Kampania, która niszczy. „Sprawiedliwe sądy” – manipulacja w sieci cz.5

Sędziowie to źli, skorumpowani ludzie sprzyjający przestępcom i chroniący swoją kastę – tak mają o nich myśleć Polacy pod wpływem kampanii „Sprawiedliwe sądy”. Jej odbiorcy nie mają szans na obronienie się przed tym przekazem – „Sprawiedliwe sądy” bowiem to klasyczna manipulacja. Szalenie groźna – bo podważa zaufanie społeczne i niszczy poczucie bezpieczeństwa, jakie ma dawać każdemu z nas państwo. A to wszystko na zlecenie polskiego rządu.

Przytłoczenie ilością negatywnych przykładów, clickbaitowe tytuły, wnioski oparte na błędach logicznych i brak obiektywnych danych, które umożliwiałyby choćby podstawowe zweryfikowanie informacji – te mechanizmy manipulowania odbiorcami zostały użyte w publicznej kampanii „Sprawiedliwe sądy”, zleconej przez rząd Polskiej Fundacji Narodowej i zrealizowanej w ostatnich miesiącach.  Kampania billboardowa zakończyła się kilkanaście dni temu, strona internetowa kampanii była ogólnie dostępna jeszcze w czwartek 26 października. Od piątku wchodząc na stronę www.sprawiedliwesady.pl zobaczymy już tylko landpage witryny, bez menu i treści merytorycznych. Ciekawe, że strona zniknęła dokładnie dzień po tym, jak poinformowałam na Twitterze, że analizuję przekaz kampanii. Wiem, to na pewno przypadek… Na szczęście znacznie wcześniej zrobiłam screeny strony.  😉

Oficjalnym celem akcji było przekonanie Polaków do reformy sądownictwa w kształcie zaproponowanym przez rząd. Specyficzne budowanie wpływu rozpoczęto już na etapie planowania kampanii – przekonywanie do reformy odbyło się bowiem nie przez prezentację dobrych rozwiązań, lecz złych zdarzeń i zachowań w wymiarze sprawiedliwości. Czytając treści zamieszczone na stronie odbiorcy dowiadywali się przede wszystkim, jak źli (przerażająco źli!) są polscy sędziowie. Informacje merytoryczne o reformie również zamieszczono, lecz ilościowo było ich mniej, a wszystkie przeplatano przykładami „złych sędziów”.

Oszukany pan Marian

sady1

Odwiedzający stronę na początku mogli obejrzeć film – o panu Marianie i jego żonie. Pan Marian przegrał w sądzie, choć sprawa była oczywista (tak wynika z opowieści) i wyrok powinien być korzystny dla niego. Z powodu niesprawiedliwego procesu rozchorowała się żona pana Mariana, przeszła wiele operacji. Małżeństwo zgodnie przekonuje, że tak dalej być nie może i to się musi zmienić. Film jest dość krótki, nikt poza małżeństwem w nim nie występuje, o samej sprawie wiadomo niewiele i wyłącznie z relacji pana Mariana, za to wskazanie sędziego i sędziów jako winnych całej sytuacji  (łącznie z chorobą żony) – jest jasnym i oczywistym komunikatem. To klasyczne oddziaływanie na emocje (małżeństwa jest zwyczajnie żal), przygotowane profesjonalnie, ewidentnie pod tezę. Jak w reklamie. Spot jest bowiem profesjonalną antyreklamą polskich sądów.

Pamiętajmy, proszę, że cała kampania została zlecona przez polski rząd.

sady9.png

Najważniejszy przekaz akcji znalazł się na głównych banerach podstron: „Ryba psuje się od głowy – nie będzie realnej naprawy wymiaru sprawiedliwości bez zmian organizacyjnych i personalnych w Krajowej Radzie Sądownictwa i Sądzie Najwyższym”. 

