Do której Polski mówisz, polityku?

Politycznie i przekazowo – mamy dwie różne Polski. Analiza najpopularniejszych postów na Facebooku na profilach polityków opozycji oraz Kukiz`15 i PiS nie pozostawia wątpliwości: opozycja i prawica mówią do zupełnie innych ludzi. Te dwie grupy mają skrajnie odmienne podejście do życia i świata.

Elektoratowi prawicy w sferze informacyjnej wystarcza atakowanie wszystkich, którzy myślą inaczej niż ich grupa, oraz chwalenie siebie. Elektorat opozycji ma zupełnie inne oczekiwania: chce wspólnoty, sympatycznych i ludzkich polityków oraz kulturalnego, nie agresywnego języka. Na dodatek chce też wolności w grupie – czyli m.in. możliwości krytykowania działań swoich liderów  – po to, by poprawić to, co nie jest dobre.

To właśnie dlatego kiedy opozycja próbuje budować przekaz do swoich wyborców, opierając go to jak PiS i Kukiz`15 na podziale oni-my, i na atakowaniu „onych” – przegrywa. Albo przynajmniej stoi w miejscu.

Opozycja potrzebuje własnej narracji, własnej opowieści o świecie – tym, który jest i tym, który będzie. Nie może budować jej reagując na narrację konkurentów politycznych – bo wtedy mówi jedynie do elektoratu tych konkurentów. To tak jakby mieć odbiorców mówiących po francusku, a budować przekaz po angielsku – w którym to języku mówią jedynie odbiorcy politycznego przeciwnika.

To wszystko wnioski wynikające z pogłębionej analizy fanpage`y polityków.

O analizie postów prawicy, zwłaszcza Kukiz`15, już pisałam – tutaj można ją przeczytać: https://mierzynskamarketing.wordpress.com/2017/08/28/najbardziej-agresywnego-jezyka-w-polityce-uzywa-kukiz-15/

Dziś czas na porównanie contentu prawicy z przekazem opozycji. Przeanalizowałam posty na Facebooku opozycyjnych liderów oraz tych polityków opozycji, którzy mają największą liczbę fanów na FB, czyli: Roberta Biedronia, Kamili Gasiuk-Pihowicz, Grzegorza Schetyny, Barbary Nowackiej, Agnieszki Pomaskiej, Borysa Budki, Ryszarda Petru, Sławomira Nitrasa. Wybrałam najpopularniejsze wpisy z ostatnich trzech miesięcy (czerwiec – sierpień 2017 r.) – najczęściej miały one przynajmniej 1 tys. reakcji . Oto wyniki.

 

Jakie posty polityków opozycji najbardziej interesują ich elektorat:

Po pierwsze – te, na których polityk/polityczka prezentują się jako autentyczni,  fajni i sympatyczni ludzie, których życie wygląda podobnie do życia ich odbiorców.

Po drugie – te, które w pozytywny sposób podkreślają współpracę i wspólnotę.

Po trzecie – te, które są mocnymi, ale merytorycznymi reakcjami na budzące największe emocje działania PiS-u.

Postów pierwszego typu nie ma praktycznie w ogóle na fanpage`ach polityków PiS i Kukiz`15, wspólnotę budują oni głównie przez treści negatywne, a  „walka z wrogiem”  prowadzona jest za pomocą agresywnego i obraźliwego języka.

Różnice są więc ogromne. Zwolennikom Kukiz`15 i zazwyczaj także PiS najbardziej podobają się posty agresywnie uderzające we wroga. PiS dokłada do tego jeszcze trochę wpisów chwalących swoje osiągnięcia – i koniec. Natomiast szeroko rozumianej grupie antyPiS najbardziej podobają się posty pozytywne, ludzkie, odsłaniające życie rodzinne polityka/polityczki , a  jeśli posty dotyczą polityki – to te, które mówią o współpracy, łączą ludzi ze sobą w sposób pozytywny, są merytoryczne, a użyty w nich język nikogo nie obraża (choć czasem bardzo mocno krytykuje) ani nie wywołuje pogardy.

Czy nie wygląda to jak dwie różne Polski? I czy wyjaśnia, dlaczego prawica i opozycja muszą budować przekaz w zupełnie inny sposób?

Teraz szerzej o każdym z trzech rodzajów postów:

1. Znacząca część najbardziej popularnych postów na fp polityków to te, które ukazują słynną już PR-owo „ludzką twarz” parlamentarzysty/-tki . Elektorat opozycji przede wszystkim chce kontaktu z politykiem budzącym sympatię oraz będącym „jednym z nas”, czyli mającym podobne doświadczenia co jego odbiorcy, funkcjonującym w podobny sposób (praca – weekend – święta – wakacje, zakupy, dzieci, podobne problemy codzienne etc.)

pomaska8

nitras8

Każdy, komu wydaje się, że to wizerunkowy standard i nie ma co zwracać na niego uwagi – myli się. Bo po pierwsze: na fp polityków prawicy takich postów praktycznie w ogóle nie ma. Znalazłam je jedynie u Pawła Kukiza (z wakacji), ale nie cieszyły się one najwyższą popularnością. Czyli odbiorcy prawicy nie są zainteresowani poznawaniem „ludzkiej twarzy” polityków, nie jest im to do niczego potrzebne. Natomiast u polityków opozycji to są jedne z najbardziej popularnych treści.

budka8

Fanpage`e polityków opozycji są też znacznie bardziej „uśmiechnięte” niż fanpage`e polityków prawicy. I to właśnie „uśmiechnięte” posty zbierają lawinę reakcji.  Radosna, pomazana kolorowymi farbami po biegu „Colorrun” Barbara Nowacka, uśmiechnięty Robert Biedroń udzielający ślubu, Agnieszka Pomaska na windsurfingowej desce, Borys Budka z roześmianą rodziną na Woodstocku – to tylko przykłady. Ludzie to lubią! Jednocześnie natychmiast oceniają autentyczność i spójność postów – tu nie może być żadnej ściemy ani ustawki. Najlepsze są spontaniczne przekazy, prawdziwe emocje i transmisje live – odbiorcy z grupy opozycyjnej nagradzają właśnie za autentyczność.

biedron3

nowacka

Tego typu posty kompletnie nie występują na fp posłów Kukiz`15, na fp posłów PiS również wyjątkowo.  Choć – przypomnijmy – zwłaszcza posłowie Kukiz`15 są bardzo skuteczni na FB. Brak takich postów oznacza więc po prostu brak zapotrzebowania na tego rodzaju treści.

 

2. Kolejny rodzaj postów nagradzanych przez fanów bardzo wysoką liczbą lajków – to posty, które nazwałam „budującymi wspólnotę.”

Elektoratowi opozycji podobają się wpisy podkreślające współpracę między różnymi partiami opozycji. Wspólne zdjęcia polityków różnych ugrupowań opozycyjnych biją rekordy popularności.  Jeden z najpopularniejszych postów na fp Grzegorza Schetyny to  zdjęcie jego i Donalda Tuska razem, podczas rozmowy.

schetyna5

U Kamili Gasiuk-Pihowicz – lajki zbierają zdjęcia, na których jest ona razem z posłami Platformy. Tak, wspólne działanie opozycji jest nagradzane natychmiast.

Przypuszczam, że jednym z najpopularniejszych zdjęć w grupie antyPiS byłoby wspólne zdjęcie Donalda Tuska, Bronisława Komorowskiego i Grzegorza Schetyny, razem z młodszym pokoleniem, czyli Borysem Budką, Kamilą Gasiuk-Pihowicz i Robertem Biedroniem. Ta szóstka podbiłaby internet!  😉

Ale nie samych zdjęć „łączących polityków” oczekują wyborcy w ramach wspólnoty, której – zdaje się – łakną w maksymalnym stopniu. Swoimi reakcjami nagradzają także inne sygnały świadczące o wspólnotowości, np. odwołanie się do wspólnych dla tej grupy społecznej autorytetów i symboli – zwłaszcza tych, które dziś są podważane przez prawicę. Takim symbolem jest niewątpliwie Lech Wałęsa – posty z nim związane, zwłaszcza filmy i zdjęcia ze spotkań z nim, mają bardzo dużo pozytywnych reakcji.

biedron2

Swoistym wspólnotowym autorytetem okazał się też Bono, gdy podczas koncertu opowiedział się po stronie wspólnoty antyPiS. Nie ma co się dziwić, od zawsze członkowie wspólnoty rozpoznają się między sobą właśnie na podstawie symboli, autorytetów – oraz dzięki wspólnym doświadczeniom.

pomaska3

Łączącym grupę antyPiS przeżyciem były lipcowe protesty pod sądami – na największą liczbę reakcji u każdego z analizowanych polityków mogły liczyć posty z tych protestów, ale te, w których podkreślana była jedność i współpraca.

nitras6

Ostatnio zaś elementem wspólnotowego łączenia było przeżycie śmierci Grzegorza Miecugowa, dziennikarza TVN24. Był – jak się okazało – znaczącym członkiem tej wspólnoty. Kiedy nagle zmarł, opłakiwała go cała ta część polskiego społeczeństwa. Posty polityków wyrażające żal po jego odejściu miały zazwyczaj bardzo dużo reakcji.

schetyna2

Nagradzanie postów budujących wspólnotę – czyli grupę społeczną, którą łączy coś na tyle silnego, że skłania do budowania stałych relacji – wskazuje na pozytywny sposób identyfikowania się odbiorców z grupą. To znowu potężna różnicą w zestawieniu z Kukiz`15, który buduje tożsamość swojej grupy na treściach wyłącznie negatywnych, czyli na krytykowaniu tych, którzy do grupy nie należą. W przypadku opozycji w znaczącym stopniu liczą się przekazy pozytywne – i to one pomagają odbiorcom określać swoją społeczno-polityczną tożsamość.

W tej grupie postów pojawiają się także wartości, wokół których chce się skupiać wspólnota opozycyjna. Najważniejszą z nich jest demokracja, rozumiana przede wszystkim jako: wolność/niezależność z jednej strony, a z drugiej – legalizm i instytucjonalizm. Wspólnotę antyPiS łączy bowiem potrzeba wolności oraz jednocześnie wiara w to, że w państwie wolności należy bronić za pomocą środków legalnych, wykorzystując istniejące instytucje.  M.in. dlatego do tej grupy nie trafiają oskarżenia PiS-u, że opozycja „donosi” na Polskę do Brukseli. Dla niej instytucje unijne są po prostu legalnymi narzędziami odwoławczymi wobec nieakceptowalnych (dla tej grupy) decyzji obozu rządzącego.

 

3. Krytyka PiS, czyli „walka z wrogiem”.

U polityków prawicy można znaleźć w zasadzie wyłącznie posty o tej tematyce (oraz prezentujące własne sukcesy). U opozycji są to posty trzecie w kolejności pod względem zainteresowania. Ich popularność nasila się, gdy rośnie napięcie społeczne – czyli np. w lipcu 2017 r.  Ale jeśli czas jest spokojny, a z obozu rządzącego nie płyną nowe informacje wywołujące silne emocje negatywne, posty „antyPiS’ nie budzą większego zainteresowania. Co więcej – nawet podczas narastania emocji sociamediowa „walka z wrogiem” musi wyglądać zupełnie inaczej niż np. w postach posłów Kukiz`15. Różnica tkwi przede wszystkim w języku.  Grupa opozycyjna oczekuje „kultury zachowania”, „wypowiadania się bez wulgaryzmów”, „kultury osobistej, żeby przyjemnie było i popatrzeć, i posłuchać” (to cytaty z komentarzy). To są zresztą postulaty znane z protestów pod sądami i z publicznej dyskusji tuż po nich – zwłaszcza ich młodzi uczestnicy wyrażali postulaty, by używać języka „bez pogardy”, „bez przemocy”, by „nie dzielić za pomocą haseł”. Ma być z szacunkiem dla ludzi (nawet wrogów), ale też – z szacunkiem dla instytucji państwa. Państwo, jego instytucje i obowiązujące prawa są bowiem dla grupy opozycyjnej wartością.

gasiuk1

Politycy opozycji czasem przegrywają więc we własnym elektoracie ze względu na używanie zbyt agresywnego, obrażającego języka.  Tu spełnienie oczekiwań odbiorców wymaga dużego wyczucia – grupa oczekuje bowiem jednocześnie jasnego, jednoznacznego potępiania rządzących za ich decyzje, z którymi grupa się nie zgadza. Ma być więc – także językowo – konkretnie, jednoznacznie, mocno. Ale nie wzgardliwie czy agresywnie. Różnice silnie wyczuwają najmłodsi w grupie. Pogarda i agresja są po prostu zakazane.  

