Czy rosyjskie boty obserwowały polskich polityków?

Czy rosyjskie boty obserwowały polskich polityków i dziennikarzy? Czy właśnie ze względu na rosyjskie powiązania tysiące kont w ciągu dwóch dni lutego zniknęły z Twittera? To bardzo prawdopodobne. Wszystko wydarzyło się w weekend, między 2 a 4 lutego.

19 stycznia. Twitter informuje, że zidentyfikował ponad 50 tysięcy zautomatyzowanych kont (botów), które w okresie wyborów prezydenckich w USA działały w powiązaniu z Rosją.

29 i 31 stycznia Twitter aktualizuje swoją informację, dodając szczegóły.  Zapewnia, że zidentyfikowane konta już nie istnieją.  Z informacji można wnioskować, że operacja związana z usuwaniem botów na Twitterze trwała przez wiele dni i być może trwa nadal.

Weekend między 2 a 4 lutego. Niektórzy polscy politycy i dziennikarze mogą zaobserwować nagły, duży spadek liczby swoich followersów. To samo dzieje się na kontach ukraińskich polityków. Zaledwie w ciągu dwóch dnia znika od kilku do kilkunastu tysięcy obserwujących. Radosław Sikorski 5 lutego ma o 13 tysięcy followersów mniej niż 2 lutego. Prezydent Andrzej Duda – 3 tysiące mniej. Donald Tusk – 10 tysięcy mniej. 

 

Followersi Radosława Sikorskiego:

 

Followersi Donalda Tuska:

 

Followersi Andrzeja Dudy:

 

Ten nagły spadek liczby obserwujących dotyczy tych polskich polityków, o których pisałam w listopadzie 2017  informując (na przykładzie konta Radosława Sikorskiego) o znaczącym i bardzo szybkim przyroście botów na polskim TT. Liczna grupa nowo założonych zautomatyzowanych kont obserwowała tylko kilku polskich polityków: Donalda Tuska, prezydenta Andrzeja Dudę i Radosława Sikorskiego, niektóre także Beatę Szydło, poza tym także Tomasza Lisa i TVN24 oraz konta polityków ukraińskich i amerykańskich.

Obserwowana przez mnie farma „światowych” botów była uśpiona, konta nie wykazywały żadnej aktywności, natomiast ich przyrost był znaczący – u Radosława Sikorskiego pojawiało się wówczas ok. 700 nowych followersów dziennie. Prawdopodobnie ich twórcy chcieli je wykorzystać do rozpowszechniania informacji związanych z polityką światową – świadczy o tym dobór obserwowanych na TT kont. I to właśnie na tych polskich kontach – ale tylko na tych –  między 2 a 4 lutego masowo znikali followersi.

Konto TVN24 przestało obserwować 11 tysięcy followersów, prawie tyle samo – Tomasza Lisa.

Followersi TVN24:

 

Followersi Tomasza Lisa:

 

Mniejszy spadek odnotowała Beata Szydło – o 1 tys. followersów. U innych polskich polityków, który „światowe boty” z listopada nie obserwowały, np. u Grzegorza Schetyny (wykres z prawej) czy premiera Morawieckiego (wykres z lewej) w ostatnim miesiącu nie widać żadnych spadków.

 

Ogromne zmiany widać natomiast na kontach ukraińskich – czyli będących w polu zainteresowań opisywanej farmy zautomatyzowanych kont. Prezydent Ukrainy Petro Poroszenko 2 lutego miał 1 330 000 followersów, a 4 lutego – o 75 tysięcy mniej!

 

Liczba obserwujących konto parlamentu ukraińskiego (Verchovna Rada Ukrainy) w tym samym czasie spadła o 9 tysięcy.

 

Sprawdziłam w swoich materiałach, czy boty, które zaobserwowałam w listopadzie wśród followersów Radosława Sikorskiego, zniknęły z TT. Otóż nie ma tych kont, które miały zagraniczne nazwy użytkowników. Konta z polskimi nazwami pozostały.

 

Co się stało w pierwszy lutowy weekend? Możliwości są dwie: albo Twitter usunął konta, które uznał za podejrzane – a pamiętajmy, że obecnie Twitter usuwa konta zautomatyzowane, które ocenia jako powiązane z Rosją.  Albo twórca botów postanowił sam je usunąć, by nie wpadły w oko pracownikom Twittera. Co także może świadczyć (choć nie musi) o powiązaniu tych kont z Rosją – bo to właśnie te są dziś na celowniku TT. Każda z tych opcji pokazuje, że polska scena polityczna nie jest oderwana od wojny dezinformacyjnej, prowadzonej przez rosyjskie fabryki trolli na całym świecie. Nasi politycy i osoby wpływowe (influencerzy) znajdują się w tej przestrzeni oddziaływania tak samo jak politycy USA, Niemiec, Wielkiej Brytanii, Francji czy Ukrainy. Wojna w sieci trwa.

Ps. Jak widać na wykresach, po spadku liczby obserwujących na tych samych kontach bardzo szybko pojawili się nowi. Jak wynika z analizy, wiele z nich to znów zautomatyzowane konta, tym razem założone w lutym 2018 r.

 

 

Słowniczek:

 BOTY – zautomatyzowane konta, tworzone za pomocą programu komputerowego, których aktywność w social media zależy od wcześniej zaprogramowanych reguł.

Rosyjska propaganda coraz silniej obecna w polskiej sieci

Boty, Big Data, mikrotargeting, oddziaływanie za pośrednictwem grup w social media – te narzędzia sieciowe ma w 2018 r. wykorzystywać rosyjska propaganda w Polsce, by wpływać na Polaków. Jej celem będzie … wpływanie na sposób myślenia Polaków. Jesteśmy na celowniku Rosjan (choć nie tylko my) i nie ma co się spodziewać, że ten problem sam zniknie.

Diagnozę działań rosyjskiej propagandy w 2018 r. w polskiej przestrzeni informacyjnej przedstawił właśnie Kamil Basaj, kierownik projektu badań i monitoringu polskojęzycznego środowiska informacyjnego w cyberprzestrzeni INFOOPS Fundacji Bezpieczna Cyberprzestrzeń. Raport jest na tyle ciekawy, że warto przyjrzeć mu się bliżej.

Do czego przekonują nas Rosjanie?

Analityk w swoim raporcie zaprezentował m.in. analizę rosyjskich narracji, które były obecne w polskiej sferze informacyjnej w 2017 r. Okazuje się, że najwięcej wysiłku Rosjanie poświęcili niszczeniu pozytywnego obraz polityki zagranicznej USA i NATO. W negatywnym świetle przedstawiano także Unię Europejską i Ukrainę. Próbowano również wykazać, że Polacy oczekują poprawy relacji między Polską a Rosją. Część narracji dotyczyła oczywiście bezpośrednio naszego kraju – negatywnie opowiadano o wizerunku Polski, jej zdolnościach obronnych i sposobie funkcjonowania instytucji państwowych. Budowano też negatywny obraz uchodźców i imigrantów.

Niestety w raporcie brakuje metodologii zbierania tych danych oraz informacji o obiektach poddanych analizie. Żałuję – można by było bliżej przyjrzeć się ich działalności. Niektóre portale informacyjne w sposób oczywisty związane są z rosyjską propagandą – np. Sputnik Polska – ale o zależnościach wielu innych portali/stron/profili przeciętny odbiorca nie wie. Ważne pytanie dotyczy także tego, jak duży zasięg mają propagandowe zewnętrzne treści – czy rozchodzą się w Polsce szeroko, czy są tylko ułamkiem polskiej sfery informacyjnej.

