Kampania, która niszczy. „Sprawiedliwe sądy” – manipulacja w sieci cz.5

Sędziowie to źli, skorumpowani ludzie sprzyjający przestępcom i chroniący swoją kastę – tak mają o nich myśleć Polacy pod wpływem kampanii „Sprawiedliwe sądy”. Jej odbiorcy nie mają szans na obronienie się przed tym przekazem – „Sprawiedliwe sądy” bowiem to klasyczna manipulacja. Szalenie groźna – bo podważa zaufanie społeczne i niszczy poczucie bezpieczeństwa, jakie ma dawać każdemu z nas państwo. A to wszystko na zlecenie polskiego rządu.

Przytłoczenie ilością negatywnych przykładów, clickbaitowe tytuły, wnioski oparte na błędach logicznych i brak obiektywnych danych, które umożliwiałyby choćby podstawowe zweryfikowanie informacji – te mechanizmy manipulowania odbiorcami zostały użyte w publicznej kampanii „Sprawiedliwe sądy”, zleconej przez rząd Polskiej Fundacji Narodowej i zrealizowanej w ostatnich miesiącach.  Kampania billboardowa zakończyła się kilkanaście dni temu, strona internetowa kampanii była ogólnie dostępna jeszcze w czwartek 26 października. Od piątku wchodząc na stronę www.sprawiedliwesady.pl zobaczymy już tylko landpage witryny, bez menu i treści merytorycznych. Ciekawe, że strona zniknęła dokładnie dzień po tym, jak poinformowałam na Twitterze, że analizuję przekaz kampanii. Wiem, to na pewno przypadek… Na szczęście znacznie wcześniej zrobiłam screeny strony.  😉

Oficjalnym celem akcji było przekonanie Polaków do reformy sądownictwa w kształcie zaproponowanym przez rząd. Specyficzne budowanie wpływu rozpoczęto już na etapie planowania kampanii – przekonywanie do reformy odbyło się bowiem nie przez prezentację dobrych rozwiązań, lecz złych zdarzeń i zachowań w wymiarze sprawiedliwości. Czytając treści zamieszczone na stronie odbiorcy dowiadywali się przede wszystkim, jak źli (przerażająco źli!) są polscy sędziowie. Informacje merytoryczne o reformie również zamieszczono, lecz ilościowo było ich mniej, a wszystkie przeplatano przykładami „złych sędziów”.

Oszukany pan Marian

sady1

Odwiedzający stronę na początku mogli obejrzeć film – o panu Marianie i jego żonie. Pan Marian przegrał w sądzie, choć sprawa była oczywista (tak wynika z opowieści) i wyrok powinien być korzystny dla niego. Z powodu niesprawiedliwego procesu rozchorowała się żona pana Mariana, przeszła wiele operacji. Małżeństwo zgodnie przekonuje, że tak dalej być nie może i to się musi zmienić. Film jest dość krótki, nikt poza małżeństwem w nim nie występuje, o samej sprawie wiadomo niewiele i wyłącznie z relacji pana Mariana, za to wskazanie sędziego i sędziów jako winnych całej sytuacji  (łącznie z chorobą żony) – jest jasnym i oczywistym komunikatem. To klasyczne oddziaływanie na emocje (małżeństwa jest zwyczajnie żal), przygotowane profesjonalnie, ewidentnie pod tezę. Jak w reklamie. Spot jest bowiem profesjonalną antyreklamą polskich sądów.

Pamiętajmy, proszę, że cała kampania została zlecona przez polski rząd.

sady9.png

Najważniejszy przekaz akcji znalazł się na głównych banerach podstron: „Ryba psuje się od głowy – nie będzie realnej naprawy wymiaru sprawiedliwości bez zmian organizacyjnych i personalnych w Krajowej Radzie Sądownictwa i Sądzie Najwyższym”. 

To bardzo ciekawe zdanie. Wynika z niego po pierwsze, że wymiar sprawiedliwości jest zepsuty (skoro wymaga naprawy), zaś jego naprawę gwarantują zmiany organizacyjne i personalne – ale nie wszędzie, czyli np. we wszystkich sądach, może jeszcze do tego w policji i prokuraturze – nie. Wystarczą zmiany w KRS-e i Sądzie Najwyższym. Dlaczego? Tego dowiadujemy się z kolejnych zdań: jak się okazuje, sędziowie będący przełożonymi innych sędziów są (lub mogą być) skorumpowani oraz (sic!) dyspozycyjni wobec władzy, swoimi naciskami wpływają na wyroki orzekane przez swoich podwładnych, a to jest złe i na coś takiego zgadzać się nie można.