Co ciekawe – zwłaszcza u kobiet wysoko cenione są merytoryczne wypowiedzi na ważne tematy polityczne i społeczne. Tak jak mężczyźni „punktują” dzięki zdjęciom z rodziną, tak kobiety – dzięki mocnym, jednoznacznym, ale bardzo merytorycznym, wręcz eksperckim wypowiedziom na tematy polityczne i państwowe. Odbiorcy cenią więc u polityków cechy, które stereotypowo przypisywane są płci przeciwnej: liczą się mądre i „mające jaja” kobiety (bardzo podkreślane w komentarzach u Kamili Gasiuk-Pihowicz, Agnieszki Pomaskiej i Barbary Nowackiej) oraz ciepli i uśmiechnięci mężczyźni (bardzo widoczne m.in. u Borysa Budki i Roberta Biedronia).

pomaska7

Wspólnota, panie polityku kochany!

budka1

Analiza popularności postów na Facebooku pokazuje, że grupa antyopozycyjna bardzo łaknie wspólnoty. Chce ją budować wokół potrzeby obrony demokracji. Ten elektorat raczej nie potrzebuje wspólnoty ściśle ze sobą powiązanej. To nie muszą być bardzo bliskie więzy, ale jednak – więzy, które pozwolą się społecznie zidentyfikować. A to oznacza realną współpracę, wspólne autorytety, symbole, ale też wzajemną troskę o członków grupy.

Kto pierwszy z opozycji zauważy potrzebę wspólnotowości w grupie antyPiS i kto pierwszy tę wspólnotę zbuduje, pamiętając o tak mocno cenionej przez członków grupy autentyczności  i spójności deklaracji i działań – ten ma szansę na silne poparcie społeczne. 

 

Kukiz` 15 – najbardziej agresywny język polityki w Polsce

Pasożyty, donosiciele, obłudnicy, zdrajcy, dzikusy, bojówkarze, cwaniacy, kłamcy, karierowicze i aferzyści. Co robią? Knują, robią chlew, marzą o korycie, dzielą Polskę, straszą, pajacują, rozkradają majątek, zawłaszczają w bolszewicki sposób i „zachowują się jakby oszalali”. To prawdziwe cytaty z oficjalnych profili facebookowych polityków ugrupowania Kukiz`15  zamieszczone tam w ciągu zaledwie dwóch miesięcy 2017 roku – czerwca i lipca. Nie ma wątpliwości – najbardziej radykalnego, oceniającego i obraźliwego języka w polskich social media wśród polityków używają właśnie posłowie Kukiz`15. Są bardzo agresywni werbalnie – znacznie bardziej niż przedstawiciele innych ugrupowań.

Jednocześnie – ci, którzy używają tak radykalnego języka, mają na Facebooku ogromne liczby fanów i mogą liczyć na ich ogromne zaangażowanie. Nawet biorąc pod uwagę,
że część reakcji jest fejkowa (tak samo jak na fanpage`ach innych polityków) – liczba tych prawdziwych i tak robi wrażenie. Analiza ich fanpage`y wyraźnie pokazuje, kto jest liderem przekazu politycznego w social media i kto wyznacza linię masowego dotarcia do Polaków o silnie prawicowym światopoglądzie. Zmusza też do postawienia pytania: co tak bardzo przyciąga użytkowników social media do postów polityków Kukiz`15?

 

Co analizowałam:

Przeanalizowałam posty prawicowych parlamentarzystów na Facebooku z dwóch miesięcy – czerwca i lipca 2017. Analizowałam oficjalne fanpage`e tych, którzy mają największą liczbę fanów – od Janusza Korwina-Mikke poczynając (784 623 fanów)
na Adamie Andruszkiewiczu (113 619 fanów) kończąc.  Trzeba tu zaznaczyć, że liczba fanów profilu nie świadczy o wysokim poziomie zainteresowania wpisami. Wyraźnie mniej reakcji na posty ma Korwin-Mikke niż Andruszkiewicz. Ostatni z wymienionych posługuje się skrajnie radykalnym językiem, który – jak wskazują reakcje – trafia jednak w zapotrzebowanie jego wyborców (głównie radykalnych narodowców, Andruszkiewicz jest bowiem jednocześnie prezesem Stowarzyszenia Endecja), dlatego może liczyć
na rzadko spotykane na polskim FB zaangażowanie swoich fanów.

andruszkiewicz

 

Dobrzy „my”, źli „oni” – czyli najważniejszy jest wróg

Sociamediowy przekaz ugrupowania Kukiz`15 jest świadomie budowany. Podstawową konstrukcją  jest twardy podział „my – oni”. Na nim „zawieszane” są wszystkie treści.  Ten podział jest potrzebny Kukiz`15 do określenia tożsamości swojego elektoratu – swoistej grupy społecznej. Im słabsze są pozytywne więzi każdej tego typu grupy (czyli im rzadziej członkowie grupy identyfikują się z nią dzięki jasno określonym zasadom, działaniom i wartościom), tym silniejsze jest zapotrzebowanie na więzi negatywne – bez nich bowiem grupa się rozpadnie. Posłowie Kukiz`15 konstruują więc monumentalnego wroga – i wokół niego budują swoją wspólnotę. Dzięki temu niewiele muszą mówić o sobie. Wystarczy opowiadać o wrogu i nakręcać nastrój zagrożenia, by utrzymać więzi w grupie.

„Oni” – wrogowie –  są (bo muszą być!) przede wszystkim bardzo źli i parlamentarzyści dają temu wyraz prawie codziennie.  Tylko w czerwcu i lipcu, poseł Andruszkiewicz mówił o „onych” używając określeń: brzydzę się Wami; jesteście pasożytami; donosiciele, obłudnicy, zdrajcy, wrogowie Polski; Wasza wina, Wasza głupota; pajacujecie, robicie cyrk w Sejmie, straszycie Polaków.

Poseł Tyszka używał innych słów, ale o równie pejoratywnym znaczeniu: ojkofobia, partiokracja, partyjniactwo, histeryczna opozycja, knują przeciw Polsce, robią chlew
w Sejmie, robią burdy, są agresywni, to szaleństwo.

tyszka

Poseł Marek Jakubiak pisał o groźnych ludziach, dzikusach, bojówkarzach, „egocentrycznych karierowiczach marzących o korycie”. Natomiast sam lider ugrupowania, Paweł Kukiz, na swoim profilu na FB używał m.in. takich określeń: trutnie, cynicy, „maderowcy u Sowy spasione”, manipulatorzy, dwa zwalczające się plemiona, cwaniaki, horror, dno, rzeźnia, „bolszewicki sposób” , „zobaczyć Was za kratkami”.

Jak wynika z treści postów, „oni” to wszyscy, którzy myślą inaczej. Najczęściej jest to opozycja, ale – gdy sytuacja wymaga – także PiS (np. w lipcu podczas sporu o sądy).

Natomiast  o „my” wiadomo niewiele. „My” – jak piszą posłowie – „idziemy swoją drogą, prosto”, „nie jesteśmy partią” (Paweł Kukiz), „jesteśmy jedynymi, którzy od początku wiedzą, co trzeba robić” (Marek Jakubiak), „idziemy odzyskać Polskę dla Obywateli” (S. Tyszka), „nie jesteśmy już Waszymi pachołkami” (Andruszkiewicz).
I jeszcze zdanie autorstwa kilku polityków: „my tu, w naszym domu, sami sobie damy radę”. Do tego parę określeń zaznaczających wspaniałe oblicze grupy: dumni, uczciwi, merytoryczni, odważni, pokojowo nastawieni. I tyle.

Widać wyraźnie, że posłowie Kukiz`15 budują wspólnotę  głównie przez pokazywanie, czym ta wspólnota nie jest. Dużo większy problem mają z określeniem, czym jest.

 

Kukiz`15 nie istnieje bez wroga

Kukiz`15 w przekazie nie istnieje bez opozycji.  Znacząca większość postów na FB (gdzie to ugrupowanie bije rekordy popularności) to reakcje na wypowiedzi
i działania polityków Platformy lub Nowoczesnej.  Wystarczyłaby milcząca opozycja – i Kukiz`15, by istnieć, musiałby natychmiast znaleźć jakiegoś krajowego wroga.  
Oczywiście do grupy „onych”, czyli złych, należą również Niemcy, Żydzi  i uchodźcy, są jednak na tyle daleko, że samo powoływanie się na nich nie wystarczyłoby do utrzymania tożsamości grupy.

Co ważne – reaktywność przekazu posłów Kukiz`15 nie przeszkadza odbiorcom. Wręcz przeciwnie, liczba lajków i serduszek pod postami pokazuje, że uderzanie
w  „onych” spełnia oczekiwania tego elektoratu.  Oto pierwszy z brzegu, tym razem sierpniowy przykład: post posła Andruszkiewicza rozpoczynający się od słów: „Islamistyczna dzicz znów morduje Europejczyków w ich własnych miastach…”  ma
w chwili, gdy to piszę, 11 tys. reakcji i prawie 4,5 tys. udostępnień. Takim poziomem zaangażowania może pochwalić się w Polsce zaledwie dwóch – trzech najwyższych polityków w kraju.

andruszk_rimini

Paweł Kukiz ma tych reakcji mniej, choć też może je liczyć w tysiącach – jego język jest jednak delikatniejszy niż Andruszkiewicza. Kukiz o złodziejach i oszustach mówi tylko raz na jakiś czas, Andruszkiewicz – regularnie.

kukiz

 

PiS (na ogół) łagodniejszy od Kukiz`15

Porównanie wpisów social media polityków PiS i Kukiz`15 pokazuje, że język PiS-u jest łagodniejszy. Na Facebooku spora część fanpage`y polityków PiS to fanpage`e oficjalne – premiera, prezydenta, ministrów. Tam używany jest język urzędowy. Tylko nieliczni politycy partii rządzącej decydują się na wpisy odbiegające od urzędowej normy. Powszechnie znana jest budząca silne kontrowersje socialmediowa aktywność posłanki Krystyny Pawłowicz. Ale jednym z  liderów tego typu przekazu jest młody PiS-owski polityk – Patryk Jaki. Wiceminister sprawiedliwości  buduje swój przekaz na bardzo twardym podziale „my – oni”, podobnie jak Kukiz`15. „My” to – jak napisał w jednym z postów – „nowa młoda polska armia”, która jest bezkompromisowa
i sprawiedliwa,
bo odzyskuje, chroni i odbija. Ta wojenna retoryka uzasadniana jest jednoznacznym określeniem przeciwników. „Oni” to mafia, przestępcy, złodzieje, którzy rozkradli majątek i skręcili sobie miliony. Post nt. gwałtu w Rimini, w którym wiceminister stwierdził, że tacy przestępcy zasłużyli sobie na karę śmierci i tortury,
nie jest więc w jego przekazie czymś zaskakującym, raczej – następstwem dotychczas używanego języka.

jaki

Na mocno radykalne określenia pozwala sobie również Beata Mazurek, rzecznik Klubu Parlamentarnego PiS (czyli, z założenia, osoba określająca oficjalny przekaz klubu). „Onych” opisuje jako oszustów, którzy powinni siedzieć w kryminale; jako tych, którzy straszą Polaków i zrujnowali Polskę.

 

„Oni” to i Wałęsa, i opozycja, i komuchy

Język konstruuje nam świat. Dlatego analizowanie języka, jakiego używają politycy, jest tak istotne – według niego tworzymy obraz politycznej i społecznej rzeczywistości.
W Polsce podział „my – oni”, tak chętnie stosowany dziś w wypowiedziach polityków, ma dodatkową wagę. Otóż nie tak dawno temu „oni” to byli po prostu komuniści. „My” – to uciskane społeczeństwo. Gdy dziś politycy prawicy wskazują na złych „onych”, automatycznie uruchamiają skojarzenia z komunistami, czyli najgorszymi z najgorszych. W ten prosty sposób dzisiejsza opozycja zostaje skojarzona z komuną. Z tej perspektywy nie powinny więc dziwić okrzyki na manifestacjach „precz z komuną”, wznoszone wobec opozycyjnych polityków.

