmie.

film_tvp2

O godz. 21.45 tweet na ten temat TVP Info zamieszcza na swoim profilu (choć w mobilnej aplikacji TT przy tweecie wyświetla się godzina zamieszczenia jako 6.45 6 grudnia). W dołączonym materiale TVP Info podaje niewiele informacji – jedynie, kogo widać na filmie i że to portal Niezalezna.pl dotarł do nagrania. Widoczne dziś na portalu przy tym artykule nagranie z programu TVP Info pochodzi już z ranka 6 grudnia – zostało dodane do materiału później.

film_tvp

Na Twitterze akcja rozpowszechniania postu trwa, mimo że informacji jest bardzo mało. Cały tekst postu z nagraniem brzmi: „Niezależne sądy wychodzą z narady z politykami z PO”. Nie ma informacji, kiedy nagrano film, kto go nagrał, ani w ogóle – o co chodzi. W tekście Niezależna.pl informacji jest nieco więcej. Można się z niego dowiedzieć, że redakcja otrzymała nigdzie wcześniej nie publikowane nagranie, które – wg redakcji – „tłumaczy jednomyślność polityków PO, Nowoczesnej i PSL z czołowymi „apolitycznymi” figurami świata sędziowskiego. Na nagraniu widać jak z Biura Krajowego Platformy Obywatelskiej przy ulicy Wiejskiej, nieopodal gmachu Sejmu, wychodzi wraz z politykami PO sędziowska elita. W tej grupie, która przebywała w siedzibie PO,  jest I prezes Sądu Najwyższego Małgorzata Gersdorf, Dariusz Zawistowski i Waldemar Żurek z KRS, prof. Adam Strzembosz, prof. Andrzej Rzepliński, czy Krystian Markiewicz, szef Stowarzyszenia Sędziów Polskich „Iustitia”. Przedstawiciele wymiaru sprawiedliwości zmierzają stąd, w zwartej grupie, do Sejmu w otoczeniu  polityków PO Grzegorz Schetyny,  Borysa Budki, Krzysztofa Brejzy, Małgorzaty Kidawy-Błońskiej i  innych posłów tej partii. Ta nieujawniana dotąd wizyta sędziów w siedzibie PO pokazuje, jak „apolityczni” sędziowie  nieformalnie dogadują się z politykami PO.” Tytuł brzmi: UJAWNIAMY: Tak wyglądała tajna narada elity sędziowskiej z politykami PO w czasie batalii o sądy”.

Po pewnym czasie tweet dociera do dziennikarzy innych niż Niezalezna.pl – ok. 3 godzin po publikacji z użytkownikiem udostępniającym film dyskutuje dziennikarka Dominika Długosz, informując, że film niczego nowego nie ujawnia. Wyjaśnienia oczywiście niczego nie zmieniają.

 

Niezalezna.pl na swoim profilu na Twitterze linkuje tekst i film dopiero 6 grudnia wcześnie rano – o godz. 6.09. Wtedy sam film ma już liczone w dziesiątkach – albo i setkach tysięcy – zasięgi.  TVP Info od rana emituje go na swojej antenie – robi to przez cały dzień. Przed południem poseł PiS Waldemar Buda domaga się od Platformy oficjalnych wyjaśnień na temat spotkania.  Ok. godz. 12-tej Platforma Obywatelska na Twitterze oficjalnie odpowiada, że nie było to żadne tajne spotkanie z sędziami:

film_po

O film pytani są też przez rozmaite media także politycy PO. Sprawę wyjaśnia m.in. poseł PO Borys Budka:

 

 

Każdy, kto spokojnie obejrzy film, widzi, że nie ma mowy o żadnym tajnym spotkaniu – siedziba PO mieści się w budynku przy ul. Wiejskiej, tuż przy drodze do Sejmu. Kilkanaście znanych osób wychodzących z tego budynku w trakcie lipcowych protestów pod Sejmem musiało być zauważone – i każdy, kto zna to miejsce, jest tego świadom. To tak jakby zrobić spotkanie w Pałacu Prezydenckim, wejść do niego głównym wejściem, wyjść podobnie – a potem ktoś, kto nagra osobę wychodzącą, będzie twierdził, że zorganizowano tam tajne spotkanie. Spotkanie, którego zakończenie udokumentowano na nagraniu, było spotkaniem jawnym, oficjalnym i wynikającym z podejmowanych przez PO w tym momencie działań.

Co – jak widać – zupełnie nie przeszkodziło prawej stronie sieci zrobić z filmu zmanipulowanego newsa, który rozszedł się nie tylko w sieci, ale też w mediach tradycyjnych, przy ogromnym udziale TVP Info. Klasyczna dezinformacja. Ale zobaczcie, jak bardzo skuteczna!

Kiedy kilka tygodni temu napisałam tekst o tysiącach uśpionych botów na Twitterze, obserwujących polskich polityków, pytano mnie, po co komu takie boty. Niech opisany przypadek będzie najlepszym przykładem, do czego może służyć duża liczba łatwo dostępnych konta na Twitterze (niezależnie od tego, czy będą to trolle czy boty).  I w jaki sposób można za ich pomocą prowadzić wojnę dezinformacyjną – nie tylko w sieci, ale też w realu.

 

 

 

 

 

 

Setki nowych botów na polskim Twitterze – codziennie!

Tym razem na celowniku botów na polskim Twitterze znaleźli się najwyżsi polscy politycy związani z polityką zagraniczną. Liczba uśpionych botów rosła dosłownie z minuty na minutę w chwili, gdy pisałam ten tekst – 22 listopada 2017 r. wieczorem. Działo się to na kontach: Donalda Tuska (na jego polskim koncie, nie oficjalnym unijnym), prezydenta Andrzeja Dudy, Radosława Sikorskiego i (co zaskakujące) redaktora Tomasza Lisa. Te nazwiska powtarzały się wśród obserwowanych wszystkich nowo powstających kont. Do nich dołączono media – „Newsweek” oraz TVN 24 (i inne profile z TVN w nazwie). Część kont obserwowała jeszcze: premier Beatę Szydło, redaktora Konrada Piaseckiego i Ryszarda Petru.