Basaj nie zdradza swojej metodologii, ale podkreśla, że rosyjskie narracje bywają ze sobą sprzeczne, co w niczym nie przeszkadza ich autorom. Sprzeczność dotyczy bowiem tematów bieżących, ale w długoterminowej perspektywie każda narracja pomaga Rosjanom dążyć do celu – a jest nim, wg Basaja, nie tylko destabilizacja sytuacji wewnętrznej czy polaryzacja nastrojów społecznych, ale przede wszystkim wpływanie na sposób myślenia Polaków. Jeśli Rosjanom uda się oddziaływać na to, co o ważnych (z perspektywy Rosjan) tematach pomyśli odpowiednia liczba polskich obywateli – będą mieli bezpośredni wpływ na to, co się dzieje w państwie. Bez wojsk, wojen, kosztownej broni. Wystarczy sieć. A w niej – media społecznościowe.

Rosyjska dezinformacja możliwa dzięki bańkom informacyjnym

Jak wynika z analizy, Rosjanie perfekcyjnie wykorzystują nie tylko najnowsze narzędzia internetowe, ale też społeczne mechanizmy sieciowe. Korzystają m.in. z tego, że w mediach społecznościowych skutecznie zamykamy się w bańkach informacyjnych – czyli przestrzeniach, do których docierają jedynie wybrane przez nas informacje, zgodne z naszymi poglądami, ponieważ wcześniej przez swoją aktywność wskazaliśmy, z których kanałów informacyjnych będziemy korzystać, a z których nie.

Pozwólcie, że wyjaśnię: mechanizm działania baniek informacyjnych sprawia, że nie docierają do nas przekazy z innych środowisk – nie wiemy więc, co się dzieje w przestrzeniach funkcjonujących równolegle do naszej. Ba, często nie zdajemy sobie sprawy z istnienia takich przestrzeni! Łatwo to wykorzystać do manipulacji i dezinformacji – np. fałszywy news „wpuszczany” do jednego środowiska nie może zostać szybko zdementowany, bo dementi wymagałoby dotarcia newsa do innej grupy niż ta, w której news jest rozpowszechniany. Środowisko wierzy więc w fake`a, bo nie ma jak dotrzeć do prawdy. Często też nie jest tą prawdą zainteresowane, uznając za właściwe te informacje, w które po prostu chce wierzyć. Ten mechanizm Rosjanie wykorzystują coraz intensywniej.

Przy rosnących podziałach w społeczeństwie bardzo łatwo jest zaobserwować stałe nawyki użytkowników social media, określić ich bańki informacyjne, dotrzeć do nich przez grupy, w których się udzielają, czy fanpage`e, na których najczęściej reagują. Big Data, czyli duże zbiory danych analizowane przez algorytmy komputerów, pozwalają z tych informacji budować indywidualne profile użytkowników – i oddziaływać bezpośrednio na konkretne osoby. To jest właśnie mikrotargeting. Głośno było o jego wykorzystaniu podczas kampanii ws. Brexitu w Wielkiej Brytanii oraz podczas kampanii prezydenckiej w USA. Rosjanie, wg analizy Basaja, również z niego korzystają – także w Polsce.

 

Konta botowe – będzie ich coraz więcej

Basaj przewiduje także dalszy rozwój zautomatyzowanych kont, sterowanych przez boty (programy), które dają możliwość bardzo szybkiego rozpowszechniania treści w social media, oraz szybkiego korygowania tych treści tak, by dopasować je do zmieniającej się rzeczywistości mediów społecznościowych.

Jednocześnie ekspert zwraca uwagę, że treści rozpowszechnianie w sieci przez mikrotargeting rzadko są wyłapywane przez oficjalne wyszukiwarki, co sprawia, że trudniej wykryć podejmowane działania propagandowe.

Reasumując – wg Basaja jesteśmy na celowniku Rosjan i tak na pewno będzie przez najbliższe dwa lata, bo to lata wyborcze w Polsce.  Wojna informacyjna jest wojną tanią i wyjątkowo skuteczną, choć wymaga długoterminowych działań. I te działania są prowadzone.

Nie mamy informacji, ile kont botowych funkcjonuje dziś np. na polskim Twitterze. Duże wrażenie robią jednak informacje podane kilka dni temu przez Twittera na temat USA – wykryto właśnie 50 tys. automatycznych kont zarządzanych przez rosyjskie boty, rozpowszechniających treści przed wyborami prezydenckimi w USA. Oraz 4 tys. kont prowadzonych przez rosyjskich trolli. Ich przekazy dotarły do ponad 670 tys. Amerykanów.

 

Boty na polskim Twitterze – działają!

Na polskim Twitterze konta automatyczne, tworzone przez boty, także powstają w ogromnych ilościach. Z moich analiz wynika, że tylko w listopadzie 2017 r. powstało ich ok. 10 tysięcy – wszystkie obserwują profile szerokiej czołówki polskiej sceny politycznej. Do dziś są nieaktywne – ale istnieją. Kolejne tysiące kont zarządzanych przez boty pojawiły się w grudniu – te z kolei obserwowały wąską grupę polskich polityków oraz kilkudziesięciu polityków światowych, w tym z USA, instytucji UE i z Ukrainy. Jeśli weźmiemy pod uwagę tematykę rosyjskiej narracji w Polsce, wskazaną przez Basaja – obserwowane konta pokrywają się z obszarami zainteresowań rosyjskiej propagandy. Na tym nie koniec. Kolejny, choć nie tak liczny wysyp kont botowych zauważyłam w styczniu, zaraz po zmianie na stanowisku ministra obrony narodowej i odwołaniu Antoniego Macierewicza. Konta te m.in. rozpowszechniały link do petycji w obronie A. Macierewicza – petycji, która w założeniu była ironią i kpiną ze zwolenników polityka, ale została rozpowszechniona jako prawdziwy i poważny dokument.   Kilka dni temu na liczne nowe Twitterowe konta zwróciła uwagę była minister cyfryzacji Anna Strężyńska – w bardzo krótkim czasie jej profil na TT zaczęło obserwować ok. 200 zautomatyzowanych kont. One także pozostają na razie nieaktywne.

Trudno ocenić, które z botowych profili to efekt wewnętrznych działań różnych środowisk politycznych, a które wynikają z aktywności zewnętrznej. Na pewno mamy do czynienia i z jednymi, i z drugimi, wszak Rosjanie systematycznie zwiększają swoją aktywność w polskiej sferze informacyjnej – i będą to robić dalej.

 

Wojskowy szturm na polskiego Twittera

Wiecie, jak intensywnie działa od niedawna wojsko na polskim Twitterze? W ciągu ostatnich dwóch miesięcy tylko na TT powstało 61 oficjalnych kont należących do podmiotów wchodzących w skład polskiego wojska. Razem z założonymi wcześniej jest ich dziś 86. Doliczając konta osobiste rzeczników i dowódców – kont, nad którymi choćby pośrednio czuwa MON, mamy na polskim Twitterze ok. 100. Taką oficjalną armią przekazową na jednym tylko medium społecznościowym dysponuje polski minister obrony narodowej – niezależnie od tego, kto nim jest. Oczywiście gdy ona powstawała, szefem MON był Antoni Macierewicz.

Jak pokazały ostatnie dni, ten polityk dysponuje też liczną nieoficjalną armią użytkowników social media – jednak instytucjonalnym kontom naprawdę warto się przyjrzeć.

 

Ile wojska w social media?