To bardzo ciekawe zdanie. Wynika z niego po pierwsze, że wymiar sprawiedliwości jest zepsuty (skoro wymaga naprawy), zaś jego naprawę gwarantują zmiany organizacyjne i personalne – ale nie wszędzie, czyli np. we wszystkich sądach, może jeszcze do tego w policji i prokuraturze – nie. Wystarczą zmiany w KRS-e i Sądzie Najwyższym. Dlaczego? Tego dowiadujemy się z kolejnych zdań: jak się okazuje, sędziowie będący przełożonymi innych sędziów są (lub mogą być) skorumpowani oraz (sic!) dyspozycyjni wobec władzy, swoimi naciskami wpływają na wyroki orzekane przez swoich podwładnych, a to jest złe i na coś takiego zgadzać się nie można.

s5a

Ok, jasne, to jest złe – ale czy tymi „złymi sędziami” są na pewno ci z KRS i SN? Popatrzmy na podawane przykłady. Cóż,  w żadnym screenie nie znajduję ani jednego przykładu świadczącego o naciskach przełożonych na niżej postawionych sędziów. Naliczyłam za to: dwa przykłady odnoszące się do zachowań prezesów sądów, dwa dotyczące sędziów Trybunału Konstytucyjnego, trzy – KRS, trzy – SN oraz… 25 przykładów złych zachowań sędziów z sądów rejonowych i okręgowych. Czyli nawet pracowicie zbierane na użytek kampanii przykłady nie potwierdzają głównej tezy  – to nie KRS czy SN ma najbardziej „zepsutych” sędziów, tylko niższe sądy  – a jednak wg reformy tych naprawiać nie trzeba.

sady17.png

Przy czym w podawanych przykładach najczęściej chodzi o  przewlekłość postępowania, błędy formalne, „błędne” wyroki, wykroczenia dyscyplinarne lub pospolite przestępstwa – tych właśnie dopuszczali się „zwykli sędziowie”. Zarzuty dotyczące sędziów z najwyższych instytucji/organizacji związane są głównie z konkursami na stanowiska i awansami członków ich rodzin.

sady19

 

Jak samodzielnie obalić swój własny przekaz

Jednym z  podstawowych problemów w polskim wymiarze sprawiedliwości jest przewlekłość postępowań – o tym oczywiście mówi się w kampanii. Podany jest nawet przykład najdłuższej sprawy, trwającej od 1977 roku, czyli – cytuję – 33 lata (hm, moim zdaniem to 40 lat, ale może mam problem z liczeniem 😉 ), oraz liczba skarg na przewlekłość – w latach 2012-2015 złożono ich w Polsce  20 000. Rzeczywiście dużo. Najciekawsze jest jednak to, że zgodnie z obowiązującymi przepisami nadzór nad sprawnością postępowań (a więc także ewentualną przewlekłością) sprawuje… Ministerstwo Sprawiedliwości! Minister ma dziś narzędzia do reagowania w sprawie czasu trwania postępowań, przeprowadzania kontroli w tym zakresie etc. Jeśli wrócimy więc do głównego hasła kampanii – „ryba psuje się od głowy” – okaże się, że zgodnie z nim zmiany organizacyjne i personalne powinny dotknąć przede wszystkim… Ministerstwa Sprawiedliwości, a nie np. Sądu Najwyższego, który nie ma żadnego wpływu na czas rozpatrywania większości spraw (poza sytuacjami, gdy sam orzeka). Co więcej, zagłębiając się w treści na stronie, można też znaleźć prawdziwą informację, że Krajowa Rada Sądownictwa również nie zajmuje się sądzeniem – czyli zmiany organizacyjne i personalne w KRS też nie zmienią niczego w tysiącach procesów prowadzonych w sądach rejonowych i okręgowych!