s5a

Ok, jasne, to jest złe – ale czy tymi „złymi sędziami” są na pewno ci z KRS i SN? Popatrzmy na podawane przykłady. Cóż,  w żadnym screenie nie znajduję ani jednego przykładu świadczącego o naciskach przełożonych na niżej postawionych sędziów. Naliczyłam za to: dwa przykłady odnoszące się do zachowań prezesów sądów, dwa dotyczące sędziów Trybunału Konstytucyjnego, trzy – KRS, trzy – SN oraz… 25 przykładów złych zachowań sędziów z sądów rejonowych i okręgowych. Czyli nawet pracowicie zbierane na użytek kampanii przykłady nie potwierdzają głównej tezy  – to nie KRS czy SN ma najbardziej „zepsutych” sędziów, tylko niższe sądy  – a jednak wg reformy tych naprawiać nie trzeba.

sady17.png

Przy czym w podawanych przykładach najczęściej chodzi o  przewlekłość postępowania, błędy formalne, „błędne” wyroki, wykroczenia dyscyplinarne lub pospolite przestępstwa – tych właśnie dopuszczali się „zwykli sędziowie”. Zarzuty dotyczące sędziów z najwyższych instytucji/organizacji związane są głównie z konkursami na stanowiska i awansami członków ich rodzin.

sady19

 

Jak samodzielnie obalić swój własny przekaz

Jednym z  podstawowych problemów w polskim wymiarze sprawiedliwości jest przewlekłość postępowań – o tym oczywiście mówi się w kampanii. Podany jest nawet przykład najdłuższej sprawy, trwającej od 1977 roku, czyli – cytuję – 33 lata (hm, moim zdaniem to 40 lat, ale może mam problem z liczeniem 😉 ), oraz liczba skarg na przewlekłość – w latach 2012-2015 złożono ich w Polsce  20 000. Rzeczywiście dużo. Najciekawsze jest jednak to, że zgodnie z obowiązującymi przepisami nadzór nad sprawnością postępowań (a więc także ewentualną przewlekłością) sprawuje… Ministerstwo Sprawiedliwości! Minister ma dziś narzędzia do reagowania w sprawie czasu trwania postępowań, przeprowadzania kontroli w tym zakresie etc. Jeśli wrócimy więc do głównego hasła kampanii – „ryba psuje się od głowy” – okaże się, że zgodnie z nim zmiany organizacyjne i personalne powinny dotknąć przede wszystkim… Ministerstwa Sprawiedliwości, a nie np. Sądu Najwyższego, który nie ma żadnego wpływu na czas rozpatrywania większości spraw (poza sytuacjami, gdy sam orzeka). Co więcej, zagłębiając się w treści na stronie, można też znaleźć prawdziwą informację, że Krajowa Rada Sądownictwa również nie zajmuje się sądzeniem – czyli zmiany organizacyjne i personalne w KRS też nie zmienią niczego w tysiącach procesów prowadzonych w sądach rejonowych i okręgowych!

Ha! Twórcy kampanii sami obalają swój przekaz – wystarczy poczytać! Niesamowite, prawda? A jednak większość odbiorców wpada w pułapkę i daje się wciągnąć do środka przerażającego obrazu wymiaru sprawiedliwości serwowanego na stronie. Dlaczego? Niewiele osób analizuje przekazy, najczęściej reagujemy emocjonalnie – a oddziaływać na emocje autorzy kampanii rzeczywiście potrafią. To choćby wspomniany już film pokazujący budzących współczucie, oszukanych starszych ludzi. Czarno-biała grafika strony internetowej, która porządkuje nam świat według czarno-białego schematu: są źli sędziowie i dobrzy „naprawiacze” (czyli rząd). Bardzo widoczne, przejrzyste tytuły o sensacyjnym, zawsze negatywnym dla sędziów brzmieniu – i drobną czcionką dodane wyjaśnienia.

sady14

To klasyczne clickbaity – są tak sformułowane, żeby jak najwięcej osób na nie kliknęło. Oczywiście, w tej kampanii nie chodzi o liczbę kliknięć, tylko o zwrócenie uwagi odbiorcy, wzbudzenie w nim silnych emocji, zanim (jeśli w ogóle) przeczyta drobne litery, i wyrobienie w nim emocjonalnego poglądu. Oto niektóre tytuły: „Sąd Najwyższy broni mafii VAT-owskich”,  „Kumoterstwo w KRS”, „Korupcja w sądownictwie”,  „Sędzia lichwiarz nie poniesie kary”, „Sąd pomylił wyroki”,  „Pijany sędzia awanturował się w klubie”, „Sędzia gnębił pracowników”, „Sędzia może kłamać bezkarnie”.

sady16

Lista przykładów, zawartych m.in. w zakładce „Nadzwyczajna kasta” (słownictwo też dobrane pod tezę), jest naprawdę długa i przygnębiająca. Ile przykładów zdołacie przeczytać patrząc nie tylko na nagłówki, ale wczytując się także w tekst napisany drobnymi literami? Na podstawie „drobnego” tekstu też trudno wyrobić sobie własny pogląd – zamieszczony opis to zaledwie dwa zdania, nie dające obrazu całości sytuacji. Autorzy metodycznie udowadniają nam, że sędziowie są źli, a nie troszczą się o obiektywizm.

