Tak to robi Kreml. Lektura instrukcji dla rosyjskich trolli budzi zimny strach

Sposób działania rosyjskich trolli, ujawniony właśnie przez Amerykanów dzięki opublikowaniu fragmentów rozsyłanych trollom instrukcji, w porażający sposób przypomina to, z czym od kilku lat mamy do czynienia w polskich mediach społecznościowych. Te same lub bardzo podobne słowa-klucze, ten sam mechanizm personalnego atakowania tych, którzy krytykują władze, mediów, polityków. Przygotujcie się na niezły psychologiczny thriller: wystarczy, że w instrukcjach zmienicie nazwiska z amerykańskich na polskie, by poczuć zimny strach: to się dzieje naprawdę.

W Stanach Zjednoczonych upubliczniono kolejny akt oskarżenia dotyczący ingerencji Rosjan w sprawy wewnętrzne USA. Tym razem w dokumencie dotyczącym działalności Eleny Khusyaynovej (zach. pisownię z dokumentu) śledczy przedstawili rzeczywiste instrukcje, jakie dostawały tzw. rosyjskie trolle. Wskazywano im, jak mają reagować w sieci, co pisać na konkretne tematy i do jakich odbiorców się zwracać. Lektura tych wskazówek, w zestawieniu z sytuacją w Polsce, mnie przyprawiała o dreszcze.

 

Kurs marketingu dla rosyjskich trolli

O kulisach prowadzenia przez Rosjan wojny informacyjnej w social media w USA wiemy już sporo, zwłaszcza dzięki pierwszemu aktowi oskarżenia, w którym prokurator Robert Mueller oskarżył kilkunastu rosyjskich agentów o ingerencję w wybory prezydenckie USA w 2016 r. Wiemy więc, że aby wpływać na wyborców Rosjanie posługiwali się fałszywymi danymi personalnymi i botami (czyli automatycznymi kontami do masowego rozpowszechniania treści); zakładali fake`owe konta na Twitterze i Facebooku, fanpage`e fałszywych organizacji pozarządowych, fałszywe wydarzenia, prowadzili też bardzo ostrą negatywną kampanię wobec Hillary Clinton. W ostatnich tygodniach śledczy po raz pierwszy ujawnili jednak fragmenty instrukcji adresowanych do działających w sieci rosyjskich trolli. Pochodzą one z sierpnia 2017 r. Mimo nagłośnienia sprawy wojny informacyjnej Rosjanie nie zaprzestali bowiem swojej aktywności po wyborach prezydenckich.

Osoby pracujące jako trolle przede wszystkim były uczone, w jaki sposób budować przekaz dopasowany do konkretnej grupy odbiorców:  „Jeśli piszesz posty w grupie liberalnej, nie należy używać tytułów z portalu Breitbart (radykalny portal prawicowy – przyp. red.). I odwrotnie, jeśli piszesz posty w grupie konserwatywnej, nie używaj tytułów z Washington Post lub BuzzFeed.” – brzmiała jedna ze wskazówek. Inna: „Kolorowi LGBT są mniej wyrafinowani niż biali; w związku z tym skomplikowane słowa i zwroty nie zadziałają. Uważaj na wszystko, co może zostać odebrane jako treść rasistowska. Podobnie jak zwyczajni Czarni, Latynosi i rdzenni Amerykanie, kolorowi LGBT są bardzo wrażliwi na przywileje białych i reagują na posty i zdjęcia, które faworyzują białych… W przeciwieństwie do konserwatystów, infografiki działają również wśród osób LGBT i ich liberalnych sojuszników, i to działają bardzo dobrze. Jednak ich zawartość musi być prosta do zrozumienia, dlatego muszą zawierać krótki tekst, dużą czcionkę i kolorowy obrazek.”

Z materiałów wynika, że bardzo dbano także o tzw. timing postów – czyli o udostępnianie ich o takiej porze, by były widoczne dla jak największej grupy osób. Radzono m.in., jak radzić sobie z różnicą czasu między USA a Rosją: „Pisanie postów może być problematyczne ze względu na różnicę czasu, ale jeśli udostępnisz post ponownie rano czasu petersburskiego, zadziała on równie dobrze na LGBT jak na liberałów – grupy LGBT są często aktywne nocą. Również konserwatyści mogą wyświetlić Twój post, kiedy obudzą się rano, jeśli wstawisz post późnym wieczorem czasu petersburskiego.”

