Czy te lajki mogą kłamać? Manipulacje w sieci cz. 4

Czy te lajki mogą kłamać? Mogą. I kłamią! Sprawdziłam, jak działa kupowanie lajków na Facebooku i  czy da się odróżnić kupione reakcje od prawdziwych. Efekty, przyznaję, nieco mnie zaskoczyły. Ale jedno wiem już nie na 100, lecz na 200 procent  – kupowanie lajków jest bez sensu. Poza ładnym wyglądem posta lub fanpage`a i pozorem popularności nie daje kompletnie nic. Nie idź tą drogą! Zajrzyj za to do użytkowanych aplikacji i sprawdź, czy przypadkiem któraś z nich nie używa Twego konta do lajkowania opłaconych postów.

Sama transakcja jest bardzo prosta. Wystarczy wpisać na Allegro frazę „kupowanie lajków”, by pojawiły się oferty. Ponieważ nie chcę wydawać pieniędzy, wybieram firmę, która na zachętę daje 20 lajków za darmo. Muszę tylko założyć darmowe konto i podać maila. Zakładam, niech tam. Po chwili mogę zobaczyć taki panel:

lajki1

Wybieram opcję „darmowe zlecenie”, podaję link do posta na FB (wrzucam zdjęcie profilowe, będzie najprościej)  – i obserwuję.  W ciągu trzech minut liczba lajków pod zdjęciem rośnie dokładnie o 19. Ok, prawie tyle, ile obiecali.

Teraz najważniejsze – kto polubił mój post? Sprawdzam. Wśród nowych lajków jest  Tajemniczy Chłopiec, z erotycznym zdjęciem w profilowym – ale to wyjątek. Pozostałe profile są mniej kontrowersyjne. Jest Hamid Mohamed (obserwowany przez 7 osób) i Clarissa Ferrer z 17 znajomymi. Czyli fejkowe zagraniczne konta.

lajki4

Mam też lajka od Kacpra Domdalskiego – na zdjęciu profilowym widać chłopca z gimnazjum lub podstawówki, ma 0 znajomych, za to wysoką aktywność w grupie gimnazjalistów, która pomaga zbierać lajki pod swoimi (albo nie) postami. Sara Haferbrei to podobna grupa wiekowa. Ona może się pochwalić 489 znajomymi. Konto wygląda na działające – prawdziwe albo bardzo starannie budowane fejkowe. Gdyby nie nazwisko, uznałabym, że to realny profil. Mam też lajk od Johna Johny`ego Pettersona ze 103 zagranicznymi znajomymi, ale z postami napisanymi w języku polskim. Jest też Ewelina Kubańska – na zdjęciu starsza pani, w postach – używa baaardzo młodzieżowego języka. 😉  Pewnie fejk. Ale – działający! Post za postem, komentarze, reakcje. Tak samo zresztą jak konto Pettersona.

lajki5

Żaden z lajków nie pochodzi od klasycznego bota.  Część kont  po dokładnej analizie wygląda na fejki – ale na pierwszy rzut oka robią wrażenie prawdziwych. Niektóre są prawdziwe  – ciekawe, czy ich właściciele wiedzą, co zalajkowali? Zapytacie, czy mogą nie wiedzieć? Mogą – jeśli dostęp do ich konta pozyskano przez jakąś aplikację. Tak to się robi: chcesz skorzystać z aplikacji, jakich mnóstwo jest na FB,  a do tego konieczny jest dostęp do Twego konta. Klikasz  – i aplikacja zachowuje Twoje dane i dostęp. A potem z nich korzysta. Z 20 lajków, które pojawiły się pod moim postem, dotyczy to prawdopodobnie gimnazjalistów, bo ich konta wyglądają na prawdziwe i używane.

Są też lajki pochodzące z profili, na których widać same posty konkursowe i promocyjne – prawdopodobnie to fejkowe konta, regularnie wykorzystywane przez agencje do tworzenia sztucznego ruchu. Ale to zaledwie 1/5 wszystkich kupionych lajków.