Jak możecie zobaczyć na zestawieniach czasowych (w rogu po prawej na dole jest godzina) z konta Radosława Sikorskiego, liczba followersów rosła z częstotliwością ok. 15 kont na 20 minut. Z czego oczywiście część to konta aktywne, prawdziwe i powstałe niezależnie od botów – w tym przypadku są to 4 konta. Czyli 11 botów w ciągu 20 minut, czasem trochę więcej.

Tu są najnowsi obserwujący o godz. 20.37:

n_20.37

Tutaj kolejni o godz. 20.54:

n_20.54

A tutaj kolejni o godz. 20.58:

n_20.58

Ta pula botów jest inna niż opisana przeze mnie w poprzednim tygodniu. Choć mają cechy wspólne – zostały założone w listopadzie 2017 r., nie opublikowały żadnego tweeta, najczęściej nie mają żadnych polubień (lub pojedyncze), brak zdjęć profilowych, brak jakiegokolwiek opisu osoby. Inne jest natomiast sprofilowanie grupy osób, które te boty obserwują.  Nie followują tak wielu polskich polityków, pomijają zupełnie część liderów politycznych, ministrów, marszałków, nie followują również kandydatów na prezydenta Warszawy. Za to również obserwują sporo kont zagranicznych (często sportowych, ale też muzycznych, zdarzają się również pornograficzne), w tym także (i to kolejna różnica) kont polityków, głównie amerykańskich i ukraińskich. Politycy z tych dwóch państw powtarzali się najczęściej.  Niektóre boty obserwują też konta rosyjskie – ale nie jest to zjawisko częste.

Co ciekawe, w grupie botów opisywanej przeze mnie tydzień temu Radosław Sikorski był całkowicie pomijany – tamte boty w ogóle go nie obserwowały. W tej grupie natomiast jest stale obecny.

n3

n6

n7

Moim zdaniem ta grupa botów nastawiona jest głównie na działanie w przestrzeni polityki międzynarodowej. Czy ich obecny przyrost związany jest z jakimś bieżącym wydarzeniem, czy z przygotowaniem do jakichś przewidywanych wydarzeń, nie dowiemy się, dopóki nie zaczną działać.

Dla tych moich czytelników, którzy zastanawiają się, czy taka aktywność botów to wyjątkowy przypadek, czy też może taka liczba nowych kont obserwujących tych polityków to typowe zjawisko, porównam liczby followersów w ostatnich miesiącach, najpierw na profilu Donalda Tuska. W czerwcu miał ich 834 326. Potem w lipcu i sierpniu przyrost był bardzo duży – odpowiednio 29 tys. i 37 tys. Trzeba jednak pamiętać, że te miesiące były okresem o bardzo wysokiej aktywności politycznej w Polsce: lipiec to czas protestów obywatelskich ws. reformy sądów, a 3 sierpnia Donald Tusk był przesłuchiwany  w prokuraturze ws. katastrofy smoleńskiej. Lipiec to także w UE czas intensywnej dyskusji nt. Brexitu. To czynniki, które powodują zupełnie naturalny wzrost liczby follwersów. Nie mam niestety możliwości sprawdzenia, jak wyglądały konta, które wtedy zaczęły obserwować Tuska, trudno mi więc ocenić, czy wtedy także mieliśmy do czynienia z botami. We wrześniu przyrost obserwujących był mniejszy – wyniósł 8 tys. , a w październiku – 10 tys. Listopad wygląda więc na kolejną „górkę”, jeśli chodzi o obserwujących to konto – w ciągu 22 dni tego miesiąca liczba followersów wzrosła o 18 tys.

Sprawdźmy konto Radosława Sikorskiego. W czerwcu miał 948 925 followersów, przyrosty w kolejnych miesiącach wynosiły: 15 tys., 17 tys., 9 tys. we wrześniu i 5 tys. w październiku. W listopadzie na razie jest to 6 tys. , ale w dniu 22 listopada wieczorem liczba obserwujących rosła mu średnio o 55-60 kont w ciągu 2 godzin – gdyby takie tempo się utrzymywało, oznaczałoby to przyrost ok. 700 obserwujących dziennie, czyli  znacząco więcej niż średnia z ostatnich dwóch miesięcy.  Ponieważ przyrost obserwuję na bieżąco, trudno to na razie zestawić w statystykę miesięczną – trzeba poczekać do końca listopada.

Oczywiście, boty obserwujące polityków to nie nowość, są intensywnie obecne w polskiej przestrzeni politycznej social media co najmniej od roku (wcześniej na mniejsza skalę), także u tych polityków mogły pojawiać się więc wcześniej. W opisywanym przeze mnie zjawisku nie chodzi więc o sam fakt pojawienia się botów, a raczej o ich specyfikę, masowość i „uśpienie” – są to konta nieaktywne, a więc dopiero oczekujące na uruchomienie. Kluczowe pytania, na które nie znamy odpowiedzi, to pytania o to, do czego te boty mają zostać użyte – i kto je tworzy. Oraz: na czyje zlecenie.

Tak, nie poznamy dziś odpowiedzi na te pytania. Jestem jednak przekonana, że jedynie obserwowanie tych zjawisk daje nam możliwość wpływania na skutki ich działań. Im więcej użytkowników social media ma świadomość, że boty – czyli sztuczne konta tworzone przez specjalne oprogramowanie – funkcjonują w sieci, tym mniejszy jest wpływ działań podejmowanych przez boty.

Po poprzednim tekście wiele osób mnie pytało, w czym leży problem z botami, skoro boty nie głosują. Otóż boty, czyli sztuczne konta, samą swoją liczbą mogą wpływać na nasze zachowania. Algorytmy tak Facebooka, jak i Twittera, wysoko pozycjonują treści, które mają dużą liczbę reakcji. Tzn. że na swoim timeline` każdy zobaczy jako jedną z pierwszych wiadomość, która została bardzo dużo razy polubiona, podana dalej czy skomentowana. Proszę sobie wyobrazić fakenewsa, którego boty podają dalej (w krótkim czasie) 10 tys. razy.  Algorytm od razu uzna go za bardzo interesujący i udostępni dużej liczbie osób. Taki fakenews dzięki botom rozejdzie się znacznie szerzej niż bez botów – a po kilku godzinach praktycznie nie da się go zdementować, bo dementi (bez botów) dotrze do znacznie mniejszej liczby odbiorców.

