PKW, mamy problem! Co z płatnymi reklamami w social media?

Można w Polsce prowadzić płatną agitację wyborczą, także negatywną, w mediach społecznościowych bez żadnych ograniczeń. PKW nie ma jak tego kontrolować i rozkłada ręce. Sytuacja wymarzona dla anonimowych podmiotów, które chcą wpłynąć na wynik wyborów. Choć wiemy, jak Rosja robiła to w USA, w Polsce prawnie nie chronimy się przed takimi działaniami

Czarny PR to znane w Polsce zjawisko. W kampanii samorządowej pojawiał się głównie w mediach społecznościowych. Doświadczyli go i Trzaskowski, i Jaki (Warszawa), dotknął Jacka Majchrowskiego (Kraków) i Tadeusza Truskolaskiego (Białystok).

Finansowany nie wiadomo przez kogo, publikowany także najczęściej nie wiadomo przez kogo, hulał w sieci i wpływał na wyborców. W zasadzie funkcjonował poza prawem.

Wszystko wskazuje bowiem na to, że mamy wielką dziurę w prawie wyborczym – nie przewidziano w nim sytuacji, gdy w social media płatną antykampanię prowadzą nie komitety wyborcze, lecz zewnętrzne, najczęściej anonimowe konta.

To groźna dziura. Bo choć takie działania w kampanii samorządowej były marginesem, podczas wyborów parlamentarnych czy prezydenckich mogą mieć ogromne znaczenie. Wyobraźcie sobie kampanię prezydencką i dofinansowywany ogromnymi kwotami na reklamy fanpage, niezależny od jakiegokolwiek komitetu, uderzający choćby w Donalda Tuska, czy jakiegokolwiek innego kandydata.

Wystarczy 100 tys. zł

Wystarczy 100 tys. zł, by w bardzo wyraźny sposób wpłynąć na nastawienie Polaków do kandydata. A to będzie 100 tys. zł, których nie trzeba będzie rozliczać w PKW, ani wykazywać, kto dał na ten cel pieniądze. I to wszystko zgodnie z prawem! Czy raczej z dziurą w prawie.

To oczywiście obchodzenie istniejących przepisów. Obecnie – zgodnie z kodeksem wyborczym – płatną agitację wyborczą na rzecz kandydata może prowadzić na zasadzie wyłączności jedynie komitet wyborczy, zaś za rozpowszechnianie oczerniających, nieprawdziwych informacji o kandydacie należy po prostu podawać do sądu.

Kogo jednak podać do sądu, gdy mamy do czynienia z anonimowym kontem na Facebooku, o którym nie wiemy absolutnie nic?

Dziura w przepisach jest groźna dla wszystkich stron sporu politycznego. Równie dobrze można wyobrazić sobie taki fanpage działający przeciwko prezydentowi Dudzie. A pieniądze przeznaczane na reklamy mogą pochodzić (teoretycznie rzecz biorąc) nie tylko od graczy wewnętrznych, ale i zewnętrznych.

Polak potrafi

Wszyscy, którzy obserwowali kampanię wyborczą wiedzą, że najczęściej nie polega ona jedynie na prezentowaniu pozytywnych informacji o kandydacie.  Zazwyczaj mamy też do czynienia z kampanią negatywną, czarnym PR-em, przedstawiającą kandydata tak, by zniechęcić do niego wyborców.

Dziś najłatwiej przeprowadzić taką kampanię posługując się mediami społecznościowymi. Dopóki odbywało się to po prostu przez publikowanie bezpłatnych postów i tweetów, nijak się do tego miały przepisy o kampanii wyborczej.

Agitować może przecież każdy wyborca, a po zmianie prawa wyborczego w 2018 roku do takiej agitacji nie trzeba już pisemnej zgody pełnomocnika wyborczego. Wybory samorządowe pokazały jednak, że weszliśmy w Polsce na wyższy poziom:

We wrześniu i październiku czarny PR robiono płatnie, wykupując reklamy na Facebooku z kont niezależnych od sztabów wyborczych.

Działo się to zarówno w wyborach warszawskich, jak i w wyborach lokalnych.