Ha! Twórcy kampanii sami obalają swój przekaz – wystarczy poczytać! Niesamowite, prawda? A jednak większość odbiorców wpada w pułapkę i daje się wciągnąć do środka przerażającego obrazu wymiaru sprawiedliwości serwowanego na stronie. Dlaczego? Niewiele osób analizuje przekazy, najczęściej reagujemy emocjonalnie – a oddziaływać na emocje autorzy kampanii rzeczywiście potrafią. To choćby wspomniany już film pokazujący budzących współczucie, oszukanych starszych ludzi. Czarno-biała grafika strony internetowej, która porządkuje nam świat według czarno-białego schematu: są źli sędziowie i dobrzy „naprawiacze” (czyli rząd). Bardzo widoczne, przejrzyste tytuły o sensacyjnym, zawsze negatywnym dla sędziów brzmieniu – i drobną czcionką dodane wyjaśnienia.

sady14

To klasyczne clickbaity – są tak sformułowane, żeby jak najwięcej osób na nie kliknęło. Oczywiście, w tej kampanii nie chodzi o liczbę kliknięć, tylko o zwrócenie uwagi odbiorcy, wzbudzenie w nim silnych emocji, zanim (jeśli w ogóle) przeczyta drobne litery, i wyrobienie w nim emocjonalnego poglądu. Oto niektóre tytuły: „Sąd Najwyższy broni mafii VAT-owskich”,  „Kumoterstwo w KRS”, „Korupcja w sądownictwie”,  „Sędzia lichwiarz nie poniesie kary”, „Sąd pomylił wyroki”,  „Pijany sędzia awanturował się w klubie”, „Sędzia gnębił pracowników”, „Sędzia może kłamać bezkarnie”.

sady16

Lista przykładów, zawartych m.in. w zakładce „Nadzwyczajna kasta” (słownictwo też dobrane pod tezę), jest naprawdę długa i przygnębiająca. Ile przykładów zdołacie przeczytać patrząc nie tylko na nagłówki, ale wczytując się także w tekst napisany drobnymi literami? Na podstawie „drobnego” tekstu też trudno wyrobić sobie własny pogląd – zamieszczony opis to zaledwie dwa zdania, nie dające obrazu całości sytuacji. Autorzy metodycznie udowadniają nam, że sędziowie są źli, a nie troszczą się o obiektywizm.

Dociekliwi mogli przeczytać na stronie kampanii, że na złych sędziów w latach 2011-2015 złożono 310 skarg do Sądu Dyscyplinarnego – jest to druga z przytoczonych statystyk. Niestety, nawet dociekliwy nie dowie się ze sprawiedliwesady.pl, ilu jest sędziów w Polsce, a dopiero zestawienie tych liczb pokazuje, czy mamy do czynienia z poważnym problemem. Takie dane odkryłam dopiero czytając odkłamujące kampanię zestawienie przygotowane przez Krajową Stronę Sądownictwa – sędziów w Polsce jest ok. 10 tysięcy. Czy wobec tego 310 wniosków dyscyplinarnych to dużo czy mało?

Przy okazji – KRS  odkłamując kampanię wyszczególniło aż 49 punktów, które jej zdaniem są nieprawdziwe w przekazie kampanii. 49! 

 

Źli sędziowie, obiektywni politycy?

Drugi przekaz, który autorzy akcji wkładają Polakom do głów, to bardzo zaskakująca teza: że propozycja rządu, by sędziów do KRS wybierał parlament (czyli posłowie) nie oznacza wcale upolitycznienia KRS-u, wręcz przeciwnie! Oznacza przekazanie kontroli nad sądami obywatelom! Czytamy więc: „obiektywizm w wyborze sędziów zapewnia Sejm”  oraz „Wybór sędziów KRS przez Sejm to nie upolitycznienie, tylko poddanie KRS społecznej kontroli. Poprzez parlament, który dysponuje mandatem narodu. To mandat weryfikowany regularnie w wyborach”.

sady22a

Mamy tu piękny przykład błędu logicznego we wnioskowaniu – wydaje mi się, że świadomie wprowadzonego. Ze zdania wynika, że:

Naród wybiera Sejm → Sejm wybiera KRS → mamy obiektywny KRS

A skoro to jest prawdą, dowodzą nam autorzy przekazu, to prawdą jest również, że wprowadzenie reformy doprowadzi do sytuacji, gdy:

Naród wybiera → mamy obiektywny KRS

Ha. Równie dobrze moglibyśmy powiedzieć, że: skoro koń odżywia się trawą, a trawa rośnie dzięki wypijaniu wody, to oznacza, że koń odżywia się wodą.