Te ogólne instrukcje bardziej przypominają wskazówki marketingowe niż działania wojny informacyjnej. Pozostałe ujawnione fragmenty pokazują jednak, z jaką precyzją tworzono przekazy na ważne społecznie tematy. Reakcje zależały przede wszystkim od publicznych wypowiedzi polityków i artykułów w mediach.

 

McCain: „zgred i staruch”

Trollom wskazywano choćby, w jaki sposób mają określać bohaterów tekstów, jak ich wizerunek kreować, kogo wspierać, a kogo hejtować. Oto znany ze swego antyrosyjskiego nastawienia senator McCain podpadł szczególnie, gdy ocenił, iż pomysł budowy muru granicznego, który miałby powstrzymać nielegalnych imigrantów, to szaleństwo. Sterujący przekazem rozesłali wówczas taką instrukcję do trolli:

„McCaina trzeba pokazywać jako zgreda, starucha (w ang. – „old geezer”), który dawno temu powinien trafić do domu starców. Podkreślać, że patologiczna nienawiść McCaina do Donalda Trumpa i krytykowanie wszystkich jego inicjatyw przekracza granice zdrowego rozsądku.”

A gdy republikanin Paul Ryan, spiker Izby Reprezentantów Stanów Zjednoczonych, w tym samym czasie oponował przeciwko innemu pomysłowi Trumpa, związanemu z imigrantami, rosyjskie trolle dostały takie wskazówki: „Paul Ryan jest kompletnie i bezwzględnie niezdolny do podejmowania jakichkolwiek decyzji. Podkreślać, że jako spiker ten dwulicowy krzykacz nie dokonał niczego dobrego dla Ameryki ani dla obywateli amerykańskich.  Jedynym sposobem, aby pozbyć się go z Kongresu, jest głosowanie na rzecz Randy  Brice, amerykańskiego weterana i demokratę.”

Bardzo dużo pracy Rosjanie wkładali w budowanie przekazu nt. możliwości sfałszowania wyborów do Kongresu i Senatu USA. Gdy ukazał się artykuł o tym, że w Kalifornii może być więcej zarejestrowanych wyborców niż mieszkańców, instrukcja brzmiała:

„W Kalifornii, w rejestrach wyborców jest więcej osób zarejestrowanych niż mieszkańców. To jest ten moment, gdy amerykańscy konserwatyści powinni bić na alarm przed wyborami! (…) Podkreślać, że poprzednie fałszerstwa podczas wyborów w USA były uważane za mit; dziś stały się jednak rzeczywistością. Podkreślać, że nie można dopuścić do urn nielegalnych wyborców.

Podkreślać, że istnieje pilna potrzeba wprowadzenia identyfikatorów dla wyborców we wszystkich stanach, przede wszystkim w stanach niebieskich (liberalnych i niezdecydowanych). Przypominać, że większość stanów „niebieskich” nie ma identyfikatorów wyborców, co sugeruje, że właśnie tam dochodzi do fałszerstw wyborczych na dużą skalę fałszerstw.

W końcu stwierdzić, że Demokraci w najbliższych wyborach na pewno będą podejmować próby sfałszowania wyników.”

 

„Republikanie jak zdrajcy” – czyli pogłębianie podziałów

Oczywiście były też sytuacje, gdy zadaniem trolli było wspierać tych, których przekaz pasował do rosyjskiej narracji. Takim „bohaterem” trolli został Michael Savage, konserwatywny publicysta amerykański, który w sierpniu 2017 r. stwierdził, że jeśli dojdzie do prób usunięcia Trumpa, w USA trzeba się liczyć z wybuchem wojny domowej.  Instrukcja brzmiała wówczas: „Zdecydowanie wspierać Michael Savage`a i jego punktu widzenia, podkreślać jego kompetencję i uczciwość. Savage mówi jasno: wszelkie próby usunięcia Trumpa to bezpośrednia droga do wojny domowej w USA. Wskazywać nazwiska tych, którzy sprzeciwiają się prezydentowi i tych, którzy utrudniają jego wysiłki zmierzające do realizacji obietnic przedwyborczych. Skupić się na tym, że antyTrumpowscy republikanie:

  1. a) rzucają mu kłody pod nogi ws. finansowania budowy muru granicznego;
  2. b) nie obniżają podatków;
  3. c) rzucają oszczerstwa na Trumpa i szkodzą jego reputacji (przywołać McCaina);
  4. d) nie chcą anulować przepisów Obamacare;
  5. e) nie spieszą się do przyjęcia przepisów, które sprzeciwiają się wpuszczaniu do USA uchodźców z krajów Bliskiego Wschodu.