Postawmy się na chwilę na miejscu sztabowców jakiegokolwiek kandydata, który ma silnego przeciwnika. Ten przeciwnik zawsze ma swoje słabe strony. Wyborcy jednak albo o nich nie wiedzą, albo nie pamiętają. Trzeba im przypomnieć. Tylko jak – by jednocześnie nasz kandydat nie wyszedł na kłótliwego i agresywnego osobnika?

Postawmy się też na miejscu osób niezwiązanych ze sztabem, którym zależy na zmniejszeniu szans na zwycięstwo konkretnego kandydata. One również szukają sposobu na pokazanie słabych stron (prawdziwych lub nie) kandydata.

Wykupić reklamę na FB każdy może

W obu przypadkach najłatwiej użyć mediów społecznościowych. Aby zapewnić postowi odpowiednią widoczność, najlepiej wykupić reklamę na Facebooku, bo tam jest najwięcej wyborców.

Tyle że wszystkie reklamy na FB muszą być przyporządkowane do jakiegoś fanpage’a. Trzeba więc taki stworzyć, najlepiej od zera, aby nie miał oficjalnych związków z kandydatem – wtedy, zgodnie z obecną praktyką, ani kandydat, ani komitet wyborczy nie odpowiadają za treści zamieszczane na tym koncie.

Wystarczy kilkanaście minut, by reklama zaczęła funkcjonować w sieci – i wpływać na wyborców.

Tak to wygląda dziś. Jednocześnie w Polsce obowiązują ściśle określone zasady finansowania kampanii, a art. 125 Kodeksu Wyborczego wskazuje, że finansowanie kampanii wyborczej jest jawne. Nie można też wydać na agitację więcej, niż to wynika z przysługującej kwoty, każdy wydatek trzeba udokumentować.

Przepisy te obowiązują jedynie komitety wyborcze.  A co, jeśli w kampanii uczestniczą inne podmioty niż kandydaci? Cóż, tu właśnie mamy wielką dziurę, z której coraz częściej korzysta się w kampanii. Wystarczy wrócić do wydarzeń z ostatnich tygodni, by się o tym przekonać.

AntyTrzaskowski

Na Twitterze i Facebooku w czasie kampanii samorządowej działało konto „Trzaskowski jak Komorowski”, rozpowszechniające negatywne treści na temat Rafała Trzaskowskiego, kandydata KO na prezydenta Warszawy.

Na Facebooku niektóre jego posty były płatnie promowane, w różnych okresach kampanii. Na screenach z 11 października widać, że tego dnia na tym koncie na FB aktywne były trzy płatne reklamy, wszystkie przeciwko Trzaskowskiemu.

 

AntyJaki

Natomiast w przeciwnika Trzaskowskiego, Patryka Jakiego, uderzało konto „Jaki naprawdę jest Jaki 2018”. 11 października miało cztery aktywne reklamy. Wszystkie uderzały w Jakiego. Po kampanii konto zostało usunięte z FB.

„Trzaskowski jak Żuk”

Fanpage „Świecka Warszawa” założono 2 października, działa do dziś, ma tylko 49 polubień. I jeden jedyny post. Można w nim przeczytać, że „Platforma Obywatelska kolejny raz zawodzi nasze środowisko. Ich prezydent w Lublinie zakazał Marszu Równości – nie pierwszy raz wystawiają do wiatru środowisko LGBT. Czy Trzaskowski […] też zakaże tego w stolicy?”

Oczywiście post był sponsorowany, wyświetlał się zaraz po decyzji prezydenta Krzysztofa Żuka o zakazie Marszu Równości w Lublinie.

Od tamtej pory do momentu pisania tego tekstu na koncie Świecka Warszawa nic nowego się nie pojawiło. Widać wyraźnie, że fanpage założono wyłącznie po to, by uruchomić tę jedną reklamę. Jej celem było zniechęcenie środowiska LGBTQ do głosowania Trzaskowskiego.

Zły Majchrowski, obrażany Truskolaski

Ale tego typu praktyki były charakterystyczne także w innych miastach. W ostatnich dniach przed drugą turą wyborów spot uderzający w kandydującego na prezydenta Krakowa Jacka Majchrowskiego upubliczniło konto „stop-seksualizacji.pl”, powiązane ze stroną internetową o tym adresie, prezentującą działania Inicjatywy Stop Seksualizacji Naszych Dzieci.