Boty mogą też znakomicie hejtować inne konta. Mogą też budować sieciową popularność politykowi, który tak naprawdę ma tę popularność bardzo małą. I racja, boty nie głosują, ale duża liczba pochlebnych komentarzy, retweetów itp. sprawia, że wiele osób (tych prawdziwych) także zaczyna interesować się daną osobą oraz pozytywnie ją oceniać (wzorem wcześniejszych komentarzy). Podobnie jest z negatywnymi komentarzami i hejtem. Działa tu tzw. społeczny dowód słuszności – jak udowadniają psycholodzy społeczni, chętniej robimy to, co robią inni.

Boty można więc bardzo skutecznie wykorzystywać do prowadzenia wojny informacyjnej, dezinformacji, chaosu i destabilizacji oraz do budowania czyjejś popularności. Oczywiście, boty nie są jedynym narzędziem w takich działaniach – ale za to bardzo przydatnym.

 

 

 

Wojna dezinformacyjna na polskim Twitterze? Ona już trwa!

Wojna dezinformacyjna w polskiej polityce? To się już dzieje. Na polskim Twitterze. Przynajmniej 10 tys. uśpionych botów, które na Twitterze pojawiły się w ciągu zaledwie ostatnich 3 tygodni, czeka na rozkazy. Zaatakują na pewno podczas kampanii wyborczej. Kto zlecił zbudowanie tej cyfrowej armii?

Wyobraź sobie, że szykujesz się do wojny informacyjnej w jakimś kraju; wojny, której celem jest dezinformacja, chaos, a w perspektywie – destabilizacja sytuacji w danym państwie. Masz za sobą doświadczenia związane z działaniami w innych krajach, a jeśli nie, to korzystasz ze znanych wzorców:  kampanii dezinformacyjnej w USA podczas prezydenckiej kampanii wyborczej oraz kampanii ws. Brexitu.  Wiesz, że do dezinformacji trzeba wykorzystać social media, bo tam tego typu kampanie najlepiej się udają. Dezinformacja ma dotyczyć polityki przed i w trakcie zbliżającej się kampanii wyborczej.

Co robisz, by się do takiej wojny informacyjnej przygotować? Jakie działania podejmujesz?

Twoim celem jest wpływanie na nastroje społeczne przez przekazywanie nieprawdziwych informacji, podkręcanie emocji (aż do tych skrajnych) w najważniejszych przestrzeniach sporu politycznego i w kluczowych środowiskach zaangażowanych w ów spór, jak najszersze kolportowanie treści zgodnych z Twoim interesem, blokowanie treści niekorzystnych dla Ciebie.

Czego potrzebujesz do realizacji takich celów?

Przede wszystkim – żołnierzy. Cyfrowych żołnierzy, którzy będą mieli dostęp – przez social media, bo to najprostsze – do liderów opinii publicznej, liderów politycznych, głównych bohaterów kampanii wyborczej.  Prawdziwej armii, w dużej części dziś uśpionej, choć w każdej chwili gotowej do ataku (to piechota). Oraz grupy znakomicie wyszkolonych oficerów, którzy przez długie miesiące będą budować w cyfrowej przestrzeni politycznej swoją wiarygodność, wpływy, kontakty z najważniejszymi liderami opiniotwórczymi. Gdy wojna się już zacznie, oficerowie zaczną udostępniać dezinformacyjne treści, a  piechota nada im odpowiedni zasięg, w razie czego – zablokuje kogo trzeba, podkręci nastroje społeczne. I wojna będzie się toczyć.

 A teraz – największa niespodzianka: to się już dzieje! W Polsce, nie za granicą. W Polsce, dokładnie – na polskim Twitterze. Cała armia piechoty już tu jest. Obserwuje. Na razie przysypia, ale jest w każdej chwili gotowa do ataku. To regularna, całkiem nowa armia botów.

10 tysięcy nowych, nieaktywnych kont od 31 października do 18 listopada zaczęło obserwować konta dwóch głównych (stan na 19.11.2017) kandydatów na prezydenta Warszawy: Rafała Trzaskowskiego (PO) i Patryka Jakiego (PiS).  To nie efekt jednorazowego wzrostu zainteresowania tematem w chwili ogłoszenia kandydatury R. Trzaskowskiego 2 listopada – liczba followujących te konta uśpionych profili rośnie sukcesywnie, systematycznie, codziennie, nie wzbudzając tym samym niczyjego zainteresowania. Nie ma żadnego skoku, jest systematycznie rosnąca liczba obserwujących.

jaki_foll

trzaskowski_foll

Znaczna część tych kont obserwuje jednocześnie i Rafała Trzaskowskiego, i Patryka Jakiego. Co więcej, wszystkie one zostały założone w listopadzie 2017 r., nie opublikowały żadnego tweeta (nieliczne opublikowały 1 lub 2 tweety), obserwują od 40 do stu kilkudziesięciu innych kont, nie mają zdjęć profilowych.

Tutaj screeny z informacjami dotyczącymi drobnej części kont obserwujących konto Patryka Jakiego:

A tu screeny z informacjami o kontach obserwujących Rafała Trzaskowskiego:

To z całą pewnością boty – zautomatyzowane konta, zaprogramowane tak, by umieszczały specjalnie sprofilowane treści, udostępniały wskazane tweety itp. Te na razie nie działają. Czekają na wytyczne osób, które je programują. A programiści – na wytyczne tych, którzy prowadzą tę wojnę.  Dziś nie ma możliwości, by bez pomocy samego Twittera stwierdzić, kto to jest czy choćby gdzie założono owe konta. Zleceniodawcy pozostają nieznani.