(A`propos: podział „my – oni” wykorzystuje również opozycja, jednak jej odbiorcy mają inne oczekiwania i z tego powodu język opozycji nie służy jej zwolennikom do opisywania świata, przez co jej przekaz nie jest tak skuteczny.)

Podprogowo politycy prawicy budują w swoich zwolennikach przekonanie, że „oni” – ci źli – to zarówno dzisiejsza opozycja, jak i komuniści, zarówno Niemcy, Żydzi, jak i Lech Wałęsa czy Donald Tusk. Ten zbiór rozszerza się zależnie od sytuacji i potrzeb, ale jednocześnie tworzy historyczną ciągłość. Buduje historyczną narrację, zrozumiałą przede wszystkim dla Polaków niezadowolonych ze swego życia, którzy dzięki tej narracji mogą nie tylko odnaleźć się we wspólnocie podobnie czujących, nie tylko odnaleźć winnych swego złego samopoczucia – ale jeszcze do tego odkryć sens swoich życiowych problemów (wynikający z polskiej martyrologii).  To narracja równie nieprawdziwa, co groźna, realnie rzecz biorąc nie ma faktycznych ani symbolicznych łączników między dzisiejszą opozycją a komunistami, tak samo jak nie ma związku między historycznymi tragediami Polaków a nieudanym życiem dzisiejszego wyborcy. A jednak narracja ta, trafiając w silne zapotrzebowanie określonej grupy, wciąż się rozrasta i pozwala rozwijać językowej agresji.

Parlamentarzyści Kukiz`15 są w budowaniu tej narracji skuteczni – ich zwolennicy bowiem, jak można sądzić patrząc na poziom poparcia partii w sondażach i poziom zaangażowania fanów w social media – chcą, oczekują i potrzebują takiego właśnie przekazu. Bo jeśli dzięki niemu wiedzą, że nie należą do „onych”, to znaczy,
że wreszcie należą do grupy „my”, która jest dobra i uczciwa, choć wcześniej  była uciskana przez złych. Grupa ta teraz właśnie „wstaje z kolan”, czyli wydobywa się spod ucisku „manipulatorów, cyników, cwaniaków, dzikusów, złodziei
i aferzystów”
.  I choć  sformułowanie o wstawaniu Polski z kolan dla innych grup odbiorców jest skrajną ironią, dla elektoratu prawicowego jest autentyczne, prawdziwe i dowartościowujące.

Trzeba jednak pamiętać, że skuteczność każdej narracji kończy się wtedy, gdy znikają jej odbiorcy. Nie wszyscy Polacy potrzebują wstawania z kolan, nie wszyscy oczekują od polityków dzielenia świata na dobrych i złych ani używania konfrontacyjnego, obraźliwego języka.  Dlatego gdybym miała odpowiedzieć
na pytanie, czy dobrą metodą dla opozycji na skuteczny przekaz jest budowanie równie twardego podziału „my – oni”, tyle że odwróconego wobec obrazu konstruowanego przez prawicę – odpowiedziałabym, że nie, że to fatalny pomysł.
Dlaczego?  O tym napiszę szerzej w następnym tekście.

Dla nas wszystkich najważniejsze jest jednak pytanie o konsekwencje, jakie przyniesie konstruowanie świata za pomocą tak konfrontacyjnego języka.  Co z nami jako społeczeństwem zrobi podział na „my – oni”, radykalizowany przez lata?

To, co dziś może zrobić każdy, to uczestniczyć w debacie publicznej ze  świadomością, że ten podział nie jest rzeczywistością, tylko narzędziem do realizacji interesów konkretnych grup politycznych. Nikt z nas nie musi temu narzędziu ulegać.

 

 

Nie będzie Niemiec pluł nam w twarz! Wrze na prawicowym FB

Budowanie nastrojów antyniemieckich trwa w najlepsze. Jeśli komuś się wydaje, że kwestia uzyskania reparacji wojennych od Niemiec to klasyczna wakacyjna wrzutka medialna, wykreowana przez posła PiS Arkadiusza Mularczyka, która umrze razem z wakacjami – jest w błędzie. Choć takie można mieć wrażenie, gdy obracamy się wyłącznie w kręgu tzw. mainstreamu informacyjnego. Wystarczy jednak popatrzeć na prawą stronę polskiego Facebooka, by zobaczyć, jak intensywnie temat antyniemiecki powrócił do prawicowych kanałów komunikacyjnych w ostatnich dniach lipca. Mimo że nie stało się nic w relacjach Polska – Niemcy, czym można by uzasadnić antyniemieckie wzmożenie.

Dla odbiorców, którzy swój obraz świata budują korzystając z przekazu głównych mediów, zwłaszcza niepublicznych, temat antyniemiecki funkcjonuje dziś daleko w tle. Jest sierpień, szczyt politycznych wakacji, więc główne tematy polityczne też są dość małej wagi. Nowe taśmy z „Sowy i Przyjaciele” oraz Przystanek Woodstock od kilku dni nie znikają z medialnej top listy. Wydaje się, że chwilowo zapanował spokój.

Nic bardziej mylnego. Jednak aby się o tym przekonać, trzeba wyjść poza mainstreamowe media i zajrzeć na prawicowe portale oraz do grup Facebookowych. Czym żyją ludzie, którzy na co dzień nie zajmują się polityką i nie pracują w mediach; co w nich budzi emocje – to najlepiej widać właśnie na Facebooku. Wynika z niego, mówiąc najprościej, że elektorat centrum i lewicy właśnie odpoczywa na wakacjach, za to wśród fanów prawicy wrze. Praktycznie we wszystkich większych prawicowych portalach i grupach Facebookowych  – a jest ich naprawdę dużo – trwa intensywne budowanie nastrojów antyniemieckich. Wykorzystywana jest każda okazja. Polskaracja.com sugeruje, że na korzyść Niemiec działa Grzegorz Schetyna, lider Platformy (z powodu krytycznej wypowiedzi nt. reparacji wojennych).

antyniem1

Hitem wielu portali (w tym profilu Endecja na FB) była wiadomość, że trzech Niemców zerwało polską flagę z jednego z warszawskich urzędów i ją podeptało. Znacznie trudniej się dowiedzieć z podawanych informacji, że Niemcy dobrowolnie poddali się karze. Sam incydent opisywany jest m.in. takimi słowami: „Warszawą jak i również całą Polską wstrząsnął incydent,  do którego doszło w stolicy kraju.”

antyniem2

Na profilach najbardziej zagorzałych fanów prawicy mnożą się memy uderzające w Angelę Merkel, Donalda Tuska (sługa Niemiec), TVN ( która nazywana jest niemiecka telewizją). Furorę robią teksty dotyczące reparacji wojennych, których Polska powinna się od Niemiec domagać – komentarze pod linkami do tych tekstów można liczyć w setkach, jeśli nie w tysiącach – nie wspominając o liczbie polubień. Nawet jeśli uwzględnimy, że część z tych komentarzy to komentarze fejkowe (patrz mój poprzedni tekst: https://mierzynskamarketing.wordpress.com/2017/08/04/nie-wierz-politycznym-fanom-na-fb-manipulacje-w-sieci-cz-2/), i tak wyraźnie widać, w którym kierunku budowany jest przekaz: Niemcy powinni nam zapłacić jak najwięcej. Jak to ujął na swoim fanpage`u poseł Kukiz`15 Marek Jakubiak – „Niemców musi zaboleć tak, jak nas bolało!”.

antyniem3

Ogromną liczbę udostępnień uzyskały też zdjęcia z oprawy meczu Legii 2 sierpnia (nawiązywała do rocznicy Powstania Warszawskiego, widać tam rękę hitlerowca celującego z broni palnej w głowę dziecka).  Do tego sugestie, że w podręcznikach historii trzeba zacząć wreszcie pisać prawdę, czyli zmienić słowo „naziści” na Niemcy” (w rozdziałach dotyczących II wojny św.), wyliczenia kwot reparacji wojennych, i oczywiście antyniemiecki spot emitowany przez TVP.

antyniem14

Negatywy o Niemcach (w rozmaitych wersjach tematycznych) można przeczytać/usłyszeć m.in. na: polskaracja.com, TV Republika, wdolnymslasku.com, wsedno24.pl, niewygodne,info.pl, Fronda.pl, wRealu24.pl, wmeritum.pl; na wielu grupach FB, m.in.: Stadionowi Oprawcy, Historia – daty, które nie gryzą, Patrioci, Endecja, Zamykamy Stefana Niesiołowskiego w psychiatryku.

antyniem5

Poseł Kukiz`15, przekazowo działający głównie jako szef Endecji, Adam Andruszkiewicz, przeprowadził na swoim fanpage`u sondę na temat tego, czy Polska powinna rozpocząć proces  domagania się od Niemiec wypłaty odszkodowań za zniszczenia w czasie II wojny światowej. Jak twierdzi, w sondzie wzięło udział 14 tysięcy osób, z czego 13,5 tys. opowiedziało się za rozpoczęciem takiego procesu. Antyniemieckie wypowiedzi pojawiły się też na profilu innego posła Kukiz`15 – Marka Jakubiaka. Nie ma ich natomiast ani na profilu Pawła Kukiza, ani u Korwina-Mikke, ani na profilach posłów PiS (poza wypowiedziami Arkadiusza Mularczyka). Czyli w przekazach oficjalnych ten temat nie istnieje. Analizując aktywność fanów PiS i Kukiz`15 widać jednak, że te treści budzą emocje – fani udostępniają je bowiem regularnie na swoich profilach.

Opisywana aktywność miała miejsce podczas zaledwie 8-9 wakacyjnych dni. Liczba treści i ich natężenie w tak krótkim czasie wskazują, że pojawiły się nieprzypadkowo. Wygląda to na zaplanowaną akcję przekazową, która wcale się nie skończy – do 11 sierpnia ma być gotowa odpowiedź Biura Analiz Sejmowych, czy jest możliwość podjęcia starań ws. reparacji. Temat więc znów się rozgrzeje. I być może wejdzie do mediów mainstreamowych.

W tym samym czasie zewnętrznie nie dzieje się nic, co by mogło wyjaśnić nasilenie antyniemieckich nastrojów. Skąd więc antyniemiecka akcja?

Przekazowo i PR-owo pojawiają się trzy możliwe powody jej uruchomienia:

  1. Ruch wyprzedzający

Osoby u władzy już wiedzą, że szykuje się jakiś ruch ze strony Niemiec bardzo niekorzystny dla rządzącej prawicy, stąd podważanie wiarygodności kraju, który ten ruch będzie wykonywał. Może być to również niekorzystny ruch ze strony Unii Europejskiej (UE jest na prawicy często utożsamiana z Niemcami) – choć wówczas intensyfikowano by również przekaz antyunijny, a tego akurat nie widać. Co więcej – zmniejszyło się natężenie przekazów antyuchodźczych. Dziś, sądząc z lektury artykułów na prawicowych portalach, największym wrogiem Polski są Niemcy, nie uchodźcy czy Unia.

Wyprzedzające podważanie wiarygodności to jedna z klasycznych PR-owych metod łagodzenia nadchodzącego uderzenia.

Tylko czy takie uderzenie rzeczywiście się szykuje?

2. Wspólny wróg

Druga opcja to działanie związane z sytuacją stricte wewnętrzną. Akcja antyniemiecka ruszyła kilka dni po ogłoszeniu przez prezydenta Dudę weta do dwóch ustaw „sądowych”. To był trudny moment dla PiS – moment, który otworzył  możliwość wewnętrznego podziału. Informacje o narastającym konflikcie między ministrem Zbigniewem Ziobra a prezydentem wciąż się pojawiają. Wydawało się oczywiste, że lider PiS Jarosław Kaczyński będzie musiał wykonać jakiś ruch, który spowoduje zjednoczenie zarówno partii, jak i elektoratu. Tymczasem… wszystko ucichło i zaczęły się wakacje. Ale też – zaczęła się akcja antyniemiecka. Cóż, wiadomo od wieków, że nic lepiej nie jednoczy niż wspólny wróg. To oczywiście nie jest konstrukcja kończąca konflikty wewnątrzpartyjne w PiS-e, ale na pewno – odwracająca uwagę wyborców PiS (i Kukiz`15) od podziałów i walk frakcyjnych.