To dobry moment, by zadać sobie pytanie, czy absolutnie każda jednostka, placówka, instytucja musi mieć konto w social media?  Otóż twierdzę z całą mocą – nie musi! Naprawdę nie każda instytucja powinna prezentować w mediach społecznościowych swoją działalność, komunikować się z masami społecznymi i budować swój zewnętrzny wizerunek. Po prostu – cele niektórych instytucji związane są z inną działalnością niż z komunikacją zewnętrzną. Tak jest moim zdaniem z Agencją Wywiadu, której masowa komunikacja, jeśli jest nieumiejętnie prowadzona, może przynieść więcej szkody niż pożytku (a Agencja ma swój profil na TT), tak jest również z częścią instytucji i jednostek podległych MON. Nie to, żeby  wojsko miało się w ogóle nie komunikować ze społeczeństwem – nie o to chodzi! Rzecz w tym, że jako struktura wyjątkowo hierarchiczna i usystematyzowana, która raczej nie pozwala sobie na wielogłos płynący z różnych stron, może wystarczająco skutecznie informować o swoich działaniach za pomocą kilku profili w social media.

Tymczasem samych tylko kont instytucjonalnych polskie wojsko ma dziś na TT aż 86. Część z nich założono w latach wcześniejszych, od 2011 roku poczynając. Ale 61 kont powstało w 2017 roku, przede wszystkim w listopadzie i grudniu, oraz w styczniu 2018. W tym okresie założono m.in. 40 profili Wojewódzkich Komisji Uzupełnień. Swój profil ma więc m.in. WKU w Skierniewicach, Bielsko-Białej, Suwałkach, Gdyni, Białej Podlaskiej, Garwolinie, Grudziądzu, Siedlcach, Chorzowie, Malborku, Jaśle, Wyszkowie, Katowicach, Rybniku, Brodnicy, Tychach – i wiele innych. W tym samym czasie zaczęły masowo pojawiać się konta Wojewódzkich Sztabów Wojskowych. Do listopada 2017 r. było ich tylko kilka, teraz jest 14.

Ale wśród wojskowych profili można znaleźć wiele innych. Swoje konta prowadzą brygady, Wojskowy Instytut Medyczny, Wojskowe Centrum Edukacji Obywatelskiej, Sekcja Wychowania Fizycznego i Sportu 15 Giżyckiej Brygady Zmechanizowanej, 1. Baza Lotnictwa Transportowego w Warszawie, Instytut Techniczny Wojsk Lotniczych, Wojskowy Instytut Medycyny Lotniczej, 10 Wojskowy Szpital Kliniczny w Bydgoszczy, Wojskowe Biuro Historyczne. Jest Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych, Dowództwo Operacyjne RSZ i Dowództwo Garnizonu Warszawa. Mój ulubiony profil należy jednak do Orkiestry Wojskowej w Bydgoszczy.

 

Wojsko buduje sobie zasięg. W sieci.

Czy te wszystkie wojskowe podmioty naprawdę mają o czym informować?  Cóż, przede wszystkim konta te podają dalej tweety innych kont podległych MON, informacje samego ministerstwa oraz ministra obrony narodowej (np. jego wypowiedzi w mediach). Całe to grono wzajemnie więc buduje sobie zasięgi w sieci. Świeżo założone konta mają nielicznych obserwujących, inne – od kilkudziesięciu do ok. 200. Tylko te działające kilka lat mogą pochwalić się znacznie większą liczbą followersów – choć już niekoniecznie wysokim poziomem reakcji.

Co jeszcze można znaleźć na profilach? Wojewódzki Sztab Wojskowy w Rzeszowie składa życzenia świąteczne, pokazuje zdjęcia ze spotkania opłatkowego i informuje o pogrzebie mjr. Szymańskiego, żołnierza AK. WszW w Katowicach przypomina o Dniu Pamięci o Poległych i Zmarłych w Misjach i Operacjach Wojskowych, oddaje hołd górnikom poległym podczas pacyfikacji kopalni Wujek i przypomina o innych dniach pamięci oraz rocznicach. Informuje też o uruchomieniu programu Legii Akademickiej na jednej z uczelni. Poziom reakcji pod postami – od 0 do 3.

WKU Ostrołęka namawia do wstąpienia do Wojsk Obrony Terytorialnej, informuje o wolnych miejscach pracy i naborach. Liczba reakcji pod własnymi postami – najczęściej zero.

Sądząc po bardzo podobnych nazwach użytkowników kont wojewódzkich sztabów wojskowych oraz wojewódzkich komend uzupełnień, a także po bliskich sobie datach ich założenia można wnioskować, że konta powstały, bo taki był odgórny rozkaz. Ok, wojsko nie dyskutuje, tylko realizuje rozkazy. Pytanie jednak, po co taki rozkaz wydano, skoro ewidentnie widać, że nie stoi za nim jakaś głęboka koncepcja komunikacyjna.

Z moich analiz social media wynika, że tego typu działania – zakładanie dużej liczby kont, nad którymi ma się przynajmniej częściową kontrolę – służy najczęściej budowaniu zasięgów w sieci. Jeśli komuś zależy, by (teraz lub w przyszłości) mieć możliwość szybkiego i skutecznego rozpowszechnienia w sieci ważnej ze swego punktu widzenia informacji, stara się mieć dostęp do jak największej liczby kont, które szybko zareagują na konkretnego tweeta. Ten cel można osiągnąć na różne sposoby, ale m.in. przez stworzenie kont jak największej liczby podległych podmiotów. Wyobraźcie sobie Państwo – gdyby np. AMiRM zdecydował o stworzeniu kont na TT wszystkich swoich oddziałów w Polsce – byłoby tego trochę, prawda? Albo gdyby policja utworzyła konto każdemu komisariatowi. Sensu przekazowego nie miałoby to żadnego, ale budowanie zasięgu na TT – i owszem, jakiś zasięg by był.  Inną metodą na osiągnięcie tego samego celu jest tworzenie sztucznych kont, tzw. botów, jeszcze inną – budowanie grup płatnych trolli czy stworzenie agencji  internetowej, w której setki pracowników prowadzą anonimowe konta w social media (jak w słynnej „fabryce trolli” w Rosji).

Antoni Macierewicz – wyjątkowo wpływowy polityk

Oczywiście można zapytać, po co ministrowi Antoniemu Macierewiczowi (bo to za jego kadencji powstawały konta) budowanie armii wpływu na Twitterze? Na to pytanie nie znam odpowiedzi, a snuć przypuszczeń – po prostu się nie odważę… Ale liczę na Waszą wiedzę i wyobraźnie – podpowiecie? 😀

Żeby w pełni zobaczyć, jak znaczącą przestrzeń  wpływu zbudował dotychczasowy minister obrony narodowej Antoni Macierewicz, trzeba do analizy Twittera dodać jeszcze analizę sytuacji realnej. Widać ją zresztą doskonale w social media. Dwa istotne konta podległe MON to konto Wojsk Obrony Terytorialnej oraz niedawno uruchomionej Legii Akademickiej. Ci, którzy nie interesują się tą tematyką, mogą nawet nie wiedzieć, że na wielu uczelniach w Polsce ruszył pod koniec roku 2017 program Legii Akademickiej, który ma umożliwić chętnym studentom przeszkolenie wojskowe. Już zapisało się do niego ok. 6000 młodych ludzi w Polsce. Do tego dochodzą oczywiście „terytorialsi” z Wojsk Obrony Terytorialnej, czyli kolejne tysiące młodych Polaków związane z MON-em.