Analizując wszystkie uznaję, że podejrzenia o fałszywkę budzi zaledwie połowa sztucznych reakcji. Reszta wygląda na prawdziwe i zasadniczo jest nie do odróżnienia od prawdziwych! Można je rozpoznać jedynie znając grupy odbiorców, do których adresowany jest fanpage, i wyłapując niespójność z nimi. Np. jeśli stronę polityka ze Śląska lajkują sami gimnazjaliści oraz starsze kobiety z Lubelszczyzny i Pomorza – to znaczy, że coś tu nie gra. Na 90 proc. można wtedy stwierdzić, że reakcje zostały kupione. Ale ile ich kupiono? Nie wiadomo. Nie można przecież wykluczyć, że któryś gimnazjalista rzeczywiście polubił post polityka (bo np. jest to jego wujek), albo starszej pani z Pomorza spodobał się przystojny poseł ze Śląska.

Twarde wyliczenie kupionych lajków jest więc w zasadzie niemożliwe.

A to oznacza, że ten sposób manipulowania wizerunkiem na Facebooku jest trudny do udowodnienia i łatwy do zrealizowania.

Na szczęście – na szczęście! – tego typu manipulacja ma absolutnie zerowy wpływ na budowanie marki, czy to osobistej, czy firmowej. To naprawdę fajne doświadczenie, skorzystać raz ze sztucznych lajków, by przekonać się, jak zupełnie nic one nie wnoszą. Ot, pod postem rosną cyferki. I to wszystko. Za żadną z reakcji nie stoi jednak człowiek, który by polubił ów post świadomie. Nie wróci do nas, nie polubi sam z siebie kolejnego wpisu, nie udostępni posta swoim znajomym. Możemy oczywiście kupić kolejne reakcje, możemy nawet kupić komentarze i  udostępnienia – ale to wyłącznie nabijanie kasy firmom, które się tym zajmują, nic więcej.

Po co więc ludzie kupują lajki?

Żeby dobrze wyglądać! Choć przez chwilę, chociaż w sztuczny sposób – ale jednak. Móc pochwalić się statystykami. Móc budować pozory wpływu i popularności.

Ale kiedyś zawsze następuje tzw. „sprawdzam”. Dziś w budowaniu marki osobistej „sprawdzam” przychodzi bardzo szybko – użytkownicy sieci mają bowiem dostęp do bardzo wielu danych. I sprawdzają wiarygodność w błyskawicznym tempie. Jeśli wykryją płatne reakcje, pozory popularności rozpadną się na drobne kawałki – a to już może wywołać trudny do ogarnięcia kryzys wizerunkowy.

W Polsce lajki masowo kupują politycy – teraz mniej, w czasie kampanii będziemy mieli prawdziwą plagę sztucznego pompowania popularności. Głównie po to, by dobrze wypaść w statystykach – bo dzisiaj wpływ polityków w sieci mierzy się wyłącznie ilościowo. O to zresztą mam od dawna pretensje do portali, które się tym się zajmują. Jeśli  mierzymy wpływ polityka liczbą nowych fanów na Facebooku – to on tych fanów zwyczajnie dokupi, by wypaść lepiej. Jeśli mierzymy liczbą reakcji – podobnie. Momentem „sprawdzam” dla polityków są wybory – tam nie głosują fałszywe lajki z FB, potrzeba prawdziwych ludzi. Nie pomogą gimnazjaliści z Lublina ani starsze panie z Pomorza.

Natomiast wysoki poziom pozytywnych reakcji pod postami polityka w czasie kampanii może budować poczucie u prawdziwych wyborców, że na tego polityka warto głosować, bo dużo osób go lubi/ceni. I to już jest prawdziwa manipulacja. Nie musi być jednak udana – psychologia społeczna jasno wskazuje, że choć działa na nas tzw. zasada społecznego dowodu słuszności (czyli upraszczając „postępuję tak, jak robi większość”), równie silnie działa wpływ autorytetów oraz zasada sympatii – a to oznacza, że same wysokie wskaźniki reakcji raczej nie wystarcza do zbudowania realnego poparcia.

Aby takiej manipulacji nie ulec, koniecznie trzeba sprawdzać, kto polubił dane konto. Kim są znajomi osoby publicznej. Czy są tam moi znajomi, osoby z tego samego miasta, inne osoby publiczne, czy to oni komentują jego wpisy – czy też są to osoby, o których nie da się nic bliższego powiedzieć nawet po wejściu na ich konta. Sprawdzajmy! Tylko tak nie ulegniemy manipulacji. I dotyczy to oczywiście nie tylko polityków czy osób publicznych – dotyczy to wszystkich, którzy budują swój wizerunek dzięki masowej popularności. Nasze podejrzenia powinien wzbudzić zwłaszcza gwałtowny i nieuzasadniony przyrost reakcji czy fanów. Jeśli nie zdarza się nic wyjątkowego, tysiące nowych fanów czy setki lajków pod postami dotychczas lajkowanymi przez kilkanaście osób – to może być manipulacja!