Przyglądając się botom widać kolejne cechy charakterystyczne, które muszą budzić poważne wątpliwości.  Konta te obserwują od kilkunastu do kilkudziesięciu kont polskich Twitterowiczów – to konta tych, którzy w raportach wpływu polskiego Twittera zajmują najwyższe miejsca. Kiedy przeglądam, kogo followują boty, czuję się, jakbym przeglądała raport polskiego Twittera choćby firmy SoTrender: jest polskie konto papieża Franciszka, jest Robert Lewandowski, a potem Donald Tusk, Kancelaria Premiera, prezydent Andrzej Duda, do tego cała czołówka liderów politycznych – Grzegorz Schetyna, Ryszard Petru, Adrian Zandberg, Janusz Korwin-Mikke, inni wpływowi politycy:  Robert Biedroń, Roman Giertych, Marek Kuchciński; do tego bardzo znani dziennikarze i liderzy opinii: Zbigniew Hołdys, Jarosław Kurski, Jacek Kurski, Krzysztof Stanowski, Kamila Biedrzycka, Katarzyna Kolenda-Zaleska. Te nazwiska powtarzają się na większości z analizowanych przez mnie kont.  Co ważne – to przedstawiciele wszystkich stron polskiej sceny politycznej, dziennikarze z bardzo różnych mediów, liderzy opinii o przeciwstawnych poglądach.  To istotne, bo gdy jakieś polskie ugrupowanie zleca wsparcie swojej działalności przez boty, obserwują one wyłącznie osoby związane z opcją polityczną zleceniodawcy, a nie pełen przekrój polskiej polityki – sprawdzałam to wielokrotnie, analizując działania polskich partii na TT. W przypadku 10 tys. nowych kont-botów jest inaczej.

Pokażę to na przykładzie jednego z takich kont – @Waclaw5509

waclaw1

waclaw2

waclaw3

waclaw4

 

Poza kontami czołówki wpływu na polskim TT znajdziemy tam jeszcze kilka kont znanych osób związanych ze sportem (Zbigniewa Bońka czy Krychowiaka) oraz liczne profile zagraniczne. Najczęściej anglojęzyczne, choć pochodzące z różnych państw – od USA po Hiszpanię. Można znaleźć konta rosyjskojęzyczne, ale jest ich bardzo mało, to pojedyncze przypadki.

Obserwowane przez boty konta zagraniczne to najczęściej konta związane ze sportem lub z rynkiem muzycznym, często z bardzo wysokimi liczbami followersów. Boty nie followują żadnych zagranicznych polityków – wyłącznie polskich.

Kiedy sprawdzam, o ile i komu wzrosła liczba fanów od 31 października do 18 listopada, liczba ok. 10 tys. powtarza się zarówno u  Patryka Jakiego i Rafała Trzaskowskiego, jak u Tomasza Lisa czy Grzegorza Schetyny. Trochę wyższa jest u Donalda Tuska (15 tys.), prezydenta Andrzeja Dudy (13 tys.) i papieża Franciszka (12 tys.).

To tłumaczy, czemu z analiz obserwujących konta Trzaskowskiego czy Jakiego wynika, że bardzo dużo jest wśród nich kont nieaktywnych – to właśnie m.in. nieaktywne boty podnoszą ów wskaźnik.

aplikacje_TT_Jaki

 

aplikacje_TT_trzaskowski

Analizy ich profili wykazują, że obaj politycy mają dziś ok. 9 proc. (lub wg analizy innej aplikacji – 12-16 proc.)  rzeczywiście aktywnych użytkowników wśród tych, którzy ich obserwują.  To i tak tysiące ludzi – ale jednak stanowią oni mniejszość.

 

Wróćmy do początku tekstu.  Mamy więc 10 tys. cyfrowych żołnierzy, obserwujących na Twitterze liderów opinii publicznej w Polsce. Uśpionych, ale w każdej chwili gotowych do użycia. To zdyscyplinowana i nie potrzebująca jedzenia armia, o której wiemy już, że istnieje, ale nie wiemy, kiedy zaatakuje. Prawdopodobnie podczas samorządowej kampanii wyborczej – dlatego konta Rafała Trzaskowskiego i Patryka Jakiego są przez boty obserwowane.

Do prawdziwej wojny informacyjnej brakuje nam oficerów, którzy wyznaczać będą kierunki działania. Tzn. pewnie i oni już tu są, dla celów wojennych powinni działać już od dłuższego czasu – tylko nie zdołaliśmy ich jeszcze rozpoznać.  Jeśli weźmiemy pod uwagę doniesienia z innych państw, jeśli zdamy sobie sprawę, że coraz więcej „agencji informacyjnych” świadczy usługę dezinformacji w sieci, nie tylko w polityce, ale też np. w biznesie – ta sytuacja nie powinna nas dziwić. Powinniśmy natomiast być świadomi zagrożenia. I tego, że jako społeczeństwo będziemy celem ataku dezinformacji podczas kampanii wyborczej. Na jak wielką skalę?  Przekonamy się zapewne już po wyborach.

 Kluczowe jest oczywiście pytanie, kto szykuje się do tej informacyjnej wojny w Polsce. Czy to ktoś z wewnątrz? Być może, choć moim zdaniem nie jest to żadne z ugrupowań politycznych – te, owszem, wykorzystują boty na coraz intensywniej, ale nie w taki sposób, jak tu opisałam. Musiałby to być ktoś spoza obecnych aktorów sceny politycznej. Albo – ktoś z zewnątrz. Inne państwa po kampaniach, dzięki współpracy z właścicielami Twittera i Facebooka, uzyskały informacje, że za atakami w ich przestrzeni sieciowej stały rosyjskie fabryki trolli. Czy tak jest też u nas? Nie wiem. Nie ma dziś na to dowodów, przynajmniej wśród informacji ogólnie dostępnych. Nie wiemy, kto szykuje się do dezinformowania Polaków na masową skalę. Ale że to robi – jest pewne.

 

Korzystałam z danych uzyskanych z: Sotrender, Twitonomy, FakersApp.

Jaki wpływ na polską politykę mają rosyjskie trolle? Manipulacje w sieci cz. 3

Rosjanie wpływali na wszystkie największe wydarzenia polityczne w USA i Europie Zachodniej – za pośrednictwem najpopularniejszych portali społecznościowych. Polska również jest na liście państw, w których Rosjanie ingerują w politykę wykorzystując internet. To się dzieje – tu i teraz!

To już wiadomo: rosyjskie trolle internetowe były zaangażowane w kampanię wyborczą Donalda Trumpa w USA. W kampanię na rzecz Brexitu w Wielkiej Brytanii oraz w kampanię prezydencką we Francji. Wiele wskazuje na to, że teraz usiłują wpłynąć  na wyniki wyborów w Niemczech. Do tego znacząca część rozpowszechnianych w sieci krytycznych postów nt. NATO to także płatna rosyjska robota.