Dodajmy do tego to, co się dzieje w mediach społecznościowych od dymisji Antoniego Macierewicza. Wrzucona dla żartu do sieci petycja w jego obronie stała się nagle zupełnie na poważnie podpisywana i kolportowana przez zwolenników tego polityka praktycznie we wszystkich mediach społecznościowych. Na Twitterze dziesiątkami powstawały nowe konta, których jedyną aktywnością było udostępnianie linku do petycji. Wykorzystywano do tego również anonimowe konta założone w ostatnich miesiącach (często w listopadzie i grudniu 2017 r., czyli w tym samym czasie, gdy masowo powstawały konta instytucjonalne instytucji wojskowych). Na wielu anonimowych (i nie tylko) profilach krytykowano (bardzo!) wszystkich, którzy mieli wpływ na decyzję o odwołaniu tego polityka z rządu. Dostało się i prezydentowi Dudzie, i premierowi Morawieckiemu, i Jarosławowi Kaczyńskiemu.  Liczba poświęconych tweetów Macierewiczowi w środę do godz. 16.00 wyniosła ponad 14 tysięcy. Oczywiście, były to wpisy zarówno w obronie, jak i w kontrze – ale świadczy to o ogromnej aktywności tematu w sieci. Do godz. 21-szej pod petycją podpisało się 5780 osób.

 

Czy ktokolwiek jeszcze jest zdziwiony tym, że Antoni Macierewicz stracił stanowisko szefa MON-u, a przejął je jeden z najbardziej zaufanych współpracowników prezesa Jarosława Kaczyńskiego – Mariusz Błaszczak?  Antoni Macierewicz stawał się jednym z najbardziej wpływowych polityków w Polsce. A tacy ludzie wewnątrz partii zawsze stają się groźni…

 

Komentarz eksperta

O komentarz do działań wojska na Twitterze poprosiłam znakomitego eksperta – dr. inż. Macieja Milczanowskiego, byłego żołnierza, historyka, obecnie nauczyciela akademickiego, blogera specjalizującego się w kwestiach strategii, przywództwa i bezpieczeństwa:

– Problem mediów społecznościowych w wojsku to kwestia złożona z kilku powodów. Po pierwsze wojsko ma być apolityczne. Apolityczność jednak nie polega na braku poglądów, ale nie wyrażaniu ich publicznie, tak aby nie powstało wrażenie, że wojsko wspiera jakąkolwiek partię polityczną. Dlatego też wpisy wojskowych mają szczególne znaczenie. Czynny wojskowy, który zamieszcza jako awatar swoje zdjęcie w mundurze, reprezentuje w pewnej mierze wojsko, niezależnie czy tego chce czy nie i czy ma tego świadomość czy nie. Dlatego właśnie wystąpienia publiczne wojskowych zawsze były nadzorowane przez przełożonych. Dopóki takie wystąpienie miało czysto prywatny charakter (bez  munduru, przywoływania nazwy jednostki w której służy itd.) wojskowy wypowiada się za siebie, ale nawet wówczas powinien mieć świadomość, że wymagane są od niego najwyższe standardy debaty publicznej.

Niestety w ostatnich latach sytuacja bardzo się zmienia. Konflikt polityczny w Polsce schodzi do domów, szkół i niestety coraz bardziej dzieli także żołnierzy. Wojskowi oglądając coraz ostrzejsze tyrady propagandowe w mediach ulegają radykalizacji tak samo jak reszta społeczeństwa. Stąd pojawiają się coraz częściej nie tylko wypowiedzi ostre ludzi w mundurze, ale także takie które określamy mianem hejtu.

Jak wcześniej wspomniałem wojsko posiada narzędzia do monitorowania wystąpień publicznych żołnierzy. Może z tych narzędzi korzystać lub nie, ale tez może je wykorzystywać na różne sposoby. Z drugiej strony wszystkie instytucje zauważają konieczność budowania swojej marki – opinii na swój temat w sieci. W wojsku także już ponad dekadę temu pojawiały się polecenia tworzenia stron internetowych jednostek wojskowych. W ubiegłym roku z tego co wiem pojawiło się polecenie zakładania kont na Twitterze.

Jednak to co było łatwe w Warszawie, w jednostkach liniowych nastręczało wielu kłopotów, z uwagi na brak specjalistów od marketingu, PR-owców, specjalistów od sieci itd., przykładem jest to, że przez lata wyznaczano na rzeczników prasowych oficerów, bez kompletnie żadnego przygotowania.  Przede wszystkim jednak w jednostkach tych wojsko inaczej postrzega swoją służbę niż mogą to widzieć politycy. Żołnierze w takich jednostkach koncentrują się na swoich obowiązkach, działaniach i co najwyżej upamiętnianiu tych działań, a nie na budowaniu PR-u, jaki jest konieczny w mediach społecznościowych. Dobrze widać to w USA, gdzie działania PR-owe zostały przejęte przez DoD, i tam są prezentowane osiągnięcia jednostek.

Ostatnie działania polegające na tworzeniu kont twitterowych w ubiegłym roku przez jednostki wojskowe jest zapewne obarczone takimi właśnie problemami jak opisane wcześniej. Konta powstają, ale często są prowadzone przez osoby, które z przyczyn wyżej opisanych nie posiadają nie tylko wiedzy o autoprezentacji, ale też nie rozumieją specyfiki mediów społecznościowych. W efekcie konta te są mało aktywne, na zasadzie: „kazali to założyliśmy, ale lepie nie pisać dużo, bo się komuś narazimy”. Oczywiście są wyjątki, świetnie i odważnie prowadzonych wojskowych kont na TT, co wcale nie sprawia,  że łamane są zasady apolityczności. Kluczowe jest jednak to, kto takie konto prowadzi i jakie ma relacje z dowódcą. Jeśli jest to porucznik, który ma to zrobić tak żeby było dobrze, to sukcesów nie będzie.

Podsumowując, nawet jeśli któryś z polityków chciałby poprzez konta w mediach społecznościowych budować swój obraz, to zderzy się z problemem, który dla wielu wojskowych jest świętością: APOLITYCZNOŚĆ WOJSKA, ale też małe obeznanie z tymi mediami wyznaczanych do tego wojskowych. Potrzeba by było długiej pracy stricte politycznej i propagandowej w wojsku (znanej z PRL), żeby taki konstrukt zadziałał. Być może stąd widać szarpnięcia z „góry” w tej dziedzinie i opór „dołów”, który nie musi być wcale sprzeciwem.

 

Setki nowych botów na polskim Twitterze – codziennie!

Tym razem na celowniku botów na polskim Twitterze znaleźli się najwyżsi polscy politycy związani z polityką zagraniczną. Liczba uśpionych botów rosła dosłownie z minuty na minutę w chwili, gdy pisałam ten tekst – 22 listopada 2017 r. wieczorem. Działo się to na kontach: Donalda Tuska (na jego polskim koncie, nie oficjalnym unijnym), prezydenta Andrzeja Dudy, Radosława Sikorskiego i (co zaskakujące) redaktora Tomasza Lisa. Te nazwiska powtarzały się wśród obserwowanych wszystkich nowo powstających kont. Do nich dołączono media – „Newsweek” oraz TVN 24 (i inne profile z TVN w nazwie). Część kont obserwowała jeszcze: premier Beatę Szydło, redaktora Konrada Piaseckiego i Ryszarda Petru.

Jak możecie zobaczyć na zestawieniach czasowych (w rogu po prawej na dole jest godzina) z konta Radosława Sikorskiego, liczba followersów rosła z częstotliwością ok. 15 kont na 20 minut. Z czego oczywiście część to konta aktywne, prawdziwe i powstałe niezależnie od botów – w tym przypadku są to 4 konta. Czyli 11 botów w ciągu 20 minut, czasem trochę więcej.