Czy akcja antyniemiecka jest więc działaniem na rzecz zjednoczenia prawicowego elektoratu? Jeśli tak, oznaczałoby to, że osoby decydujące o jej uruchomieniu postanowiły nie liczyć się z jej kosztami zewnętrznymi, które w polityce zagranicznej Polska musi ponieść, budując tak intensywny przekaz przeciwko swojemu silnemu sąsiadowi.

3. Wpływ zewnętrzny

Trzecia możliwość, którą w świetle najnowszych analiz trzeba brać pod uwagę, to inspiracja zewnętrzna, istotna właśnie ze względu na koszty antyniemieckiej akcji ponoszone przez Polskę na poziomie kontaktów międzynarodowych. Jest oczywiste, że prowadzi ona w sposób bezpośredni do pogorszenia kontaktów między Polską a Niemcami. To będzie rzutować nie tylko na te dwa państwa, ale też na ich relacje w Unii Europejskiej. Narastająca wrogość, coraz częstsze (choć nieoficjalne) nawoływania do Polexitu (czyli wyjścia Polski z UE) – to elementy (mówiąc dyplomatycznie) niesprzyjające budowaniu zjednoczonej Europy.

Kto może skorzystać na zdestabilizowaniu sytuacji w Unii Europejskiej?  Oczywiście ten, kto pozostaje poza nią. W Europie jest to przede wszystkim Rosja.

Która z tych opcji jest prawdziwa? Tego nie da się wywnioskować z analizy antyniemieckiego przekazu. Warto jednak zaznaczyć, że te opcje nie muszą się wykluczać. Co więcej – mogą się skutecznie uzupełniać.

Akcja antyniemiecka trwa.

Nie wierz politycznym fanom na FB! Manipulacje w sieci cz. 2

Co trzecia reakcja na Facebooku pod postami najbardziej znanych polskich polityków to reakcja z konta fejkowego lub przejętego od właściciela. Jeszcze gorzej jest z najbardziej aktywnymi komentatorami fanpage`y polityków – połowa z nich… nie istnieje. To, co się dzieje na polskim politycznym Facebooku, jest klasyczną dezinformacją!

Kilka tygodni temu przeczytałam o wynikach analiz naukowców z Oxfordu dotyczących polskiego politycznego Twittera. Okazało się, że co trzeci polski tweet o prawicowym zabarwieniu to tweet płatnego trolla.  Mocne, prawda? Postanowiłam więc przyjrzeć się bliżej polskiemu politycznemu Facebookowi.  Po analizie prawie 1000 profili – z czego ponad 700 analizowałam szczegółowo, notując dane statystycznie – wiem jedno: wyniki są zatrważające. Reakcje pod postami największych polskich polityków mają więcej wspólnego z klasyczną, świadomą i planową dezinformacją niż z prawdziwymi nastrojami i opiniami Polaków. I dotyczy to zarówno fanpage`y polityków partii rządzącej, jak i opozycji.

 

Co i jak analizowałam:

Przeanalizowałam blisko 1000 profili użytkowników na Facebooku. Analizowałam fanów czworga polskich polityków: prezydenta Andrzeja Dudy, premier Beaty Szydło, szefa PO Grzegorza Schetyny i szefa .N Ryszarda Petru. Na bazie raportów, dotyczących ich oficjalnych profili na FB, a wykonanych przez SoTrender, przeanalizowałam po kilkudziesięciu liderów aktywności (czyli najbardziej aktywnych fanów) na profilu każdego z tych polityków (ranking dotyczył lipca 2017 r.). Na fanpage`u każdego z ww. polityków przeanalizowałam również profile osób reagujących pod ich postami . Wybierałam posty, pod którymi znalazło się więcej niż 1000 reakcji, sprawdzałam konta 100 pierwszych reagujących osób, wyświetlanych przez FB. Do tego kontrolnie analizowałam dwa publiczne fanpage`e o innej tematyce niż polityczna, dokładnie na tych samych zasadach – dla porównania.

Sprawdzałam aktywność i zawartość profili.  Oczywiście brałam pod uwagę to, że część profili jest dostępna tylko dla znajomych (dla mnie więc będzie niewidoczna), że każdy użytkownik FB może mieć własne sposoby prowadzenia profilu, aktywności na nim itp. Jednak pewne elementy są typowe dla większość polskich użytkowników.  Wciąż większość z nas nie blokuje swoich profili i są one ogólnie dostępne, a jeśli nie, FB wyświetla formułę, ze jeśli chcemy zobaczyć więcej, trzeba dołączyć do znajomych danej osoby. Jeśli mamy prawdziwych i aktywnych znajomych, najczęściej (statystycznie rzecz biorąc) reagują oni na nasze zdjęcia profilowe i w ogóle na te, na których nas widać, lubią również przysłowiowe kotki, pieski i małe dzieci, oraz składają nam życzenia urodzinowe. To standard. Użytkownicy FB na swoich profilach często używają funkcji oznaczania siebie i znajomych na zdjęciach, określają swoją lokalizację, a wstawiając zdjęcie lub link piszą kilka słów od siebie lub choćby wstawiają emotikony.

Szukałam profili różniących się od tych typowych. Jeśli przynajmniej jeden z wyżej wymienionych elementów pojawiał się na profilu, uznawałam ów profil za „typowy”.

 

Jak wyglądały konta osób aktywnych na fanpage`ach polityków:

Natychmiast okazało się, że osoby aktywne na fanpage`ach polityków to w dużej mierze użytkownicy… nietypowi. Wśród reagujących na posty polityczne co trzecia reakcja pochodziła z konta nietypowego. W rankingu najbardziej aktywnych użytkowników było jeszcze gorzej – reakcje z kont „nietypowych” wynosiły średnio 50 proc.! Przy czym różnice między politykami nie były znaczące – podobną liczbę „nietypowych” fanów miał i np. Grzegorz Schetyna, i prezydent Andrzej Duda. W analizowanym okresie trochę więcej miała ich premier Szydło, odrobinę mniej – Ryszard Petru. 50 proc. to średnia wyliczona z fanpage`y tych czworga polityków.

Na sprawdzanych w tym samym czasie fanpage`ach niepolitycznych reakcje z kont nietypowych to ok. 10-12 proc. Różnica jest więc znacząca.

 

Jak wyglądają „nietypowe” konta na FB?

Najczęściej są to profile, które – choć otwarte – mają tylko zdjęcia profilowe – i na tym kończy się aktywność użytkownika. W sekcji informacyjnej o użytkowniku nie ma nic albo prawie nic, nie ma też żadnych innych postów poza zdjęciami profilowymi i tymi w tle. Co ciekawe, nie ma też lajków pod zdjęciami profilowymi – albo jest ich zaledwie kilka. Liczba znajomych bywa różna – od kilku do kilkuset. Zdjęcia profilowe to albo fotografie, na których nie ma ludzi (np. jakiś krajobraz), albo skany fotografii rodzinnych lub legitymacyjnych sprzed lat – zupełnie jakby ktoś utworzył album z rodzinnymi zdjęciami, wyjął jedno i zeskanował. Typowa jest natomiast przynależność takiego użytkownika do wielu różnych grup na FB. Bywają też konta zupełnie puste, na których nie ma nawet zdjęć profilowych.

Jeszcze inna opcja to konto działające aktywnie, zupełnie typowe, ale tylko do jakiegoś czasu. Potem jest duża przerwa (np. od 2014 lub 2015 roku) aż do dziś. To są prawdopodobnie konta prawdziwe, ale nieużywane, za to przejęte przez kogoś (metod przejęcia konta jest kilka, bez problemu można je znaleźć wpisując odpowiednią frazę w Google) i używane w konkretnym celu.  Zdarzają się też konta nieużywane od dłuższego czasu, ale nagle, po długiej przerwie,  pojawiają się na nim nowe linki – wyłącznie polityczne.  Pod udostępnionymi  linkami nie ma jednak ani lajków, ani komentarzy – albo pojedyncze. Widać, że konto służy wyłącznie rozpowszechnianiu określonych treści – rozpowszechnianiu statystycznemu, bo na koncie reakcji brak.

Zdarzają się też konta kompletnie niespójne (np. emerytka, która udostępnia tylko linki do gierek online), konta ze zdjęciami profilowymi wziętymi z darmowych banków zdjęć lub ze zdjęciami gwiazd (znalazłam m.in. Michała Szpaka i Bogusława Lindę oraz piękną blondynkę, w innych miejscach w sieci obrazującą makijaże ślubne dla blondynek).

Przypominam, że nie mówimy o przypadkowych profilach, założonych na FB i porzuconych, tylko o tych, których właściciele wykazują wysoką aktywność na profilach największych polskich polityków podczas ostatniego miesiąca! Najbardziej aktywny w lipcu komentator postów prezydenta Andrzeja Dudy nie istnieje w sieci nigdzie poza Facebookiem. Najbardziej aktywny komentator postów Grzegorza Schetyny posługuje się zdjęciem rodziny z przełomu XIX i XX wieku oraz początku XX wieku, ma sześciu (sic!) znajomych i także nie istnieje w sieci nigdzie poza FB.

Przy czym rankingi najbardziej aktywnych fanów polityków zmieniają się dosłownie co kilka dni. I nie chodzi o to, że dotychczasowy czołowy komentator  spadł na np. 4. czy 5. miejsce. Oni po prostu z tych rankingów znikają. Ranking fanów oglądany tydzień po tygodniu praktycznie nie zawiera tych samych nazwisk. Zmiana jest prawie 100-procentowa!

 

Oto przykładowe screeny z takich „nietypowych” kont (zamazania nazwisk i zdjęć znajomych – moje):

schetyna_fanzrankingu_nowego

Powyżej screen z konta jednego z najaktywniejszych fanów Grzegorza Schetyny. To całość jego konta. Jak widać – ten użytkownik ma 1 znajomego, a ostatni publiczny post zamieścił w 2011 r. – uczył się wówczas w Londynie.

duda_fanz rankingu_nowego2

A to screen z konta jednej z najaktywniejszych fanek prezydenta Andrzeja Dudy. Znajomych – brak.

 

Wnioski:

Trzeba jasno powiedzieć, że znacząca część aktywności na fanpage`ach polskich polityków pochodzi z kont fejkowych lub przejętych od ich dotychczasowych użytkowników. Ich liczba jest tak duża, że wpływają one bezpośrednio na odbiór działań danego polityka. Jeśli weźmiemy pod uwagę, że – jak wynika z najnowszego badania Edelman Trust Barometer – Polacy ufają temu, co przeczytają w sieci (a nie np. mediom tradycyjnym) – siła wpływu społecznego fejkowych kont na FB jest rzeczywiście znacząca, co daje możliwość bezpośredniego oddziaływania na nastroje społeczne w Polsce.

Skąd się biorą fejkowe konta? Cóż, to zwykły biznes, prowadzony w Polsce masowo. W sieci można bez problemu znaleźć ogłoszenia o sprzedaży kont ( patrz niżej), można też znaleźć szczegółowe opisy, jak założyć fejkowe konto na FB, by wyglądało na prawdziwe.

To biznes – nieetyczny i nielegalny, ale istniejący. Wiadomo, kto próbuje na nim zarabiać – wszyscy, którzy widza w tym dla siebie szansę na łatwe pieniądze. Pytanie kluczowe dotyczy jednak tego, kto za takie konta płaci?

Przestrzegam przed najprostszym wnioskiem – że oto polscy politycy kupują sobie po prostu aktywność na FB z nielegalnych, choć powszechnie dostępnych farm lajków, żeby poprawić sobie statystyki – stąd takie wyniki analizy. Być może kupują, tego nie sposób ani potwierdzić, ani wykluczyć na tym etapie analiz. Taki wniosek nie wyjaśnia jednak podstawowej kwestii – otóż większość z nietypowych fanów aktywnych na fanpage`ach polityków to użytkownicy bardzo krytyczni wobec nich. Czasem są to zwykłe trolle, komentujące wulgarnie i po chamsku. Wielu jednak komentuje w sposób nietypowy dla trolli, wdaje się w dyskusje, reaguje na posty natychmiast po ich wrzuceniu – i często są to reakcje negatywne.

Można by też wysnuć inny wniosek: skoro nie chodzi farmy lajków, to jest to właśnie trollowanie, tyle że trollowanie jakby na wyższym poziomie, nie polegające na słownym „waleniu się po mordach”, a budowaniu negatywnego obrazu przeciwnika. I że to też  dzieje się na zlecenie polityków, tyle że zlecają nie kupowanie lajków dla siebie, lecz trollowanie przeciwników.