Dociekliwi mogli przeczytać na stronie kampanii, że na złych sędziów w latach 2011-2015 złożono 310 skarg do Sądu Dyscyplinarnego – jest to druga z przytoczonych statystyk. Niestety, nawet dociekliwy nie dowie się ze sprawiedliwesady.pl, ilu jest sędziów w Polsce, a dopiero zestawienie tych liczb pokazuje, czy mamy do czynienia z poważnym problemem. Takie dane odkryłam dopiero czytając odkłamujące kampanię zestawienie przygotowane przez Krajową Stronę Sądownictwa – sędziów w Polsce jest ok. 10 tysięcy. Czy wobec tego 310 wniosków dyscyplinarnych to dużo czy mało?

Przy okazji – KRS  odkłamując kampanię wyszczególniło aż 49 punktów, które jej zdaniem są nieprawdziwe w przekazie kampanii. 49! 

 

Źli sędziowie, obiektywni politycy?

Drugi przekaz, który autorzy akcji wkładają Polakom do głów, to bardzo zaskakująca teza: że propozycja rządu, by sędziów do KRS wybierał parlament (czyli posłowie) nie oznacza wcale upolitycznienia KRS-u, wręcz przeciwnie! Oznacza przekazanie kontroli nad sądami obywatelom! Czytamy więc: „obiektywizm w wyborze sędziów zapewnia Sejm”  oraz „Wybór sędziów KRS przez Sejm to nie upolitycznienie, tylko poddanie KRS społecznej kontroli. Poprzez parlament, który dysponuje mandatem narodu. To mandat weryfikowany regularnie w wyborach”.

sady22a

Mamy tu piękny przykład błędu logicznego we wnioskowaniu – wydaje mi się, że świadomie wprowadzonego. Ze zdania wynika, że:

Naród wybiera Sejm → Sejm wybiera KRS → mamy obiektywny KRS

A skoro to jest prawdą, dowodzą nam autorzy przekazu, to prawdą jest również, że wprowadzenie reformy doprowadzi do sytuacji, gdy:

Naród wybiera → mamy obiektywny KRS

Ha. Równie dobrze moglibyśmy powiedzieć, że: skoro koń odżywia się trawą, a trawa rośnie dzięki wypijaniu wody, to oznacza, że koń odżywia się wodą.

Jak widać, usuwanie pośredniego ogniwa zaburza rzeczywistość – gdyby nie zaburzało, konie mogły by żyć o samej wodzie. A jakoś nie chcą. 😉

Twierdzenie, że naród wybiera KRS, gdy de facto czynią to parlamentarzyści, jest zwyczajną nieprawdą.  Natomiast wyjątkowo zabawne wydaje się twierdzenie, że Sejm zapewnia obiektywizm w wyborze sędziów – tego już nawet nie mam siły wyjaśniać, tak mnie to śmieszy. 😀

 

Ryba psuje się od głowy – tylko od której?

Ostatnia statystyka, którą znalazłam na stronie kampanii, to informacja, że „prawie 80 proc. Polaków uważa, że wymiar sprawiedliwości wymaga głębokiej reformy. Denerwuje nas przewlekłość postępowań, biurokracja, brak dostatecznej informatyzacji. Uważamy, że koszty sądowe są za duże i niewspółmierne do jakości działania sądów. Z drugiej strony nie chcemy, by tolerowano dalej korupcję, korporacyjne związki i arogancję sędziów…”. Nie ma niestety informacji, kto takie badanie przeprowadził, kiedy, na jakiej próbie, gdzie można sprawdzić wyniki, ile osób wskazuje na problemy z przewlekłością, a ile np. na korporacyjne związki. Zdanie zaczyna się więc niby wiarygodnie, dalej jednak mamy narrację bez żadnych danych; narrację, która ma budować obraz zgodny z tezą, więc nie daje najmniejszych szans na zweryfikowanie podanych informacji. My, odbiorcy, mamy przede wszystkim tej tezy nie podważać, nie sprawdzać, tylko wchodzić w nią całym sercem, coraz głębiej, coraz bardziej buntując się przeciwko tym okropnym, skorumpowanym sędziom!

A gdy już uwierzymy, z sędziowskiej opresji wyratują nas obiektywni politycy! Problemy takie jak biurokracja, zbyt wysokie koszty sądowe, przewlekłość postępowań i brak dostatecznej informatyzacji znikną na pewno, gdy nastąpią zmiany personalne i organizacyjne w Sądzie Najwyższym i Krajowej Radzie Sądownictwa. Bo przecież ryba psuje się od głowy, jak zapewniono nas wielokrotnie w kampanii.