Podsumować, że w przypadku, gdy Republikanie nie przestaną działać jak zdrajcy, muszą wziąć na siebie niechęć mieszkańców podczas wyborów w 2018 r.”

Czasem nakazywano też wspierać samego prezydenta Trumpa: „Pełne wsparcie dla Donalda Trumpa i wyrażanie nadziei, że tym razem Kongres będzie zmuszony do działania zgodnie z tym, co mówi prezydent. Podkreślać, że jeśli Kongres w dalszym ciągu działać jak kolonialny rząd brytyjski przed wojną o niepodległość USA, to wywoła kolejną rewolucję. Podsumować, że Trump po raz kolejny udowodnił, że to on rzeczywiście dba o  interesy Stanów Zjednoczonych Ameryki.”

 

Złe elity, złe mainstreamowe media. Jak w Polsce!

Trolle miały także pracować nad podważeniem wiarygodności specjalnego prokuratora Robert Mueller, prowadzącego śledztwo ws. ingerencji Rosji w wybory prezydenckie w USA. Instrukcja na jego temat brzmiała tak: „Specjalny prokurator Mueller jest marionetką establishmentu. Wymieniać skandale, które miały miejsce, gdy Mueller kierował FBI. (…) Podsumować, że Mueller jest osobą zależną politycznie, w związku z tym nie gwarantuje uczciwości ani otwartości dochodzenia.  Podkreślić, że praca komisji śledczej jest szkodliwa dla kraju i ma na celu uruchomienie procedury impeachmentu Trump. Zaznaczać, że tego nie można zrobić, bez względu na wszystko.”

Poza Muellerem uderzano również w media krytykujące Trumpa. Kiedy w portalu online CNN pojawiła się wypowiedź (sierpień 2017), w której Biały Dom za czasów Trumpa porównano do burdelu, trolle dostały rozkaz atakowania mediów:

„Oskarżyć CNN o kolejne kłamstwo. Stwierdzić, że podczas ostatnich wyborów media głównego nurtu, które poparły kandydaturę Hillary Clinton na prezydenta, prawie w 100 proc. rozpowszechniały fake newsy, obraźliwe oświadczenia i kłamstwa na temat Donalda Trumpa i jego zwolenników. Teraz to kontynuują. To jest właśnie prawdziwy powód, dla którego takie źródła informacji jak New York Times, Washington Post, CNN, CBS, Time i Huffington Post nie mogą być traktowane poważnie: są głównymi kanałami propagandy i usiłują mieszać w głowach obywateli amerykańskich.

Przypomnieć czytelnikom, że każde z wyżej wymienionych mediów korzysta z funduszy zależnych od Hillary Clinton, i otrzymywało pieniądze z jej wyborczego funduszu. Te media produkowały fałszywe wyniki badań w sondażach, które przewidywały wygraną Clinton przewagą 10-15 proc. nad Trumpem, starały się obrazić i zdyskredytować Trumpa. Podsumować, że CNN dawno temu stracił swoją reputację, nie można mu ufać, i z dnia na dzień dalej traci wiarygodność.

Prawdziwą burzę wywołał natomiast senator Marco Rubio, związany z popierającą Trumpa Partią Herbacianą (Tea Party), kiedy skrytykował działania prezydenta związane z imigrantami. Instrukcję dla trolli dotyczącą jego wypowiedzi oznaczono słowami „BARDZO WAŻNE” i opisano w niej, w jaki sposób hejtować senatora: „Demaskujemy Marco Rubio jako fałszywego konserwatystę, który zdradził republikańskie wartości, który w duszy gardzi amerykańską Konstytucją i obywatelami amerykańskimi. Przypominać, że Rubio jest protegowanym niedorzecznego Jeba Bush, który jest hańbą dla ruchu konserwatywnego. Stwierdzić, że ofiary przemocy popełnionej przez nielegalnych imigrantów i rodziny ofiar z całego serca nienawidzą Marco Rubio. Innymi słowy: Rubio jest liberałem, który przeniknął do Partii Republikańskiej w celu osłabienia jej od wewnątrz. Podsumować, że głosowanie w wyborach do Senatu na Rubio jest praktycznie tym samym, co głosowanie na Hillary Clinton.