Czy Polska jest na liście krajów, w których środowiska rosyjskie  usiłują ingerować w politykę i wpływać na opinię publiczną? Oczywiście. Czy temat niemieckich reparacji, który pojawił się w Polsce, to przykład tego typu działania? Analizując sposób rozchodzenia się tych treści, nie można dziś tego wykluczyć.

 

Rosyjskie trolle ingerują w politykę – przykłady

Prawie codziennie pojawiają się nowe informacje z największych państwa świata nt. kolejnych politycznych  aktywności rosyjskich trolli na Facebooku i na Twitterze. Dane nt. tego, co już udało się wykryć, robią ogromne wrażenie. Wystarczy przejrzeć doniesienia z ostatnich miesięcy na portalach specjalizujących się w cyberbezpieczeństwie, np. Cyberdefence24.pl, by dowiedzieć się m.in.:

  1. 2/3 użytkowników Twittera, piszących w języku rosyjskim o obecności NATO w Europie Wschodniej (także w Polsce), to boty, czyli automaty wytwarzające i rozpowszechniające treści. Ich dziełem jest aż 80 proc. rosyjskojęzycznych postów na temat NATO. Angielskojęzyczna aktywność to odpowiednio: 1/4 kont oraz 46 proc. całego przekazu o NATO na Twitterze. Nasilenie aktywności kont rosyjskojęzycznych miało miejsce na przełomie maja i czerwca podczas ćwiczeń NATO, a anglojęzycznych – na przełomie marca i kwietnia, gdy zachodni żołnierze przybyli do państw bałtyckich.
  2. Jeden z najpopularniejszych brytyjskich twitterowiczów, który określał się jako „zaciekły zwolennik Brexitu” i miał ponad 100 tys. followersów, okazał się trollem opłacanym przez Rosjan. Konto prowadziło międzynarodową kampanię dezinformacyjną przez cztery lata, opublikowano na nim 137 tys. tweetów. Dyskutowali z nim m.in. wysoko postawieni brytyjscy politycy. Z analizy aktywności wynika, że konto obsługiwało kilka osób, a podawane na nim tweety były szeroko rozpowszechniane przez prorosyjskich followersów oraz przez boty. Treści dotyczyły nie tylko Brexitu – odnosiły się też do wydarzeń na Ukrainie, w Syrii, wyborów prezydenckich w USA itp. Wszystkie prezentowały stanowiska korzystne dla interesów rosyjskich.
  3. Szef bezpieczeństwa Facebooka poinformował, że FB odkrył 470 fałszywych kont, należących do rosyjskiej agencji Internet Research Agency, która de facto jest fabryką trolli. Konta te były aktywne m.in. podczas kampanii prezydenckiej w USA, za ich pośrednictwem wykupiono ponad 3 tysiące reklam na FB za 100 tys. dolarów. W reklamach nie odwoływano się bezpośrednio do wyborów, ale poruszano najgorętsze w tym okresie tematy społeczno-polityczne, np. kwestie imigracji czy prawa do posiadania broni. Reklamy te były próbą (nie wiadomo, na ile skuteczną) wywierania wpływu na Amerykanów w okresie wyborczym.
  4. Rosyjski wywiad miał utworzyć ponad 200 fałszywych kont na Facebooku w celu szpiegowania osób zaangażowanych w kampanię Macrona. Poinformowała o tym agencja Reuters. Już wcześniej, w kwietniu 2017 r. poinformowano o fałszywych kontach na FB, rozpowszechniających nieprawdziwe informacje nt. kandydującego wówczas na urząd prezydencki Macrona.
  5. 4 września w Niemczech (w których 24 września odbędą się wybory parlamentarne) ogłoszono, że przed niedzielną debatą Angeli Merkel i jej rywala Martina Schulza zaatakowane zostały strony internetowe polityków partii Merkel. Wielu spośród atakujących miało rosyjskie adresy IP. Druga wiceprzewodnicząca Unii Chrześcijańsko-Demokratycznej Julia Klöckner poinformowała w poniedziałek, że jej strona internetowa została zaatakowana 3000 razy. Na razie nie podano szczegółów tych ataków.
  6. W czerwcu CNN podało, iż wg FBI to rosyjscy hakerzy włamali się do agencji informacyjnej w Katarze i sfałszowali raporty, które przyczyniły się do wybuchu kryzysu wśród najbliższych sojuszników USA. W wyniku kryzysu pięć państw arabskich oraz Malediwy, zerwały stosunki dyplomatyczne z Katarem.
  7. Jedna z najnowszych informacji to informacja amerykańskiego portalu internetowego Daily Beast. Twierdzi on, że wg ich danych Rosjanie wykorzystywali Facebooka nie tylko do rozpowszechniania wśród Amerykanów fałszywych wiadomości, ale także do organizowania i promowania politycznych protestów w USA. Portal wskazuje antyimigrancki wiec w Idaho, w sierpniu 2016 r. Trolle miały go zorganizować zakładając po prostu wydarzenie na FB. Ma to być pierwsza wykryta działalność rosyjskich trolli, która nie ograniczyła się wyłącznie do rozpowszechniania treści, ale w sposób bezpośredni wywołała działanie w realu.

Każdemu, kto się zastanawia, czy Rosja nie jest w tym przypadku zwykłym „chłopcem do bicia” i zwyczajnie łatwo ją obwinić o wszystkie tego typu działania, przypominam, że w przypadku każdego z tych działań bardzo łatwo wskazać, kto na nim zyskał. Zawsze była to Rosja – trolle zawsze rozpowszechniały treści zgodne z rosyjska polityką zagraniczną.

 

Polska na rosyjskiej liście zainteresowań

Czy Rosjanie ingerują też w to, co się dzieje w Polsce, próbując wpływać na opinię publiczną? Na początku września Sojusz w Obronie Demokracji (Alliance for Securing Democracy) działający przy amerykańskim think tanku German Marshall Fund, opublikował listę 27 państw, w politykę których w ostatnich latach wtrącała się Rosja – przez cyberataki i kampanie dezinformujące. Tak, na tej liście jest Polska.

Nie ma dziś (w obiegu publicznym) danych nt. ataków czy dezinformacji w Polsce, za którymi miałyby stać rosyjskie grupy wpływu w sieci. Natomiast przyglądając się mediom społecznościowym i trwającym w nich kampaniom widać wyraźnie, że niektóre tematy potrafią pojawiać się niemal znikąd, błyskawicznie rozchodzić się po sieci i wpływać na sytuację Polski, w sposób korzystny głównie dla Rosji.