Prezentowanie sędziów jako „nadzwyczajnej kasty” i złych ludzi, którzy sprzyjają przestępcom i oszukują porządnych obywateli, podważa do nich zaufanie. Niszczy poczucie bezpieczeństwa, jakie ma dawać każdemu z nas państwo. Państwo przecież to nie tylko rząd, to także rzetelny wymiar sprawiedliwości. Ludzie przekonani, że sędziowie są źli, nie mają gdzie szukać sprawiedliwości. Przestają czuć się bezpiecznie. To szalenie groźne społecznie działanie – uderzające bezpośrednio w zaufanie ludzi do ich własnego państwa. I to wszystko dzieje się – przypomnę jeszcze raz – na zlecenie polskiego rządu! Porażające.

 

Wpadki publiczne. Jak stracić zaufanie w jeden dzień

Pustki w ławach sejmowych podczas wystąpienia Rzecznika Praw Obywatelskich. Obecność Prezes Sądu Najwyższego na zaprzysiężeniu sędziego TK. Wyjazd R. Petru na Maderę podczas kryzysu w Sejmie. Dlaczego te drobne wpadki mają tak ogromne znaczenie? Bo dla osób zaangażowanych są zdradą.

Gdyby przyjrzeć się każdemu z tych zdarzeń oddzielnie, trzeba by przyznać, że nie zdarzyło się nic strasznego. Petru pojechał na Maderę, ale członkowie jego partii zostali w Sejmie, protest trwał, jego obecność formalnie nic by nie zmieniła. Nowy sędzia Trybunału Konstytucyjnego (wybrany niezgodnie z konstytucją, jak uważa wielu Polaków) zostałby zaprzysiężony niezależnie od tego, czy na uroczystości pojawiłaby się pani prezes SN czy nie. Sprawozdanie RPO przed Sejmem jest czystą formalnością, prace nad nim i tak odbywają się przede wszystkim na sejmowych komisjach, sama jego prezentacja nic nie zmienia.

A jednak w odbiorze społecznym każde z tych zdarzeń miało ogromne znaczenie – oczywiście negatywne. Wizerunkowo stracili wszyscy wymieni, a obserwując Ryszarda Petru wiemy, że  takie straty odbudowuje się wyjątkowo długo. Dlaczego? O co w tym chodzi?

Po pierwsze – o autentyczność.

Po drugie – o przywództwo.

Po trzecie – o symbole.

Odrobienie strat w każdej z tych przestrzeni to wizerunkowo prawdziwe wyzwanie. Strata w trzech przestrzeniach jednocześnie  – to już mega wyzwanie, któremu można sprostać tylko pod warunkiem rozpoczęcia intensywnej naprawy natychmiast po zdarzeniu. Jednak często bohaterowie wpadki nie rozumieją, jak wielkie straty ponieśli i nie próbują niczego nadrabiać – a wtedy ich wizerunek zyskuje głęboką rysę, biegnącą przez sam środek.

 

  1. Autentyczność

Dla wszystkich osób publicznych, ale też dla znanych marek biznesowych, zaufanie jest podstawą efektywności. Bez zaufania poseł nie będzie posłem, a firma nie sprzeda produktu. Zaufanie buduje się między innymi na autentyczności. Słownikowo oznacza to po prostu szczerość, uczciwość i zgodność z rzeczywistością. Przekładając na język wizerunku: jeśli polityk coś robi – zostanie to dobrze przyjęte tylko wtedy, gdy będzie prawdziwe i spójne z tym, co robił i jak się zachowywał dotychczas. Kiedy pojawia się sprzeczność między słowami a czynami; między tym, co polityk (czy firma) robi, a co deklaruje – zaufanie leci na łeb, na szyję. Jeśli firma ogłosi, że od teraz dba o ekologię, a po chwili okaże się, że spuszcza ścieki prosto do rzeki – właśnie okazała się firmą fałszywą i straciła autentyczność. Jeśli polityk chce uchodzić za dobrotliwego, budującego zgodę i łączącego ludzi, a jednocześnie jako myśliwy zabija zwierzęta – mamy sprzeczność. To dlatego Bronisław Komorowski podczas swojej pierwszej kampanii publicznie oświadczył, że więcej nie weźmie strzelby do rąk. Co więcej – był regularnie pytany podczas swojej prezydentury, czy wypełnia tę obietnicę.

Z dotychczasowych badań i analiz wynika, że jeśli chodzi o przestrzeń publiczną w Polsce, wśród Polaków jest dziś ogromne zapotrzebowanie na autentyczność. Widać to zwłaszcza w grupie ludzi młodych (18-25 lat) – pisałam o tym tutaj: https://mierzynskamarketing.wordpress.com/2017/07/02/dlaczego-mlodzi-odwracaja-sie-od-polityki-praktyczne-wnioski/ oraz w szerokiej grupie antyPiS (o oczekiwaniach tej grupy – tutaj: https://mierzynskamarketing.wordpress.com/2017/09/08/do-ktorej-polski-mowisz-polityku/ ).