Zaledwie kilka dni później trolle miały podważać wiarygodność innego konserwatywnego polityka, Mitcha McConnella, lidera Republikanów w Senacie. Oczywiście bezpośrednia przyczyną znów była jakaś jego „niewłaściwa” wypowiedź:

„Nadszedł czas dla Mitcha McConnella, powinien już przejść na emeryturę. Podkreślić, że McConnell wyczerpał się jako polityk.

Mitch McConnell zachowuje się, podobnie jak wielu innych republikańskich senatorów, jak renegat i podły liberał. Nie zrobił nic, by pomóc spełnić obietnice wyborcze Trumpa i innych Republikanów. Przypomnieć, że McConnell jest przyjacielem Joe`a Bidena, który nie przestrzega w polityce żadnych zasad. Podkreślić, że bojkot konserwatywnego programu jest najbardziej nieodpowiedzialnym i zdradzieckim zachowaniem w obecnej sytuacji. Podsumować, że ludzie nie głosowali na republikanów w 2014 i 2016 po to, by dziś robili te same rzeczy, co Demokraci, którzy głównie zajmowali się sobą, a nie obywatelami.”

 

Zaplanowana na zimo operacja informacyjna

Wszystkie te cytowane instrukcje pochodzą z pierwszej połowy sierpnia 2017 roku. Widać, jak intensywnie, precyzyjnie i z dużą znajomością sytuacji w USA planowano budowanie przekazu przez trolle. To zaplanowano na zimno operacja informacyjna. Wystarczy tych kilkanaście cytatów, by zauważyć nie tylko określoną narrację, ale też słowa-klucze, pojawiające się w instrukcjach: zdrada, kłamstwo, hańba, podły liberał, media rozpowszechniające fake newsy, złe elity (establishment), fałszowanie wyborów, możliwość wybuchu wojny domowej. Do tego obraźliwe epitety: zgred, renegat, niedorzeczny, nieuczciwy, dwulicowy krzykacz.

Źli są ci, którzy ośmielają się skrytykować Trumpa; którzy nie zgadzają się na niezgodne z prawami człowieka traktowanie imigrantów. Złe są mainstreamowe media, których wiarygodność trolle podważają, wiążąc je z określoną opcją polityczną, tu: z Demokratami i z Hillary Clinton. Obelga jest przynależność do elit. Łatwo zauważyć, że trolle pracują nie tylko na linii Trump – krytycy Trumpa, ale bardzo intensywnie zajmują się też pogłębianiem podziałów w samej Partii Republikańskiej, popierającej przecież obecnego prezydenta USA. Mogłoby się to wydawać dziwne, gdyby nie fakt, że celem wojny informacyjnej prowadzonej przez Rosję jest zwiększanie swoich wpływów przez osłabianie przeciwnika, a to łatwo osiągnąć siejąc chaos, dzieląc społeczeństwo – i polityków – na coraz mniejsze i coraz bardziej skłócone grupy.

 

A w Polsce? Śledztwa nie ma. Kreml jest.

Moglibyśmy się tym wszystkim nie przejmować, sprawa dotyczy wszak USA, gdyby nie fakt, że i słowa-klucze, i metody działania doskonale pasują do tego, co znamy z Polski. Zaledwie kilka dni temu pisałam na Oko.Press o zaskakującej aktywności fake`owych kont, które nie radziły sobie z językiem polskim, a które zaraz po ogłoszeniu wyników I tury wyborów na prezydenta Warszawy próbowały zbudować narracje o sfałszowaniu wyborów.  Zresztą, wystarczy wziąć dowolną instrukcję, choćby tę na temat mediów, i zmienić nazwy, by zobaczyć niesamowite podobieństwo. Oto przykład:

„Oskarżyć TVN o kolejne kłamstwo. Stwierdzić, że podczas ostatnich wyborów media głównego nurtu poparły Platformę Obywatelską, ciągle rozpowszechniały fake newsy, obraźliwe oświadczenia i kłamstwa na temat PiS-u i jego zwolenników. Teraz to kontynuują. To jest właśnie prawdziwy powód, dla którego takie źródła informacji jak TVN, Gazeta Wyborcza, Onet czy Radio Zet nie mogą być traktowane poważnie: są głównymi kanałami opozycyjnej propagandy i usiłują mieszać w głowach Polakom.