Gdyby tak było, musielibyśmy przyjąć do wiadomości, że każda ze stron politycznego sporu w Polsce wydaje grube pieniądze nie na budowanie swojego wizerunku, lecz na niszczenie wizerunku przeciwnika. A chodzi naprawdę grube pieniądze, bo ten poziom trollingu – systematycznego, ciągłego, zmasowanego, rozległego i wymagającego wysiłku intelektualnego musiałby kosztować setki tysięcy złotych. Rocznie – nawet miliony. Czy polskich polityków byłoby na to stać? Zwłaszcza że każdy z nich musiałby wydawać mniej więcej podobną kwotę, by osiągnąć opisywany efekt.  Mało prawdopodobne.

Im więcej kont analizowałam, tym częściej zastanawiałam się, czy jest płatny zleceniodawca  takich działań, a jeśli tak – kto nim jest?

Powtórzę jeszcze raz – fejkowe i przejęte konta są aktywne na fanpage`ach polskich polityków ze wszystkich stron sceny politycznej, na mniej więcej tym samym poziomie statystycznym.

Czy komuś zależy na zniszczeniu wizerunku wszystkich czołowych polskich polityków?

Czy komuś zależy na prowadzeniu systematycznej, długookresowej dezinformacji w polskim społeczeństwie, która perfekcyjnie destabilizuje układ polityczny w Polsce?

Oczywiście nie znam odpowiedzi. I nie pojawi się ona dzięki analizie kont na FB. Ale może warto pytać o to coraz głośniej?

5 wskazówek, jak skonstruować swój opis w social media

W ilu mediach społecznościowych masz swój (albo swojej marki) profil?

A kiedy ostatnio aktualizowałeś/-aś swoje opisy na tych profilach?

Trochę czasu już minęło? To teraz przerwij czytanie, wejdź na swoje profile i sprawdź, czy podstawowe informacje są aktualne. A potem koniecznie tutaj wróć – po wskazówki, jak konstruować opisy na profilu, by zachęcić odbiorcę i dostarczyć mu wszystkich niezbędnych informacji.

Twój krótki (a na Facebooku także ten nieco dłuższy) opis na Twoim fanpage`u, stronie czy profilu  w social media jest Twoją wizytówką. To z niego odbiorca ma się dowiedzieć, czy dobrze trafił i z kim ma do czynienia. Ze zdziwieniem obserwuję, że to często lekceważony element fanpage`y czy profili – jakbyśmy nie brali pod uwagę, że nie każdy nas zna, że nie każdy będzie miał czas, by prześledzić nasze posty i z nich dowiadywać się najważniejszych rzeczy. Wyjdźmy do odbiorców, postawmy się na ich miejscu – oni chcą od razu wiedzieć, z kim mają do czynienia. Ułatwiajmy im to!

 

  1. Opis można sformułować na setki sposobów – będzie spełniał swoją rolę, jeśli przekaże o Tobie to, co jest najważniejsze. Może być czysto informacyjny, może być dowcipny, może być cytatem lub niejednoznaczną refleksją – wszystko zależy od tego, jako kto chcesz się prezentować. Nie, nie chodzi o udawanie czy wymyślanie nieprawdy. Po prostu – jesteś człowiekiem wielowymiarowym, interesują się różne rzeczy, zajmujesz się na co dzień wieloma sprawami – tymczasem w opisie musisz dokonać wyboru. Jeśli uznasz, że najlepiej określają Cię słowa: „matka, żona, kochanka” – to (zamieszczone bez kontekstu) nie powiedzą nic na temat Twojej pracy zawodowej czy wiedzy, na pewno nie pasują więc do profilu zawodowego (np. na LinkedIn, Goldenline czy na eksperckim fp na FB). Być może jednak są wspaniałym tekstem do Twego prywatnego profilu (jeśli masz do siebie spory dystans 😉 ), mogą też świetnie pasować do niektórych blogów lifestylowych.

 

  1. Im mniej masz miejsca na opis, tym precyzyjniej dobieraj słowa – na szczęście zawsze możesz to zaktualizować. 😉 Prowadzisz blog? Dodaj jego adres w opisie (tam gdzie to możliwe, np. na TT). Działasz w określonej branży? Możesz w opisie umieścić jej nazwę jako hashtag, będzie Cię dzięki temu można łatwo zidentyfikować branżowo.

 

  1. Jeśli nie potrzebujesz identyfikować się bardzo profesjonalnie czy oficjalnie, w opisie możesz pozwolić sobie na trochę luzu. Fajne, dowcipne (ale w granicach dobrego smaku) sformułowania, trafiające w punkt określenia – to jest to, co tygrysy lubią najbardziej! Czasem doskonale bawię się, czytając opisy. Mój ulubiony to opis na profilu znajomego pilota, który napisał o sobie po prostu tak: „W niebie robię”. Piękne, prawda? J

 

  1. Pomyśl, co chcesz powiedzieć o sobie, kiedy możesz użyć tylko kilku słów? Które określenie Ciebie jest w danym momencie najistotniejsze (ze względu na Twój wizerunek, na cele, które sobie wyznaczasz, albo na to, kim właśnie najbardziej się czujesz)? To się zmienia w różnych okresach życia – i dobrze, zmieniamy się przecież cały czas!

 

  1. Nie używaj wulgaryzmów, nie obrażaj, nie wyzłośliwiaj się. Kiedy w swoim opisie piszesz: „jestem radykałem katolickim, nienawidzę lewaków” (cytat z Twittera), to przecież dajesz świadectwo tylko sobie samemu. To, co może być dobrze widziane w jakimś wąskim środowisku, niekoniecznie sprawdzi się, gdy na Twój profil wejdzie Twój szef, wykładowca, egzaminator, przyszły teść lub teściowa etc.  Przedstaw się tak, by nie wstydzić się za siebie z powodu social media.

 

Niby tylko kilka słów – ale przecież to po nich mają zidentyfikować Cię ludzie, którzy znają Cię dzięki sieci.  Powodzenia w przedstawianiu się! 🙂

Pierwszy (subiektywny) ranking polskich instytucji publicznych na Facebooku!

Czy warto obserwować instytucje publiczne na Facebooku? Które zanudzają swoich odbiorców, a które naprawdę warto dołączyć do obserwowanych stron? Tego dowiesz się z mego tekstu! Przeanalizowałam fanpage`e 46 polskich instytucji publicznych i nie – nie umarłam z nudów. 😉 Choć czasem mało brakowało…

Do tej mrówczej pracy zmotywował mnie Sotrender – na potrzeby ich comiesięcznych raportów zrobiłam ostatnio listę instytucji publicznych obecnych na Facebooku i Twiterze. A potem pomyślałam, że warto te fanpage`e przejrzeć i ocenić pod względem sposobu ich prowadzenia. I tak powstał ranking polskich instytucji publicznych na Facebooku.

Raporty Sotrender znajdziecie tutaj: https://www.sotrender.com/resources/pl/reports/ Naprawdę warto regularnie je śledzić, są kopalnią wiedzy – napiszę niedługo o tym, jak takie analizy wykorzystywać do rozwijania swoich stron i profili.

A teraz zobacz, kto jest najlepszy na polskim FB!

 

WYRÓŻNIENIA:

– Ministerstwo Energii  (1190 followersów)

https://www.facebook.com/MinisterstwoEnergii/?fref=ts

Wyróżnienie przyznaję za potencjał, który drzemie w jego fanpage`u – potencjał niezupełnie dziś wykorzystany.  ME tym się wyróżnia na tle innych urzędów centralnych,  że choć jego posty zawierają wyłącznie bardzo oficjalne treści, to są one podawane w dość ciekawy sposób, a autorzy postów starają się wychodzić do odbiorców, nawiązywać z nimi kontakt, odnosić się do real time. To – zapewniam – rzadkość wśród ministerialnych stron w social media. Jest więc na czym budować, choć trzeba jeszcze włożyć dużo pracy w fanpage, by rzeczywiście zaczął przyciągać followersów. Na razie jest bardzo mało znany – ma tylko 1190 fanów.

 

– Rzecznik Finansowy (9872 followersów)

https://www.facebook.com/RzecznikFinansowy/?fref=ts

Założę się, że większość z Was nie słyszała w ogóle o Rzeczniku Finansowym! Ja wcześniej też nie. 😉 A szkoda, bo – jak się okazuje – to całkiem użyteczny urząd. I na tym też polega zaleta jego fanpage`a – jest użyteczny i pomocny. Prowadzący stronę na FB podają wiele ważnych informacji z branży finansowej, które warto znać i z których warto korzystać. Posty poradnicze przeplatane są informacjami o działalności pani rzecznik, ale nie ma ich na szczęście zbyt dużo, dlatego nie przeszkadzają. Przydałoby się rozbudować content graficznie – aż się prosi o ciekawe infografiki, poradnicze materiały video, nawet tutoriale robione przez biuro rzecznika.

Cenne jest natomiast silne nastawienie na odbiorcę – to rzadkość wśród profili instytucji publicznych. Urzędy wolą na FB opowiadać o tym, co same robią, niż wspierać  obywateli czy prowadzić działalność edukacyjną. Tymczasem dobre, użyteczne porady to znakomity pomysł na prowadzenie fanpage`a na FB – i za to Rzecznikowi Finansowemu przyznaję wyróżnienie.

 

– Ministerstwo Cyfryzacji (13681 followersów)

https://www.facebook.com/MinisterstwoCyfryzacji/?fref=ts

To najlepiej wypadające na FB polskie ministerstwo. Choć  sporo tam oficjałki, admini strony starają się – i to widać. Dbają o interakcję z followersami, są tam transmisje online, są dobre i ciekawe materiały video (te najlepsze wyrastają o kilka klas ponad video pozostałych instytucji publicznych). W postach da się zauważyć sporą dawkę poczucia humoru i dystansu do urzędowej rzeczywistości – a takiego dystansu w social media zawsze potrzeba.

Idźcie tą drogą, admini, tylko z większą odwagą i rozmachem!

 

A teraz czas na miejsca medalowe. 🙂

NAJLEPSZE FANPAGE`E POLSKICH INSTYTUCJI PUBLICZNYCH:

Miejsce 3: PAŃSTWOWA KOMISJA WYBORCZA  (2847 followersów)

https://www.facebook.com/PanstwowaKomisjaWyborcza/?fref=ts

Właśnie tak! To jedno z moich największych zaskoczeń. J Otóż PKW ma na FB bardzo fajny fanpage. Jeśli go nie obserwujecie, koniecznie dołączcie do obserwowanych. Chylę czoła przed ekipą adminów tej strony, bo sama miałabym poważny dylemat, o czym pisać na fanpage`u PKW, gdy nie ma wyborów.

A tu okazuje się, ze na fp PKW trwają sobie w najlepsze… konsultacje! I to nie byle jakie, bo dotyczące wyglądu nowej karty do głosowania. Książeczka czy płachta? I w ogóle jak to wszystko powinno wyglądać? Do tego dobrze zrobione infografiki, kalendarium wyborów uzupełniających, relacje (i zapowiedzi) z konsultacji w terenie – naprawdę jest co czytać. Dowiedziałam się np. że ruszył już portal internetowy dotyczący przyszłorocznych wyborów samorządowych. Jest interaktywnie, konsultacyjnie, otwarcie – a przecież o to chodzi! Dużo tu jeszcze do zrobienia, dlatego PKW ląduje na miejscu 3, ale szczerze polecam!

 

Miejsce 2: LASY PAŃSTWOWE (43950 followersów)

https://www.facebook.com/LasyPanstwowe/?fref=ts

Lasy Państwowe mają fanpage robiony jednocześnie i dobrze, i źle. Jest świetny, jeśli chodzi o część edukacyjno-promującą. Ciekawe są posty dotyczące lasów i ogólnie przyrody. Można się tu masę dowiedzieć o roślinach, zwierzętach, ciekawych inicjatywach przyrodniczych, rozmaitych konkursach. I w tym zakresie admini rzeczywiście robią to dobrze. Ba, nawet świetnie! Jest to też jeden z nielicznych (bardzo nielicznych) fp publicznej instytucji, na której admini odpowiadają na komentarze followersów, są obecni w dyskusji – to bardzo cenne, bo social media polegają na budowaniu relacji, a nie wrzucaniu postów na tablicę ogłoszeń.