Jak poinformowali jej działacze na swojej stronie: „Dnia 29 października zamieściliśmy na naszym profilu facebookowym spot prowadzący krytykę poparcia przez prezydenta Krakowa działań środowisk LGBTQ”.

Spot w bardzo radykalny sposób przedstawiał Majchrowskiego. Narrator najpierw sugerował, że prezydent Majchrowski podpisuje się pod wszystkim, co środowiska LGBTQ mu przyniosą; informował, że w 2017 udzielił on honorowego wsparcia przyznając partnerstwo miasta Krakowa dla Marszu Równości (choć, wg organizatora marszu Stowarzyszenia Queerowy Maj, takiego partnerstwa Majchrowski nie przyznał – info za Gazeta.pl).

W filmiku pojawiały się też dzieci, którymi opiekowały się: transwestyta i osoba w skórzanym stroju kojarzącym się z praktykami sadomasochistycznymi, oczywiście przedstawiono ich w mocno przerysowany sposób (film był rysunkowy).

Na koniec narrator apelował:  „4 listopada wybierzmy nowego prezydenta Krakowa. Chrońmy nasze dzieci przed lewicowym radykalizmem, póki nie jest za późno”.

Kto zapłacił za tę reklamę i dlaczego Inicjatywa w ten sposób włączyła się do kampanii wyborczej? Zapytana o to Magdalena Trojanowska, prezes Stowarzyszenia Rodzice Chronią Dzieci, wyjaśnia: „Nie jesteśmy związani z żadną opcją polityczną i nie mamy preferencji wyborczych – ostrzegamy tylko i wyłącznie przed kandydatami, którzy wspierają działalność organizacji propagujących ideologię LGBT… mogłoby więc paść na każdą osobę z każdego ugrupowania.

W naszych materiałach i na naszej stronie wypowiadamy się również przeciwko działaniom polityków PiS-u, w równym stopniu krytykowaliśmy Patryka Jakiego i jego współpracę z Piotrem Guziałem, ministerstwo spraw zagranicznych za podpisane umowy międzynarodowe itp. – dlatego też spotu tego nie można zaliczyć do materiałów wyborczych wspierających danego kandydata i daną opcję  – raczej należy traktować jako upublicznienie informacji o działalności kandydatów, o której każdy wyborca powinien wiedzieć, zanim podejmie wiążącą decyzję (z punktu widzenia naszej działalności statutowej)” –  wyjaśnia.

Natomiast jeśli chodzi o finanse, Trojanowska stwierdza: – „Wszystkie nasze działania finansujemy ze składek członkowskich i darowizn przeznaczonych na prowadzenie działalności  statutowej, czyli ochrony dzieci i konstytucyjnej pozycji rodziny jako związku mężczyzny i kobiety”.

Cóż, Trojanowska ma w jakiś sposób rację stwierdzając, że spotu nie można zaliczyć do materiałów wspierających danego kandydata – ale do agitujących przeciwko konkretnemu kandydatowi – oczywiście!

Podkreślam jeszcze raz: agitować ma prawo każdy wyborca, ale płatna kampania podlega szczegółowym przepisom i przysługuje wyłącznie komitetom wyborczym.

Czy można więc publikować tego typu spoty, nie podlegając Kodeksowi Wyborczemu?

Czarny PR wobec Truskolaskiego

Negatywną kampanią starano się uderzyć także w kandydującego w wyborach z komitetu KO prezydenta Białegostoku Tadeusza Truskolaskiego. Pod koniec sierpnia na FB powstał fanpage „W podróży z Tadeuszem”.

Wszystkie prezentowane na nim posty oczerniały Truskolaskiego, niekiedy także jego syna, Krzysztofa Truskolaskiego, obecnego posła Nowoczesnej. Nazwisko kandydata zmieniano na „Pruskolaski”, szydzono z jego wyglądu, trawestowano cytaty, sugerowano defraudację publicznych pieniędzy (co jest nieprawdą).

Co jednak najistotniejsze, fanpage promował te posty płatnie. 18 października, tuż przed I turą wyborów, aktywnych było tam aż 25 reklam. Dziś strona już nie istnieje, a wcześniej była zupełnie anonimowa, nie podawano na nich żadnych danych kontaktowych.