Polacy chcą, by osoby zaufania społecznego były autentyczne. Powszechność nagrań, transmisji live, szybki dostęp do wielu źródeł informacji sprawiają zaś, że tę autentyczność bardzo łatwo sprawdzić. Każdy, kto nie bierze tego pod uwagę – prędzej czy później wypadnie z gry.

 

  1. Przywództwo

Grupa z reguły potrzebuje przywódcy. Lidera, któremu można zaufać. Zaufanie jest tym bardziej potrzebne, im trudniejsza jest sytuacja, w której znajduje się grupa. Każdy jej członek angażując się w trudne sprawy, w jakimś stopniu ryzykuje osobiście – oczekuje więc od lidera, że ten będzie ryzykował tak samo albo bardziej. Im intensywniejsza walka, tym ważniejsze, by dowódca trwał zawsze na posterunku, a z tonącego okrętu schodził ostatni. Przywódca, który w czasie walki wyjeżdża na urlop – po prostu przestaje być przywódcą, i tyle.

Dziś w Polsce dla osób zaangażowanych obywatelsko przestrzeń publiczna jest najczęściej przestrzenią walki – politycznej oczywiście. Retoryka wojny to obecnie standard przekazowy wszystkich ugrupowań politycznych, zwłaszcza w momentach kryzysów. Zaangażowani członkowie każdej grupy narażają swoje interesy, poświęcają czas i energię na rzecz określonych wartości – a przynajmniej tak to odczuwają. I z tego powodu oczekują, że liderzy będą w tej walce razem z nimi. Oznacza to przede wszystkim stałą obecność lidera podczas najtrudniejszych sytuacji, ale też – wierność poglądom i sprawom, o które toczy się bój.

Nie można oczekiwać od grupy, że będzie bronić niezależności sądów, a potem publicznie demonstrować współpracę z tymi, którzy tę niezależność sądów ograniczają.  Nie można domagać się aktywności obywatelskiej od ludzi, by walczyli o swoje państwo, namawiać ich do aktywności, do protestów (także w czasie wakacji) – a potem robić sobie wolne w piątkowe popołudnie, gdy jeden z nielicznych dziś reprezentantów państwa, uznawanych przez obóz antyPiS za obrońcę demokracji, staje do walki w Sejmie. Dla tych, którzy walczą, to jest autentyczna zdrada.

 

  1. SYMBOLE

Takie sytuacje urastają do poziomu zdrady dlatego, że uderzają w fundamentalne dla danej grupy wartości. Uderzają w symbole – i same stają się symbolami, tyle że z ujemnym wektorem: symbolem nielojalności i fałszu. Nie przez przypadek to właśnie kilka dni po wpadce pani prezes SN i opozycji w Sejmie na Twitterze pojawiły się głosy „obywatelskich publicystów”, że… mają dość i rezygnują. To jest dokładnie ten efekt – skrajnej demotywacji i utraty wiary. Nic bardziej nie demotywuje niż poczucie, że ja walczę ze wszystkich sił, a lider w ogóle się nie wysila i niczym się nie przejmuje, więc leci sobie na Maderę.  Albo jest nielojalny wobec spraw, o które walczy cała grupa.

Odbiór tych sytuacji opiera się na ogromnych emocjach, właściwych całej rozległej grupie społecznej. Wiedząc o tym trzeba też pamiętać, że wszyscy jesteśmy tylko ludźmi. Posłowie, liderzy, sędziowie potrzebują czasem odpocząć, zająć się rodziną, zjeść, pójść spać, zrelaksować się w gronie znajomych. Jak wszyscy popełniają też błędy – bywa, że tak istotne jak opisane wcześniej.

Co powinni zrobić, gdy błąd stał się faktem, a grupa uważa go za zdradę? Przede wszystkim przeprosić. I wyjaśnić, dlaczego tak się stało. Ale wyjaśnić prawdziwie, autentycznie – a nie powoływać się na własną bezrefleksyjność, bo to również godzi w zaufanie. Dalej – poinformować o tym, co zostanie zrobione, żeby sytuacja już nigdy się nie powtórzyła. Zrobić to. I to jak najszybciej, bez czekania! Dokładnie tak zachowują się w kryzysie dbające o swój wizerunek międzynarodowe korporacje, to zresztą podstawowe działania w każdej sytuacji kryzysowej: przyznać się do błędu, przeprosić, wyjaśnić, pokazać działania naprawcze.

Niestety, w Polsce najczęściej możemy doczekać się lekceważenia wpadki. Bo przecież nic wielkiego się nie stało. Albo wyjaśnień przekazywanych dopiero po kilku dniach, jakby od niechcenia. Albo milczenia.