Nie wierz politycznym fanom na FB! Manipulacje w sieci cz. 2

Co trzecia reakcja na Facebooku pod postami najbardziej znanych polskich polityków to reakcja z konta fejkowego lub przejętego od właściciela. Jeszcze gorzej jest z najbardziej aktywnymi komentatorami fanpage`y polityków – połowa z nich… nie istnieje. To, co się dzieje na polskim politycznym Facebooku, jest klasyczną dezinformacją!

Kilka tygodni temu przeczytałam o wynikach analiz naukowców z Oxfordu dotyczących polskiego politycznego Twittera. Okazało się, że co trzeci polski tweet o prawicowym zabarwieniu to tweet płatnego trolla.  Mocne, prawda? Postanowiłam więc przyjrzeć się bliżej polskiemu politycznemu Facebookowi.  Po analizie prawie 1000 profili – z czego ponad 700 analizowałam szczegółowo, notując dane statystycznie – wiem jedno: wyniki są zatrważające. Reakcje pod postami największych polskich polityków mają więcej wspólnego z klasyczną, świadomą i planową dezinformacją niż z prawdziwymi nastrojami i opiniami Polaków. I dotyczy to zarówno fanpage`y polityków partii rządzącej, jak i opozycji.

 

Co i jak analizowałam:

Przeanalizowałam blisko 1000 profili użytkowników na Facebooku. Analizowałam fanów czworga polskich polityków: prezydenta Andrzeja Dudy, premier Beaty Szydło, szefa PO Grzegorza Schetyny i szefa .N Ryszarda Petru. Na bazie raportów, dotyczących ich oficjalnych profili na FB, a wykonanych przez SoTrender, przeanalizowałam po kilkudziesięciu liderów aktywności (czyli najbardziej aktywnych fanów) na profilu każdego z tych polityków (ranking dotyczył lipca 2017 r.). Na fanpage`u każdego z ww. polityków przeanalizowałam również profile osób reagujących pod ich postami . Wybierałam posty, pod którymi znalazło się więcej niż 1000 reakcji, sprawdzałam konta 100 pierwszych reagujących osób, wyświetlanych przez FB. Do tego kontrolnie analizowałam dwa publiczne fanpage`e o innej tematyce niż polityczna, dokładnie na tych samych zasadach – dla porównania.

Sprawdzałam aktywność i zawartość profili.  Oczywiście brałam pod uwagę to, że część profili jest dostępna tylko dla znajomych (dla mnie więc będzie niewidoczna), że każdy użytkownik FB może mieć własne sposoby prowadzenia profilu, aktywności na nim itp. Jednak pewne elementy są typowe dla większość polskich użytkowników.  Wciąż większość z nas nie blokuje swoich profili i są one ogólnie dostępne, a jeśli nie, FB wyświetla formułę, ze jeśli chcemy zobaczyć więcej, trzeba dołączyć do znajomych danej osoby. Jeśli mamy prawdziwych i aktywnych znajomych, najczęściej (statystycznie rzecz biorąc) reagują oni na nasze zdjęcia profilowe i w ogóle na te, na których nas widać, lubią również przysłowiowe kotki, pieski i małe dzieci, oraz składają nam życzenia urodzinowe. To standard. Użytkownicy FB na swoich profilach często używają funkcji oznaczania siebie i znajomych na zdjęciach, określają swoją lokalizację, a wstawiając zdjęcie lub link piszą kilka słów od siebie lub choćby wstawiają emotikony.

Szukałam profili różniących się od tych typowych. Jeśli przynajmniej jeden z wyżej wymienionych elementów pojawiał się na profilu, uznawałam ów profil za „typowy”.