Kto opłaca te reklamy? Facebook nie ujawnia

W USA Facebook wprowadził możliwość sprawdzenia, kto opłaca reklamy polityczne. W Polsce takiej opcji nie ma. Kiedy podczas trwającej kampanii rozmawiałam z przedstawicielami Facebooka na Polskę, zaznaczali, że pewne nowe rozwiązania związane z wyborami mają pojawić się w Polsce w 2019 roku.

Jakie? Tego jeszcze nie wiadomo. Wiadomo za to, że także opcja zastosowana w USA nie jest idealnym rozwiązaniem – niedawna publikacja portalu VICE News udowodniła, że można podać Facebookowi w zasadzie każdą informację jako odpowiedź na pytanie, kto finansuje daną reklamę, a on to bez dalszych pytań zaprezentuje odbiorcom.

W USA dziennikarze zrobili prowokację i podali nazwiska amerykańskich senatorów, choć reklamy wstawiano z kont zupełnie z senatorami niezwiązanych. FB to zaakceptował.

Ponieważ w Polsce nie mamy dostępu nawet do takich informacji, oczerniany kandydat w zasadzie nie ma żadnej możliwości, by skorzystać z jedynego dostępnego mu środka czyli podać twórcę reklamy do sądu.

Facebook jednak ma dane osoby opłacającej reklamy. I to do niego mogłaby się zwrócić np. Państwowa Komisja Wyborcza z pytaniem, kto finansuje taki post.

Czy wykorzystała tę możliwość podczas tegorocznej kampanii samorządowej? Zapytałam PKW, jak wygląda ta sytuacja z jej punktu widzenia.

PKW: „Przepisy nie penalizują”

Cóż, PKW, zapewnia, że: „Zgodność sposobu finansowania kampanii prowadzonej przez komitety wyborcze zostanie oceniona po złożeniu przez pełnomocników finansowych sprawozdań”, a „stwierdzenie, że działania podmiotu innego niż komitet wyborczy było podejmowane w porozumieniu z komitetem w celu obejścia przepisów określających zasady finansowania kampanii wyborczej, może być podstawą odrzucenia sprawozdania finansowego”.

Ale PKW dodaje jednocześnie, że „przepisy nie penalizują” prowadzenia agitacji wyborczej przez podmioty inne niż sztaby wyborcze i wyborców.

Czyli: można! Można w Polsce prowadzić płatną agitację wyborczą, także kampanię negatywną, m.in. w mediach społecznościowych – i nie grozi za to kara. Nie ma żadnych limitów finansowych, żadnych ograniczeń, absolutnie nic.

Sytuacja wymarzona nie tylko dla tych polskich wyborców, którzy nie lubią jakiegoś kandydata, ale też dla wszystkich anonimowych podmiotów, którym zależy na tym, by wpłynąć na wyniki wyborów w Polsce.

Cóż, mimo że mamy wiedzę o tym, w jaki sposób Rosja wpływała na wybory w USA, w Polsce dziś prawnie w ogóle nie chronimy się choćby przed tego typu działaniami.

Czy znowu musimy być mądrzy po szkodzie?

 

 

Artykuł ukazał się także na Oko.Press

Pierwszy (subiektywny) ranking polskich instytucji publicznych na Facebooku!

Czy warto obserwować instytucje publiczne na Facebooku? Które zanudzają swoich odbiorców, a które naprawdę warto dołączyć do obserwowanych stron? Tego dowiesz się z mego tekstu! Przeanalizowałam fanpage`e 46 polskich instytucji publicznych i nie – nie umarłam z nudów. 😉 Choć czasem mało brakowało…

Do tej mrówczej pracy zmotywował mnie Sotrender – na potrzeby ich comiesięcznych raportów zrobiłam ostatnio listę instytucji publicznych obecnych na Facebooku i Twiterze. A potem pomyślałam, że warto te fanpage`e przejrzeć i ocenić pod względem sposobu ich prowadzenia. I tak powstał ranking polskich instytucji publicznych na Facebooku.

Raporty Sotrender znajdziecie tutaj: https://www.sotrender.com/resources/pl/reports/ Naprawdę warto regularnie je śledzić, są kopalnią wiedzy – napiszę niedługo o tym, jak takie analizy wykorzystywać do rozwijania swoich stron i profili.

A teraz zobacz, kto jest najlepszy na polskim FB!