Za takie błędy – zwłaszcza te w reagowaniu na zdarzenie – płaci się  tym, co jest bezcenne: zaufaniem. Tu nawet karta Mastercards nie pomoże… Ani żadna inna. Wie o tym duży biznes. Dobrze, by wiedziały także osoby publiczne.

 

Pierwszy (subiektywny) ranking polskich instytucji publicznych na Facebooku!

Czy warto obserwować instytucje publiczne na Facebooku? Które zanudzają swoich odbiorców, a które naprawdę warto dołączyć do obserwowanych stron? Tego dowiesz się z mego tekstu! Przeanalizowałam fanpage`e 46 polskich instytucji publicznych i nie – nie umarłam z nudów. 😉 Choć czasem mało brakowało…

Do tej mrówczej pracy zmotywował mnie Sotrender – na potrzeby ich comiesięcznych raportów zrobiłam ostatnio listę instytucji publicznych obecnych na Facebooku i Twiterze. A potem pomyślałam, że warto te fanpage`e przejrzeć i ocenić pod względem sposobu ich prowadzenia. I tak powstał ranking polskich instytucji publicznych na Facebooku.

Raporty Sotrender znajdziecie tutaj: https://www.sotrender.com/resources/pl/reports/ Naprawdę warto regularnie je śledzić, są kopalnią wiedzy – napiszę niedługo o tym, jak takie analizy wykorzystywać do rozwijania swoich stron i profili.

A teraz zobacz, kto jest najlepszy na polskim FB!

 

WYRÓŻNIENIA:

– Ministerstwo Energii  (1190 followersów)

https://www.facebook.com/MinisterstwoEnergii/?fref=ts

Wyróżnienie przyznaję za potencjał, który drzemie w jego fanpage`u – potencjał niezupełnie dziś wykorzystany.  ME tym się wyróżnia na tle innych urzędów centralnych,  że choć jego posty zawierają wyłącznie bardzo oficjalne treści, to są one podawane w dość ciekawy sposób, a autorzy postów starają się wychodzić do odbiorców, nawiązywać z nimi kontakt, odnosić się do real time. To – zapewniam – rzadkość wśród ministerialnych stron w social media. Jest więc na czym budować, choć trzeba jeszcze włożyć dużo pracy w fanpage, by rzeczywiście zaczął przyciągać followersów. Na razie jest bardzo mało znany – ma tylko 1190 fanów.

 

– Rzecznik Finansowy (9872 followersów)

https://www.facebook.com/RzecznikFinansowy/?fref=ts

Założę się, że większość z Was nie słyszała w ogóle o Rzeczniku Finansowym! Ja wcześniej też nie. 😉 A szkoda, bo – jak się okazuje – to całkiem użyteczny urząd. I na tym też polega zaleta jego fanpage`a – jest użyteczny i pomocny. Prowadzący stronę na FB podają wiele ważnych informacji z branży finansowej, które warto znać i z których warto korzystać. Posty poradnicze przeplatane są informacjami o działalności pani rzecznik, ale nie ma ich na szczęście zbyt dużo, dlatego nie przeszkadzają. Przydałoby się rozbudować content graficznie – aż się prosi o ciekawe infografiki, poradnicze materiały video, nawet tutoriale robione przez biuro rzecznika.

Cenne jest natomiast silne nastawienie na odbiorcę – to rzadkość wśród profili instytucji publicznych. Urzędy wolą na FB opowiadać o tym, co same robią, niż wspierać  obywateli czy prowadzić działalność edukacyjną. Tymczasem dobre, użyteczne porady to znakomity pomysł na prowadzenie fanpage`a na FB – i za to Rzecznikowi Finansowemu przyznaję wyróżnienie.

 

– Ministerstwo Cyfryzacji (13681 followersów)

https://www.facebook.com/MinisterstwoCyfryzacji/?fref=ts

To najlepiej wypadające na FB polskie ministerstwo. Choć  sporo tam oficjałki, admini strony starają się – i to widać. Dbają o interakcję z followersami, są tam transmisje online, są dobre i ciekawe materiały video (te najlepsze wyrastają o kilka klas ponad video pozostałych instytucji publicznych). W postach da się zauważyć sporą dawkę poczucia humoru i dystansu do urzędowej rzeczywistości – a takiego dystansu w social media zawsze potrzeba.

Idźcie tą drogą, admini, tylko z większą odwagą i rozmachem!

 

A teraz czas na miejsca medalowe. 🙂

NAJLEPSZE FANPAGE`E POLSKICH INSTYTUCJI PUBLICZNYCH:

Miejsce 3: PAŃSTWOWA KOMISJA WYBORCZA  (2847 followersów)

https://www.facebook.com/PanstwowaKomisjaWyborcza/?fref=ts

Właśnie tak! To jedno z moich największych zaskoczeń. J Otóż PKW ma na FB bardzo fajny fanpage. Jeśli go nie obserwujecie, koniecznie dołączcie do obserwowanych. Chylę czoła przed ekipą adminów tej strony, bo sama miałabym poważny dylemat, o czym pisać na fanpage`u PKW, gdy nie ma wyborów.