 

Reparacje wojenne – kto zyskuje na antyniemieckich nastrojach?

Przykładem może być sprawa reparacji wojennych, których podobno domagamy się (strona rządząca) od Niemiec. Temat jako pierwszy pojawił się w sieci pod koniec lipca, zaraz po zakończeniu protestów pod sądami. Dokładnie śledziłam pierwsze dni rozchodzenia się tych treści na Facebooku (tutaj dokładna analiza: https://mierzynskamarketing.wordpress.com/2017/08/09/nie-bedzie-niemiec-plul-nam-w-twarz-wrze-na-prawicowym-fb/).

Content nt. żądań ws. reparacji pojawił się na FB najpierw jako memy i posty na prawicowych fanpage`ach na Facebooku. Potem – na prawicowych stronach internetowych, na początku wcale nie na największych. Dzień po dniu do tematu dołączały coraz bardziej znaczące prawicowe portale, oraz prawicowi politycy, słynący z najbardziej radykalnego języka na polskiej scenie politycznej. Jako jedni z pierwszych sprawę podchwycili: poseł Adam Andruszkiewicz z Kukiz`15 i poseł (oraz wiceminister sprawiedliwości) Patryk Jaki z PiS oraz – chwilę później – poseł Marek Jakubiak z Kukiz`15. Do połowy sierpnia temat praktycznie nie funkcjonował w mediach pozainternetowych, ale wreszcie masa krytyczna contentu została osiągnięta i o reparacjach zaczęły mówić wszystkie główne media krajowe oraz politycy. Tak naprawdę dopiero na tym etapie zaczęły się pojawiać wypowiedzi polityków rządowych – nie była to więc pierwotnie ich inicjatywa. Do dziś nikt z polskiego rządu nie wystąpił oficjalnie do Niemiec w tej sprawie, temat więc nadal rozgrywany jest wyłącznie w polityce wewnętrznej. Na pewno nakręca on wrogie nastroje społeczne wobec Niemiec, wywołuje agresję i niepokój. Kto zyskuje na budowaniu takich nastrojów społecznych między Niemcami a Polakami? Rosja, prawda?

 

Kto płaci za płatne fejkowe konta angażujące się politycznie w sieci w Polsce?

Reparacje to tylko jedna z kwestii, która zmusza do stawiania pytań o zaangażowanie Rosjan w polskiej przestrzeni internetowej. Dołóżmy do niej dane wynikające z analiz Twittera, dokonanych przesz naukowców w Oxfordzie – 30 proc. tweetów politycznych na polskim TT pochodzi z płatnych kont trolli.

Z mojej analizy fanów polskich polityków na Facebooku, która przeprowadziłam w lipcu 2017 analizując prawie 1000 profili, wynikają podobne dane – ok. 30 proc. kont najaktywniejszych fanów polskich polityków to konta o nietypowej aktywności, o których z dużym prawdopodobieństwem można powiedzieć, że są albo fejkowe, albo przejęte od ich właścicieli, albo po prostu są to boty.

Zobacz analizę: https://mierzynskamarketing.wordpress.com/2017/08/04/nie-wierz-politycznym-fanom-na-fb-manipulacje-w-sieci-cz-2/

Zapewne są to konta płatne, bo tego typu aktywności na tak dużą skalę nikt raczej nie prowadzi za darmo. Nie wiemy, kto płaci trollom działającym na polskim FB i TT (to trolle krytyczne zarówno wobec polskiego rządu, prezydenta, jak i opozycji). Wiadomo natomiast, że taka liczba kont może wpływać na odbiór działań polityków przez polskich użytkowników social media – pierwsze reakcje pod postami najczęściej określają ich dalszą interpretację. Wystarczy, by kilkanaście pierwszych komentarzy pod postem było negatywnych, by utrwalić negatywna ocenę danej aktywności.

Kto zyskuje na permanentnej, systematycznej krytyce wszystkich sił politycznych w Polsce?

Odpowiedzcie sami.

 

Historia Pawła Kukiza i „Naszego Dziennika”

Na koniec jeszcze jedna sytuacja z naszego podwórka. 7 września na stronie internetowej „Naszego Dziennika” pojawia się – jako artykuł sponsorowany – informacja o oświadczeniu posła Pawła Kukiza, skierowanym do prezydenta Andrzeja Dudy. Można w nim wyczytać, że Paweł Kukiz zaapelował do prezydenta o wycofanie wojsk amerykańskich (czyli oczywiście NATO-wskich, bo w Polsce wojska amerykańskie stacjonują w ramach NATO) z Polski. I że zbierane są podpisy w tej sprawie – i to przez kogo! Otóż przez Nowoczesną i Platformę.

Szybko okazało się, że to klasyczny fakenews. Redakcja zdjęła materiał, a potem wydała oświadczenie, iż materiał został zamieszczony przez hakera, który włamał się na stronę internetową gazety. „Nasz Dziennika” zawiadomił o sytuacji prokuraturę.

Jeśli rzeczywiście oświadczenie Kukiza to wynik hakerskiego ataku na portal internetowy – w czyim interesie byłby taki atak? Z jednej strony – mógłby być korzystny w  wewnętrznych rozgrywkach między PiS-em a prezydentem Dudą. Z drugiej strony – nikt w Polsce nie uwierzy w to, że Kukiz współpracuje z Nowoczesną i Platformą, i to jeszcze w sprawie wycofania wojsk amerykańskich. Kompletny absurd. Temat też wydaje się absurdalny i zupełnie niezgodny z nastrojami panującymi w Polsce. Jeśli jednak wrócimy do początku tekstu, do akapitu, w którym podawałam, jak intensywną pracę nad dezinformacją nt. NATO  wykonują rosyjskie trolle, pytania o to, kto zamieścił fałszywe oświadczenie Pawła Kukiza zaczynają się mnożyć, prawda?

 

W jakim stopniu naprawdę Rosjanie ingerują w polską politykę? To jedno z najważniejszych pytań, na które dziś powinniśmy szukać odpowiedzi.