Jak widać, usuwanie pośredniego ogniwa zaburza rzeczywistość – gdyby nie zaburzało, konie mogły by żyć o samej wodzie. A jakoś nie chcą. 😉

Twierdzenie, że naród wybiera KRS, gdy de facto czynią to parlamentarzyści, jest zwyczajną nieprawdą.  Natomiast wyjątkowo zabawne wydaje się twierdzenie, że Sejm zapewnia obiektywizm w wyborze sędziów – tego już nawet nie mam siły wyjaśniać, tak mnie to śmieszy. 😀

 

Ryba psuje się od głowy – tylko od której?

Ostatnia statystyka, którą znalazłam na stronie kampanii, to informacja, że „prawie 80 proc. Polaków uważa, że wymiar sprawiedliwości wymaga głębokiej reformy. Denerwuje nas przewlekłość postępowań, biurokracja, brak dostatecznej informatyzacji. Uważamy, że koszty sądowe są za duże i niewspółmierne do jakości działania sądów. Z drugiej strony nie chcemy, by tolerowano dalej korupcję, korporacyjne związki i arogancję sędziów…”. Nie ma niestety informacji, kto takie badanie przeprowadził, kiedy, na jakiej próbie, gdzie można sprawdzić wyniki, ile osób wskazuje na problemy z przewlekłością, a ile np. na korporacyjne związki. Zdanie zaczyna się więc niby wiarygodnie, dalej jednak mamy narrację bez żadnych danych; narrację, która ma budować obraz zgodny z tezą, więc nie daje najmniejszych szans na zweryfikowanie podanych informacji. My, odbiorcy, mamy przede wszystkim tej tezy nie podważać, nie sprawdzać, tylko wchodzić w nią całym sercem, coraz głębiej, coraz bardziej buntując się przeciwko tym okropnym, skorumpowanym sędziom!

A gdy już uwierzymy, z sędziowskiej opresji wyratują nas obiektywni politycy! Problemy takie jak biurokracja, zbyt wysokie koszty sądowe, przewlekłość postępowań i brak dostatecznej informatyzacji znikną na pewno, gdy nastąpią zmiany personalne i organizacyjne w Sądzie Najwyższym i Krajowej Radzie Sądownictwa. Bo przecież ryba psuje się od głowy, jak zapewniono nas wielokrotnie w kampanii.

Prezentowanie sędziów jako „nadzwyczajnej kasty” i złych ludzi, którzy sprzyjają przestępcom i oszukują porządnych obywateli, podważa do nich zaufanie. Niszczy poczucie bezpieczeństwa, jakie ma dawać każdemu z nas państwo. Państwo przecież to nie tylko rząd, to także rzetelny wymiar sprawiedliwości. Ludzie przekonani, że sędziowie są źli, nie mają gdzie szukać sprawiedliwości. Przestają czuć się bezpiecznie. To szalenie groźne społecznie działanie – uderzające bezpośrednio w zaufanie ludzi do ich własnego państwa. I to wszystko dzieje się – przypomnę jeszcze raz – na zlecenie polskiego rządu! Porażające.

 

Wpadki publiczne. Jak stracić zaufanie w jeden dzień

Pustki w ławach sejmowych podczas wystąpienia Rzecznika Praw Obywatelskich. Obecność Prezes Sądu Najwyższego na zaprzysiężeniu sędziego TK. Wyjazd R. Petru na Maderę podczas kryzysu w Sejmie. Dlaczego te drobne wpadki mają tak ogromne znaczenie? Bo dla osób zaangażowanych są zdradą.

Gdyby przyjrzeć się każdemu z tych zdarzeń oddzielnie, trzeba by przyznać, że nie zdarzyło się nic strasznego. Petru pojechał na Maderę, ale członkowie jego partii zostali w Sejmie, protest trwał, jego obecność formalnie nic by nie zmieniła. Nowy sędzia Trybunału Konstytucyjnego (wybrany niezgodnie z konstytucją, jak uważa wielu Polaków) zostałby zaprzysiężony niezależnie od tego, czy na uroczystości pojawiłaby się pani prezes SN czy nie. Sprawozdanie RPO przed Sejmem jest czystą formalnością, prace nad nim i tak odbywają się przede wszystkim na sejmowych komisjach, sama jego prezentacja nic nie zmienia.