A tu okazuje się, ze na fp PKW trwają sobie w najlepsze… konsultacje! I to nie byle jakie, bo dotyczące wyglądu nowej karty do głosowania. Książeczka czy płachta? I w ogóle jak to wszystko powinno wyglądać? Do tego dobrze zrobione infografiki, kalendarium wyborów uzupełniających, relacje (i zapowiedzi) z konsultacji w terenie – naprawdę jest co czytać. Dowiedziałam się np. że ruszył już portal internetowy dotyczący przyszłorocznych wyborów samorządowych. Jest interaktywnie, konsultacyjnie, otwarcie – a przecież o to chodzi! Dużo tu jeszcze do zrobienia, dlatego PKW ląduje na miejscu 3, ale szczerze polecam!

 

Miejsce 2: LASY PAŃSTWOWE (43950 followersów)

https://www.facebook.com/LasyPanstwowe/?fref=ts

Lasy Państwowe mają fanpage robiony jednocześnie i dobrze, i źle. Jest świetny, jeśli chodzi o część edukacyjno-promującą. Ciekawe są posty dotyczące lasów i ogólnie przyrody. Można się tu masę dowiedzieć o roślinach, zwierzętach, ciekawych inicjatywach przyrodniczych, rozmaitych konkursach. I w tym zakresie admini rzeczywiście robią to dobrze. Ba, nawet świetnie! Jest to też jeden z nielicznych (bardzo nielicznych) fp publicznej instytucji, na której admini odpowiadają na komentarze followersów, są obecni w dyskusji – to bardzo cenne, bo social media polegają na budowaniu relacji, a nie wrzucaniu postów na tablicę ogłoszeń.

Jednocześnie jednak Lasy Państwowe prowadzą fp tak, by unikać na nim trudnych tematów. Gdyby o sytuacji w lasach wnioskować na podstawie tej strony, okazałoby się, że w Polsce mamy przyrodniczą sielankę, LP nie borykają się z żadnymi problemami wizerunkowymi, nie ma konfliktów społecznych. W czasie gdy policja i Straż Leśna rozganiała aktywistów w Puszczy Białowieskiej, na fanpage`u LP można było przeczytać o puszczykach mszarnych i zaskrońcach… To zresztą typowe dla fanpage`y większości instytucji publicznych – nie ma tam udostępnianych żadnych problematycznych kwestii, są za to konkursy dla dzieci, relacje ze wspaniałych spotkań i radosne informacje o najnowszych osiągnięciach. Rozumiem potrzebę wizerunkową, ale uważam, że jest to traktowanie dorosłych followersów jak dzieci: jeśli im nie powiemy, to na pewno nie zauważą…  Fanpage`e dla większości instytucji publicznych nie są przestrzenią do poważnej debaty. Szkoda, bo to właśnie social media doskonale nadają się do bieżących konsultacji, ale też do szybkiego wyjaśniania problemów.

Na plus adminom LP liczę to, iż na trudne pytania w komentarzach jednak odpowiadają. Liczne pytania dotyczące zakazu wstępu do Puszczy Białowieskiej nie pozostają bez odpowiedzi, choć zadawane są pod postami na zupełnie inne tematy.

 

Miejsce 1: SĄD NAJWYŻSZY (11633 followersów)

https://www.facebook.com/Sad.Najwyzszy/?fref=ts

Taaak! To moje największe zaskoczenie, a nawet dwa zaskoczenia. 😉 Po pierwsze: nie spodziewałam się strony SN na Facebooku. Po drugie: nie sądziłam, ze może być tak świetnie prowadzona! Oczywiście, to profil poważny i oficjalny, ale można powiedzieć: ta powaga jest w pełni dostosowana do powagi urzędu. Bardzo pozytywnie zaskoczyło mnie to, że admini profilu SN ustrzegli się typowego błędu, o którym pisałam analizując fp Lasów Państwowych. Otóż na profilu SN nikt nie udaje, że nie ma problemów i trudnych tematów. W ostatnich tygodniach na fp Sądu Najwyższego mowa jest o samych trudnych tematach – na bieżąco przekazywane są informacje o podjętych działaniach w związku z trwającymi pracami nad ustawami, można zapoznać się z orzeczeniami SN, ze  stanowiskami sędziów SN, są relacje z wystąpień, bardzo celne skróty stanowisk sędziów w postach (z linkami do pełnych wypowiedzi).  Śledząc ten profil nie oddalamy się od problemów rzeczywistości, wręcz przeciwnie – jesteśmy w niej zanurzeni, a jednocześnie świetnie poinformowani o tym, co sądzą o tych sprawach sędziowie SN. Żadnej sielanki, żadnych tanich chwytów wizerunkowych – jasność, jednoznaczność, autentyczność. Obserwujcie koniecznie!