(…) Te media w kampanii prezydenckiej produkowały fałszywe wyniki badań w sondażach, które przewidywały wygraną Bronisława Komorowskiego, starały się obrazić i zdyskredytować Andrzeja Dudę. Podsumować, że TVN dawno straciło swoją reputację, nie można mu ufać, i z dnia na dzień dalej traci wiarygodność.”

Pasuje? Perfekcyjnie! Czy to znaczy, że tę narrację zbudowali nam Rosjanie, a część polskiego społeczeństwa im uwierzyła? Niekoniecznie. Z dzieleniem społeczeństwa doskonale radzimy sobie sami, bez pomocy z zewnątrz. Ale podobieństwo tych narracji, popularność tych samych słów-kluczy zarówno w amerykańskiej, jak i polskiej dyskusji politycznej (zdrada, hańba, kłamstwo, złodzieje) powinno zmusić nas do poważnej refleksji. Bo może jednak Rosjanie przeniknęli do polskiej debaty politycznej głębiej niż nam się wydaje. Może ich wpływ trwa dłużej niż ostatnie dwa lata.

Niestety, w Polsce nie ma żadnego śledztwa w tej sprawie. Nie ma prokuratora takiego jak Mueller, który mimo nacisków Trumpa śledzi, oskarża i doprowadza do procesów. Tego nie ma. A Kreml? Och, wpływy Kremla oczywiście są. Doświadczamy ich na co dzień.

 

Tekst ukazał się na portalu Oko.Press

„Sfałszowano wybory!” – fake`owe konta działały jak rosyjskie trolle

Analiza wpisów oraz użytkowników każe postawić tezę, że po I turze wyborów samorządowych na polskim Facebooku fake’owe konta, prawdopodobnie rosyjskie, usiłowały zbudować przekaz o fałszerstwach wyborczych w Warszawie. Co ciekawe, po II turze wyborców nie zaobserwowałam już tego typu aktywności

„Wybory w Warszawie zostały z Fałszowane”, a „Warszawa jest z korumpowana” – komentarze z charakterystycznymi błędami językowymi można było przeczytać na Facebooku wielokrotnie po pierwszej turze wyborów samorządowych, przede wszystkim na grupach popierających obecny rząd oraz partię PiS.

Choć wpisy nie były identyczne, aktywność kont budujących narrację o fałszerstwie wyborczym zwracała uwagę nieznajomością języka polskiego i licznymi błędami. Dużą odpowiedzialnością wykazali się użytkownicy tych grup, którzy – choć zawiedzeni wynikami wyborców  i obrażeni na warszawiaków – nie kupili przekazu o sfałszowaniu głosowania.

To może szokować. Ale naprawdę wiele wskazuje na to, że po pierwszej turze wyborów mieliśmy do czynienia z aktywnym włączeniem się rosyjskiej propagandy w budowanie nastrojów wśród niezadowolonych z wyników głosowania wyborców PiS.

Aktywność była ukierunkowana przede wszystkim na Facebookowe grupy zwolenników obecnej partii rządzącej – zarówno te zamknięte, jak i otwarte. Tuż po ogłoszeniu sondażowych wyników I tury wyborów oraz w powyborczy poniedziałek zaczęły pojawiać się tam posty, których widoczność podbijano sporą liczbą reakcji oraz komentarzami, w których najczęściej powtarzał się taki przekaz: skoro Patryk Jaki przegrał wybory, to oznacza, że zostały one „zFałszowane” lub „z fałszowane”.

Komentowano również posty neutralne, np. wpis „Warszawo, co Ty zrobiłaś?!”, ale dyskusja pod nimi neutralna już nie była – zmierzała wyraźnie w kierunku tezy o fałszerstwach lub korupcji. Oczywiście jednocześnie uderzano w tych, którzy wybory wygrali.