 

Nie wierz politycznym fanom na FB! Manipulacje w sieci cz. 2

Co trzecia reakcja na Facebooku pod postami najbardziej znanych polskich polityków to reakcja z konta fejkowego lub przejętego od właściciela. Jeszcze gorzej jest z najbardziej aktywnymi komentatorami fanpage`y polityków – połowa z nich… nie istnieje. To, co się dzieje na polskim politycznym Facebooku, jest klasyczną dezinformacją!

Kilka tygodni temu przeczytałam o wynikach analiz naukowców z Oxfordu dotyczących polskiego politycznego Twittera. Okazało się, że co trzeci polski tweet o prawicowym zabarwieniu to tweet płatnego trolla.  Mocne, prawda? Postanowiłam więc przyjrzeć się bliżej polskiemu politycznemu Facebookowi.  Po analizie prawie 1000 profili – z czego ponad 700 analizowałam szczegółowo, notując dane statystycznie – wiem jedno: wyniki są zatrważające. Reakcje pod postami największych polskich polityków mają więcej wspólnego z klasyczną, świadomą i planową dezinformacją niż z prawdziwymi nastrojami i opiniami Polaków. I dotyczy to zarówno fanpage`y polityków partii rządzącej, jak i opozycji.

 

Co i jak analizowałam:

Przeanalizowałam blisko 1000 profili użytkowników na Facebooku. Analizowałam fanów czworga polskich polityków: prezydenta Andrzeja Dudy, premier Beaty Szydło, szefa PO Grzegorza Schetyny i szefa .N Ryszarda Petru. Na bazie raportów, dotyczących ich oficjalnych profili na FB, a wykonanych przez SoTrender, przeanalizowałam po kilkudziesięciu liderów aktywności (czyli najbardziej aktywnych fanów) na profilu każdego z tych polityków (ranking dotyczył lipca 2017 r.). Na fanpage`u każdego z ww. polityków przeanalizowałam również profile osób reagujących pod ich postami . Wybierałam posty, pod którymi znalazło się więcej niż 1000 reakcji, sprawdzałam konta 100 pierwszych reagujących osób, wyświetlanych przez FB. Do tego kontrolnie analizowałam dwa publiczne fanpage`e o innej tematyce niż polityczna, dokładnie na tych samych zasadach – dla porównania.

Sprawdzałam aktywność i zawartość profili.  Oczywiście brałam pod uwagę to, że część profili jest dostępna tylko dla znajomych (dla mnie więc będzie niewidoczna), że każdy użytkownik FB może mieć własne sposoby prowadzenia profilu, aktywności na nim itp. Jednak pewne elementy są typowe dla większość polskich użytkowników.  Wciąż większość z nas nie blokuje swoich profili i są one ogólnie dostępne, a jeśli nie, FB wyświetla formułę, ze jeśli chcemy zobaczyć więcej, trzeba dołączyć do znajomych danej osoby. Jeśli mamy prawdziwych i aktywnych znajomych, najczęściej (statystycznie rzecz biorąc) reagują oni na nasze zdjęcia profilowe i w ogóle na te, na których nas widać, lubią również przysłowiowe kotki, pieski i małe dzieci, oraz składają nam życzenia urodzinowe. To standard. Użytkownicy FB na swoich profilach często używają funkcji oznaczania siebie i znajomych na zdjęciach, określają swoją lokalizację, a wstawiając zdjęcie lub link piszą kilka słów od siebie lub choćby wstawiają emotikony.

Szukałam profili różniących się od tych typowych. Jeśli przynajmniej jeden z wyżej wymienionych elementów pojawiał się na profilu, uznawałam ów profil za „typowy”.

 

Jak wyglądały konta osób aktywnych na fanpage`ach polityków:

Natychmiast okazało się, że osoby aktywne na fanpage`ach polityków to w dużej mierze użytkownicy… nietypowi. Wśród reagujących na posty polityczne co trzecia reakcja pochodziła z konta nietypowego. W rankingu najbardziej aktywnych użytkowników było jeszcze gorzej – reakcje z kont „nietypowych” wynosiły średnio 50 proc.! Przy czym różnice między politykami nie były znaczące – podobną liczbę „nietypowych” fanów miał i np. Grzegorz Schetyna, i prezydent Andrzej Duda. W analizowanym okresie trochę więcej miała ich premier Szydło, odrobinę mniej – Ryszard Petru. 50 proc. to średnia wyliczona z fanpage`y tych czworga polityków.

Na sprawdzanych w tym samym czasie fanpage`ach niepolitycznych reakcje z kont nietypowych to ok. 10-12 proc. Różnica jest więc znacząca.

 

Jak wyglądają „nietypowe” konta na FB?

Najczęściej są to profile, które – choć otwarte – mają tylko zdjęcia profilowe – i na tym kończy się aktywność użytkownika. W sekcji informacyjnej o użytkowniku nie ma nic albo prawie nic, nie ma też żadnych innych postów poza zdjęciami profilowymi i tymi w tle. Co ciekawe, nie ma też lajków pod zdjęciami profilowymi – albo jest ich zaledwie kilka. Liczba znajomych bywa różna – od kilku do kilkuset. Zdjęcia profilowe to albo fotografie, na których nie ma ludzi (np. jakiś krajobraz), albo skany fotografii rodzinnych lub legitymacyjnych sprzed lat – zupełnie jakby ktoś utworzył album z rodzinnymi zdjęciami, wyjął jedno i zeskanował. Typowa jest natomiast przynależność takiego użytkownika do wielu różnych grup na FB. Bywają też konta zupełnie puste, na których nie ma nawet zdjęć profilowych.

Jeszcze inna opcja to konto działające aktywnie, zupełnie typowe, ale tylko do jakiegoś czasu. Potem jest duża przerwa (np. od 2014 lub 2015 roku) aż do dziś. To są prawdopodobnie konta prawdziwe, ale nieużywane, za to przejęte przez kogoś (metod przejęcia konta jest kilka, bez problemu można je znaleźć wpisując odpowiednią frazę w Google) i używane w konkretnym celu.  Zdarzają się też konta nieużywane od dłuższego czasu, ale nagle, po długiej przerwie,  pojawiają się na nim nowe linki – wyłącznie polityczne.  Pod udostępnionymi  linkami nie ma jednak ani lajków, ani komentarzy – albo pojedyncze. Widać, że konto służy wyłącznie rozpowszechnianiu określonych treści – rozpowszechnianiu statystycznemu, bo na koncie reakcji brak.