Jednocześnie jednak Lasy Państwowe prowadzą fp tak, by unikać na nim trudnych tematów. Gdyby o sytuacji w lasach wnioskować na podstawie tej strony, okazałoby się, że w Polsce mamy przyrodniczą sielankę, LP nie borykają się z żadnymi problemami wizerunkowymi, nie ma konfliktów społecznych. W czasie gdy policja i Straż Leśna rozganiała aktywistów w Puszczy Białowieskiej, na fanpage`u LP można było przeczytać o puszczykach mszarnych i zaskrońcach… To zresztą typowe dla fanpage`y większości instytucji publicznych – nie ma tam udostępnianych żadnych problematycznych kwestii, są za to konkursy dla dzieci, relacje ze wspaniałych spotkań i radosne informacje o najnowszych osiągnięciach. Rozumiem potrzebę wizerunkową, ale uważam, że jest to traktowanie dorosłych followersów jak dzieci: jeśli im nie powiemy, to na pewno nie zauważą…  Fanpage`e dla większości instytucji publicznych nie są przestrzenią do poważnej debaty. Szkoda, bo to właśnie social media doskonale nadają się do bieżących konsultacji, ale też do szybkiego wyjaśniania problemów.

Na plus adminom LP liczę to, iż na trudne pytania w komentarzach jednak odpowiadają. Liczne pytania dotyczące zakazu wstępu do Puszczy Białowieskiej nie pozostają bez odpowiedzi, choć zadawane są pod postami na zupełnie inne tematy.

 

Miejsce 1: SĄD NAJWYŻSZY (11633 followersów)

https://www.facebook.com/Sad.Najwyzszy/?fref=ts

Taaak! To moje największe zaskoczenie, a nawet dwa zaskoczenia. 😉 Po pierwsze: nie spodziewałam się strony SN na Facebooku. Po drugie: nie sądziłam, ze może być tak świetnie prowadzona! Oczywiście, to profil poważny i oficjalny, ale można powiedzieć: ta powaga jest w pełni dostosowana do powagi urzędu. Bardzo pozytywnie zaskoczyło mnie to, że admini profilu SN ustrzegli się typowego błędu, o którym pisałam analizując fp Lasów Państwowych. Otóż na profilu SN nikt nie udaje, że nie ma problemów i trudnych tematów. W ostatnich tygodniach na fp Sądu Najwyższego mowa jest o samych trudnych tematach – na bieżąco przekazywane są informacje o podjętych działaniach w związku z trwającymi pracami nad ustawami, można zapoznać się z orzeczeniami SN, ze  stanowiskami sędziów SN, są relacje z wystąpień, bardzo celne skróty stanowisk sędziów w postach (z linkami do pełnych wypowiedzi).  Śledząc ten profil nie oddalamy się od problemów rzeczywistości, wręcz przeciwnie – jesteśmy w niej zanurzeni, a jednocześnie świetnie poinformowani o tym, co sądzą o tych sprawach sędziowie SN. Żadnej sielanki, żadnych tanich chwytów wizerunkowych – jasność, jednoznaczność, autentyczność. Obserwujcie koniecznie!

Wielki szacunek adminom fanpage`a Sądu Najwyższego!

 

Tyle dobrego. 😉 A jak najczęściej wyglądają profile innych instytucji publicznych? Większość trzyma oficjalny standard i nie wychodzi poza jego ramy. Ten standard to informowanie o działalności instytucji, zwłaszcza o oficjalnych spotkaniach, wizytach, umowach, konferencjach prasowych etc. Na stronach o trochę lepszym standardzie mamy ciekawsze zdjęcia (jak na stronie Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad), trochę materiałów video. Na stronach nieco gorzej prowadzonych jest po prostu nudno. Wszystkie mają niewiele wspólnego z istotą social media, czyli z budowaniem relacji z ludźmi. Nic dziwnego, że posty na takich fanpage`ach mają niewiele reakcji i bardzo niskie zaangażowanie.

Krajowa Rada Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego ma co prawda 44 378 followersów, ale pod jej postami można znaleźć zaledwie po kilka lajków. Ciekawy film (w technice 360 stopni) z Nocy Muzeów na stronie Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego polubiły… 4 osoby. Na fp Ministerstwa Rozwoju widać pomysły adminów (choćby cykl: #przyjaznefundusze), ale już trwające półtorej minuty życzenia z okazji Dnia Matki, które składa minister Morawiecki, i przez całe 90 sekund nie ma w filmie ani jednej zmiany planu, patrzymy wciąż tylko na pana ministra – to już jest naprawdę mało interesujące…

Drugi problem instytucji publicznych w social media – to traktowanie SM jak urzędowego biuletynu. Bardzo często mamy do czynienia z komunikacja jednostronną: od urzędu do obywateli, gdy tymczasem istota SM leży właśnie w komunikacji dwustronnej. Wreszcie obywatele mogą szybko i łatwo zapytać o coś urząd – i ten powinien odpowiedzieć, bo po to właśnie jesteśmy w mediach społecznościowych! Tymczasem urzędy i instytucje niewiele sobie z tego robią, wrzucają swoje posty, nie reagują na komentarze, nie zwracają uwagi na opinie, robią swoje… Szkoda. Wielka szkoda. Gdy patrzyłam na takie strony, cały czas myślałam o tym, że naprawdę nie każdy musi być w SM! Ten błąd popełnia większość fanpage`y, choćby te należące do IPN-u, Kancelarii Premiera czy większości ministerstw.

Trzeci problem to brak pomysłu na obecność w social media. Wchodząc do któregokolwiek z mediów społecznościowych trzeba wiedzieć, po co się to robi, jaką ma się strategię komunikacji, budowania wizerunku, budowania relacji z ludźmi.  Ale do tego potrzeba przede wszystkim świadomego kierownictwa, które rozumie, w jakim stopniu obecność w mediach społecznościowych buduje dziś wizerunek instytucji – albo go niszcz. Większość fp robi wrażenie zupełnie przypadkowych, założonych ze służbowego obowiązku, na zasadzie: „inni mają, my też musimy”.

Najbardziej rozbawił mnie fanpage bardzo poważnej instytucji – Rządowego Centrum Bezpieczeństwa. Otóż nie wiem, czy wiecie, ale Polsce zasadniczo zagraża jedynie… pogoda! Cały fp wypełniony jest ostrzeżeniami: hydrologicznymi, o nadchodzących burzach oraz o zagrożeniu pożarowym z powodu suszy. I koniec. W jakim bezpiecznym kraju przyszło nam żyć! 😉

 

I jeszcze jedna uwaga na koniec: zaskoczyło mnie, że fp ministerstw i Kancelarii Premiera nie wspierają się wzajemnie. Są wśród nich takie, które mają naprawdę solidną liczbę followersów (Kancelaria Premiera – 88 472, MON – 54 691), a są takie, które mają ich niewielu, bo ok. 1000-2000. Wystarczyłoby, żeby admini dużych stron zlinkowali ciekawe posty z tych mniejszych fp u siebie, zaprosili na fp danego ministerstwa, udostępnili ciekawy album. Nic z tych rzeczy! Na poziomie resortów taka współpraca się nie zdarza. Na fp Kancelarii Premiera także brak linków z ministerstw. Można tam zobaczyć panią premier podczas wszystkich odbywanych spotkań – ale w zasadzie tylko panią premier. A wydawałoby się, że to jeden rząd, który przynajmniej w jakimś stopniu pracuje wspólnie.

 

Ps. Chcesz dostać listę profili social media polskich instytucji publicznych?
Napisz do mnie: mierzynskamarketing@gmail.com

Po co nam emocje w social media?

Kiedy czytasz poradniki o tym, jak powinno się pisać w social media, prowadzić profile i fanpage społecznościowe, pewnie co chwilę natykasz się na tę samą radę:  pisz tak, żeby wywoływać emocje. Nawet jeśli prowadzisz super profesjonalny profil – pisz tak, by to budziło emocje. Dlaczego? Dlaczego nie można zrezygnować z emocji, skupić się na części merytorycznej czy produktowej – i osiągnąć sukcesu w social media?

Jeśli ten emocjonalny wymóg budzi w Tobie sprzeciw (czyli – zauważ – budzi w Tobie emocje negatywne 😉 ),  jeśli masz dość zastanawiania się nad emocjonalnymi postami – ten wpis jest właśnie dla Ciebie! Postaram się wyjaśnić,  o co chodzi.

 

To emocje rządzą światem!

Nie pieniądze?  Ano nie. Pieniądze są za to doskonałym środkiem do wywoływania emocji, i najczęściej właśnie do tego je wykorzystujemy (np. sprawiamy sobie jakąś przyjemność).  Emocje są najsilniejszym motywatorem do podejmowania działań – nic i nikt ich nie zastąpi. Nie wierzysz? Przypomnij sobie, co ostatnio wywołało Twoją natychmiastową reakcję i  co czułeś tuż przed zareagowaniem.  Było intensywnie? 😉

Np. teraz, gdy piszę ten tekst, za oknem mego mieszkania, na rusztowaniu sąsiedniego budynku jakiś robotnik pracuje z gigantycznym urządzeniem do czyszczenia elewacji, które warczy i huczy. Usiadłam pisać tekst – i on dokładnie w tym samym momencie włączył to urządzenie.

Moje emocje gwałtownie rosną i czuję, że jeszcze chwila, a zacznę krzyczeć do pana, żeby to wyłączył, albo wręcz wyjdę do niego na podwórko, żeby z nim podyskutować – powstrzymuje mnie jedynie wysokość rusztowania, na którym ów pan pracuje….

Gdyby nie emocje – nie przyszłoby mi do głowy żadne wychodzenie ani tym bardziej żadne krzyki.

Wszyscy tak mamy – dużo szybciej podejmujemy działanie pod wpływem emocji niż chłodnej, zdroworozsądkowej kalkulacji. Marketingowcy sprzedażowi wiedzą o tym od dawna, dlatego starają się na wszelkie możliwe sposoby wzbudzić w nas (zazwyczaj) pozytywne emocje, których efektem będzie kupno jakiegoś produktu.

Ale emocje to nie tylko podstawa handlu. Emocje są tak naprawdę siłą napędową świata, w którym żyjemy. Wystarczy poczytać  książki historyczne… 😉 Sięgając do bliższych nam wydarzeń – przecież gdyby nie wściekłość robotników gdańskiej stoczni (i wielu innych Polaków), nie byłoby wielkich strajków w Polsce, Lecha Wałęsy jako przywódcy i wielkiego ruchu „Solidarności” w Polsce. Gdyby nie wielkie emocje Niemców (nie tylko wściekłość, ale też gigantyczna tęsknota rodzin rozdzielonych przez lata murem), nie runąłby berliński mur. Emocje potrafią realnie zmieniać świat. Wiążą lub rozdzielają ludzi. Są potężną siłą.

 

Social media to relacje, a więc i emocje

Dlaczego o tym piszę? Bo dokładnie ten sam mechanizm działa w mediach społecznościowych.  Social media są pod tym względem specyficzną przestrzenią w sieci – wywoływanie emocji w odbiorcach nie jest niezbędne przy wszystkich działaniach w internecie. Wszelkie poradnicze strony, tutoriale, czysto merytoryczne przestrzenie nie potrzebują emocjonalnych dodatków – mają być po prostu użyteczne i takie są. Tego typu treści najczęściej znajdujemy posługując się wyszukiwarkami, korzystamy z nich – i nigdy więcej do nich nie wracamy, chyba że regularnie zajmujemy się danym tematem.

Czego innego jednak oczekujemy od social media. W nich szukamy ludzi. Budujemy relacje, odnawiamy znajomości, zaprzyjaźniamy się, zakochujemy. A relacje zbudowane są właśnie z emocji. Ktoś budzi w nas awersję, ktoś inny wydaje się być bardzo życzliwy, jeszcze inny to po prostu bratnia dusza.

(Pan na rusztowaniu z ciągle warczącym urządzeniem zdecydowanie budzi we mnie awersję!)

W mediach społecznościowych odtwarzamy mechanizmy życia społecznego, a w nim emocje są podstawą funkcjonowania. I jest tak samo jak w życiu: przyciąga nas do tych, którzy budzą w nas pozytywne emocje, konfrontujemy się z tymi, którzy wywołują negatywne,  a zupełnie nie pamiętamy o tych, którzy wydają się nam po prostu nudni. Takich unikamy, zapominamy o nich, lekceważymy. Zwyczajnie dla nas nie istnieją. Chyba że muszą (jak np. szef w pracy).