 

Jak wyglądały konta osób aktywnych na fanpage`ach polityków:

Natychmiast okazało się, że osoby aktywne na fanpage`ach polityków to w dużej mierze użytkownicy… nietypowi. Wśród reagujących na posty polityczne co trzecia reakcja pochodziła z konta nietypowego. W rankingu najbardziej aktywnych użytkowników było jeszcze gorzej – reakcje z kont „nietypowych” wynosiły średnio 50 proc.! Przy czym różnice między politykami nie były znaczące – podobną liczbę „nietypowych” fanów miał i np. Grzegorz Schetyna, i prezydent Andrzej Duda. W analizowanym okresie trochę więcej miała ich premier Szydło, odrobinę mniej – Ryszard Petru. 50 proc. to średnia wyliczona z fanpage`y tych czworga polityków.

Na sprawdzanych w tym samym czasie fanpage`ach niepolitycznych reakcje z kont nietypowych to ok. 10-12 proc. Różnica jest więc znacząca.

 

Jak wyglądają „nietypowe” konta na FB?

Najczęściej są to profile, które – choć otwarte – mają tylko zdjęcia profilowe – i na tym kończy się aktywność użytkownika. W sekcji informacyjnej o użytkowniku nie ma nic albo prawie nic, nie ma też żadnych innych postów poza zdjęciami profilowymi i tymi w tle. Co ciekawe, nie ma też lajków pod zdjęciami profilowymi – albo jest ich zaledwie kilka. Liczba znajomych bywa różna – od kilku do kilkuset. Zdjęcia profilowe to albo fotografie, na których nie ma ludzi (np. jakiś krajobraz), albo skany fotografii rodzinnych lub legitymacyjnych sprzed lat – zupełnie jakby ktoś utworzył album z rodzinnymi zdjęciami, wyjął jedno i zeskanował. Typowa jest natomiast przynależność takiego użytkownika do wielu różnych grup na FB. Bywają też konta zupełnie puste, na których nie ma nawet zdjęć profilowych.

Jeszcze inna opcja to konto działające aktywnie, zupełnie typowe, ale tylko do jakiegoś czasu. Potem jest duża przerwa (np. od 2014 lub 2015 roku) aż do dziś. To są prawdopodobnie konta prawdziwe, ale nieużywane, za to przejęte przez kogoś (metod przejęcia konta jest kilka, bez problemu można je znaleźć wpisując odpowiednią frazę w Google) i używane w konkretnym celu.  Zdarzają się też konta nieużywane od dłuższego czasu, ale nagle, po długiej przerwie,  pojawiają się na nim nowe linki – wyłącznie polityczne.  Pod udostępnionymi  linkami nie ma jednak ani lajków, ani komentarzy – albo pojedyncze. Widać, że konto służy wyłącznie rozpowszechnianiu określonych treści – rozpowszechnianiu statystycznemu, bo na koncie reakcji brak.

Zdarzają się też konta kompletnie niespójne (np. emerytka, która udostępnia tylko linki do gierek online), konta ze zdjęciami profilowymi wziętymi z darmowych banków zdjęć lub ze zdjęciami gwiazd (znalazłam m.in. Michała Szpaka i Bogusława Lindę oraz piękną blondynkę, w innych miejscach w sieci obrazującą makijaże ślubne dla blondynek).

Przypominam, że nie mówimy o przypadkowych profilach, założonych na FB i porzuconych, tylko o tych, których właściciele wykazują wysoką aktywność na profilach największych polskich polityków podczas ostatniego miesiąca! Najbardziej aktywny w lipcu komentator postów prezydenta Andrzeja Dudy nie istnieje w sieci nigdzie poza Facebookiem. Najbardziej aktywny komentator postów Grzegorza Schetyny posługuje się zdjęciem rodziny z przełomu XIX i XX wieku oraz początku XX wieku, ma sześciu (sic!) znajomych i także nie istnieje w sieci nigdzie poza FB.

Przy czym rankingi najbardziej aktywnych fanów polityków zmieniają się dosłownie co kilka dni. I nie chodzi o to, że dotychczasowy czołowy komentator  spadł na np. 4. czy 5. miejsce. Oni po prostu z tych rankingów znikają. Ranking fanów oglądany tydzień po tygodniu praktycznie nie zawiera tych samych nazwisk. Zmiana jest prawie 100-procentowa!

 

Oto przykładowe screeny z takich „nietypowych” kont (zamazania nazwisk i zdjęć znajomych – moje):

schetyna_fanzrankingu_nowego

Powyżej screen z konta jednego z najaktywniejszych fanów Grzegorza Schetyny. To całość jego konta. Jak widać – ten użytkownik ma 1 znajomego, a ostatni publiczny post zamieścił w 2011 r. – uczył się wówczas w Londynie.

duda_fanz rankingu_nowego2

A to screen z konta jednej z najaktywniejszych fanek prezydenta Andrzeja Dudy. Znajomych – brak.