Tu są najnowsi obserwujący o godz. 20.37:

n_20.37

Tutaj kolejni o godz. 20.54:

n_20.54

A tutaj kolejni o godz. 20.58:

n_20.58

Ta pula botów jest inna niż opisana przeze mnie w poprzednim tygodniu. Choć mają cechy wspólne – zostały założone w listopadzie 2017 r., nie opublikowały żadnego tweeta, najczęściej nie mają żadnych polubień (lub pojedyncze), brak zdjęć profilowych, brak jakiegokolwiek opisu osoby. Inne jest natomiast sprofilowanie grupy osób, które te boty obserwują.  Nie followują tak wielu polskich polityków, pomijają zupełnie część liderów politycznych, ministrów, marszałków, nie followują również kandydatów na prezydenta Warszawy. Za to również obserwują sporo kont zagranicznych (często sportowych, ale też muzycznych, zdarzają się również pornograficzne), w tym także (i to kolejna różnica) kont polityków, głównie amerykańskich i ukraińskich. Politycy z tych dwóch państw powtarzali się najczęściej.  Niektóre boty obserwują też konta rosyjskie – ale nie jest to zjawisko częste.

Co ciekawe, w grupie botów opisywanej przeze mnie tydzień temu Radosław Sikorski był całkowicie pomijany – tamte boty w ogóle go nie obserwowały. W tej grupie natomiast jest stale obecny.

n3

n6

n7

Moim zdaniem ta grupa botów nastawiona jest głównie na działanie w przestrzeni polityki międzynarodowej. Czy ich obecny przyrost związany jest z jakimś bieżącym wydarzeniem, czy z przygotowaniem do jakichś przewidywanych wydarzeń, nie dowiemy się, dopóki nie zaczną działać.

Dla tych moich czytelników, którzy zastanawiają się, czy taka aktywność botów to wyjątkowy przypadek, czy też może taka liczba nowych kont obserwujących tych polityków to typowe zjawisko, porównam liczby followersów w ostatnich miesiącach, najpierw na profilu Donalda Tuska. W czerwcu miał ich 834 326. Potem w lipcu i sierpniu przyrost był bardzo duży – odpowiednio 29 tys. i 37 tys. Trzeba jednak pamiętać, że te miesiące były okresem o bardzo wysokiej aktywności politycznej w Polsce: lipiec to czas protestów obywatelskich ws. reformy sądów, a 3 sierpnia Donald Tusk był przesłuchiwany  w prokuraturze ws. katastrofy smoleńskiej. Lipiec to także w UE czas intensywnej dyskusji nt. Brexitu. To czynniki, które powodują zupełnie naturalny wzrost liczby follwersów. Nie mam niestety możliwości sprawdzenia, jak wyglądały konta, które wtedy zaczęły obserwować Tuska, trudno mi więc ocenić, czy wtedy także mieliśmy do czynienia z botami. We wrześniu przyrost obserwujących był mniejszy – wyniósł 8 tys. , a w październiku – 10 tys. Listopad wygląda więc na kolejną „górkę”, jeśli chodzi o obserwujących to konto – w ciągu 22 dni tego miesiąca liczba followersów wzrosła o 18 tys.

Sprawdźmy konto Radosława Sikorskiego. W czerwcu miał 948 925 followersów, przyrosty w kolejnych miesiącach wynosiły: 15 tys., 17 tys., 9 tys. we wrześniu i 5 tys. w październiku. W listopadzie na razie jest to 6 tys. , ale w dniu 22 listopada wieczorem liczba obserwujących rosła mu średnio o 55-60 kont w ciągu 2 godzin – gdyby takie tempo się utrzymywało, oznaczałoby to przyrost ok. 700 obserwujących dziennie, czyli  znacząco więcej niż średnia z ostatnich dwóch miesięcy.  Ponieważ przyrost obserwuję na bieżąco, trudno to na razie zestawić w statystykę miesięczną – trzeba poczekać do końca listopada.

Oczywiście, boty obserwujące polityków to nie nowość, są intensywnie obecne w polskiej przestrzeni politycznej social media co najmniej od roku (wcześniej na mniejsza skalę), także u tych polityków mogły pojawiać się więc wcześniej. W opisywanym przeze mnie zjawisku nie chodzi więc o sam fakt pojawienia się botów, a raczej o ich specyfikę, masowość i „uśpienie” – są to konta nieaktywne, a więc dopiero oczekujące na uruchomienie. Kluczowe pytania, na które nie znamy odpowiedzi, to pytania o to, do czego te boty mają zostać użyte – i kto je tworzy. Oraz: na czyje zlecenie.

Tak, nie poznamy dziś odpowiedzi na te pytania. Jestem jednak przekonana, że jedynie obserwowanie tych zjawisk daje nam możliwość wpływania na skutki ich działań. Im więcej użytkowników social media ma świadomość, że boty – czyli sztuczne konta tworzone przez specjalne oprogramowanie – funkcjonują w sieci, tym mniejszy jest wpływ działań podejmowanych przez boty.

Po poprzednim tekście wiele osób mnie pytało, w czym leży problem z botami, skoro boty nie głosują. Otóż boty, czyli sztuczne konta, samą swoją liczbą mogą wpływać na nasze zachowania. Algorytmy tak Facebooka, jak i Twittera, wysoko pozycjonują treści, które mają dużą liczbę reakcji. Tzn. że na swoim timeline` każdy zobaczy jako jedną z pierwszych wiadomość, która została bardzo dużo razy polubiona, podana dalej czy skomentowana. Proszę sobie wyobrazić fakenewsa, którego boty podają dalej (w krótkim czasie) 10 tys. razy.  Algorytm od razu uzna go za bardzo interesujący i udostępni dużej liczbie osób. Taki fakenews dzięki botom rozejdzie się znacznie szerzej niż bez botów – a po kilku godzinach praktycznie nie da się go zdementować, bo dementi (bez botów) dotrze do znacznie mniejszej liczby odbiorców.

Boty mogą też znakomicie hejtować inne konta. Mogą też budować sieciową popularność politykowi, który tak naprawdę ma tę popularność bardzo małą. I racja, boty nie głosują, ale duża liczba pochlebnych komentarzy, retweetów itp. sprawia, że wiele osób (tych prawdziwych) także zaczyna interesować się daną osobą oraz pozytywnie ją oceniać (wzorem wcześniejszych komentarzy). Podobnie jest z negatywnymi komentarzami i hejtem. Działa tu tzw. społeczny dowód słuszności – jak udowadniają psycholodzy społeczni, chętniej robimy to, co robią inni.

Boty można więc bardzo skutecznie wykorzystywać do prowadzenia wojny informacyjnej, dezinformacji, chaosu i destabilizacji oraz do budowania czyjejś popularności. Oczywiście, boty nie są jedynym narzędziem w takich działaniach – ale za to bardzo przydatnym.

 

 

 

Wojna dezinformacyjna na polskim Twitterze? Ona już trwa!

Wojna dezinformacyjna w polskiej polityce? To się już dzieje. Na polskim Twitterze. Przynajmniej 10 tys. uśpionych botów, które na Twitterze pojawiły się w ciągu zaledwie ostatnich 3 tygodni, czeka na rozkazy. Zaatakują na pewno podczas kampanii wyborczej. Kto zlecił zbudowanie tej cyfrowej armii?

Wyobraź sobie, że szykujesz się do wojny informacyjnej w jakimś kraju; wojny, której celem jest dezinformacja, chaos, a w perspektywie – destabilizacja sytuacji w danym państwie. Masz za sobą doświadczenia związane z działaniami w innych krajach, a jeśli nie, to korzystasz ze znanych wzorców:  kampanii dezinformacyjnej w USA podczas prezydenckiej kampanii wyborczej oraz kampanii ws. Brexitu.  Wiesz, że do dezinformacji trzeba wykorzystać social media, bo tam tego typu kampanie najlepiej się udają. Dezinformacja ma dotyczyć polityki przed i w trakcie zbliżającej się kampanii wyborczej.