A jednak w odbiorze społecznym każde z tych zdarzeń miało ogromne znaczenie – oczywiście negatywne. Wizerunkowo stracili wszyscy wymieni, a obserwując Ryszarda Petru wiemy, że  takie straty odbudowuje się wyjątkowo długo. Dlaczego? O co w tym chodzi?

Po pierwsze – o autentyczność.

Po drugie – o przywództwo.

Po trzecie – o symbole.

Odrobienie strat w każdej z tych przestrzeni to wizerunkowo prawdziwe wyzwanie. Strata w trzech przestrzeniach jednocześnie  – to już mega wyzwanie, któremu można sprostać tylko pod warunkiem rozpoczęcia intensywnej naprawy natychmiast po zdarzeniu. Jednak często bohaterowie wpadki nie rozumieją, jak wielkie straty ponieśli i nie próbują niczego nadrabiać – a wtedy ich wizerunek zyskuje głęboką rysę, biegnącą przez sam środek.

 

  1. Autentyczność

Dla wszystkich osób publicznych, ale też dla znanych marek biznesowych, zaufanie jest podstawą efektywności. Bez zaufania poseł nie będzie posłem, a firma nie sprzeda produktu. Zaufanie buduje się między innymi na autentyczności. Słownikowo oznacza to po prostu szczerość, uczciwość i zgodność z rzeczywistością. Przekładając na język wizerunku: jeśli polityk coś robi – zostanie to dobrze przyjęte tylko wtedy, gdy będzie prawdziwe i spójne z tym, co robił i jak się zachowywał dotychczas. Kiedy pojawia się sprzeczność między słowami a czynami; między tym, co polityk (czy firma) robi, a co deklaruje – zaufanie leci na łeb, na szyję. Jeśli firma ogłosi, że od teraz dba o ekologię, a po chwili okaże się, że spuszcza ścieki prosto do rzeki – właśnie okazała się firmą fałszywą i straciła autentyczność. Jeśli polityk chce uchodzić za dobrotliwego, budującego zgodę i łączącego ludzi, a jednocześnie jako myśliwy zabija zwierzęta – mamy sprzeczność. To dlatego Bronisław Komorowski podczas swojej pierwszej kampanii publicznie oświadczył, że więcej nie weźmie strzelby do rąk. Co więcej – był regularnie pytany podczas swojej prezydentury, czy wypełnia tę obietnicę.

Z dotychczasowych badań i analiz wynika, że jeśli chodzi o przestrzeń publiczną w Polsce, wśród Polaków jest dziś ogromne zapotrzebowanie na autentyczność. Widać to zwłaszcza w grupie ludzi młodych (18-25 lat) – pisałam o tym tutaj: https://mierzynskamarketing.wordpress.com/2017/07/02/dlaczego-mlodzi-odwracaja-sie-od-polityki-praktyczne-wnioski/ oraz w szerokiej grupie antyPiS (o oczekiwaniach tej grupy – tutaj: https://mierzynskamarketing.wordpress.com/2017/09/08/do-ktorej-polski-mowisz-polityku/ ).

Polacy chcą, by osoby zaufania społecznego były autentyczne. Powszechność nagrań, transmisji live, szybki dostęp do wielu źródeł informacji sprawiają zaś, że tę autentyczność bardzo łatwo sprawdzić. Każdy, kto nie bierze tego pod uwagę – prędzej czy później wypadnie z gry.

 

  1. Przywództwo

Grupa z reguły potrzebuje przywódcy. Lidera, któremu można zaufać. Zaufanie jest tym bardziej potrzebne, im trudniejsza jest sytuacja, w której znajduje się grupa. Każdy jej członek angażując się w trudne sprawy, w jakimś stopniu ryzykuje osobiście – oczekuje więc od lidera, że ten będzie ryzykował tak samo albo bardziej. Im intensywniejsza walka, tym ważniejsze, by dowódca trwał zawsze na posterunku, a z tonącego okrętu schodził ostatni. Przywódca, który w czasie walki wyjeżdża na urlop – po prostu przestaje być przywódcą, i tyle.