 

Najgorzej, gdy stale przynudzasz  😉

I tu dochodzimy do clou pytania o emocje na profilach i fanpage`ach. Jeśli nasze posty nie wywołują żadnych emocji w odbiorcach – oceniają nasz profil jako nudny i więcej się nim nie zajmują. Po co zawracać sobie głowę jakimś nudziarstwem, skoro post dalej toczy się poruszająca dyskusja,  ktoś się zakochał, ktoś zezłościł, a jeszcze ktoś inny – obraził. Albo napisał coś takiego, że nie możemy pozostać wobec tego obojętni, bo jak tak można, skandal, absurd, porażka! Ach, jakie to wciągające, prawda? Nie można się oderwać.

Zasada jest więc prosta: jeśli chcesz mieć zaangażowanych odbiorców, ty także musisz budzić emocje. Aktywni użytkownicy social media mają na to różne patenty. Jedni szokują – bo nic nie wywołuje większego zaangażowania niż dobry skandal. Inni  używają w postach bardzo wielu określeń nacechowanych emocjonalnie. Np. ach, jaki słodki! Mój Ty koteczku, pimpusiu, rybko, kochanie moje! Świat jest taki słodki, mój chłopak taki cudowny, moja bluzka najpiękniejsza na świecie, wspaniała podróż, najlepsza kawa, najlepsza oferta najwspanialszej firmy w Polsce. Albo w drugą stronę: co za beznadziejny świat, znowu nas robią w…, świnie,  buraki, oszukują, kłamią, to spisek!

 

Postaw na autentyczność!

Jeśli jednak Ty nie chcesz popadać w przesadę w żadną ze stron i nadal nie wiesz, jaki sposób na budowanie emocji wybrać – mam dla Ciebie wskazówkę: BĄDŹ AUTENTYCZNY/-A. Czyli przekazuj emocje przefiltrowane przez siebie. Korzystaj z tego, co dzieje się w Twoim otoczeniu – oczywiście świadomie, nie non stop, bo i nie zawsze Twoje emocje będą pasować do profilu, który prowadzisz – trzeba o tym pamiętać. Ale dość często jako społeczność odczuwamy pewne rzeczy podobnie. Kiedy robi się ciepło i świeci słońce – czujemy radość. W poniedziałkowe poranki nie chce nam się iść do pracy. W piątki myślimy tylko o weekendzie. Jak wskazują badania, ok. 10-tej i 14-tej marzymy o kawie. Zimą tęsknimy do lata. Gdy długo pada i jest pochmurno, szukamy słońca. Gdy Polska wygrywa mecz w piłkę nożną, Polaków ogarnia szalony entuzjazm. Spróbuj wpisywać  się w emocje wspólne jakiejś społeczności – jakiej, to zależy od tego, do kogo kierujesz swój przekaz. Czasem można je zaobserwować w grupach gromadzących Twoich odbiorców (np. na FB) – tam dość szybko widać, co budzi najwięcej reakcji.  Sprawdzaj, testuj, próbuj, pytaj znajomych i samego (samą) siebie – a po takim treningu nauczysz się budować emocje w social media. Trzymam za Ciebie kciuki! J

Ps. Pan na rusztowaniu wyłączył urządzenie. Świat od razu wydaje mi się życzliwszy. Może zerknę na FB, co tam nowego znajomi napisali? 😉

Czy Ty też popełniasz ten błąd w social media?

Jedna z moich znajomych firm przygotowała ostatnio wielką dwudniową konferencję, na ważny społecznie temat. Nie mogłam wziąć udziału w spotkaniu, dlatego pierwszego dnia wieczorem weszłam na ich fanpage na FB, żeby dowiedzieć się, co ciekawego się działo. Na profilu znalazłam… kilka zdjęć i transmisję live. Z pięciu godzin obrad! Tyle też trwała transmisja.

Nie miałam czasu na oglądanie wszystkich wystąpień, w ogóle nie miałam czasu, chciałam krótkiej informacji o tym, co ważnego powiedziano. Niestety, z postu przy live dowiedziałam się tylko, jaki był tytuł konferencji – i niczego więcej. Dwa dni później na fanpage`u były kolejne transmisje live – i podziękowania dla uczestników. Ciągle nie wiedziałam, o czym debatowano i co ustalono. Zostałam… z niczym. 😦

Czy admini  profili socialmediowych tej firmy popełnili błąd? Oczywiście. Ale niestety jest on coraz częstszy. Obserwuję go regularnie na fanpage`ach instytucji, firm czy organizacji, dlatego postanowiłam o nim napisać.

Adminom profili wydaje się chyba, że gdy wrzucą live, wszystko będzie jasne dla ich odbiorców, bo przecież całe wydarzenie jest przekazane bez żadnych skrótów, można je sobie odtworzyć i prawie na żywo w nim uczestniczyć. Samodzielnie wybrać to, co nas interesuje, wysłuchać każdego wystąpienia – albo przewinąć sobie do fragmentu, który ma dla nas wartość…

To prawda. Takie są zalety transmisji live dla odbiorcy. Ale ma ona też swoje wady – i dlatego nie powinna być jedynym sposobem przekazywania treści z ważnych wydarzeń. Wystarczy popatrzeć na tę sytuację z perspektywy odbiorcy, by zrozumieć, w czym rzecz.

Żyjemy pod presją czasu. Pracujemy coraz więcej, zalewa nas ocean informacji, które mózg każdego z nas błyskawicznie sortuje na ważne i nieważne. Niezależnie od tego, czy to lubimy czy nie – najczęściej potrzebujemy szybkiego i krótkiego przekazu, by ocenić, czy coś nas interesuje. Jeśli tak – poświęcimy temu więcej czasu. Jeśli nie – idziemy dalej i nigdy już do danego wydarzenia nie wracamy. Twórca treści ma więc jedną – i jedyną – szansę, by przykuć naszą uwagę.  Jeśli jej nie wykorzysta – przegra.

Jak to się ma do transmisji live z wydarzeń? Bardzo prosto. Transmisje live, poza bardzo istotnymi eventami, które ludzie chcą śledzić w czasie rzeczywistym, są oglądane i odtwarzane przez najbardziej zainteresowanych – tych, którzy zdecydowali, że chcą poświęcić temu zdarzeniu więcej czasu. Natomiast reszta odbiorców naszych profili najpierw chce się dowiedzieć, czy warto danemu tematowi poświęcać swój czas. Czyli: najpierw info, co ważnego było na tej konferencji, a dopiero potem (ewentualnie) oglądanie transmisji; najpierw – kto był gwiazdą eventu i w której minucie transmisji można tę gwiazdę zobaczyć; jaki był najważniejszy przekaz transmitowanego spotkania; o czym istotnym poinformował celebryta podczas pokazywanego briefingu prasowego etc.

Technicznie jest to bardzo proste do zrobienia: wystarczy (nawet po zakończeniu transmisji) dopisać w poście kilka krótkich informacji o kluczowym przekazie, temacie, zdarzeniu, osobie etc. – tak, żeby kolejni odbiorcy widząc post od razu mogli dowiedzieć się, po co mają włączać transmisję. Albo też wrzucić drugi post z przekazem, być może z linkiem do tekstu nt. wydarzenia i jego kluczowych elementów, i przypomnieć w nim, że niżej jest transmisja live.

To baaaardzo proste. Dlaczego więc admini nie robią tego, zostawiając same live`y bez słowa komentarza?

I tu dochodzimy do sedna sprawy. 😉

Otóż nie jest wcale łatwo w 2-3 krótkich zdaniach zawrzeć najważniejszy przekaz wydarzenia. Tu liczą się umiejętności budowania contentu (czyli właśnie treści), i to na żywo, na szybko, bez wcześniejszych ustaleń. Trzeba „mieć ucho”, by wyłapać słowa kluczowe oraz najważniejszą myśl, jaka ma zostać w odbiorcy po konkretnym wydarzeniu. W takim tworzeniu contentu można się pomylić, można zbłądzić, mieć wpadkę… Zostawianie „pustych” transmisji live jest więc – powiedzmy jasno – pójściem na socialmediową łatwiznę. Bo przecież na fanpage`u wszystko jest, prawda? 😉

Nie idź na łatwiznę! Bądź lepszy od innych, wychodź naprzeciw oczekiwaniom Twoich odbiorców. Choć to nie jest łatwe – tylko tacy wygrywają z konkurencją! Ćwicz budowanie contentu, ustalaj kluczowy przekaz przed wydarzeniem, przygotuj się wcześniej przekazowo do relacjonowania konferencji, briefingu, spotkania, podpisania umowy, prezentacji nowego produktu. Praktykuj – bo tylko ćwiczenie czyni mistrza. I nie zostawiaj swoich odbiorców bez najważniejszych informacji – bo więcej do Ciebie nie wrócą.

Trzymam kciuki! 🙂

 

 

Social media to nie matematyka!

Dziś o tym, co mnie wkurza w socialmediowej praktyce, a co regularnie obserwuję. Social media to nie matematyka! SM to ludzie!

Dlatego jasno, prosto i wyraziście chcę przypomnieć o tym, co w mediach społecznościowych najistotniejsze – oraz jak to budować. Zapewniam, to będzie użyteczny tekst (jak się wkurzam, to jestem baaardzo merytoryczna. 😉 )

Choć na pierwszy rzut oka media społecznościowe mogą robić wrażenie matematycznych – wszak poziom reakcji i zaangażowania mierzymy w nich za pomocą liczb, mamy więc zasięgi, liczbę lajków, komentarzy i udostępnień, statystyki na temat naszych odbiorców, najlepsze dni i godziny wrzucania postów, i wreszcie słynny algorytm Facebooka, uwzględniający 10 tysięcy zmiennych…  Ale tylko na pierwszy rzut oka! Zapewniam Was – opierając się tylko na liczbach i dążąc jedynie do wysokich liczbowych odczytów nie zrobicie dobrych profili w mediach społecznościowych!  Bo w nich naprawdę liczy się zupełnie co innego. Dopiero umiejętność posługiwania się TYM budzi reakcje i zaangażowanie – i wtedy właśnie rosną nam wskaźniki.

Te tajemnicze składniki to:  EMOCJE i RELACJE.

Stąd dzisiejsze równanie:

Em + Re = Social media

Zapisałam tę zasadę matematycznie z nadzieją, że trafi ono do tych, którzy poza matematyką w social media świata nie widzą (są tacy, uwierzcie).  😉

Media społecznościowe z założenia służą do budowania relacji, nie do sprzedaży i robienia biznesu. Ta funkcja jest w nich kluczowa do dziś, dlatego dobrze się w nich mają te dziedziny życia, które zależą od dobrych relacji z ludźmi. Działalność publiczna to najbardziej podstawowa dziedzina, ale social media pasują też do wielu przestrzeni biznesowych. Jeśli Twój biznes potrzebuje stałej sieci klientów z częstym dostępem do informacji, ciągłego napływu nowych klientów, marketingu szeptanego, influencerów (czyli ludzi, którzy mają wpływ na wybory zakupowe dokonywane przez innych) – to social media pomogą Ci w rozkręcaniu biznesu. Ale: jeśli sprzedajesz czołgi lub lokomotywy – nie potrzebujesz mediów społecznościowych (liczba potencjalnych klientów jest ograniczona, potrzebujesz raczej lobbingu niż social media). Podobnie, gdy sprzedajesz chleb w osiedlowej piekarni (i nie chcesz podbić całego miasta) – tu w pełni wystarczy Ci dobra działalność w realu.

Pierwsze pytanie brzmi więc: czy potrzebujesz social media w swojej działalności?

Jeśli tak, postaw na świadome budowanie relacji z ludźmi i tworzenie społeczności wokół swojej marki. Społeczność buduje się przez:

– reagowanie na potrzeby członków społeczności,

– obecność,

– dobry kontakt ,

– wspólne emocje.

Jeśli zabraknie któregokolwiek z tych elementów, żaden profil na FB, TT, LinkedIn, Instagramie, Snapie etc. – nic nie da.

Społeczność buduje się tak samo w realu, te zasady nie są więc niczym nowym. Na co dzień jednak niewielu z nas zajmuje się tworzeniem wspólnoty, zaś prowadzeniem fanpage`y w social media – o tak, tym zajmujemy się już praktycznie masowo.