 

Wnioski:

Trzeba jasno powiedzieć, że znacząca część aktywności na fanpage`ach polskich polityków pochodzi z kont fejkowych lub przejętych od ich dotychczasowych użytkowników. Ich liczba jest tak duża, że wpływają one bezpośrednio na odbiór działań danego polityka. Jeśli weźmiemy pod uwagę, że – jak wynika z najnowszego badania Edelman Trust Barometer – Polacy ufają temu, co przeczytają w sieci (a nie np. mediom tradycyjnym) – siła wpływu społecznego fejkowych kont na FB jest rzeczywiście znacząca, co daje możliwość bezpośredniego oddziaływania na nastroje społeczne w Polsce.

Skąd się biorą fejkowe konta? Cóż, to zwykły biznes, prowadzony w Polsce masowo. W sieci można bez problemu znaleźć ogłoszenia o sprzedaży kont ( patrz niżej), można też znaleźć szczegółowe opisy, jak założyć fejkowe konto na FB, by wyglądało na prawdziwe.

To biznes – nieetyczny i nielegalny, ale istniejący. Wiadomo, kto próbuje na nim zarabiać – wszyscy, którzy widza w tym dla siebie szansę na łatwe pieniądze. Pytanie kluczowe dotyczy jednak tego, kto za takie konta płaci?

Przestrzegam przed najprostszym wnioskiem – że oto polscy politycy kupują sobie po prostu aktywność na FB z nielegalnych, choć powszechnie dostępnych farm lajków, żeby poprawić sobie statystyki – stąd takie wyniki analizy. Być może kupują, tego nie sposób ani potwierdzić, ani wykluczyć na tym etapie analiz. Taki wniosek nie wyjaśnia jednak podstawowej kwestii – otóż większość z nietypowych fanów aktywnych na fanpage`ach polityków to użytkownicy bardzo krytyczni wobec nich. Czasem są to zwykłe trolle, komentujące wulgarnie i po chamsku. Wielu jednak komentuje w sposób nietypowy dla trolli, wdaje się w dyskusje, reaguje na posty natychmiast po ich wrzuceniu – i często są to reakcje negatywne.

Można by też wysnuć inny wniosek: skoro nie chodzi farmy lajków, to jest to właśnie trollowanie, tyle że trollowanie jakby na wyższym poziomie, nie polegające na słownym „waleniu się po mordach”, a budowaniu negatywnego obrazu przeciwnika. I że to też  dzieje się na zlecenie polityków, tyle że zlecają nie kupowanie lajków dla siebie, lecz trollowanie przeciwników.

Gdyby tak było, musielibyśmy przyjąć do wiadomości, że każda ze stron politycznego sporu w Polsce wydaje grube pieniądze nie na budowanie swojego wizerunku, lecz na niszczenie wizerunku przeciwnika. A chodzi naprawdę grube pieniądze, bo ten poziom trollingu – systematycznego, ciągłego, zmasowanego, rozległego i wymagającego wysiłku intelektualnego musiałby kosztować setki tysięcy złotych. Rocznie – nawet miliony. Czy polskich polityków byłoby na to stać? Zwłaszcza że każdy z nich musiałby wydawać mniej więcej podobną kwotę, by osiągnąć opisywany efekt.  Mało prawdopodobne.

Im więcej kont analizowałam, tym częściej zastanawiałam się, czy jest płatny zleceniodawca  takich działań, a jeśli tak – kto nim jest?

Powtórzę jeszcze raz – fejkowe i przejęte konta są aktywne na fanpage`ach polskich polityków ze wszystkich stron sceny politycznej, na mniej więcej tym samym poziomie statystycznym.

Czy komuś zależy na zniszczeniu wizerunku wszystkich czołowych polskich polityków?

Czy komuś zależy na prowadzeniu systematycznej, długookresowej dezinformacji w polskim społeczeństwie, która perfekcyjnie destabilizuje układ polityczny w Polsce?

Oczywiście nie znam odpowiedzi. I nie pojawi się ona dzięki analizie kont na FB. Ale może warto pytać o to coraz głośniej?