 

WYRÓŻNIENIA:

– Ministerstwo Energii  (1190 followersów)

https://www.facebook.com/MinisterstwoEnergii/?fref=ts

Wyróżnienie przyznaję za potencjał, który drzemie w jego fanpage`u – potencjał niezupełnie dziś wykorzystany.  ME tym się wyróżnia na tle innych urzędów centralnych,  że choć jego posty zawierają wyłącznie bardzo oficjalne treści, to są one podawane w dość ciekawy sposób, a autorzy postów starają się wychodzić do odbiorców, nawiązywać z nimi kontakt, odnosić się do real time. To – zapewniam – rzadkość wśród ministerialnych stron w social media. Jest więc na czym budować, choć trzeba jeszcze włożyć dużo pracy w fanpage, by rzeczywiście zaczął przyciągać followersów. Na razie jest bardzo mało znany – ma tylko 1190 fanów.

 

– Rzecznik Finansowy (9872 followersów)

https://www.facebook.com/RzecznikFinansowy/?fref=ts

Założę się, że większość z Was nie słyszała w ogóle o Rzeczniku Finansowym! Ja wcześniej też nie. 😉 A szkoda, bo – jak się okazuje – to całkiem użyteczny urząd. I na tym też polega zaleta jego fanpage`a – jest użyteczny i pomocny. Prowadzący stronę na FB podają wiele ważnych informacji z branży finansowej, które warto znać i z których warto korzystać. Posty poradnicze przeplatane są informacjami o działalności pani rzecznik, ale nie ma ich na szczęście zbyt dużo, dlatego nie przeszkadzają. Przydałoby się rozbudować content graficznie – aż się prosi o ciekawe infografiki, poradnicze materiały video, nawet tutoriale robione przez biuro rzecznika.

Cenne jest natomiast silne nastawienie na odbiorcę – to rzadkość wśród profili instytucji publicznych. Urzędy wolą na FB opowiadać o tym, co same robią, niż wspierać  obywateli czy prowadzić działalność edukacyjną. Tymczasem dobre, użyteczne porady to znakomity pomysł na prowadzenie fanpage`a na FB – i za to Rzecznikowi Finansowemu przyznaję wyróżnienie.

 

– Ministerstwo Cyfryzacji (13681 followersów)

https://www.facebook.com/MinisterstwoCyfryzacji/?fref=ts

To najlepiej wypadające na FB polskie ministerstwo. Choć  sporo tam oficjałki, admini strony starają się – i to widać. Dbają o interakcję z followersami, są tam transmisje online, są dobre i ciekawe materiały video (te najlepsze wyrastają o kilka klas ponad video pozostałych instytucji publicznych). W postach da się zauważyć sporą dawkę poczucia humoru i dystansu do urzędowej rzeczywistości – a takiego dystansu w social media zawsze potrzeba.

Idźcie tą drogą, admini, tylko z większą odwagą i rozmachem!

 

A teraz czas na miejsca medalowe. 🙂

NAJLEPSZE FANPAGE`E POLSKICH INSTYTUCJI PUBLICZNYCH:

Miejsce 3: PAŃSTWOWA KOMISJA WYBORCZA  (2847 followersów)

https://www.facebook.com/PanstwowaKomisjaWyborcza/?fref=ts

Właśnie tak! To jedno z moich największych zaskoczeń. J Otóż PKW ma na FB bardzo fajny fanpage. Jeśli go nie obserwujecie, koniecznie dołączcie do obserwowanych. Chylę czoła przed ekipą adminów tej strony, bo sama miałabym poważny dylemat, o czym pisać na fanpage`u PKW, gdy nie ma wyborów.

A tu okazuje się, ze na fp PKW trwają sobie w najlepsze… konsultacje! I to nie byle jakie, bo dotyczące wyglądu nowej karty do głosowania. Książeczka czy płachta? I w ogóle jak to wszystko powinno wyglądać? Do tego dobrze zrobione infografiki, kalendarium wyborów uzupełniających, relacje (i zapowiedzi) z konsultacji w terenie – naprawdę jest co czytać. Dowiedziałam się np. że ruszył już portal internetowy dotyczący przyszłorocznych wyborów samorządowych. Jest interaktywnie, konsultacyjnie, otwarcie – a przecież o to chodzi! Dużo tu jeszcze do zrobienia, dlatego PKW ląduje na miejscu 3, ale szczerze polecam!