Zdarzają się też konta kompletnie niespójne (np. emerytka, która udostępnia tylko linki do gierek online), konta ze zdjęciami profilowymi wziętymi z darmowych banków zdjęć lub ze zdjęciami gwiazd (znalazłam m.in. Michała Szpaka i Bogusława Lindę oraz piękną blondynkę, w innych miejscach w sieci obrazującą makijaże ślubne dla blondynek).

Przypominam, że nie mówimy o przypadkowych profilach, założonych na FB i porzuconych, tylko o tych, których właściciele wykazują wysoką aktywność na profilach największych polskich polityków podczas ostatniego miesiąca! Najbardziej aktywny w lipcu komentator postów prezydenta Andrzeja Dudy nie istnieje w sieci nigdzie poza Facebookiem. Najbardziej aktywny komentator postów Grzegorza Schetyny posługuje się zdjęciem rodziny z przełomu XIX i XX wieku oraz początku XX wieku, ma sześciu (sic!) znajomych i także nie istnieje w sieci nigdzie poza FB.

Przy czym rankingi najbardziej aktywnych fanów polityków zmieniają się dosłownie co kilka dni. I nie chodzi o to, że dotychczasowy czołowy komentator  spadł na np. 4. czy 5. miejsce. Oni po prostu z tych rankingów znikają. Ranking fanów oglądany tydzień po tygodniu praktycznie nie zawiera tych samych nazwisk. Zmiana jest prawie 100-procentowa!

 

Oto przykładowe screeny z takich „nietypowych” kont (zamazania nazwisk i zdjęć znajomych – moje):

schetyna_fanzrankingu_nowego

Powyżej screen z konta jednego z najaktywniejszych fanów Grzegorza Schetyny. To całość jego konta. Jak widać – ten użytkownik ma 1 znajomego, a ostatni publiczny post zamieścił w 2011 r. – uczył się wówczas w Londynie.

duda_fanz rankingu_nowego2

A to screen z konta jednej z najaktywniejszych fanek prezydenta Andrzeja Dudy. Znajomych – brak.

 

Wnioski:

Trzeba jasno powiedzieć, że znacząca część aktywności na fanpage`ach polskich polityków pochodzi z kont fejkowych lub przejętych od ich dotychczasowych użytkowników. Ich liczba jest tak duża, że wpływają one bezpośrednio na odbiór działań danego polityka. Jeśli weźmiemy pod uwagę, że – jak wynika z najnowszego badania Edelman Trust Barometer – Polacy ufają temu, co przeczytają w sieci (a nie np. mediom tradycyjnym) – siła wpływu społecznego fejkowych kont na FB jest rzeczywiście znacząca, co daje możliwość bezpośredniego oddziaływania na nastroje społeczne w Polsce.

Skąd się biorą fejkowe konta? Cóż, to zwykły biznes, prowadzony w Polsce masowo. W sieci można bez problemu znaleźć ogłoszenia o sprzedaży kont ( patrz niżej), można też znaleźć szczegółowe opisy, jak założyć fejkowe konto na FB, by wyglądało na prawdziwe.

To biznes – nieetyczny i nielegalny, ale istniejący. Wiadomo, kto próbuje na nim zarabiać – wszyscy, którzy widza w tym dla siebie szansę na łatwe pieniądze. Pytanie kluczowe dotyczy jednak tego, kto za takie konta płaci?

Przestrzegam przed najprostszym wnioskiem – że oto polscy politycy kupują sobie po prostu aktywność na FB z nielegalnych, choć powszechnie dostępnych farm lajków, żeby poprawić sobie statystyki – stąd takie wyniki analizy. Być może kupują, tego nie sposób ani potwierdzić, ani wykluczyć na tym etapie analiz. Taki wniosek nie wyjaśnia jednak podstawowej kwestii – otóż większość z nietypowych fanów aktywnych na fanpage`ach polityków to użytkownicy bardzo krytyczni wobec nich. Czasem są to zwykłe trolle, komentujące wulgarnie i po chamsku. Wielu jednak komentuje w sposób nietypowy dla trolli, wdaje się w dyskusje, reaguje na posty natychmiast po ich wrzuceniu – i często są to reakcje negatywne.

Można by też wysnuć inny wniosek: skoro nie chodzi farmy lajków, to jest to właśnie trollowanie, tyle że trollowanie jakby na wyższym poziomie, nie polegające na słownym „waleniu się po mordach”, a budowaniu negatywnego obrazu przeciwnika. I że to też  dzieje się na zlecenie polityków, tyle że zlecają nie kupowanie lajków dla siebie, lecz trollowanie przeciwników.

Gdyby tak było, musielibyśmy przyjąć do wiadomości, że każda ze stron politycznego sporu w Polsce wydaje grube pieniądze nie na budowanie swojego wizerunku, lecz na niszczenie wizerunku przeciwnika. A chodzi naprawdę grube pieniądze, bo ten poziom trollingu – systematycznego, ciągłego, zmasowanego, rozległego i wymagającego wysiłku intelektualnego musiałby kosztować setki tysięcy złotych. Rocznie – nawet miliony. Czy polskich polityków byłoby na to stać? Zwłaszcza że każdy z nich musiałby wydawać mniej więcej podobną kwotę, by osiągnąć opisywany efekt.  Mało prawdopodobne.

Im więcej kont analizowałam, tym częściej zastanawiałam się, czy jest płatny zleceniodawca  takich działań, a jeśli tak – kto nim jest?

Powtórzę jeszcze raz – fejkowe i przejęte konta są aktywne na fanpage`ach polskich polityków ze wszystkich stron sceny politycznej, na mniej więcej tym samym poziomie statystycznym.

Czy komuś zależy na zniszczeniu wizerunku wszystkich czołowych polskich polityków?

Czy komuś zależy na prowadzeniu systematycznej, długookresowej dezinformacji w polskim społeczeństwie, która perfekcyjnie destabilizuje układ polityczny w Polsce?

Oczywiście nie znam odpowiedzi. I nie pojawi się ona dzięki analizie kont na FB. Ale może warto pytać o to coraz głośniej?