Co robisz, by się do takiej wojny informacyjnej przygotować? Jakie działania podejmujesz?

Twoim celem jest wpływanie na nastroje społeczne przez przekazywanie nieprawdziwych informacji, podkręcanie emocji (aż do tych skrajnych) w najważniejszych przestrzeniach sporu politycznego i w kluczowych środowiskach zaangażowanych w ów spór, jak najszersze kolportowanie treści zgodnych z Twoim interesem, blokowanie treści niekorzystnych dla Ciebie.

Czego potrzebujesz do realizacji takich celów?

Przede wszystkim – żołnierzy. Cyfrowych żołnierzy, którzy będą mieli dostęp – przez social media, bo to najprostsze – do liderów opinii publicznej, liderów politycznych, głównych bohaterów kampanii wyborczej.  Prawdziwej armii, w dużej części dziś uśpionej, choć w każdej chwili gotowej do ataku (to piechota). Oraz grupy znakomicie wyszkolonych oficerów, którzy przez długie miesiące będą budować w cyfrowej przestrzeni politycznej swoją wiarygodność, wpływy, kontakty z najważniejszymi liderami opiniotwórczymi. Gdy wojna się już zacznie, oficerowie zaczną udostępniać dezinformacyjne treści, a  piechota nada im odpowiedni zasięg, w razie czego – zablokuje kogo trzeba, podkręci nastroje społeczne. I wojna będzie się toczyć.

 A teraz – największa niespodzianka: to się już dzieje! W Polsce, nie za granicą. W Polsce, dokładnie – na polskim Twitterze. Cała armia piechoty już tu jest. Obserwuje. Na razie przysypia, ale jest w każdej chwili gotowa do ataku. To regularna, całkiem nowa armia botów.

10 tysięcy nowych, nieaktywnych kont od 31 października do 18 listopada zaczęło obserwować konta dwóch głównych (stan na 19.11.2017) kandydatów na prezydenta Warszawy: Rafała Trzaskowskiego (PO) i Patryka Jakiego (PiS).  To nie efekt jednorazowego wzrostu zainteresowania tematem w chwili ogłoszenia kandydatury R. Trzaskowskiego 2 listopada – liczba followujących te konta uśpionych profili rośnie sukcesywnie, systematycznie, codziennie, nie wzbudzając tym samym niczyjego zainteresowania. Nie ma żadnego skoku, jest systematycznie rosnąca liczba obserwujących.

jaki_foll

trzaskowski_foll

Znaczna część tych kont obserwuje jednocześnie i Rafała Trzaskowskiego, i Patryka Jakiego. Co więcej, wszystkie one zostały założone w listopadzie 2017 r., nie opublikowały żadnego tweeta (nieliczne opublikowały 1 lub 2 tweety), obserwują od 40 do stu kilkudziesięciu innych kont, nie mają zdjęć profilowych.

Tutaj screeny z informacjami dotyczącymi drobnej części kont obserwujących konto Patryka Jakiego:

A tu screeny z informacjami o kontach obserwujących Rafała Trzaskowskiego:

To z całą pewnością boty – zautomatyzowane konta, zaprogramowane tak, by umieszczały specjalnie sprofilowane treści, udostępniały wskazane tweety itp. Te na razie nie działają. Czekają na wytyczne osób, które je programują. A programiści – na wytyczne tych, którzy prowadzą tę wojnę.  Dziś nie ma możliwości, by bez pomocy samego Twittera stwierdzić, kto to jest czy choćby gdzie założono owe konta. Zleceniodawcy pozostają nieznani.

Przyglądając się botom widać kolejne cechy charakterystyczne, które muszą budzić poważne wątpliwości.  Konta te obserwują od kilkunastu do kilkudziesięciu kont polskich Twitterowiczów – to konta tych, którzy w raportach wpływu polskiego Twittera zajmują najwyższe miejsca. Kiedy przeglądam, kogo followują boty, czuję się, jakbym przeglądała raport polskiego Twittera choćby firmy SoTrender: jest polskie konto papieża Franciszka, jest Robert Lewandowski, a potem Donald Tusk, Kancelaria Premiera, prezydent Andrzej Duda, do tego cała czołówka liderów politycznych – Grzegorz Schetyna, Ryszard Petru, Adrian Zandberg, Janusz Korwin-Mikke, inni wpływowi politycy:  Robert Biedroń, Roman Giertych, Marek Kuchciński; do tego bardzo znani dziennikarze i liderzy opinii: Zbigniew Hołdys, Jarosław Kurski, Jacek Kurski, Krzysztof Stanowski, Kamila Biedrzycka, Katarzyna Kolenda-Zaleska. Te nazwiska powtarzają się na większości z analizowanych przez mnie kont.  Co ważne – to przedstawiciele wszystkich stron polskiej sceny politycznej, dziennikarze z bardzo różnych mediów, liderzy opinii o przeciwstawnych poglądach.  To istotne, bo gdy jakieś polskie ugrupowanie zleca wsparcie swojej działalności przez boty, obserwują one wyłącznie osoby związane z opcją polityczną zleceniodawcy, a nie pełen przekrój polskiej polityki – sprawdzałam to wielokrotnie, analizując działania polskich partii na TT. W przypadku 10 tys. nowych kont-botów jest inaczej.

Pokażę to na przykładzie jednego z takich kont – @Waclaw5509

waclaw1

waclaw2

waclaw3

waclaw4

 

Poza kontami czołówki wpływu na polskim TT znajdziemy tam jeszcze kilka kont znanych osób związanych ze sportem (Zbigniewa Bońka czy Krychowiaka) oraz liczne profile zagraniczne. Najczęściej anglojęzyczne, choć pochodzące z różnych państw – od USA po Hiszpanię. Można znaleźć konta rosyjskojęzyczne, ale jest ich bardzo mało, to pojedyncze przypadki.

Obserwowane przez boty konta zagraniczne to najczęściej konta związane ze sportem lub z rynkiem muzycznym, często z bardzo wysokimi liczbami followersów. Boty nie followują żadnych zagranicznych polityków – wyłącznie polskich.

Kiedy sprawdzam, o ile i komu wzrosła liczba fanów od 31 października do 18 listopada, liczba ok. 10 tys. powtarza się zarówno u  Patryka Jakiego i Rafała Trzaskowskiego, jak u Tomasza Lisa czy Grzegorza Schetyny. Trochę wyższa jest u Donalda Tuska (15 tys.), prezydenta Andrzeja Dudy (13 tys.) i papieża Franciszka (12 tys.).

To tłumaczy, czemu z analiz obserwujących konta Trzaskowskiego czy Jakiego wynika, że bardzo dużo jest wśród nich kont nieaktywnych – to właśnie m.in. nieaktywne boty podnoszą ów wskaźnik.

aplikacje_TT_Jaki

 

aplikacje_TT_trzaskowski

Analizy ich profili wykazują, że obaj politycy mają dziś ok. 9 proc. (lub wg analizy innej aplikacji – 12-16 proc.)  rzeczywiście aktywnych użytkowników wśród tych, którzy ich obserwują.  To i tak tysiące ludzi – ale jednak stanowią oni mniejszość.

 

Wróćmy do początku tekstu.  Mamy więc 10 tys. cyfrowych żołnierzy, obserwujących na Twitterze liderów opinii publicznej w Polsce. Uśpionych, ale w każdej chwili gotowych do użycia. To zdyscyplinowana i nie potrzebująca jedzenia armia, o której wiemy już, że istnieje, ale nie wiemy, kiedy zaatakuje. Prawdopodobnie podczas samorządowej kampanii wyborczej – dlatego konta Rafała Trzaskowskiego i Patryka Jakiego są przez boty obserwowane.