 

„Z kąd”, „kąpinator” i „czetwiny nos”

Liczne, bardzo widoczne i specyficzne błędy językowe były cechą charakterystyczną znacznej części tych komentarzy, przy tym pochodziły one z różnych kont, nie można więc wytłumaczyć tego w ten sposób, że jakaś jedna osoba z problemami językowymi postanowiła włączyć się w dyskusję.

Oto przykłady komentarzy (lub ich fragmenty) z rażącymi błędami językowymi: 

  • „z fałszowane”,
  • „gułaki” (zamiast gułagi),
  • „mug” (zamiast mógł),
  • „tagzwanych” (zamiast tak zwanych),
  • „z korumpowana”
  • „Nie wpuszczać tą zaraze do naszych miast, zawsze byli wrednij”,
  • „Wstanom właściciele kamienic zgrobu to jak bendzie mało mostow to gdzie bendom spac. Warszawiacy jak male dzieci na zlisc mamie odmroze sobie luszy”,
  • „mieli by niezły cyrk powinien sobie czetwiny nos doczepić masakra i wstyd”,
  • „kąpinator”,
  • „wkrótce będoł żałowoć”,
  • „z kąd”,
  • „uniewazniac nieprawidłowe glosowania przedstawiane zaniedbania, wskazywane przykłady w informacjach”,
  • „będzie źądzic dalej banda upa”.

Nie były to typowe błędy dla Polaka piszącego we własnym języku. Wygląda to raczej tak, jakby komentarze pisano w oparciu o jakiś kiepski program komputerowy do tłumaczenia, który na dodatek nie uwzględniałby części polskich czcionek, lub jakby pisała to osoba , która trochę się języka polskiego nauczyła, ale niewiele, i to głównie ze słuchu.

Niektóre komentarze nie miały błędów językowych, za to były pisane bez użycia polskich czcionek. Od razu zaznaczam – to nie jest typowe dla tych grup na Facebooku. Obserwuję je od dawna i komentarze pisane w ten sposób pod względem językowym zauważyłam wcześniej tylko raz: w czasie protestu matek dzieci niepełnosprawnych w Sejmie.

Wtedy również mieliśmy wręcz zalew postów bez polskich czcionek, z błędami nie tylko ortograficznymi, ale również interpunkcyjnymi czy składniowymi, np. „te ludzie niepełnosprawni” „nie poczebują rechabitacji” „ktoś nigdy nie był na zasiłku i poakowal im w kieszenie to taka osoba dobra a teraz jestbwlasnie podziękowanie”.

Jednocześnie, w obu opisywanych przypadkach, tuż obok pojawiały się również komentarze pisane poprawną polszczyzną, tym wyraźniej widać było różnice językowe między wpisami.

Fałszywe zdjęcia profilowe i niespójne wizerunki

Rzecz jasna same błędy językowe nie wystarczają do postawienia tezy, że mamy do czynienia z aktywnością rosyjskich trolli. Przeanalizowałam konta, które pisały te komentarze. Wyodrębniłam kilkanaście najłatwiejszych do obserwacji ze względu na najbardziej rażące błędy.

Co można było na nich zauważyć?

Konto Andrzeja M. na pierwszy rzut oka wygląda na konto typowego polskiego narodowca. Nawet zdjęcie profilowe – młodego mężczyzny z twarzą częściową zasłoniętą chustą – doskonale pasuje do tego wizerunku.

Ale po przeszukaniu Google okazuje się, że to zdjęcie pochodzi z portfolio rosyjskiego fotografa, mieszkającego w Maroku. Wśród grup polubionych przez Andrzeja są np. „Rosja za Polską, przeciw podłemu „polin” z usraela”, „Chór Aleksandrowa i ich przyjaciele”, jest rosyjskojęzyczna grupa fanów kompozytora Ogińskiego – dość zaskakujący dobór grup jak na polskiego narodowca.

Oczywiście, Andrzej polubił również grupy związane z narodowcami, a także grupy katolickie. Posty, które udostępnia na własnym profilu, dotyczą m.in.:

  • trucia dzieci szczepionkami, które rzekomo wywołują autyzm,
  • oraz tego, że epidemia odry w Polsce to oszustwo, za którym stoi lobby farmaceutyczne;
  • zbrodni wołyńskiej;
  • powszechnego dostępu do broni;
  • wpuszczania do Polski uchodźców przez rząd PiS.