 

Miejsce 2: LASY PAŃSTWOWE (43950 followersów)

https://www.facebook.com/LasyPanstwowe/?fref=ts

Lasy Państwowe mają fanpage robiony jednocześnie i dobrze, i źle. Jest świetny, jeśli chodzi o część edukacyjno-promującą. Ciekawe są posty dotyczące lasów i ogólnie przyrody. Można się tu masę dowiedzieć o roślinach, zwierzętach, ciekawych inicjatywach przyrodniczych, rozmaitych konkursach. I w tym zakresie admini rzeczywiście robią to dobrze. Ba, nawet świetnie! Jest to też jeden z nielicznych (bardzo nielicznych) fp publicznej instytucji, na której admini odpowiadają na komentarze followersów, są obecni w dyskusji – to bardzo cenne, bo social media polegają na budowaniu relacji, a nie wrzucaniu postów na tablicę ogłoszeń.

Jednocześnie jednak Lasy Państwowe prowadzą fp tak, by unikać na nim trudnych tematów. Gdyby o sytuacji w lasach wnioskować na podstawie tej strony, okazałoby się, że w Polsce mamy przyrodniczą sielankę, LP nie borykają się z żadnymi problemami wizerunkowymi, nie ma konfliktów społecznych. W czasie gdy policja i Straż Leśna rozganiała aktywistów w Puszczy Białowieskiej, na fanpage`u LP można było przeczytać o puszczykach mszarnych i zaskrońcach… To zresztą typowe dla fanpage`y większości instytucji publicznych – nie ma tam udostępnianych żadnych problematycznych kwestii, są za to konkursy dla dzieci, relacje ze wspaniałych spotkań i radosne informacje o najnowszych osiągnięciach. Rozumiem potrzebę wizerunkową, ale uważam, że jest to traktowanie dorosłych followersów jak dzieci: jeśli im nie powiemy, to na pewno nie zauważą…  Fanpage`e dla większości instytucji publicznych nie są przestrzenią do poważnej debaty. Szkoda, bo to właśnie social media doskonale nadają się do bieżących konsultacji, ale też do szybkiego wyjaśniania problemów.

Na plus adminom LP liczę to, iż na trudne pytania w komentarzach jednak odpowiadają. Liczne pytania dotyczące zakazu wstępu do Puszczy Białowieskiej nie pozostają bez odpowiedzi, choć zadawane są pod postami na zupełnie inne tematy.

 

Miejsce 1: SĄD NAJWYŻSZY (11633 followersów)

https://www.facebook.com/Sad.Najwyzszy/?fref=ts

Taaak! To moje największe zaskoczenie, a nawet dwa zaskoczenia. 😉 Po pierwsze: nie spodziewałam się strony SN na Facebooku. Po drugie: nie sądziłam, ze może być tak świetnie prowadzona! Oczywiście, to profil poważny i oficjalny, ale można powiedzieć: ta powaga jest w pełni dostosowana do powagi urzędu. Bardzo pozytywnie zaskoczyło mnie to, że admini profilu SN ustrzegli się typowego błędu, o którym pisałam analizując fp Lasów Państwowych. Otóż na profilu SN nikt nie udaje, że nie ma problemów i trudnych tematów. W ostatnich tygodniach na fp Sądu Najwyższego mowa jest o samych trudnych tematach – na bieżąco przekazywane są informacje o podjętych działaniach w związku z trwającymi pracami nad ustawami, można zapoznać się z orzeczeniami SN, ze  stanowiskami sędziów SN, są relacje z wystąpień, bardzo celne skróty stanowisk sędziów w postach (z linkami do pełnych wypowiedzi).  Śledząc ten profil nie oddalamy się od problemów rzeczywistości, wręcz przeciwnie – jesteśmy w niej zanurzeni, a jednocześnie świetnie poinformowani o tym, co sądzą o tych sprawach sędziowie SN. Żadnej sielanki, żadnych tanich chwytów wizerunkowych – jasność, jednoznaczność, autentyczność. Obserwujcie koniecznie!

Wielki szacunek adminom fanpage`a Sądu Najwyższego!