Dziś w Polsce dla osób zaangażowanych obywatelsko przestrzeń publiczna jest najczęściej przestrzenią walki – politycznej oczywiście. Retoryka wojny to obecnie standard przekazowy wszystkich ugrupowań politycznych, zwłaszcza w momentach kryzysów. Zaangażowani członkowie każdej grupy narażają swoje interesy, poświęcają czas i energię na rzecz określonych wartości – a przynajmniej tak to odczuwają. I z tego powodu oczekują, że liderzy będą w tej walce razem z nimi. Oznacza to przede wszystkim stałą obecność lidera podczas najtrudniejszych sytuacji, ale też – wierność poglądom i sprawom, o które toczy się bój.

Nie można oczekiwać od grupy, że będzie bronić niezależności sądów, a potem publicznie demonstrować współpracę z tymi, którzy tę niezależność sądów ograniczają.  Nie można domagać się aktywności obywatelskiej od ludzi, by walczyli o swoje państwo, namawiać ich do aktywności, do protestów (także w czasie wakacji) – a potem robić sobie wolne w piątkowe popołudnie, gdy jeden z nielicznych dziś reprezentantów państwa, uznawanych przez obóz antyPiS za obrońcę demokracji, staje do walki w Sejmie. Dla tych, którzy walczą, to jest autentyczna zdrada.

 

  1. SYMBOLE

Takie sytuacje urastają do poziomu zdrady dlatego, że uderzają w fundamentalne dla danej grupy wartości. Uderzają w symbole – i same stają się symbolami, tyle że z ujemnym wektorem: symbolem nielojalności i fałszu. Nie przez przypadek to właśnie kilka dni po wpadce pani prezes SN i opozycji w Sejmie na Twitterze pojawiły się głosy „obywatelskich publicystów”, że… mają dość i rezygnują. To jest dokładnie ten efekt – skrajnej demotywacji i utraty wiary. Nic bardziej nie demotywuje niż poczucie, że ja walczę ze wszystkich sił, a lider w ogóle się nie wysila i niczym się nie przejmuje, więc leci sobie na Maderę.  Albo jest nielojalny wobec spraw, o które walczy cała grupa.

Odbiór tych sytuacji opiera się na ogromnych emocjach, właściwych całej rozległej grupie społecznej. Wiedząc o tym trzeba też pamiętać, że wszyscy jesteśmy tylko ludźmi. Posłowie, liderzy, sędziowie potrzebują czasem odpocząć, zająć się rodziną, zjeść, pójść spać, zrelaksować się w gronie znajomych. Jak wszyscy popełniają też błędy – bywa, że tak istotne jak opisane wcześniej.

Co powinni zrobić, gdy błąd stał się faktem, a grupa uważa go za zdradę? Przede wszystkim przeprosić. I wyjaśnić, dlaczego tak się stało. Ale wyjaśnić prawdziwie, autentycznie – a nie powoływać się na własną bezrefleksyjność, bo to również godzi w zaufanie. Dalej – poinformować o tym, co zostanie zrobione, żeby sytuacja już nigdy się nie powtórzyła. Zrobić to. I to jak najszybciej, bez czekania! Dokładnie tak zachowują się w kryzysie dbające o swój wizerunek międzynarodowe korporacje, to zresztą podstawowe działania w każdej sytuacji kryzysowej: przyznać się do błędu, przeprosić, wyjaśnić, pokazać działania naprawcze.

Niestety, w Polsce najczęściej możemy doczekać się lekceważenia wpadki. Bo przecież nic wielkiego się nie stało. Albo wyjaśnień przekazywanych dopiero po kilku dniach, jakby od niechcenia. Albo milczenia.

Za takie błędy – zwłaszcza te w reagowaniu na zdarzenie – płaci się  tym, co jest bezcenne: zaufaniem. Tu nawet karta Mastercards nie pomoże… Ani żadna inna. Wie o tym duży biznes. Dobrze, by wiedziały także osoby publiczne.