Do prawdziwej wojny informacyjnej brakuje nam oficerów, którzy wyznaczać będą kierunki działania. Tzn. pewnie i oni już tu są, dla celów wojennych powinni działać już od dłuższego czasu – tylko nie zdołaliśmy ich jeszcze rozpoznać.  Jeśli weźmiemy pod uwagę doniesienia z innych państw, jeśli zdamy sobie sprawę, że coraz więcej „agencji informacyjnych” świadczy usługę dezinformacji w sieci, nie tylko w polityce, ale też np. w biznesie – ta sytuacja nie powinna nas dziwić. Powinniśmy natomiast być świadomi zagrożenia. I tego, że jako społeczeństwo będziemy celem ataku dezinformacji podczas kampanii wyborczej. Na jak wielką skalę?  Przekonamy się zapewne już po wyborach.

 Kluczowe jest oczywiście pytanie, kto szykuje się do tej informacyjnej wojny w Polsce. Czy to ktoś z wewnątrz? Być może, choć moim zdaniem nie jest to żadne z ugrupowań politycznych – te, owszem, wykorzystują boty na coraz intensywniej, ale nie w taki sposób, jak tu opisałam. Musiałby to być ktoś spoza obecnych aktorów sceny politycznej. Albo – ktoś z zewnątrz. Inne państwa po kampaniach, dzięki współpracy z właścicielami Twittera i Facebooka, uzyskały informacje, że za atakami w ich przestrzeni sieciowej stały rosyjskie fabryki trolli. Czy tak jest też u nas? Nie wiem. Nie ma dziś na to dowodów, przynajmniej wśród informacji ogólnie dostępnych. Nie wiemy, kto szykuje się do dezinformowania Polaków na masową skalę. Ale że to robi – jest pewne.

 

Korzystałam z danych uzyskanych z: Sotrender, Twitonomy, FakersApp.

Jaki wpływ na polską politykę mają rosyjskie trolle? Manipulacje w sieci cz. 3

Rosjanie wpływali na wszystkie największe wydarzenia polityczne w USA i Europie Zachodniej – za pośrednictwem najpopularniejszych portali społecznościowych. Polska również jest na liście państw, w których Rosjanie ingerują w politykę wykorzystując internet. To się dzieje – tu i teraz!

To już wiadomo: rosyjskie trolle internetowe były zaangażowane w kampanię wyborczą Donalda Trumpa w USA. W kampanię na rzecz Brexitu w Wielkiej Brytanii oraz w kampanię prezydencką we Francji. Wiele wskazuje na to, że teraz usiłują wpłynąć  na wyniki wyborów w Niemczech. Do tego znacząca część rozpowszechnianych w sieci krytycznych postów nt. NATO to także płatna rosyjska robota.

Czy Polska jest na liście krajów, w których środowiska rosyjskie  usiłują ingerować w politykę i wpływać na opinię publiczną? Oczywiście. Czy temat niemieckich reparacji, który pojawił się w Polsce, to przykład tego typu działania? Analizując sposób rozchodzenia się tych treści, nie można dziś tego wykluczyć.

 

Rosyjskie trolle ingerują w politykę – przykłady

Prawie codziennie pojawiają się nowe informacje z największych państwa świata nt. kolejnych politycznych  aktywności rosyjskich trolli na Facebooku i na Twitterze. Dane nt. tego, co już udało się wykryć, robią ogromne wrażenie. Wystarczy przejrzeć doniesienia z ostatnich miesięcy na portalach specjalizujących się w cyberbezpieczeństwie, np. Cyberdefence24.pl, by dowiedzieć się m.in.:

  1. 2/3 użytkowników Twittera, piszących w języku rosyjskim o obecności NATO w Europie Wschodniej (także w Polsce), to boty, czyli automaty wytwarzające i rozpowszechniające treści. Ich dziełem jest aż 80 proc. rosyjskojęzycznych postów na temat NATO. Angielskojęzyczna aktywność to odpowiednio: 1/4 kont oraz 46 proc. całego przekazu o NATO na Twitterze. Nasilenie aktywności kont rosyjskojęzycznych miało miejsce na przełomie maja i czerwca podczas ćwiczeń NATO, a anglojęzycznych – na przełomie marca i kwietnia, gdy zachodni żołnierze przybyli do państw bałtyckich.
  2. Jeden z najpopularniejszych brytyjskich twitterowiczów, który określał się jako „zaciekły zwolennik Brexitu” i miał ponad 100 tys. followersów, okazał się trollem opłacanym przez Rosjan. Konto prowadziło międzynarodową kampanię dezinformacyjną przez cztery lata, opublikowano na nim 137 tys. tweetów. Dyskutowali z nim m.in. wysoko postawieni brytyjscy politycy. Z analizy aktywności wynika, że konto obsługiwało kilka osób, a podawane na nim tweety były szeroko rozpowszechniane przez prorosyjskich followersów oraz przez boty. Treści dotyczyły nie tylko Brexitu – odnosiły się też do wydarzeń na Ukrainie, w Syrii, wyborów prezydenckich w USA itp. Wszystkie prezentowały stanowiska korzystne dla interesów rosyjskich.
  3. Szef bezpieczeństwa Facebooka poinformował, że FB odkrył 470 fałszywych kont, należących do rosyjskiej agencji Internet Research Agency, która de facto jest fabryką trolli. Konta te były aktywne m.in. podczas kampanii prezydenckiej w USA, za ich pośrednictwem wykupiono ponad 3 tysiące reklam na FB za 100 tys. dolarów. W reklamach nie odwoływano się bezpośrednio do wyborów, ale poruszano najgorętsze w tym okresie tematy społeczno-polityczne, np. kwestie imigracji czy prawa do posiadania broni. Reklamy te były próbą (nie wiadomo, na ile skuteczną) wywierania wpływu na Amerykanów w okresie wyborczym.
  4. Rosyjski wywiad miał utworzyć ponad 200 fałszywych kont na Facebooku w celu szpiegowania osób zaangażowanych w kampanię Macrona. Poinformowała o tym agencja Reuters. Już wcześniej, w kwietniu 2017 r. poinformowano o fałszywych kontach na FB, rozpowszechniających nieprawdziwe informacje nt. kandydującego wówczas na urząd prezydencki Macrona.
  5. 4 września w Niemczech (w których 24 września odbędą się wybory parlamentarne) ogłoszono, że przed niedzielną debatą Angeli Merkel i jej rywala Martina Schulza zaatakowane zostały strony internetowe polityków partii Merkel. Wielu spośród atakujących miało rosyjskie adresy IP. Druga wiceprzewodnicząca Unii Chrześcijańsko-Demokratycznej Julia Klöckner poinformowała w poniedziałek, że jej strona internetowa została zaatakowana 3000 razy. Na razie nie podano szczegółów tych ataków.
  6. W czerwcu CNN podało, iż wg FBI to rosyjscy hakerzy włamali się do agencji informacyjnej w Katarze i sfałszowali raporty, które przyczyniły się do wybuchu kryzysu wśród najbliższych sojuszników USA. W wyniku kryzysu pięć państw arabskich oraz Malediwy, zerwały stosunki dyplomatyczne z Katarem.
  7. Jedna z najnowszych informacji to informacja amerykańskiego portalu internetowego Daily Beast. Twierdzi on, że wg ich danych Rosjanie wykorzystywali Facebooka nie tylko do rozpowszechniania wśród Amerykanów fałszywych wiadomości, ale także do organizowania i promowania politycznych protestów w USA. Portal wskazuje antyimigrancki wiec w Idaho, w sierpniu 2016 r. Trolle miały go zorganizować zakładając po prostu wydarzenie na FB. Ma to być pierwsza wykryta działalność rosyjskich trolli, która nie ograniczyła się wyłącznie do rozpowszechniania treści, ale w sposób bezpośredni wywołała działanie w realu.