Wielki szacunek adminom fanpage`a Sądu Najwyższego!

 

Tyle dobrego. 😉 A jak najczęściej wyglądają profile innych instytucji publicznych? Większość trzyma oficjalny standard i nie wychodzi poza jego ramy. Ten standard to informowanie o działalności instytucji, zwłaszcza o oficjalnych spotkaniach, wizytach, umowach, konferencjach prasowych etc. Na stronach o trochę lepszym standardzie mamy ciekawsze zdjęcia (jak na stronie Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad), trochę materiałów video. Na stronach nieco gorzej prowadzonych jest po prostu nudno. Wszystkie mają niewiele wspólnego z istotą social media, czyli z budowaniem relacji z ludźmi. Nic dziwnego, że posty na takich fanpage`ach mają niewiele reakcji i bardzo niskie zaangażowanie.

Krajowa Rada Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego ma co prawda 44 378 followersów, ale pod jej postami można znaleźć zaledwie po kilka lajków. Ciekawy film (w technice 360 stopni) z Nocy Muzeów na stronie Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego polubiły… 4 osoby. Na fp Ministerstwa Rozwoju widać pomysły adminów (choćby cykl: #przyjaznefundusze), ale już trwające półtorej minuty życzenia z okazji Dnia Matki, które składa minister Morawiecki, i przez całe 90 sekund nie ma w filmie ani jednej zmiany planu, patrzymy wciąż tylko na pana ministra – to już jest naprawdę mało interesujące…

Drugi problem instytucji publicznych w social media – to traktowanie SM jak urzędowego biuletynu. Bardzo często mamy do czynienia z komunikacja jednostronną: od urzędu do obywateli, gdy tymczasem istota SM leży właśnie w komunikacji dwustronnej. Wreszcie obywatele mogą szybko i łatwo zapytać o coś urząd – i ten powinien odpowiedzieć, bo po to właśnie jesteśmy w mediach społecznościowych! Tymczasem urzędy i instytucje niewiele sobie z tego robią, wrzucają swoje posty, nie reagują na komentarze, nie zwracają uwagi na opinie, robią swoje… Szkoda. Wielka szkoda. Gdy patrzyłam na takie strony, cały czas myślałam o tym, że naprawdę nie każdy musi być w SM! Ten błąd popełnia większość fanpage`y, choćby te należące do IPN-u, Kancelarii Premiera czy większości ministerstw.

Trzeci problem to brak pomysłu na obecność w social media. Wchodząc do któregokolwiek z mediów społecznościowych trzeba wiedzieć, po co się to robi, jaką ma się strategię komunikacji, budowania wizerunku, budowania relacji z ludźmi.  Ale do tego potrzeba przede wszystkim świadomego kierownictwa, które rozumie, w jakim stopniu obecność w mediach społecznościowych buduje dziś wizerunek instytucji – albo go niszcz. Większość fp robi wrażenie zupełnie przypadkowych, założonych ze służbowego obowiązku, na zasadzie: „inni mają, my też musimy”.

Najbardziej rozbawił mnie fanpage bardzo poważnej instytucji – Rządowego Centrum Bezpieczeństwa. Otóż nie wiem, czy wiecie, ale Polsce zasadniczo zagraża jedynie… pogoda! Cały fp wypełniony jest ostrzeżeniami: hydrologicznymi, o nadchodzących burzach oraz o zagrożeniu pożarowym z powodu suszy. I koniec. W jakim bezpiecznym kraju przyszło nam żyć! 😉

 

I jeszcze jedna uwaga na koniec: zaskoczyło mnie, że fp ministerstw i Kancelarii Premiera nie wspierają się wzajemnie. Są wśród nich takie, które mają naprawdę solidną liczbę followersów (Kancelaria Premiera – 88 472, MON – 54 691), a są takie, które mają ich niewielu, bo ok. 1000-2000. Wystarczyłoby, żeby admini dużych stron zlinkowali ciekawe posty z tych mniejszych fp u siebie, zaprosili na fp danego ministerstwa, udostępnili ciekawy album. Nic z tych rzeczy! Na poziomie resortów taka współpraca się nie zdarza. Na fp Kancelarii Premiera także brak linków z ministerstw. Można tam zobaczyć panią premier podczas wszystkich odbywanych spotkań – ale w zasadzie tylko panią premier. A wydawałoby się, że to jeden rząd, który przynajmniej w jakimś stopniu pracuje wspólnie.

 

Ps. Chcesz dostać listę profili social media polskich instytucji publicznych?
Napisz do mnie: mierzynskamarketing@gmail.com