Przeanalizuj swój fp i sprawdź, czy rzeczywiście:

  • Określiłeś krąg swoich odbiorców: czy wiesz, do kogo piszesz?
  • Znasz potrzeby swoich odbiorców, rozpoznałeś je wcześniej lub ostatnio: choćby przez szereg rozmów,  znajomość środowiska w realu, znajomość klientów danej branży, badania sondażowe etc., oraz reagujesz na potrzeby zgłaszane w komentarzach, postach, wiadomościach.
  • Jesteś obecny i jest z Tobą dobry kontakt, tzn. Twoi odbiorcy mogą na Ciebie liczyć. Nie chodzi o to, by siedzieć w sieci przez 24 godziny na dobę, ale by reagować na pytania i komentarze, wyjaśniać, dyskutować, wspierać, reagować, odpowiadać na wiadomości i maile. Tak jak w realu – nie zbudujesz żadnej społeczności, jeśli całe Twoje działanie będzie polegało na prezentowaniu siebie. Ludzie raczej nie szukają w social media ani w ogóle w Internecie miejsc, w których można przeczytać o tym, co potrafisz czy co się dzieje w Twoim życiu. Mają własne życie i własne problemy. Ludzie szukają tego, co jest im samym potrzebne albo co budzi w nich emocje. Daj im to. Bądź z nimi. I niech kontakt z Tobą nie będzie tylko kontaktem ze sprzedawcą prezentującym produkty –  jeśli już coś sprzedajesz, staraj się poznać swego klienta, zatroszcz się o niego, zindywidualizuj go – a wróci do Ciebie wielokrotnie i jeszcze poleci znajomym. To wymaga energii i czasu – jednak daje też ogromny i rozłożony w czasie zysk.
  • Dajesz możliwość wspólnego doświadczania emocji: wrzucasz poruszające posty, pokazujesz swoje emocje (coś Cię wkurzyło i dlatego się tym dzielisz, przeżywasz wielki sukces – i informujesz o tej radości), udostępniasz budzące emocje materiały video, zdjęcia, linkujesz emocjonalne teksty? Nie bez powodu we wszystkich mediach społecznościowych podstawowym narzędziem do kontaktu są emotikony – bo to właśnie ludzkie emocje nakręcają ruch w social media. Coś Cię porusza – podajesz dalej. Coś jest Ci zupełnie obojętne – to zostawiasz to bez jakiegokolwiek kliknięcia. Żyjemy w czasach zalewu informacji, musimy je hierarchizować – i zawsze za ważne uznajemy te, które nas poruszyły albo które uznaliśmy za pomocne. To dlatego np. na YouTube  największym zainteresowaniem cieszą się filmy rozrywkowe (emocje) oraz tutoriale (dzięki nim można się nauczyć tego, co jest nam potrzebne).

Najgorszą recenzją dla profilu każdej marki jest stwierdzenie, ze zamieszczane na nim posty są po prostu… nudne. Ok, dla Ciebie są ciekawe? Spróbuj postawić się na miejscu odbiorcy i sprawdź, jak to wygląda z jego punktu widzenia.

Wiadomo – nie każdy post będzie mega emocjonalny. Ale niech przynajmniej co trzeci jakoś porusza!

Jeśli nie stosujesz tych zasad – zmień to. Zacznij świadomie budować społeczność wokół swojej marki. A dopiero potem zajmij się matematyką – niech będzie dla Ciebie wskazówką, co się podoba Twoim odbiorcom, co zupełnie nie budzi zainteresowania, kiedy lepiej publikować.  Ale tylko wskazówką, a nie całym socialmediowym światem.

 

Ps. Dla zgłębiających temat jeszcze jeden tekst o tym, że matematyka potrafi wręcz pogrążyć w social media:  https://mierzynskamarketing.wordpress.com/2016/12/09/czy-lajkowac-samego-siebie-o-zasiegach-postow-na-fb/

 

Jak budować markę w sieci – rady na start

Właśnie zaczynasz działalność i potrzebujesz promocji w mediach społecznościowych? Założyłaś/-eś sklep online, ale prawie nic nie sprzedajesz, bo nikt nie widzi Twojej strony ani fanpage`a? Jak zacząć się promować, jak dotrzeć do potencjalnych klientów, kiedy nie masz wielkiego budżetu reklamowego – to pytania, z którymi zwracacie się najczęściej. Dlatego dziś podstawowe wskazówki dla wszystkich rozpoczynających!

Ps. Wskazówki działają pod warunkiem ich realizacji, samo przeczytanie nie przynosi efektów. 😉

 

  1. Albo czas, albo pieniądze

Przede wszystkim na rozkręcenie działalności dzięki sieci potrzebujesz czasu – tak samo zresztą jak w realu. Klienci muszą najpierw dowiedzieć się, że jesteś, potem Cię poobserwować, potem wypróbować (np. kupić jedną rzecz), a jeśli wszystko pójdzie pomyślnie – dopiero wtedy do Ciebie wrócą.

Jeśli jednak zależy Ci na tym, by szybko zacząć sprzedawać czy dostawać zlecenia, potrzebujesz jakiegoś budżetu promocyjnego. W zależności od budżetu, trzeba wybrać kanały promocji i reklamy. Media społecznościowe, w tym Facebook, są najtańsze, FB ma też chyba najszerszą w Polsce grupę odbiorców, musisz jednak dobrze określić grupę docelową, by dotrzeć do realnych klientów.

FB daje różne możliwości reklamy – możesz ustawić reklamę w ten sposób, że kwota do zapłacenia będzie naliczana np. od liczby kliknięć w link. Oczywiście nie gwarantuje to sprzedaży, ale rozszerza grono ludzi, którzy mają szansę poznać Twoją markę. Jeśli korzystniejsza dla Ciebie będzie rosnąca liczba polubień fanpage`a – w ten sposób ustaw reklamę. W menadżerze reklam FB masz sporo opcji, dość jasno rozpisanych – na początku podajesz bowiem swój cel marketingowy, potem określasz, co ma być brane pod uwagę i na jakiej konwersji Ci zależy. Propozycje reklamowe przedstawiane Ci przez FB zależą właśnie od tych pierwszych wskazań.

Konwersja to konkretne, oczekiwane działanie wykonane potencjalnego klienta w odpowiedzi na skierowaną do niego kampanię reklamową w sieci – np. kupno produktu, odwiedzeni strony. Czyli: określając konwersję określasz, co ma zrobić odbiorca reklamy.

  1. Grupy na Facebooku

Znajdź grupy na FB związane z tematyką Twojej branży i dołącz do nich, bądź tam aktywny/-a – ale nie przez promowanie swoich produktów. W grupie liczyć się będzie raczej doradzanie, wspieranie, edukowanie, pomaganie – linkujesz do swojego fp/bloga/strony niejako przy okazji, wtedy gdy jest to potrzebne lub gdy Cię ktoś o to poprosi. I oczywiście najpierw przeczytaj regulamin grupy, żeby wiedzieć, co można, a czego nie.

Przy czym nie mam na myśli branżowych, zamkniętych grup, w których spotykają się profesjonaliści (takie przydadzą Ci się do innych celów), tylko grupy, w których znajdziesz swoich odbiorców. Przykładowo: projektujesz elementy wyposażenia wnętrz – znajdź grupy o remontach mieszkań i domów; projektujesz ubrania – znajdź grupy, w których kobiety dzielą się pomysłami na swoje stylizacje itp.

To zajmuje czas, zmusza do czytania postów, brania udziału w dyskusji, w miarę szybkiego reagowania – ale w ten sposób dajesz się poznać jako osoba, która się zna na tym, co robi, jest otwarta na innych , więc musi mieć fajne pomysły – a tu już tylko krok do sprzedaży czy zleceń.

 

  1. Instagram dla branż „obrazkowych”

Jeśli w Twojej branży liczą się zdjęcia (produktów, ludzi, eventów itp.) – świetnym portalem społecznościowym będzie dla Ciebie Instagram – bo jest obrazkowy. Załóż konto, wrzucaj zdjęcia – tylko dobre zdjęcia! Używaj angielskich hashtagów (te najpopularniejsze podpatrz u innych). Tu też można się reklamować płatnie, jeśli masz pieniądze.

 

  1. Znajomy znajomemu – czyli mikroinfluencerzy są wszędzie!

Poproś znajomych, żeby Cię wspierali udostępniając Twoje posty, linkując Twoją stronę internetową.  Może zorganizujesz im jakieś socialmediowe party z Twoimi produktami (ofertami) – poproś, by powrzucali potem zdjęcia na swoje profile, niech Cię oznaczą, zachęcą innych. Taki marketing ma ogromne znaczenie – kiedy poleca Cię ktoś, kto osobiście Cię zna i wypróbował Twoje propozycje, łatwiej takiej ofercie zaufać. To ważny międzynarodowy trend w marketingu – chodzi o to, że każdy użytkownik sieci jest dziś mikroinfluencerem, czyli ma wpływ na innych potencjalnych klientów. Wykorzystaj to!

Może znasz/współpracujesz z kimś znanym w Twojej branży – poproś go, by Cię zareklamował, wrzucił na swój fanpage, napisał o Tobie na blogu. Odmówi? Trudno, nic nie tracisz. Ale jeśli się zgodzisz, zyskujesz ogromnie!

Możesz też wejść we współpracę z blogerami, np. oferując im swoje produkty w zamian za tekst o nich. Blogerzy najbardziej cenią osoby, które pozwalają na obiektywne recenzje nadesłanych produktów – ale wtedy nie masz wpływu, czy nie powstanie tekst krytyczny. Oceń, na co jesteś w stanie się zgodzić. A na początek najlepiej zacząć od znajomych blogerów i blogerek.

 

  1. Ciekawy fanpage – jak to zrobić?

Prowadź swego fanpage`a „z głową”. Niech Twoje posty nie będą tylko prezentacją produktów, ale też komentarzami do tego, co istotne w Twojej branży –  podrzucaj newsy, pokazuj nowe trendy, linkuj ciekawe teksty (naprawdę, nie wszystkie muszą być Twoje 😉 ), wrzuć czasem coś zabawnego,  Postaraj się tworzyć angażujące posty – inaczej nikt ich nie zauważy. Tu masz więcej pomysłów na to, jak pisać posty: https://mierzynskamarketing.wordpress.com/2017/04/09/facebook-7-wskazowek-jak-tworzyc-angazujace-posty/

Możesz pokazywać krótkie video (albo nawet transmisje online), jak powstają Twoje produkty, jak je projektujesz, tworzysz itp. Film lub zdjęcia z tzw. backstage`u zawsze będą wzbudzały zainteresowanie – bo ludzie są ciekawi, chcą zobaczyć więcej niż tylko to, co widać na zewnątrz. Zaspokajaj ich ciekawość choć raz na jakiś czas. Kiedy szykujesz jakiś event – pokaż na fp te przygotowania. Kiedy robisz sesję zdjęciową swoim produktom – pokaż parę ujęć z samej sesji.

 

To pierwsze, podstawowe działania. Oczywiście, można ich wymyślić dużo więcej, powyższe wskazówki to tak naprawdę głównie inspiracja – reszta już jest w Twojej głowie. 🙂 Bo to Ty najlepiej znasz swoją działalność.

I pamiętaj: budowanie marki TRWA i WYMAGA WYSIŁKU! Właśnie dlatego mówi się o budowaniu jako o procesie – bo każdy proces wymaga czasu. Z doświadczenia wiem, że pierwszy kryzys przychodzi mniej więcej po dwóch miesiącach, bo miało być tak pięknie, a jest… mniej pięknie.  

Ale to naprawdę musi potrwać – marka to coś, co musi się ludziom zacząć kojarzyć. Żeby zbudować skojarzenia, musisz dać się poznać, a potem przypominać o sobie, regularnie się pojawiać – po jakimś czasie ludzie zapamiętają Ciebie, Twoje produkty i Twoje propozycje, staniesz się stałym elementem ich krajobrazu.

Jedynym sposobem, by to przyspieszyć, jest naprawdę duży budżet reklamowy. Bez tego – zostaje czas.

O czasie i wytrwałości niezbędnych do zbudowania marki (nie tylko w social media) przeczytasz też tutaj:  https://mierzynskamarketing.wordpress.com/2017/02/05/jak-przetrwac-w-social-media-postaw-na-soc/

Trzymam kciuki! 🙂