Każdemu, kto się zastanawia, czy Rosja nie jest w tym przypadku zwykłym „chłopcem do bicia” i zwyczajnie łatwo ją obwinić o wszystkie tego typu działania, przypominam, że w przypadku każdego z tych działań bardzo łatwo wskazać, kto na nim zyskał. Zawsze była to Rosja – trolle zawsze rozpowszechniały treści zgodne z rosyjska polityką zagraniczną.

 

Polska na rosyjskiej liście zainteresowań

Czy Rosjanie ingerują też w to, co się dzieje w Polsce, próbując wpływać na opinię publiczną? Na początku września Sojusz w Obronie Demokracji (Alliance for Securing Democracy) działający przy amerykańskim think tanku German Marshall Fund, opublikował listę 27 państw, w politykę których w ostatnich latach wtrącała się Rosja – przez cyberataki i kampanie dezinformujące. Tak, na tej liście jest Polska.

Nie ma dziś (w obiegu publicznym) danych nt. ataków czy dezinformacji w Polsce, za którymi miałyby stać rosyjskie grupy wpływu w sieci. Natomiast przyglądając się mediom społecznościowym i trwającym w nich kampaniom widać wyraźnie, że niektóre tematy potrafią pojawiać się niemal znikąd, błyskawicznie rozchodzić się po sieci i wpływać na sytuację Polski, w sposób korzystny głównie dla Rosji.

 

Reparacje wojenne – kto zyskuje na antyniemieckich nastrojach?

Przykładem może być sprawa reparacji wojennych, których podobno domagamy się (strona rządząca) od Niemiec. Temat jako pierwszy pojawił się w sieci pod koniec lipca, zaraz po zakończeniu protestów pod sądami. Dokładnie śledziłam pierwsze dni rozchodzenia się tych treści na Facebooku (tutaj dokładna analiza: https://mierzynskamarketing.wordpress.com/2017/08/09/nie-bedzie-niemiec-plul-nam-w-twarz-wrze-na-prawicowym-fb/).

Content nt. żądań ws. reparacji pojawił się na FB najpierw jako memy i posty na prawicowych fanpage`ach na Facebooku. Potem – na prawicowych stronach internetowych, na początku wcale nie na największych. Dzień po dniu do tematu dołączały coraz bardziej znaczące prawicowe portale, oraz prawicowi politycy, słynący z najbardziej radykalnego języka na polskiej scenie politycznej. Jako jedni z pierwszych sprawę podchwycili: poseł Adam Andruszkiewicz z Kukiz`15 i poseł (oraz wiceminister sprawiedliwości) Patryk Jaki z PiS oraz – chwilę później – poseł Marek Jakubiak z Kukiz`15. Do połowy sierpnia temat praktycznie nie funkcjonował w mediach pozainternetowych, ale wreszcie masa krytyczna contentu została osiągnięta i o reparacjach zaczęły mówić wszystkie główne media krajowe oraz politycy. Tak naprawdę dopiero na tym etapie zaczęły się pojawiać wypowiedzi polityków rządowych – nie była to więc pierwotnie ich inicjatywa. Do dziś nikt z polskiego rządu nie wystąpił oficjalnie do Niemiec w tej sprawie, temat więc nadal rozgrywany jest wyłącznie w polityce wewnętrznej. Na pewno nakręca on wrogie nastroje społeczne wobec Niemiec, wywołuje agresję i niepokój. Kto zyskuje na budowaniu takich nastrojów społecznych między Niemcami a Polakami? Rosja, prawda?

 

Kto płaci za płatne fejkowe konta angażujące się politycznie w sieci w Polsce?

Reparacje to tylko jedna z kwestii, która zmusza do stawiania pytań o zaangażowanie Rosjan w polskiej przestrzeni internetowej. Dołóżmy do niej dane wynikające z analiz Twittera, dokonanych przesz naukowców w Oxfordzie – 30 proc. tweetów politycznych na polskim TT pochodzi z płatnych kont trolli.

Z mojej analizy fanów polskich polityków na Facebooku, która przeprowadziłam w lipcu 2017 analizując prawie 1000 profili, wynikają podobne dane – ok. 30 proc. kont najaktywniejszych fanów polskich polityków to konta o nietypowej aktywności, o których z dużym prawdopodobieństwem można powiedzieć, że są albo fejkowe, albo przejęte od ich właścicieli, albo po prostu są to boty.

Zobacz analizę: https://mierzynskamarketing.wordpress.com/2017/08/04/nie-wierz-politycznym-fanom-na-fb-manipulacje-w-sieci-cz-2/

Zapewne są to konta płatne, bo tego typu aktywności na tak dużą skalę nikt raczej nie prowadzi za darmo. Nie wiemy, kto płaci trollom działającym na polskim FB i TT (to trolle krytyczne zarówno wobec polskiego rządu, prezydenta, jak i opozycji). Wiadomo natomiast, że taka liczba kont może wpływać na odbiór działań polityków przez polskich użytkowników social media – pierwsze reakcje pod postami najczęściej określają ich dalszą interpretację. Wystarczy, by kilkanaście pierwszych komentarzy pod postem było negatywnych, by utrwalić negatywna ocenę danej aktywności.

Kto zyskuje na permanentnej, systematycznej krytyce wszystkich sił politycznych w Polsce?

Odpowiedzcie sami.

 

Historia Pawła Kukiza i „Naszego Dziennika”

Na koniec jeszcze jedna sytuacja z naszego podwórka. 7 września na stronie internetowej „Naszego Dziennika” pojawia się – jako artykuł sponsorowany – informacja o oświadczeniu posła Pawła Kukiza, skierowanym do prezydenta Andrzeja Dudy. Można w nim wyczytać, że Paweł Kukiz zaapelował do prezydenta o wycofanie wojsk amerykańskich (czyli oczywiście NATO-wskich, bo w Polsce wojska amerykańskie stacjonują w ramach NATO) z Polski. I że zbierane są podpisy w tej sprawie – i to przez kogo! Otóż przez Nowoczesną i Platformę.

Szybko okazało się, że to klasyczny fakenews. Redakcja zdjęła materiał, a potem wydała oświadczenie, iż materiał został zamieszczony przez hakera, który włamał się na stronę internetową gazety. „Nasz Dziennika” zawiadomił o sytuacji prokuraturę.

Jeśli rzeczywiście oświadczenie Kukiza to wynik hakerskiego ataku na portal internetowy – w czyim interesie byłby taki atak? Z jednej strony – mógłby być korzystny w  wewnętrznych rozgrywkach między PiS-em a prezydentem Dudą. Z drugiej strony – nikt w Polsce nie uwierzy w to, że Kukiz współpracuje z Nowoczesną i Platformą, i to jeszcze w sprawie wycofania wojsk amerykańskich. Kompletny absurd. Temat też wydaje się absurdalny i zupełnie niezgodny z nastrojami panującymi w Polsce. Jeśli jednak wrócimy do początku tekstu, do akapitu, w którym podawałam, jak intensywną pracę nad dezinformacją nt. NATO  wykonują rosyjskie trolle, pytania o to, kto zamieścił fałszywe oświadczenie Pawła Kukiza zaczynają się mnożyć, prawda?

 

W jakim stopniu naprawdę Rosjanie ingerują w polską politykę? To jedno z najważniejszych pytań, na które dziś powinniśmy szukać odpowiedzi.