Wszystkie te tematy należą do tematów stale wzmacnianych w Polsce przez rosyjską propagandę. O wyborach samorządowych Andrzej pisze jednoznacznie – ich wyniki są dowodem fałszowania wyborów w Warszawie.

Jego post jest rozpowszechniany na grupach, ale też na otwartych kontach innych użytkowników. Treść jest więc sprawnie rozsiewana po polskim Faceboooku.

Kolejne konto. Małgorzata administruje jedną z otwartych grup popierających rząd Morawieckiego. Po wyborach zamieszcza na niej link do artykułu z portalu wlocie.pl, zatytułowanego: „Wybory w Warszawie zostaną unieważnione! Ujawniono ogromny przekręt!”.

Przyglądam się jej kontu. Lubi fanpage portalu Niezalezna.pl oraz Lecha Kaczyńskiego. Lajkuje Marsz dla Jezusa i prawy.pl. Ale jednocześnie jest zaskakująco wielojęzyczna. Obserwuje strony w językach: angielskim, hiszpańskim, włoskim, chorwackim, francuskim, również w językach malajalam i telegu (używanymi w Indiach), egipskim, albańskim, rumuńskim, rosyjskim, portugalskim i greckim.

Obserwuje fanpage poświęcony Lechowi Kaczyńskiemu – a jednocześnie stronę dyrektora hiszpańskojęzycznej katolickiej agencji informacyjnej. Jak podaje, mieszka w Warszawie, ale ma tylko jednego znajomego na swoim koncie na FB. Obserwuje stronę Polonii w Norwegii, rosyjskojęzyczną stronę religijną (kościoła prawosławnego) i Bractwo Matki Bożej Różańcowej w Bogocie.

Karol, który pisze komentarz, że w Warszawie „patriotow wymordowal Hitler i Stalin”, ma z kolei zupełnie puste konto. Należy tylko do jednej grupy – popierającej PiS. Nie polubił żadnej strony, nie uczestniczył w żadnym wydarzeniu.

Jego zdjęcie profilowe to zdjęcie modela, które można znaleźć na anglojęzycznej stronie poświęconej męskiemu stylowi życia. Ma 18 znajomych, z tego 17 to konta ze zdjęciami profilowymi innych modelek i modeli lub aktorów – choć żadne z tych kont nie ma ani jednego postu związanego z modelingiem.

Konto jednego z jego znajomych, Borysa, używa np. zdjęcia kanadyjskiego aktora i piosenkarza Antonio Cupo. Inne fotografie z kont znajomych można znaleźć na stronach związanych z modą męską. Ich konta na FB są puste, bez żadnej typowej aktywności – tę  można zaobserwować jedynie na politycznych polskich grupach.

Barbara, rencistka, obserwuje strony proPiSowskie, a jednocześnie lajkuje francuskiego eurodeputowanego, bułgarską organizację pozarządową, lubi też strony niemiecko-, portugalsko- i węgierskojęzyczne.

Halina, emerytka z Gliwic (wg opisu na koncie), miała się uczyć w Berkeley College, a jednocześnie w Technikum Kolejowym w Gliwicach. Lubi fanpage’e polityków PiS oraz Radia Maryja, a jednocześnie amerykańskiego kulturysty Dextera Jacksona, piwa Heineken, linii lotniczych z Emiratów Arabskich, należy do społeczności „Donald Trump is Our President”, czyta też na FB hiszpańskojęzyczne strony.

Sieciowe samouczki różnych języków – bardzo popularne

Można by długo wymieniać, ale jedno jest pewne: to nie są typowe konta zwykłych użytkowników Facebooka. Prawdopodobnie znacząca ich większość to konta fałszywe, za którymi nie stoją prawdziwi ludzie.  Ich analiza pozwoliła  jednak wskazać cechy wspólne:

  • część z nich ma polubioną stronę Sputnik News, rosyjską Voice of Europe lub Настоящее Время, ale też fanpage’e: „Za wolną Rosję” (podaje informacje z niezależnych mediów rosyjskich) i „Krym należy do Ukrainy”;
  • konta, które mają jakąkolwiek aktywność na własnych profilach, obserwują strony w bardzo różnych językach: polskim, niemieckim, francuskim, włoskim, angielskim, hiszpańskim, czeskim, węgierskim, francuskim, amerykańskim, niemieckim, w językach używanych w Indiach, a nawet strony australijskich mediów czy agencji prasowych, dworu królewskiego w Monako, rozmaitych organizacji rządowych i pozarządowych w wielu państwach europejskich.