 

Tyle dobrego. 😉 A jak najczęściej wyglądają profile innych instytucji publicznych? Większość trzyma oficjalny standard i nie wychodzi poza jego ramy. Ten standard to informowanie o działalności instytucji, zwłaszcza o oficjalnych spotkaniach, wizytach, umowach, konferencjach prasowych etc. Na stronach o trochę lepszym standardzie mamy ciekawsze zdjęcia (jak na stronie Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad), trochę materiałów video. Na stronach nieco gorzej prowadzonych jest po prostu nudno. Wszystkie mają niewiele wspólnego z istotą social media, czyli z budowaniem relacji z ludźmi. Nic dziwnego, że posty na takich fanpage`ach mają niewiele reakcji i bardzo niskie zaangażowanie.

Krajowa Rada Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego ma co prawda 44 378 followersów, ale pod jej postami można znaleźć zaledwie po kilka lajków. Ciekawy film (w technice 360 stopni) z Nocy Muzeów na stronie Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego polubiły… 4 osoby. Na fp Ministerstwa Rozwoju widać pomysły adminów (choćby cykl: #przyjaznefundusze), ale już trwające półtorej minuty życzenia z okazji Dnia Matki, które składa minister Morawiecki, i przez całe 90 sekund nie ma w filmie ani jednej zmiany planu, patrzymy wciąż tylko na pana ministra – to już jest naprawdę mało interesujące…

Drugi problem instytucji publicznych w social media – to traktowanie SM jak urzędowego biuletynu. Bardzo często mamy do czynienia z komunikacja jednostronną: od urzędu do obywateli, gdy tymczasem istota SM leży właśnie w komunikacji dwustronnej. Wreszcie obywatele mogą szybko i łatwo zapytać o coś urząd – i ten powinien odpowiedzieć, bo po to właśnie jesteśmy w mediach społecznościowych! Tymczasem urzędy i instytucje niewiele sobie z tego robią, wrzucają swoje posty, nie reagują na komentarze, nie zwracają uwagi na opinie, robią swoje… Szkoda. Wielka szkoda. Gdy patrzyłam na takie strony, cały czas myślałam o tym, że naprawdę nie każdy musi być w SM! Ten błąd popełnia większość fanpage`y, choćby te należące do IPN-u, Kancelarii Premiera czy większości ministerstw.

Trzeci problem to brak pomysłu na obecność w social media. Wchodząc do któregokolwiek z mediów społecznościowych trzeba wiedzieć, po co się to robi, jaką ma się strategię komunikacji, budowania wizerunku, budowania relacji z ludźmi.  Ale do tego potrzeba przede wszystkim świadomego kierownictwa, które rozumie, w jakim stopniu obecność w mediach społecznościowych buduje dziś wizerunek instytucji – albo go niszcz. Większość fp robi wrażenie zupełnie przypadkowych, założonych ze służbowego obowiązku, na zasadzie: „inni mają, my też musimy”.

Najbardziej rozbawił mnie fanpage bardzo poważnej instytucji – Rządowego Centrum Bezpieczeństwa. Otóż nie wiem, czy wiecie, ale Polsce zasadniczo zagraża jedynie… pogoda! Cały fp wypełniony jest ostrzeżeniami: hydrologicznymi, o nadchodzących burzach oraz o zagrożeniu pożarowym z powodu suszy. I koniec. W jakim bezpiecznym kraju przyszło nam żyć! 😉

 

I jeszcze jedna uwaga na koniec: zaskoczyło mnie, że fp ministerstw i Kancelarii Premiera nie wspierają się wzajemnie. Są wśród nich takie, które mają naprawdę solidną liczbę followersów (Kancelaria Premiera – 88 472, MON – 54 691), a są takie, które mają ich niewielu, bo ok. 1000-2000. Wystarczyłoby, żeby admini dużych stron zlinkowali ciekawe posty z tych mniejszych fp u siebie, zaprosili na fp danego ministerstwa, udostępnili ciekawy album. Nic z tych rzeczy! Na poziomie resortów taka współpraca się nie zdarza. Na fp Kancelarii Premiera także brak linków z ministerstw. Można tam zobaczyć panią premier podczas wszystkich odbywanych spotkań – ale w zasadzie tylko panią premier. A wydawałoby się, że to jeden rząd, który przynajmniej w jakimś stopniu pracuje wspólnie.

 

Ps. Chcesz dostać listę profili social media polskich instytucji publicznych?
Napisz do mnie: mierzynskamarketing@gmail.com