Taka wielojęzyczność była cechą charakterystyczną wcześniej obserwowanych przeze mnie kont rosyjskich trolli – jedno z nich opisałam szczegółowo na OKO.Press jako konto aktywne wśród antyszczepionkowców.

  •  na niektórych pojawiają się także polubienia stron będących… samouczkami języka niemieckiego, strony z poradami na temat poprawnej polszczyzny, a nawet uczące języka węgierskiego. Znalazłam też konta lubiące stronę udostępniającą kursy ekspresowej nauki języków obcych.

Rosyjska propaganda? Akcja pasuje do jej celów i sposobu działania

Wszystkie zgromadzone dane każą postawić hipotezę, że mieliśmy do czynienia z próbą zbudowania przekazu nt. polskich wyborów przez rosyjską propagandę. Nie pierwszą i zapewne nie ostatnią.

Teoretycznie jest możliwe, że za kontami stoi ktoś inny niż Rosja. Jednak taka aktywność pasuje zarówno do sposobu działania znanego z doktryny rosyjskiej wojny informacyjnej, jak i do celów rosyjskiej propagandy.

Jak wielokrotnie pisałam, jej fundamentalnym celem, jeśli chodzi o Polskę, jest sianie chaosu, skłócanie społeczeństwa i destabilizowanie sytuacji społeczno-politycznej w kraju. Mamy być coraz bardziej nieufni, gubić się w informacyjnym chaosie, nikomu nie wierzyć i zamykać się w coraz mniejszych bańkach informacyjnych, nie nawiązujących kontaktu z innymi środowiskami.

Takie podziały osłabiają państwo, bo niszczą część wspólną narodu. Oczywiście, rosyjscy propagandziści pracują nad tym nie tylko wobec Polski, jak pokazuje choćby analiza fanpage’y obserwowanych przez rosyjskie trolle, ich aktywność obejmuje wiele państw. Ale nasze państwo także.

Osoby sceptycznie podchodzące do mojej hipotezy mogą zastanawiać się, czemu opisywane konta popełniały tak rażące błędy językowe – przecież to znacznie ułatwia ich wykrycie. Rzeczywiście, zazwyczaj obserwowane konta rosyjskich trolli są na tyle dobrze przygotowane, że świetnie sobie radzą z językiem polskim i nie można ich wykryć na podstawie błędnej pisowni.

Wydaje się jednak, że w niektórych, wyjątkowych sytuacjach w polskojęzycznych mediach społecznościowych uruchamiane są grupy kont na co dzień aktywnych w innych przestrzeniach językowych. Być może po prostu takie jednorazowe, akcyjne zlecenie trollingu internetowego realizuje inna rosyjska firma niż ta, która zajmuje się budowaniem stałej aktywności wśród Polaków.

Amerykanie podczas śledztwa ws. wpływu Rosjan na wybory prezydenckie w USA wymienili aż kilkanaście rosyjskich firm, obsługujących aktywność rosyjskich trolli w sieci.

Oczywiście, dopóki nie mamy twardych dowodów na to, że za wskazaną aktywnością stoi rosyjską propaganda, możemy tylko przypuszczać, że to rosyjskie trolle chciały narzucić Polakom narrację na temat wyników wyborów samorządowych.

Warto podkreślać, że tym razem, mimo dużych emocji po stronie zwolenników PiS, rosyjska akcja się nie udała. Polacy nie kupili przekazu o fałszerstwach. Z tego przekazu nie skorzystali też politycy PiS.

Opisana akcja pokazuje jednocześnie, z jakiego rodzaju zagrożeniem możemy mieć do czynienia podczas każdych kolejnych wyborów. Teraz w budowanie narracji zaangażowano zaledwie kilkanaście kont. Ile ich uaktywni się przed kolejnymi wyborami czy tuż po nich – zobaczymy.

UWAGA: Nie wszystkie komentarze prezentowane na screenach to komentarze budzące wątpliwość. Te, które zwróciły moją uwagę i które analizowałam szczegółowo, są zaznaczone na czerwono. Oczywiście także wśród nich mogą znaleźć się komentarze prawdziwych użytkowników FB.

 

Analiza ukazała się na portalu Oko.Press